piątek, 28 lutego 2020

Parę faktów o koronawirusie

Ze strony WHO:

Podsumowanie
• Zapalenie płuc nieznanego pochodzenia wykryto w Wuhan w Chinach i po raz pierwszy zgłoszono do chińskiego Biura WHO 31 grudnia 2019 roku.
• Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) pracuje 24 godziny na dobę analizując dane, udzielając porad, koordynując pracę współpracujących organizacji, pomagając krajom przygotować się do pandemii, zwiększając  zapasy i zarządzając siecią ekspertów.
• Epidemia została ogłoszona jako zagrożenie zdrowia publicznego na polu międzynarodowym 30 stycznia 2020 roku.
• Wspólnota międzynarodowa poprosiła o 675 milionów dolarów amerykańskich w celu pomocy państwom słabiej rozwiniętym pod względem opieki zdrowotnej, jako jedden z punktów Strategicznego Planu Przygotowania i Odpowiedzi na Zagrożenia.
• 11 Lutego 2020 roku WHO ogłosiło nazwę choroby spowodowanej przez nowego  koronawirusa: COVID-19. 
Źródło: https://www.who.int/docs/default-source/coronaviruse/situation-reports/20200227-sitrep-38-covid-19.pdf?sfvrsn=9f98940c_2

Na tej stronie można sobie wszystko wyczytać. Niestety, tylko po angielsku, chińsku, arabsku, francusku, rosyjsku i hiszpańsku.
A teraz kilka faktów z innej ciekawej i wiarygodnej strony, uaktualnianej na żywo:
https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries

Swoją drogą, polecam kliknięcie tutaj: https://www.worldometers.info/pl/ i obserwowanie cyferek. Zapewniam Wam, że wciąż rodzi się znacznie więcej ludzi niż umiera :-)

No dobra, wracamy do faktów na czas publikacji, bo sytuacja się zmienia z godziny na godzinę (przetłumaczone przeze mnie):

Przypadki koronawirusa globalnie:

83,910

Zgonów:

2,869

Wyzdrowień:

36,872

Śmiertelność w wyniku COVID-19 w przedziałach wiekowych:

Śmiertelność różni się w zależności od grup wiekowych. Zestawienie poniżej w żadnym wypadku NIE REPREZENTUJE procentu śmiertelności w danych grupach grupach wiekowych. Reprezentuje natomiast RYZYKO zgonu w danej grupie wiekowej jeśli osoba z danej grupy wiekowej zachoruje na  COVID-19.
WIEK
WSPÓŁCZYNNIK ŚMIERTELNOŚCI*
80+ lat
14.8%
70-79 lat
8.0%
60-69 lat
3.6%
50-59 lat
1.3%
40-49 lat
0.4%
30-39 lat
0.2%
20-29 lat
0.2%
10-19 lat
0.2%
0-9 lat
brak zgonów
*Współczynnik śmiertelności = (liczba zgonów / liczba zachorowań) = prawdopodobieństwo zgonu w wyniku zarażenia wirusem w procentach
A teraz komentarz mój:

Generalnie, jak można zauważyć, w zasadzie nie ma przypadków śmiertelnych wśród dzieci. Przypomne że granica błędu statystycznego to 1%. Czyli jak widać z powyższej tabeli, choproba jest ryzykowna dla osób starszych. W bardzo nielicznych przypadkach wykrywa się koronawirusa u dzieci, ale ryzyko zachorowania na COVID-19 jest bardzo małe, a jeśli już się zdarzy, to przebiega niezwykle łagodnie, tak że przypadki nie są nawet zgłaszane. O przyczynach można sobie poczytać w internecie, po prostu wirus działa trochę na zasadzie bardzo delikatnie przebiegającej "choroby dziecięcej", zupełnie niegroźnej dla dzieci natomiast ciężko i z powikłaniami przechodzonej przez dorosłych.

