piątek, 28 sierpnia 2015

Humor na piątek

Jaki humor takie dowcipy ;-)
A ja mimo wszystko uważam że są fajne.
Zapraszam! I przepraszam za wyrażenia ;-)


*******
- Wzywałeś mnie, szefie?
- Tak, usiądź. Jedna z księgowych skarżyła się na Twoje seksistowskie komentarze. Na razie potraktuj to jako ostrzeżenie.
- Księgowa się skarżyła? Która?
- Ta niska z fajną dupą i wielkimi cyckami.



*******
W pewnej mieścinie był piekarz, który piekł pieczywo nienadające się w ogóle do jedzenia. W sekrecie przed nim zebrali się mieszkańcy i postanowili uradzić co z nim zrobić...
Radzą tak kilka godzin i nic nie mogą wymyślić... w pewnym momencie wstaje kowal, chłop wielki i barczysty jak wól i mówi :
- Może mu jebnę?!...
Na co ludzie mówią:
- Nie no... tak nie można... w końcu mamy tylko jednego piekarza, nie możemy zostać w ogóle bez...
I dalej debatują... za jakiś czas znowu wstaje kowal i mówi:
- To może jebnę stolarzowi... mamy dwóch...



*******
Przychodzi facet do piekła i stwierdza, że tam też jest podział na dwa ustroje jak na ziemi.
Ciekaw rzeczy idzie najpierw do oddziału kapitalistycznego, a tam zgroza i rozpacz.
Pyta się jednego męczennika w czym sprawa. A on na to.
- Codziennie nas przybijają do desek gwoździami, polewają smołą i podpalają...
"No to idę do oddziału socjalistycznego zobaczyć jak tam jest" - pomyślał i zrobił.
A tam balanga na całego.
Zdziwiony pyta się jak ich pokuta wygląda.
- Codziennie przybijają nas gwoździami do desek, polewają smołą i podpalają.
- To dlaczego wy jesteście tacy na luzie - pyta się zdziwiony?
- No wiesz jak to jest: raz brakuje desek, raz gwoździ, raz smoły lub zapałek...



*******
Pewien facet, przez kilka lat miał kochankę, Włoszkę. Pewnej nocy oświadczyła, że jest w ciąży. On nie chcąc zrujnować swojej reputacji i małżeństwa, dał jej sporą sumę pieniędzy, aby wyjechała do Włoch i tam urodziła dziecko, aby uniknąć skandalu. Zaproponował również płacenie alimentów do 18 roku życia na dziecko. Ona się zgodziła, ale spytała:
- Jak mam przesłać Ci wiadomość, kiedy dziecko się urodzi?
- Aby utrzymać wszystko w sekrecie, wyślij mi pocztówkę na mój adres domowy, z jednym tylko słowem "spaghetti", wtenczas zacznę słać Ci alimenty na utrzymanie dziecka. I ona wyjechała...
Po około 9 miesiącach facet wieczorem wraca do domu z pracy, a tu żona mówi:
- Dostałeś jakąś bardzo dziwną kartkę pocztową, nic nie rozumiem co to za kartka.
Maż na to:
- Daj mi tę kartkę, zobaczę co to?
Żona dała mężowi kartkę bacznie go obserwując. Mąż zaczął czytać pocztówkę, zbladł jak ściana i... zemdlał...
Na kartce było napisane: spaghetti, spaghetti, spaghetti, spaghetti, spaghetti. Trzy porcje z kulkami mięsnymi, dwie bez. Wyślij więcej sosu.



