wtorek, 12 sierpnia 2014

Kot pod prysznicem.

Coś mi się kolejna wycieczka odsuwa na dalszy plan, ale materiały wszystkie mam to w końcu kiedyś Was na nią zabiorę. Na razie walczymy z kotami. Właściwie z jednym. Oesu, co ja wczoraj miałam!
Całą niedzielę przesiedziałam na internecie poszukując informacji na temat kąpieli kotów. Wyczytałam i wyoglądałam prawie wszystko co chciałam wiedzieć, z jednym szczegółem - Pełno jest informacji o tym jak kąpać kota, można znaleźć zdjęcia zmoczonych jak kura kociaków, biednych i nieszczęśliwych, natomiast nigdzie nie znalazłam ani wzmianki o tym jak może zachować się kot w wannie. Szczególnie mój Tiggy, który kotem nakolanowym przecież w ogóle nie jest, a pogłaskanie go w nieodpowiednie miejsce może skończyć się odgryzieniem ręki.
Dla przypomnienia powiem że Tiggy w niedzielę wyglądał jak jedna wielka kupa nieszczęścia, podgryzał się nieustannie w okolicach powszechnie uznanych za wstydliwe, futro na grzbiecie wyglądało jeszcze okej, ale pod spodem to już po prostu obraz kociej nędzy. Minęły już prawie dwa tygodnie od wypadku, a co najmniej 10 dni od operacji, kot przez cały ten czas nie mógł się lizać więc się podgryzał. W ślinie natomiast były spore ślady krwi, która sączyła się z pokiereszowanego języka i on tę ślinę przenosił sobie na futerko, przede wszystkim na łapy i doopkę. Które to łapy i doopka nosiły także ślady kocich sików, bo przecież mu się u weta nieźle popuściło. Z tego wszystkiego jeszcze przestał jeść. Nie jadł nic całą niedzielę. I w poniedziałek rano również nic. W ogóle go nie było zresztą widać bo się bardzo umiejętnie ukrywał, nie mam pojęcia gdzie.  No ale koniec końców dojrzałam do decyzji że wet wetem ale czysty kot to bardziej szczęśliwy kot i trza kota wykąpać.
Po pracy wczoraj podjechałam do sklepu zakupić szampon, ale ciemna jak tabaka w rogu nie widziałam żadnego szamponu dla kotów w całym sektorze szamponim. Zapytałam panienki przy kasie, zaprowadziła mnie w miejsce w którym przed chwilą stałam pół godziny i pokazała mi to na co przecież patrzyłam ale moje oczy nie widziały. I wyjaśniła przy okazji co jest do czego, że tu zwykły szampon na mokro, tu taki specjalny na sucho do wyczesania, a tu takie fajne ściereczki do wycierania kotka jak się lekko przybrudzi. No ściereczki rzeczywiście super, ale dla Migusi chyba, gdzie ja Tigusia po doopce taką ściereczką przetrę? Zakupiłam więc byłam zwykły szampon, który dla zmyłki miał napisane "Made in PRC" żeby ludzi tak bardzo w oczy nie kłuło. Bo co chińskie to... wiadomo. Ale nie ma rady, innej produkcji nie mieli.
No i teraz dyskusja  z synem - jak go uprać. Dobrze że w ogóle wyczaiłam gdzie on siedział, bo byśmy jeszcze kota szukali przez pół dnia. Najpierw jednak rozpuściłam szampon w wodzie w zalecanej proporcji 1:6 (albo coś kole tego) w misce. Miska stała już w brodziku. A właściwie w wannie bo ja mam taki specjalny prysznic z głębokim brodzikiem co bym się mogła wyłożyć jakbym chciała. Pozostało umieścić w nim kota. Za radą Klarki postanowiłam użyć poszewki na poduszkę. Ale to nie takie proste, nie nie nie... Najpierw poćwiczyliśmy trochę na Migusi, ale ona uznała to za świetną zabawę i wiadomo było że próba nie może zostać uznana za satysfakcjonującą ze względu na nieadekwatne zachowanie modelki.
No to teraz powiem co i jak.
Jako że Tiguś siedział w swoim domku, złapanie go w poszewkę poszło gładko. Wystarczyło dziurę od poszewki przystawić do dziury w domku i przechylić domek troszkę wysypując z niego kota. Rzucającego się w poszewce kota zaniosłam na górę do łazienki, starannie unikając pazurów wystających przez materiał. Dodam że cały kot był w poszewce, bo nijak nie dało mu się wystawić głowy. Po przeniesieniu na plan operacyjny część kota która wydawała się być dolną została umieszczona w misce z szamponem a miejsce w którym miała być głowa kota miało wystawać na powierzchni. Wszystko byłoby dobrze gdyby kot był nieruchomy, niestety głowa zaczęła się niebezpiecznie przemieszczać więc w obawie przed utopieniem kota uwolniliśmy go z poszewki. W tym momencie należy podziwiać moją szybkość i sprawność, bo zanim kot zdążył się wysunąć całkowicie z worka, ja już byłam w wannie razem z nim a pomocnik w osobie syna pilnował żeby cudem kabina się nie otworzyła no i ogóle był w pogotowiu w razie czego.
Ja oczywiście byłam na boso, miałam na sobie stare spodnie dresowe i polar, żeby zminimalizować ślady ewentualnych ukąszeń. Prysznic miałam już przygotowany na odpowiednią temperaturę, nie za zimną nie za ciepłą, jak pisali - w temperaturze kota czyli jakieś 37 stopni. Kubek też miałam przygotowany. No i oczywiście kota. I tu okazało się że jak się takiego kota poleje wodą to on prawie nieruchomieje. No przynajmniej na chwilę. A potem nie chce mu się walczyć z ręką która go polewa i szoruje bo musi walczyć z zachowaniem równowagi i chęcią ucieczki z wody. Moja wanna ma taką półkę do siedzenia więc kot co chwilę wdrapywał się na nią w ucieczce przed kubkiem. Ale to właśnie dało mi przewagę bo on musiał używać wszystkich czterech łap do utrzymania równowagi w śliskim środowisku. Nie czekając na nic polewałam go tym szamponem z kubka jedną ręką i szorowałam gdzie trzeba drugą. Nawet łapy udało mi się poprzecierać. W ferworze walki z żywiołem Tigusiowi udało się (a fe) strzelić małego klocka ale z pomocą syna i rolki papieru klocek został usunięty a mnie udało się nie zemdleć. Jak już się szampon skończył, trzeba było kota wypłukać i użyłam do tego prysznica, który kierowałam na swoją rękę a woda już z ręki kapała na Tigusia. W międzyczasie zatkałam sobie przypadkowo korek i woda nie schodziła, ale zauważyłam w porę i już wszystko poszło gładko. Do momentu jak trzeba było kota wytrzeć a raczej wysączyć. Żałowałam wtedy że nie obejrzałam filmiku pokazującego jak zawinąć kota w ręcznik.
Ręczniki przygotowałam dwa. Najpierw, jeszcze w kabinie, w jakiś sposób opatuliłam kota niezdarnie i odsączyłam trochę wilgoci, jak już ręcznik cąły przesiąkł wzięłam drugi. I tak opatulonego kota wyniosłam z łazienki do mojej sypialni. Szkoda że nie zauważyłam że wystawały mu dwie łapy, bo niestety jak z ręcznika wyskoczył to już nie udało mi się tych łap powycierać.
A kot pierwsze co zrobił to zwiał do kąta, a potem pod łóżko. I tam siedział. A ja zamknęłam pokój i poszłam po miskę z jedzeniem bo uznałam że jak się tak namęczył to pewnie zgłodniał. Zaniosłam mu profilaktycznie pół saszetki, czekał na mnie pod drzwiami i rzucił się jak wygłodniały wilk na jedzenie. Do którego wlałam mu parę kropelek Bacha na uspokojenie. Następnie doniosłam mu kolejną saszetkę którą z takim samym apetytem skonsumował. Po czym zaszył się pod łóżkiem i tam siedział cały wieczór.
Około godziny dziesiątej wieczorem wyszedł spod łóżka i kazał się wpuścić na parapet. Nie był pewien czego się spodziewać, ale go nie dotykałam, tylko mówiłam do niego. Pogłaskałam go kilka razy gdy siedział na parapecie, łapy nadał nie były za suche. Po godzinie przeniósł się na łóżko, gdzie zaczął znowu się podgryzać w tylną część ciała. Ale już zauważyłam postęp bo tym razem nie tylko szarpał futerko zębami ale także używał języka. Pewnie sam jeszcze nie do końca z tego zdawał sobie sprawę, w każdym razie po dłuższym czasie jego łapy już zaczęły wyglądać jak kocie łapy a nie jak strzępy kłaków, a on zapadł w drzemkę. W nocy gdzieś poszedł i już go do tej pory nie widziałam.
Tak że widzicie, obyło się bez ran ciętych i szarpanych, Stresu najadł się kot co niemiara, ale uważam że lepszy taki stres dla kota niż jego brudne futerko. Najważniejsze że język się goi, ślina już z pyska nie cieknie. Do weta spróbuję pójść w wyznaczonej porze jutro, ale czy da radę to czas pokaże. Mam nadzieję że uda mu się nie zniknąć. Teraz będzie trzeba kota leczyć ze stresu. Ech, zawsze coś....


