W zeszłym roku nie miałam ani czasu ani chęci na zabawy spirytusowe, swą alkoholową chuć zaspokajałam więc wymyślnymi drinkami typu Jack Daniels i Diet Coke albo jakiś inny Captain Morgan. Nie wspomnę czerwonego wina, po którym tylko mnie głowa boli i inne sensacje... Dobra dobra, bo jeszcze pomyślicie że jestem jakąś alkoholiczką :-) W każdym razie, niedawno pokazałam Wam moje krzaczki owocowe. Poza malinami już nic na nich nie ma. Wszystko objedzone i oberwane. No to co ja tam wtedy pisałam? Że będą naleweczki :-) No i są, już się kiszą. I przyznam szczerze że nie wiem czy by mi się chciało inwestować gdyby synek nie obiecał przywieźć z Polski paru butelek spirytusu, bo tutaj ciężko dostać, jak już to taki młodzieżowy 70-parę procent, a kosztuje jak trzy butelki wódki. No i przywiozło kochane dziecko, przywiozło spirytusik dla mamusi i jeszcze coś czego się nie spodziewałam - prezencik od babuni :-)
Mamusia moja podarowała mi bowiem pięciolitrowy bukłaczek naleweczki z aronii którą to zalała pięć (!) lat temu, położyła gdzieś w kącie i zapomniała, na szczęście nie na wieki choć mało brakowało, bo znalazła przy odsuwaniu mebli. Jeszcze nie odcedzona, z owocami. Mocy to ta nalewka zbyt dużej nie miała, ale pyszniutka była, nie powiem. A może to tak się tylko wydaje, bo faktycznie, łykało sie jak miodzik, a dopiero po chwili czuć było moc, że tak powiem - wewnętrznie, czyli od trzewii czy innych przełyków. Trzy godziny filtrowałam! Dolałam procentów, które specjalnie na tę okazję zakupiłam w ilościach hurtowych 1-litrowych plus odrobinkę spirytusu, tak żeby rozrzedzić a żeby pyska nie kręciło, no i żeby na wszystkie nalewki wystarczyło rzecz jasna. Po trzykrotnym filtrowaniu uznałam że nalewka nadaje się już ewentualnie do spożycia, w końcu pięcioletnia! Ale coby się procenty przeżarły buteleczki zostały zamknięte, opieczętowane i schowane na dnie szafy. Niech se stoją aż do zimy, będą lepsze. A jak trza będzie to się jeszcze raz przefiltruje i będzie git. Owoce poszły do zamrażarki, oczywiście nie zamarzły bo alkohol nie zamarza, ale myślę że jeszcze będzie je można wykorzystać z raz do bardziej wytrawnej naleweczki.
No a co z pozostałymi?
No to mamy jeszcze nalewkę malinową, z białej porzeczki, z czarnej porzeczki. Tylko w tym roku postanowiłam zaszaleć i nie trzymać zupełnie proporcji. Dotyczy to praktycznie każdej nalewki. I każdą owocową robiłam w podobny sposób, czyli zasypywałam owoce cukrem, w różnej ilości, jak uznałam za stosowne, tak postały kilka dni aż puściły sok. Z malinami poszło najszybciej, wiadomo. Czarna porzeczka stała w cukrze tylko dwa dni, biała chyba z tydzień. W każdym razie, jak już owoce popuszczały sok to dolałam wódeczki w dowolnej ilości, dolałam sprawiedliwie spirytusu, dorzuciłam do każdego słoja po kawałku kory cynamonowej (a co, nie można?) i zakręciłam. I tak sobie co jakiś czas potrząsam. W planach mam dorzucić jeszcze laskę wanilii do którejś nalewki ale nie wiem do której, za jakiś czas otworzę każdą i spróbuję to wtedy zadecyduję czy i do której. Może jeszcze tak połowę cytryny na przykład do tej z czarnej porzeczki? Nie mam z tym problemu, robienie nalewek to długotrwały proces i można się bawić. Tak uważam.