*******
Był sobie Pan, którego od jakiegoś czasu strasznie bolała głowa. Na początku wytrzymywał, jechał na tabletkach, ale po jakimś czasie już nie mógł. Poszedł do lekarza. Ten go zbadał, obejrzał i mówi:
- No cóż, wiem jak pana wyleczyć, ale będzie to wymagało usunięcia jader. Ma pan bardzo rzadki przypadek naciskania jąder na podstawę kręgosłupa. Nacisk powoduje ból głowy. Jednym sposobem przyniesienia panu ulgi jest usuniecie jader. Co pan na to?
Pan zbladł i myśli. Jak to będzie bez jader no i w ogóle... Jednak doszedł do wniosku, że z takim bólem głowy to nie da rady żyć i postanowił "iść pod nóż".
Mija kilka dni po zabiegu, głowa już nie boli. Jednak czul, że bezpowrotnie stracił coś ważnego...
Postanowił sobie to, przynajmniej tymczasowo, zrekompensować nowym ciuchem.
Wchodzi do sklepu i mówi:
- Chce nowy garnitur!
Sprzedawca zmierzył go wzrokiem i mówi:
- Rozmiar 44?
- Tak, skąd pan wiedział?
- To moja praca...
Pan przymierzył, pasuje idealnie!
- Może do tego nowa koszula?
- Niech będzie.
- Rozmiar 37?
- Tak, skąd pan wiedział?
- To moja praca...
Gościu założył koszule, leży jak ulał.
- To może jeszcze nowe buty?
- A niech będą nowe buty.
- Rozmiar 8,5?
- Tak, skąd pan wiedział?
- To moja praca...
Pan przymierza buty, są idealnie dopasowane.
- No to może nowe slipki?
Chwila wahania...
- Jasne, przecież przydadzą mi się nowe slipki.
- Rozmiar 36?
- Ostatnio nosiłem 34...
- Nie mógł pan nosić 34. Powodowałyby ucisk jąder na podstawę kręgosłupa i miałby pan cholerny ból głowy...


Udanego weekendu!



czwartek, 27 sierpnia 2015

Jak się pieprzy to wszystko

Nie dość że wściekła chodzę od jakiejś godziny, bo ktoś mnie w**rwił tak że aż para mi z uszu bucha, to jeszcze złamałam długo pielęgnowany paznokieć. W lodówce tylko światło, konto już ndawno na minusie, paliwo w samochodzie pokaże dziś rezerwę a wypłata dopiero jutro. No i właśnie przed chwilą obsrał mnie ptak. Na szczęście albo koliber albo robił na raty, albo po prostu oberwałam odłamkiem bo kupka była wielkości złamanego paznokcia, ale cholera jasna, na policzku!! No już nie miał gdzie, bleeee...
No i tak się wszystko pieprzy.. Wiem, inni chcieli mieć takie problemy...

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Jeszcze jestem

Zyje. Nie umarlam. Codziennie mam jakis temat do opisania a nie daje rady. Zmeczenie? Hormony? Zycie moje smutne? Syndrom pustego gniazda po raz kolejny? Samotnosc? Utracone nadzieje? Brak perspektyw? Depresja? Alkoholizm? Zatracilam sie na chwile ale musze szybko wracac do swiata bo... Moj wielki maly projekt juz niedlugo rusza. Nie pytajcie, o wszystkim opowiem w swoim czasie...
A w ogole to wysprzatalam garaz. Jeszcze nie blyszczy ale bedzie. W Recycling Centre czyli slynnym Wysypisku Z Sortowaniem Rzeczy Niepotrzebnych Lub Nie Nadajacych Sie Do Uzytku byly trzy samotne kobiety takie jak ja, a kazda z nas miala jeszcze co najmnie po dwa kursy... Tak to. juz jest, byli malzonkowie gromadza w swych garazach roznej masci chrascie i zagraciale rupiecie, a potem wynosza sie i my musimy usuwac smieci. Oesu co tam nie bylo... Srubki i pordzewiale gwozdzie wybaczam, a nawet stare buty i szpulki z drutami. Ale nie wybacze ogryzkow jablek, zmietych gazet, kawalkow odcietych desek, polamanych wedek, starych szmat, porwanych kartonow, smieci, smieci, sterty smieci ktore zamiast do smietnika trafialy do garazu. Za zasuszone kocie kupy ja biore odpowiedzialnosc osobista :-)


piątek, 21 sierpnia 2015

Humor na piątek

Nie wiem dlaczego dziś ten temat. Po prostu znalazłam pierwszy i tak już poleciało. Zapraszam!