I wracamy do strony:


Ogólny stan zdrowotny (choroby współistniejące)
U pacjentów, którzy nie zgłaszali żadnych istniejących wcześniej chorób, śmiertelność po zachorowaniu wynosi 0.9%. Istniejące wcześniej choroby i zachorowania, które powodują w pacjentów zwiększone ryzyko śmierci w przypadku zachorowania na COVID-19 to:
CHOROBA WSPÓŁISTNIEJĄCA
WSPÓŁCZYNNIK ŚMIERTELNOŚCI*      
Choroby układu krążenia                           
10.5%
Cukrzyca
7.3%
Przewlekłe choroby układu oddechowego
6.3%
Nadciśnienie
6.0%
Rak
5.6%
brak chorób współistniejących
0.9%

*Współczynnik śmiertelności = (liczba zgonów / liczba zachorowań) = prawdopodobieństwo zgonu w wyniku zarażenia wirusem w procentach

Czyli znowu, w ponad 99 procentach osoby, które zmarły po kontaminacji koronawirusem, były wcześniej chore na jakąś ciężką chorobę przewlekła, a znakomita większość tych przypadków była po prostu w bardzo kiepskim stanie fizycznym.

Jak widać choćby na podstawie tych okrojonych przeze mnie statystyk, COVID-19 to nie jest jakaś strasznie śmiertelna choroba, "zwykła" grypa zbiera co roku zdecydowanie znacznie większe żniwo. Więc skąd ta cała panika? Nawiasem mówiąc, w Polsce przypadku zarażenia jeszcze nie wykryto. A nawet jak, to na miłość bosko, ile ludzi jest na przykład w takim UK (66 milionów) i ile zachorowało? 19, w tym kilka będących na pechowym statku w Japonii. A gdy popatrzycie na powyższą tabelkę i porównacie ze średnią wieku na statku wycieczkowym (jakieś 80 plus) to wniosek narzuca się sam.  A teraz porównanie. Popatrzcie wokół siebie - jedna osoba z grypą w biurze potrafi zarazić w ciągu jednego dnia kilkanaście osób. Jest jedna najważniejsza różnica - grypę znamy od wielu lat, a COVID-19 to choroba nowa, do tej pory na świecie nie istniejąca, dlatego tak się jej boimy. W dodatku to nagłośnienie mediów, przekrzykujących się w coraz to nowych, rewelacyjnych informacjach. Przypomnijcie sobie SARS w 2007 roku. Przyszło i poszło. Miliony wydane na badania, na szczepionkę, z której po pięciu latach zrezygnowano, bo nie wykryto żadnych nowych zachorowań. SARS, MERS, czy ptasia grypa, to były choroby znacznie bardziej śmiertelne niż ta obecna. Dlaczego się więc tak boimy? Bo to dziwna choroba. Potencjalnie śmiertelna, ale nie za bardzo. Ludzie chorują, ale mogą nawet nie mieć objawów. Osoba wyleczona okazuje się być nadal nosicielką wirusa. Choroba się rozprzestrzenia pomimo zakrojonych na szeroką skalę środków ostrożności. A jednak ludzie nadal nie przestrzegają zasad higieny.
Ja podchodzę do sprawy z wielkim umiarem. Staram się edukować i czytać na bieżąco, ale bez paniki. Jeżeli zachoruję i umrę, to patrząc na statystyki będzie to po prostu bardzo wielki pech. Najważniejsze że moja wnusia nie umrze. 
Trzymajcie się ciepło i nie panikujcie. Nie wykupujcie wszystkiego ze sklepów. Nie rezygnujcie z wyjazdów w kraje nie objęte listą "zakazanych". Myjcie ręce.



środa, 26 lutego 2020

Coronavirus to to nie jest ale...