Najnowszy ostatnio-weekendowy wynalazek, czyli nalewka z mięty, melisy i lubczyku. Robiłam taką dwa lata temu i pyszna była, jak lekarstwo :-) Ziołowa nalewka nie ma w ogóle cukru, tylko liście zalane wódką. Miałam na ten cel zachowane jeszcze pół butelki spirytusu, bo wiadomo, jak lekarstwo to swoją moc mieć musi, ale córka mi ukradła, bo chciała pokazać koleżance, bo wiadomo, takich tutaj nie mają, a jak już pokazała to się napiły samymi oparami i musiały dokończyć to co zostało w butelce. W zemście zabrałam jej z wieszaka 3 ulubione sukienki i powiedziałam że oddam jak dostanę moje pół butelki spirytusu z powrotem. Taka matka jestem! Jak wojna to wojna!
gdzie tam alkoholiczka, raczej czarownica albo znachorka;))
OdpowiedzUsuńNo, przynajmniej Ty jedna mnie rozumiesz, my wiedźmy musimy się trzymać!
UsuńBo do nalewek, to trzeba mieć rękę, jak mawiał mój kolega Jasiu, który potrafił ze wszystkiego zrobić pyszną nalewkę. Jego numerem popisowym była nalewka z czosnku, herbaty i cytryny i czegoś tam jeszcze, ale z czego - nigdy nie zdradził. Z tego, co przeczytałam przed chwilą Ty też z tego "gatunku" ludzkiego, co kolega Jasiu. Myślałaś o złożeniu CV w jakiejś wytwórni wódeczek?
OdpowiedzUsuń"Czegoś tam jeszcze"? Aż się lękam, czegóż to:))).
UsuńNie, pająków ani myszy nie dodawał :D
UsuńA tam zaraz nie dodawał... Takie pajęcze nóżki czy muszęce odwłoki to tylko smaczku dodają :-) A tequila to też niby z robaczkiem :-)
UsuńWow to Ty jesteś specjalistka od naleweczek...
OdpowiedzUsuńJedyny zawód , który żałuję ,że nie mam :-)))
Specjalistka to może nie, ale jak coś lubię robić to robię jak najlepiej. Tylko coś mi ta malinówka za mało malinami zajeżdża, chyba dołożę jeszcze trochę.
UsuńU nas spirytusik kupuje sie w... aptece. Wprawdzie 5% mu brakuje, bo ma tylko 90%, ale na moj ajerkoniak sie nadaje. Z nalewkami nigdy nie probowalam, zreszta owoce tu drogie jak czort, a wlasnych nie mam.
OdpowiedzUsuńTo kiedy probujemy? :)))
No, jakbym ja tak miała kupić kilo malin to ta nalewka kosztowałaby mnie zdecydowanie za dużo. A tu się w aptekach spirytusu nie kupi, chyba że taki specjalny, śmierdzący jakiś, ale takiego denaturartu to ja bym raczej nie spożywała...
UsuńToz nie kupuje denaturki! Grzecznie prosze o spirytus etylowy, z zaznaczeniem, ze do picia ma sluzyc. Aptekarki wpadly w stupor, kiedy poprosilam o literka, slepia mialy jak stare 5 zl z rybakiem.
UsuńMusialam im pozniej flaszke ajerkoniaku zaniesc, zeby nie pomyslaly, ze doje z gwinta czysty spirytus.
Taki spirytusowy szmugielek:))). Tyle, że legalny.
OdpowiedzUsuńCałkowicie legalny.
UsuńU nas tez teoretycznie nie mozna dostac spirytusu dla doroslych:))) Ale okazuje sie, ze jednak mozna tylko trzeba wiedziec jak;P
OdpowiedzUsuńWlascicielem sklepu z alkoholami w mojej okolicy jest Rosjanin i kiedys mu wytlumaczylam co to jest spirytus 96% i sie okazalo, ze ten spirytus jest legalny w Stanach, tylko nikt nie wie do czego niby ma sluzyc:)))
Bylo to ok. 8 lat temu i od tamej pory Vladim zamawia i normalnie zawsze ma w sklepie. Wczesniej musialam jezdzic do polskiej dzielnicy, a teraz nie musze, bo to jednak wyprawa.