----------
Pewien mężczyzna lubiący polowania wprowadził się wraz ze swym psem do nowego domu. Okolica wydawała się bardzo zaciszna - mieszkające w sąsiedztwie dwie starsze panie bardzo polubiły nowego sąsiada i jego wiernego towarzysza. Piesek zaprzyjaźnił się nawet z ich śnieżnobiałym króliczkiem, który był pupilkiem staruszek! Pewnego wieczoru mężczyzna wrócił z pracy bardzo zmęczony po ciężkim dniu. Jego pies jednak radośnie podskakując i machając ogonem domagał się cowieczornego spaceru. Mężczyzna był jednak tak zmęczony, że tylko wypuścił kudłatego zwierzaka na podwórko, a sam położył się do łóżka. Po mniej więcej godzinie obudziło go szczekanie do drzwi. Zaspany poszedł je otworzyć… i sen szybko zniknął mu z oczu kiedy zobaczył, że piesek… trzyma w zębach królika sąsiadek! Szybko zabrał futrzaka ubrudzonego błotem, umył go i wysuszył mu sierść. Dokładnie obejrzał zwierzątko, a gdy stwierdził, że nie ma ono śladów pogryzienia (całe szczęście że pies nie wbił mocniej zębów!) postanowił zakraść się do domu staruszek i umieścić ich pupilka ponownie w klatce. Gdy zagasły wszystkie światła mężczyzna udał się do domu sąsiadek, ułożył króliczka obok jego miski i wrócił do domu. Rankiem wychodząc do pracy zauważył obie starsze panie rozdygotane i patrzące z przerażeniem do klatki, gdzie leżał ich martwy zwierzak. Jedna z nich nawet bezustannie kreśliła nad futrzakiem znak krzyża! 
„No to wpadłem” pomyślał mężczyzna ale postanowił udawać, że nie wie o co chodzi. Przechodząc obok staruszek przybrał zatroskaną minę i zapytał: 
- Co się stało? Czy króliczek zdechł?
- Tak, zdechł - stwierdziła jedna z przerażonych staruszek - tyle że pochowałyśmy go w ogródku dwa dni temu, a dziś on wrócił do klatki!


----------
Przychodzi babcia do urzędu skarbowego, złożyć PIT.
Urzędniczka sprawdza i mówi:
- Właściwie wszystko jest dobrze tylko brakuje Pani podpisu
- Ale jak ja mam się podpisać?
- No tak jak się Pani zawsze podpisuje.
Babcia bierze długopis i pisze:
- Całuję was gorąco babcia Aniela.


----------
Siedzą na ławeczce dwaj emeryci, w pewnym momencie obok nich przechodzi bardzo młoda i atrakcyjna dziewczyna. Obaj popatrzyli na siebie i jeden z nich:
- Wiesz Kaziu, jak widzę takie młode i zgrabne ciałko, to aż mi się krew w żyłach gotuje!
Na co drugi:
- Nie bądź głupi Tadziu, to nie krew Ci się w żyłach gotuje, ale wapno w kościach lasuje!


----------
Do lekarza wpada facet z niezapowiedzianą wizytą.
- Co mogę dla pana zrobić? - pyta lekarz.
- Panie doktorze, musi mi pan pomóc - mówi starszy człowiek - Za każdym razem, kiedy uprawiam seks z moją żoną, mam zaczerwienione oczy, nogi jak z waty i nie mogę złapać tchu... Jestem przerażony!
Lekarz patrzy na 86-latka i mówi:
- Panie Kowalski, takie dolegliwości czasem się pojawiają, szczególnie w pana wieku, ale proszę mi powiedzieć, kiedy zauważył pan te objawy?
Staruszek na to:
- Hm, trzy razy ostatniej nocy i dwa razy dziś rano!


----------
Dziadek kupił samochód i po pierwszym dniu przyjechał do salonu z gwarancją, aby wymienić już zepsutą skrzynię biegów. Na drugi dzień to samo i na trzeci, więc mechanik się wkurzył i zapytał:
- Jak pan jeździ, że co dziennie psuje się skrzynia biegów?
- No wie pan, normalnie 1,2,3,4,5 i R jak rakieta.