6 komentarzy:

  1. nie zazdroszczę, takiej walki to ja nie stoczyłam z żadnym zwierzęciem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nerwów troszkę było, nie powiem, ale jego chyba więcej niż moich. Pierwsze koty za płoty jak to mówią. Mam nadzieję że nie będzie drugiego razu. Ale może na Miguśce wypróbuję jak się gdzies wypaprze. Ona nie ma problemów z dotykiem.

      Usuń
  2. Jak na pierwszy raz to bardzo dobrze sobie poradziłaś :-) Najważniejsze że już wiesz jak w takiej sytuacji się zachowuje i że warto było , bo zaczął jeść i zapewne sam się sobie podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię, w taki sposób to ja go mogę kąpać nawet i co tydzień, ale co sie biedaczyna nerwów najadła to jego. To jego pierwsza kąpiel od urodzenia, czyli 5 lat :-)

      Usuń
  3. Ja mam bardzo bujna wyobraznie, wiec zaraz sobie zwizualizowalam te cala akcje. Rylam i rechotalam w glos, a lzy mi z oczu kapaly oraz kolka w boku dokuczala. Ostatnio tak sie smialam przy wyposazeniu apteczki po czesku i niemiecku. No ja nie mogie! Klocek w brodziku i Iwonka w dresach. Taki despekt kotu uczynic! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę że Ty sobie prawidłowo to zwizualizowałaś :-)))) Dobrze że zauważyłam tego klocka zanim poczułam :-)

      Usuń