Dokładnie dwa tygodnie temu sie źle poczułam. Po lanczu zaczęło mnie trochę mulić, trochę kręcić w środku, no standard jak na byłego wrzodowca, pomyślałam że to jak co roku, dzień czy dwa pomuli i przestanie. Do wieczora doszedł ból głowy, brak apetytu, na badmintona nawet nie poszłam. Zległam na łożu i z trudem zasnęłam. W nocy kręciłam się z boku na bok, w brzuchu mi grało i kręciło, aż gdzieś tak koło trzeciej prawie wybiegłam do łazienki. Nie, nie wymioty, tylko takie rzadkie, z drugiej strony. Raz, dwa, potem jeszcze raz. Udało mi się zdrzemnąć na chwilę, kiedy zadzwonił budzik, ale byłam tak obolała i wykończona, że powiedziałam, pierniczę, nie idę do roboty. W dzień prawie nic nie jadłam, za to jeszcze parę razy poszłam do łazienki z tą samą przyczyną, aż w końcu wzięłam Imodium, takie porządne, arabskie, z samego Dubaju, po czym sraczka mi przeszła.  Ups, przepraszam za wyrażenie, wymsknęło mi się, ale jak już piszę to nie będę skreślać. 
Następnego dnia również nie poszłam do pracy, bo chociaż z "tamtym" już wszystko w porządku, to ciągle się czułam jak na grypie, tylko tak bardziej wewnętrznie niż objawowo. Na weekend niestety mieliśmy umówiona wizytę w Yorkshire, bo Dziadek miał wkrótce obchodzić 99 urodziny, to pojechaliśmy. Przyznaję, że z wahaniem pozwoliłam się uściskać, ale nic nie powiedziałam w nadziei, że to jednak tylko chwilowy kłopot żołądkowy. Dziadek z Teściem bowiem wybierali się na wakacje za tydzień w celu celebracji Dziadkowych urodzin (znaczy w zeszłą sobotę) i nie chciałam im psuć humoru.
Wróciliśmy w niedzielę, ja ciągle nie w stu procentach w formie, ale życie się toczy i trzeba wykonywac wszystkie czynności, nie tylko życiowe. Nadszedł wtorek. Chłop wrócił z pracy i przysięgam, jak go zobaczyłam to się trochę przestraszyłam. Biały na twarzy, telepiący się w dreszczach, zamarznięty na kość. Rozumiem, że zimno na dworze, ale on jechał samochodem z pracy. Zapakowałam go do łóżka, ugotowałam herbatkę, rosołek, dałam paracetamol bo gorączkę dostał, piżamę nawet dostał i termofor pod kołdrę. Nie nadeszła jeszcze noc, gdy sie zaczęło. "Przynieś mi wiadro bo czuję że będę rzygał". Przyniosłam. Ale nie rzyga. Upewniając się, że ma wszystko co potrzebne, zeszłam na dół zająć się swoimi sprawami, po krótkiej chwili usłyszałam jakiś rumor, jakiś hałas, wydawało mi się, że Chłop mnie woła, więc lecę na górę, mało kotów nie podeptałam. Chłop na kiblu, przed nim wiadro. Niestety, u niego wyszło z obu stron...
Cóż, tamta noc znowu nie należała do udanych, Chłop co chwila wstawał w tym samym celu, w którym ja wstawałam tydzień wcześniej. Rano nie poszedł do pracy. Mało co jadł. Niemal dokładnie te same objawy, z troszkę inną reakcją organizmu.
W sobotę Teść z Dziadkiem mieli jechać na dwutygodniowy cruise na Wyspy Kanaryjskie. Nie pojechali. Znaczy byli już w samolocie, lecieli od około dwóch godzin, kiedy  nagle ich zawrócono z powrotem do UK, z powodu tego że Wyspy Kanaryjskie zamknęli. Przyczyną nie był koronawirus, nie :-) Przyczyną była pustynna burza znad Sahary (Calima), która zapyliła całą okolicę i zamknięto lotniska na Gran Canarii, Lanzarote, Teneryfie i Fuertaventurze. No nic, umieszczono wszystkich pasażerów w hotelu na lotnisku w Doncaster, czekając na zmianę w powietrzu i na decyzję organizatora wakacji. Na szczęście, w niedzielę otwarto lotnisko na Teneryfie więc jeszcze tego samego dnia nasi wakacjowicze znaleźli się na wymarzonym statku. Urodziny Dziadka były wczoraj, tak że złożyliśmy mu z samego rana życzenia przez Fejzbuka, jak będzie w porcie to sobie przeczyta, bo na statku internet jest strasznie drogi więc mało kto korzysta.
Po powrocie a pracy wyśledziłam, że statek z nimi na pokładzie wyruszył właśnie Madeiry na Teneryfę. Ledwie podzieliłam się tym odkryciem z Chłopem, gdy na telefonie wyświetliły mu się dwa sms-y od ojca:
#1 "Utknęliśmy na Madeirze dwa dni zamiast jeden z powodu awarii silnika"
#2 "Zgadnij co Dziadek dostał w prezencie na urodziny. Biegunkę!"
Ups...
Żadna biegunka nie jest fajna, a co dopiero w wieku 99 lat.
Po dokładnej analizie przypadku uznaliśmy, że koronawirus to to nie jest, ale wykluwa się około 8 dni i jest jednak zaraźliwe. Podejrzewam, że dzisiaj teść siedzi na kiblu. Ale tego to się dowiemy w weekend, jak połączą się Skypem.
Mam nadzieję, że Was przez internet nie zaraziłam. Ale jakby co to weźcie Imodium, na pewno Wam przejdzie.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Na zakupach.