----------
Pewnego wieczoru rodzina przywiozła swoją starszą schorowaną matkę do domu spokojnej starości z nadzieją, że tam dostanie odpowiednią opiekę. Następnego ranka pielęgniarki wykąpały staruszkę, nakarmiły i posadziły ją na fotelu przy oknie z widokiem na kwiecisty ogród.
Wszystko wydawało się być w porządku, lecz po chwili staruszka zaczęła przechylać się na boki swojego fotela. Dwie czujne pielęgniarki natychmiast przybiegały, aby wyprostować staruszkę z powrotem. Staruszka znów jednak zaczęła się wychylać z fotela i znów pojawiały się pielęgniarki, by temu zapobiec. Tak sytuacja wyglądała cały ranek. Popołudniu staruszkę odwiedziła rodzina, chcąc sprawdzić jak się miewa i czy zaczęła się już przyzwyczajać do swojego nowego domu.
- Czy dobrze cię tu traktują mamo? - pytali.
- Tak wszystko jest dobrze - odpowiada staruszka, z jednym wyjątkiem - nie pozwalają mi tu pierdzieć.


Pozdrawiam weekendowo :-)


środa, 19 sierpnia 2015

Gorąco

Za oknem 21 stopni, a słońce grzeje jak zwariowane, nie da się żyć w tym cholernym biurze w którym już tyle godzin siedzę. Dobrze że na lunch poszłam sobie w obieg, wszystkie trawniki w campusie oblegnięte (wiem jak ma być, nie poprawiać!) przez młodszą i starszą młodzież. Ale nie chciało mi się długo chodzić, za gorąco. W biurze wiatrak chodzi na drugim biegu, papierzyska fruwają jak zapomnę na nich coś ciężkiego położyć, pusty kubek na przykład bo na herbatę za gorąco to wodę piję. Chyba dzisiaj sie urwę szybciej to pójdę na wieczorny wypas gdzieś w łąki i pola, a jak znam życie to na plażę. Bo tak pięknie jest, kto by w domu siedział. W końcu już od dwóch tygodni mamy lato ;-)

wtorek, 18 sierpnia 2015

Odważna byłam

Pamiętacie że się boję koni? I krów, i psów, i łabędzi i owiec i wszystkiego się boję. No to wczoraj zdobyłam się na niesamowita odwagę i podeszłam blisko.


Te koniki to Exmoor Ponies, sprowadzone tutaj specjalnie kilka lat temu żeby przywrócić naturalną równowagę traw na wzgórzu. Jest ich siedem i ich zadaniem jest się paść. 



Mają nawet swoją stronę: https://northberwickponies.wordpress.com/


Podeszłąm dość blisko do tego delikwenta, ale nawet mnie wzrokiem nie zaszczycił. Ładne te koniki. Właściwie kucyki. Niby dzikie a się nie boją. Chyba mniej niż ja ich :-)

Pozdrawiam

piątek, 14 sierpnia 2015

Humor piątkowy

Jako że mieliśmy właśnie wysyp gwiazd (na niebie bo na Ziemi to cały czas się wysypują), dzisiaj w tej właśnie tematyce. Zapraszam :-)



*****
Rakietą lecą dwaj kosmonauci. W pewnej chwili jeden z nich mówi:
- Dzwoni z Ziemi twoja żona. Jest zdenerwowana.
- Spytaj ją, co chce.
- Mówi, że przed wylotem w kosmos nie umyłeś naczyń, nie zrobileś zakupów i nie odprowadziłeś dzieci do szkoły.


*****
Fąfarowa chwali się sąsiadce:
- Mój synek powiedział, że jak dorośnie, to będzie kosmonautą i poleci na Marsa.
- Ten łobuz? Biedni Marsjanie, trzeba ich jakoś ostrzec!


*****
Astronom opowiada blondynce o swojej pracy. Po kilku minutach pyta:
- Czy wszystko pani zrozumiała?
- Prawie. Nie wiem tylko, jakie zaćmienie łatwiej panu wykonywać: Słońca czy Księżyca?


*****
Stary wódz Apaczów stojąc na szczycie góry pokazuje synowi cudowny krajobraz i mówi:
- Pewnego dnia te ziemie powrócą do Indian.
- Kiedy, ojcze?
- Gdy tylko NASA wyśle na Księżyc wszystkie Blade Twarze.