Moze sprobuj jesli masz jakis zaprzyjazniony sklep pogadac i niech sprawdza czy to jest mozliwe.
Tez robie nalewki, chociaz w tym roku z wiadomych wzgledow nic nie wyprodukowalam:))) Ale u mnie jak u Twojej mamy, nalewki nabieraja mocy latami, bo nie bardzo ma kto pic. Wlasnie skonczylismy 6letnia nalewke kawowa, ktorej resztki D. (przyjaciel z Kanady) uzyl do przepysznego tiramisu.
U nas jest czasami ten normalny w polskich sklepach, nie powiem, ale cena zabija, więc kupuję tylko kiedy muszę! No to jak miało okazję dziecię kupić w Polszy za jedną dziesiątą ceny to kupiło :-)
UsuńA zobacz tutaj, co znalazłam :-) http://www.thewhiskyexchange.com/P-15105.aspx
Dziwne, bo ma 95% a ten u mnie ma 96% tak w Polsce i jest duzo tanszy od wszelakich wodek:)) A juz jak sie wezmie pod uwage, ze to trzeba rozcienczyc to jest naprawde taniocha.
UsuńNie wiem czy oprocz nas ktos to kupuje, ale co mnie to w sumie obchodzi:)))
Qrde, jaki drogi! U nas w aptece litr kosztuje ok. 20 euro.
UsuńJa mam 750ml za poniej $20
UsuńSzczesciary...
UsuńNAreszcie normalna, co sie nie droczy z J. Danielsem:)
OdpowiedzUsuńKiedys mowilam, ze to jedyny facet, z ktorymi mi wychodzi..:)
Az brat sie zapytal, czy problem mam i moze chce pogadac:)
Smacznych nalewek.
Osobiscie nie gustuje.
Jedyna miloscia palam do ratafii - owocki sa przednie, do dekoracji wigilijnej galaretki na ten przyklad...:)
Jacek to jest gość, co nie? Jak dla mnie to też jedyny facet z którym mogę czuć się świetnie tak wieczorem jak i rano :-)
UsuńO naleweczki ukochane me. :) Tylko pić nie ma kto :( ale robiłam i robię wszystkie kąty zalegają, od czasu do czasu ich ubywa na święta jakoweś najczęściej, po rodzinie rozdawane. :) Malinówka a wiśniówka oj jaka pyszna wiśnióweczka jest. Herbacianą zrobiłam według przepisu ale pyszna wyszła. I ziołową jakąś mam ale pisze na kartce że nie pamiętam co wrzucałam do butelki :), pisze też że z wesela Ewuni koleżanki, a koleżanki córka ma już 10 lat czyli naleweczka ma około 12 lat. :) Zalewam wódką a jeśli używam spirytusu to 70% zaczęłam tak gdym dojrzała skrzywienie warg, mego sublokatora od wynajmu lokalu. Chwaliłam się że robię i daję spirytus, wytłumaczył mężczyzna mnie iż zalewane spirytusem 90% niszczy komórki owych owoców, coś tam jeszcze robi nie tak, ino nie spamiętałam co. Odczepiłam się od 90% a przyczepiłam do Darka, molestując go o ... bimber. Dostałam super czyściutki bez chemii i taki już mniej mocny. No to na nim robiłam nalewki, póki go miałam. Teraz Darek nie pije, wątroba wywaliła, matka płakała, żona groziła, lekarz powiedział że jeszcze jedna taka akcja a będzie po chłopie, wiec nie mam dojścia do bimberku, zalewam czystą wódką którą wybieram na chybił trafił bo się nie znam. :))
OdpowiedzUsuńA tu pędzenie bimberku jest legalne, hehe :-) Na nasze nieszczęście tylko do 24 procent. To co to za bimber, siki jakieś. Nie pędzę!
Usuń