Z powodu wykupienia kolejnych wakacji w te, że tak powiem, tropiki, odezwało się moje OCD, czyli jakby po polsku powiedzieć, zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. W tym przypadku objawia się to natrętnym wyszukiwaniem jak największej ilości informacji na temat miejsca, kultury, infrastruktury, fauny, flory i pogody, a także zwyczajów i obyczajów tam panujących. Wciąż mam w pamięci Malediwy i pokąsanego przez komary Chłopa, ale żeby nie było to jego kąsają wszędzie, choć ja całe życie byłam przekonana, że to tylko do mnie się zlatują, że niby słodka krew czy coś. No to Chłop ma nawet słodszą, a ostatnie ekscesy komarowe mieliśmy w ubiegłym roku w Polsce. Chcąc temu zapobiec najbardziej jak się da, wyszukałam odpowiednie w tamte klimaty chemikalia do pryskania, z truciznami i bez, chociaż ja w te bez trucizny to nie wierzę bo niby skąd te ugryzienia? Wyszukałam też, że są specjalne ubrania z dożywotnią powłoką antykomarową i postanowiłam nam je zakupić. Oczywiście, jako typowy Janusz, postanowiłam zakupić je taniej w internecie po uprzednim przymierzeniu w sklepie. Wyszukałam, które sklepy paraja się sprzedażą tej marki, a że nie ma ich za wiele, postanowiłam odwiedzić je wszystkie w jeden dzień. Niestety, w sobote udało nam się tylko obejść trzy z nich, w sumie myślałam, że wystarczy. O ja naiwna! W dwóch markę co prawda sprzedawano, ale tylko dla mężczyzn, jakby kobiety nie jeździły w tropiki! No a co najgorsze, w asortymencie miały tylko albo odzież w wyprzedaży, albo w europejskie klimaty, tak jakby mężczyźni nie jeździli w tropiki! W ostatnim co prawda nie mieli tego konkretnego modelu, ale mieli COŚ podobnego, więc poprzymierzaliśmy, ustaliliśmy mniej więcej rozmiary i poszli.
W niedzielę pojechaliśmy więc do najbliższego Wielkiego Centrum Handlowego, gdzie miały być trzy sklepy z pożądaną marką, w tym jeden specjalistyczny. No i dopiero w tym specjalistycznym BYŁO! No ale ten konkretny poszukiwany model ubrania, czyli spodnie z odpinanymi nogawkami i koszule z długim rękawem, który można zawinąć do łokci, niestety tylko w wersji dla panów. I co? To co na Chłopie leżało wczoraj znakomicie w podobnym wydaniu, okazało się złym rozmiarem w tym kokretnym przypadku. A to, co leżało na mnie dobrze w podobnym modelu, teraz nie leżało wcale w modelu podobniejszym. Mało się nie popłakałam gapiąc się w lustro.
Nienawidzę kupować spodni. Mam głupi rozmiar, pomiędzy 10 a 12, gdzie 10 czasami trochę ciasno leży, ale 12 mogę sobie z dupy bez odpinania zamka ściągać. Wybieram więc zawsze 10, bo nie lubię podciągać spodni. No i wyobraźcie sobie mnie, stojącą w przymierzalni w tym specjalistycznym sklepie, wkładającą na dupę specjalistyczne spodnie w moim normalnym rozmiarze 10, które na tę dupę wlazły, ale dopiąć się to mogłabym może w siedemdziesiątym dziewiątym. Biorę rozmiar 12. Szlag mnie trafił. Na dupie zwisają jakbym narobiła w gacie, na udach powiewają jak chorągwie, ale w pasie... no cóż. Może dopięłabym się w osiemdziesiątym dziewiątym.
Poinformowano mnie w sklepie, że tych ubrań normalnie nie mają na stanie i mogą mi zamówić przez internet. Na wkurwie, z uśmiechem na ustach powiedziałam, że przez intenet sama sobie moge zamówić w dogodnym dla mnie czasie.
No i to by było tyle z moich "zakupów". Dobrze, że dla Chłopa przynajmniej udało się wycelować dokładnie w punkt, bo to o jego komary głównie chodzi. A ja? No cóż, ja sobie kupię w ciemno przez ten internet, najwyżej potem zwrócę.