*****
Kosmonauta leci rakietą. Nagle uderzył w nią meteor, który uszkodził silniki oraz urządzenia sterujące. Przerażony kosmonauta woła:
- O Boże!
Z ciemności słychać głos:
- O co chodzi chłopcze?


*****
Do centrum lotów kosmicznych zaproszno matkę kosmonauty Jurija Gagarina. Ich rozmowa transmitowana będzie na cały świat. Sekretarz partii zachęca matkę Gagarina:
- Mówcie!
- Jurij! - matka zaczyna nieśmiało - Co ty teraz robisz?
- Ja? Latam ku chwale Związku Radzieckiego!
- Jurij, a co ty widzisz?
- Wszystko widzę! Lądy, oceany, cały Związek Radziecki widzę!
- Jurij!
- Tak, mamo?
- Jak ty synku wszystko widzisz, to może mi powiesz gdzie ja znajdę knot od mojej lampy naftowej!


Wesołego weekendu!

czwartek, 13 sierpnia 2015

Na plaży trochę inaczej

Piękną pogodę mamy ostatnio, w końcu lato do nas przyszło. Nie takie jak w Europie, bo około 20 stopni ale jest pięknie od jakiegoś czasu, szkoda w domu siedzieć po prostu, więc wieczorami wędruję. Wczoraj na przykład, pomimo tego że byłam straszliwie śpiąca i bolała mnie lekko głowa, udałam się na swoją ulubioną (ach którąż już to!) plażę Aberlady. Największą atrakcją tej plaży jest to że trzeba do niej po prostu dojść ze dwa kilometry, a może i więcej, ale idzie się w przepięknej scenerii, po lewej zalewisko, po prawej pole golfowe, przed nami majaczą wydmy. Cicho, do wszystkiego daleko, zajączki skaczą po trawce, gdzieś dalej biegają sarny. Prawie raj.
Tym razem również był odpływ, jakoś teraz odpływy są wieczorami, ale to fajnie bo można zobaczyć cos innego. Uważam to za wielką atrakcję, bo plaża nigdy nie jest taka sama.

*Dla przypomnienia, ta sama plaża opisana została tu, tu i tu.

Po dojściu na nadbrzeże cyknęłam fotkę. 

Odwróciłam się w lewo i cyknęłam drugą. 

I jeszcze jedną. Widać jak delikatnie podpływają fale... 

 Oczywiście nie obyło się bez selfie :-)


A to po zejściu na plażę. 

Woda ułożyła przepiękny deseń na piasku.  

Idąc wzdłuż linii brzegowej obserwowałam muszelki. Co ciekawe, można było zauważyć jak zmienia się populacja w morzu, bo zaczynało się od małych delikatnych muszelek, potem coraz większych, mocniejszych, w końcu w miejscu w którym zeszłam z plaży były już wielkie jak stopa, twarde jak beton muszlyska. Niestety, nie sfociłam bo komórkę miałam na wykończeniu. Ale udało mi się zabezpieczyć dla Was małą kolonię meduz, które woda wyrzuciła na brzeg. Pewnie już nie żyły, bo musiały leżeć tu conajmniej dwie godziny. Były duże, dla zobrazowania porównałam z moim bucikiem, rozmiar 37. Szkoda mi ich było, ale cóż, woda była za daleko żeby je z powrotem wrzucić.


I tak mi zeszło na spacerze prawie trzy godziny. Dzisiaj zapewne też gdzieś pójdę połazić...

Pozdrawiam słonecznie :-)

środa, 12 sierpnia 2015

Biedactwo

Dzisiaj rano przed domem:


Duża byla, prawie jak dłoń, złapałam za skrzydełko żeby ją przenieść w bezpieczniejsze miejsce, trzymała się łapkami jakby miała pazurki...


Syn powiedział: Czemu jej nie zabiłaś? Nie widzisz że umiera? Nie mogłabym, nie potrafiłabym... On też nie. Może ptaki się pożywią. Smutne to, na początek dnia...


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Dzieckiem znowu być

Nastrój mój wczorajszy, niezbyt miłym będąc z rana, późnym popołudniem zrobił się zupełnie niemiłym, po czym przeszedł w stan permanentnej wścieklizny połączonej z rozpaczą.
Uznałam że znowu trza się zabić więc jak zwykle wsiadłam w samochód, uprzednio wysyłając sms-a do bliskiej osoby że mam kryzys i że jak się nie zabiję to dam znać. Jadąc tak sobie samochodem naszły mnie łzy rzęsiste, a że w polna droga to była, wydarłam się ile wlazło, po czym otrzepałam rzęsy i uznałam że już mi lepiej.
Droga zawiodła mnie, och jakżeby gdzie indziej w taki ciepły wieczór, na plażę. Do plaży prowadziła taka romantyczna ścieżka przez las. Urzekła mnie. Nie tym że był to las i ciepło i tak dalej, ale było tak wspaniale cicho, tak cicho że mogłam słyszeć jak krew mi bąbelkuje w żyłach :-) Rzadko kiedy słyszę taką ciszę. Tego mi właśnie było trzeba.


Tyninghame jest bez wątpienia jedną z najpiękniejszych plaż tej części Szkocji, ale akurat była w odpływie, więc wędrówkę swą zaczęłam po kamieniach. 



Poniżej popis umiejętności fotograficznej :-) 


Krajobraz iście księżycowy. A ja taka nieumalowana... 

Kiedy zeszłam na część piaszczystą plaży, również cichą, spokojną, wieczór był więc niemal bezludną, wśród nielicznych pozostałości po pobycie człowieka zachwyciła mnie ta... doopa. 

Rzeźba była naprawdę wielka, musiałam ją obejść żeby zobaczyć że doopa należała do słonia :-)

A potem zobaczyłam je. Wydmy. Właściwie piaszczyste skarpy.  

Zanim do nich doszłam, jeszcze się opierałam, ale w końcu zezułam obuw, podkasałam legginsy i bosą stópką zaczęłam się wdrapywać.  

Dwiema stópkami... 

Po czym się zaczęło. Odbiło mi kuku i zaczęłam biegać pod górę, piach był gdzieniegdzie udeptany, a gdzieniegdzie miękki, wydmy miały po 10 metrów wysokości. A może więcej. A potem z góry, stopy grzęzły w miękkim piachu, zostawiałam za sobą szeroki ślad. A potem następna wydma. W górę i w dół, cały czas biegiem. I następna, i jeszcze jedna... A potem powrót, to samo, te same wydmy tylko z innej strony. Na ostatnią już nie wbiegłam, ledwo się wczołgałam. Splunęłam rześko na samym szczycie, czując się jak królowa świata. Postałam chwilę (czytaj: w pozycji skłonnej z głową w dół dyszałam jak zziajany koń po Wielkiej Pardubickiej), po czym kiedy już mogłam w miarę oddychać, zbiegłam sobie w dół z gracją źrebięcia i poskakałam jeszcze po piachu. Byłam sama, na ogromnej szerokiej plaży, morze leciutko szumiało w dali, byłam mokra i wymęczona, ale szczęśliwa jak dziecko. Z uśmiechem na twarzy wracałam całą drogę do domu. 


I trzyma mnie do dzisiaj.
Pozdrawiam :-)


niedziela, 9 sierpnia 2015

Poszła baba po zapałki...

No tak całkiem po zapałki to nie, ale pewnie domyślacie się o co chodzi.
Woięc... poszłam Ci ja do sklepu z artykułami najpierwszej potrzeby, czyli wacikami i temu podobnymi. Celem był zakup główki do mojej szczoteczki sonicznej Clinique, którą to trzeba według zaleceń producenta wymieniać co trzy miesiące, a moja trwa na posterunku ekhem ekhem, od listopada ubiegłego roku. Pomimo stosowania dwa razy dziennie niemal bez przerwy nie zauważyłam jakiś szczególnych zmian czy uszczerbków, ale że akurat cena zmalała z 25 na 17 funtów, postanowiłam ją zgodnie z zaleceniami w końcu zanabyć.
Szczoteczkę więc zanabyłam.


Ale... napisali jak wół na wielkim banerze reklamowym koło sklepu że jak się zanabędzie dwa przedmioty to się dostanie tzw. goodie bag, czyli podarunek z duperelami. Akurat te duperele mnie się bardzo spodobały więc poprosiłam panią żeby mi poradziła z podkładem bo mnie się już zakańczać zaczyna. Pani pokazała mi nie podkład, ale nowość - rozświetlacz. Oczywiście nie na samym pokazaniu się skończyło, bo musiała mi to ustrojstwo najpierw na obliczu mym zademonstrować. Skutki demonstracji były takie że zanabyłam również i to:


Ale ale... Na małym banerku przy kasie było napisane że jak się zakupi trzy (!) produkty to się dostanie następny goodie bag, z produktami do wyboru. No to kazałam se zaprezentować również jakąś szpachlę do oczu mych, ponieważ odkryłam ostatnuio że jakoś monokolorystyczna jestem, tylko brązy i szarości w mojej palecie do szpachlowania mam. Pani zaprezentowała mnie to:


I wiem że na zdjęciu kolory wyszły jakieś bladawe, al jest to najprawdziwszy kolor 21 czyli twilight mauve/brandied plum (czyli fioletowo-fiołkowy zmierzch/markowa śliwka). Dwa cienie w ślicznym kompaktowym opakowaniu z lusterkiem, które może służyć za lusterko również bez otwierania bo wieczko jest już lusterkowe. No więc zanabyłam również i to. 
Dostałam dwa pudełka z prezencikami. Oczywiście opakowania zewnętrzne już wyrzuciłóam, ale w środku było to wszystko:

Puszka na cokolwiek

Małe opakowania kremu rewitalizującego na dzień i na noc 

Małe tubki z płynem do mycia twarzy, w tym jeden specjalnie do szczoteczki sonicznej 

Połówkowe rozmiary najdroższych kremów Clinique do reperacji facjaty, na dzień i na noc 

Mała podróżna mascara i normalnego rozmiaru nawilżający błyszczyk do ust

Normalnego rozmiaru cienie do powiek Numer 18, beached plum (czyli plażowa śliwka) 

I wszystko razem, przed puszką mała srebrna siateczkowa kosmetyczka która również była w zestawie.

Zapomniałam dodać próbkę podkładu, ale to zwykła maleńka saszetka z tygodniowym zapasem więc nie ma co się podniecać. W sumie to nie wiem czy się opłacało wydawać kasę żeby dostać te wszystkie duperele, ale wszystko to mnie niezmiernie cieszy. Humor se poprawiłam na cały tydzień.

No to buziaczki :-)





piątek, 7 sierpnia 2015

Humor na piątek

Kontynuując nastrój z wczoraj, dzisiaj będzie... rodzinnie.
Zapraszam :-)


----------
Do Nowaków przyjechała w odwiedziny babcia:
- Wnusiu, dobrze się chowasz? - pyta.
- Staram się - wzdycha Pawełek - Ale mama i tak zawsze mnie znajdzie i wykąpie...


----------
Dwie gospodynie stoją przy pralce:
- Jadźka, ale tak między nami... anal już próbowałaś?
- Nie, zadowolona jestem z Dosi...


----------
- Kochanie, pamiętasz że w sobotę jedziemy do mojej mamy?
- Tak, ale niestety szef kazał mi przyjść do pracy.
- Przecież ty masz własną działalność?
- Tak, ale w pracy jestem strasznym dupkiem.


----------
Mąż siedzi w nocy w Internecie i ogląda porno strony myśląc, że jego żona śpi. Żona jednak się przebudziła, wstała, stanęła za nim i również ogląda. Nagle gościu słyszy:
- Stop! Pokaż poprzednie zdjęcie! Nie! Jeszcze wcześniejsze!
Przewija ekran na poprzednie zdjęcie i słyszy:
- O! Takie zasłony do kuchni chcę!


----------
Mama mówi do synka:
- Jasiu, dlaczego już się nie bawisz z Kaziem?
- A czy ty mamusiu chciałabyś się bawić z kimś, kto kłamie, bije i przeklina?
- Oczywiście, że nie.
- No widzisz. Kaziu też nie chce!


----------
Kowalski wraca do domu z pracy, ma już usiąść przed telewizorem, ale słyszy charakterystyczne odgłosy dobiegające zza ściany od sąsiada.
- Ten sąsiad zaczyna mnie już wpieniać! Idę mu powiedzieć, żeby ciszej pukał te swoje panienki!
- Mama chciała mu to samo powiedzieć z godzinę temu - mówi Jasio.
- I co, powiedziała? - pyta ojciec.
- Nie wiem, jeszcze nie wróciła...


----------
Mój dziadek ciągle narzeka, że koszty życia strasznie wzrosły w dzisiejszych czasach. Mówi:
- "...pamiętam kiedy bylem młody - mama mi dala 5 złotych na zakupy, a ja wróciłem do domu z pełną reklamówką - wędliny, mleko, chleb, ser, masło, konfitury. A teraz co?!! Wszędzie te lustra, te kamery!!"

Pozdrawiam słonecznie :-)

czwartek, 6 sierpnia 2015

Jak to się priorytety zmieniają

Zostałam oficjalnie pozbawiona statusu najlepszej (ekhem!) gospodyni. Tak jakbym kiedykolwiek miała jakieś aspiracje.
Synuś wrócił z wakacji. Oczywiście były to najlepsze wakacje w jego życiu (a ja myślałam że te na Gran Canarii, kiedy zachwycony przewracał oczami na plaży mówiąc że tyle cycków na raz to on w życiu nie widział), oczywiście w najlepszym towarzystwie (pojechał do dziewczyny), oczywiście w najpiękniejszym miejscu na ziemi (Devon i Kornwalia - aha!).
Przyjechał wieczorem, wiedząc że będzie głodny ugotowałam mu pyszne curry z kurczaka. Zjadł, poopowiadał, nagle pyta:
"A sos to kupiłaś?" W znaczeniu do curry. Oczywiście że kupiłam.
"A moja dziewczyna sama robi".
No i się dowiedziałam jak ona świetnie gotuje, a jakie ciasta piecze! A w ogóle to jej mama karmiła go sto razy lepiej niż ja (!) i dlaczego jego cała rodzina jest jakaś dziwna... I nawet w samochodzie to on się już czuje bezpieczniej ze swoją dziewczyną niż ze mną...
Stwierdziłam że wszyscy ludzie na świecie są różni i tak mu się akurat zdarzyło że trafił do takiej rodziny a nie innej. I powiedziałam:
"Ty się synku trzymaj tej dziewczyny, bo taka to skarb, już Ci się pewnie taka więcej nie trafi".
A w duszy zacierałam potajemnie ręce z diabelskim ognikiem w oczach hichicząc: "Łihihihihi....super, nie będziesz musiał przychodzić do mamusi na obiadki :-))))))"
No bo czy ja jakaś kucharka jestem?
Ale z tym samochodem to już przesadził...




środa, 5 sierpnia 2015

Na sinusoidzie

Wstyd się przyznać ale znowu mnie dopadło. Przez jakiś czas już było tak fajnie, tak lekko, zaczynałam umieć sobie radzić jakoś z emocjami, a tu nagle bum - zobaczyłam coś i znowu jestem na dole sinusoidy. Nie pomaga tak już przecież dokładnie przećwiczone odstawianie obrazu, odsuwanie myśli, koleżanka z biura gadająca przez telefon doprowadza mnie do wściekłości, znowu mam ochotę zamknąć się w czterech ścianach, położeć na łóżku i patrzeć w sufit. Próbuję nazywać swoje emocje, staram się oddechem przywrócić równowagę, wszystko na nic.

- Wiem że mam dziś w pracy po południu ciężki dzień ale nie jestem zupełnie w stanie skupić się na robocie.

- Wiem że na nic co mnie trapi nie mam wpływu więc nie powinnam szukać rozwiązania na siłę (no dobra chciałam już dwa razy ale ugryzłam się w rękę).

- Wiem że powinnam zająć się sprawami przyziemnymi, tu i teraz się dziejącymi a wszystko co dzieje się poza mną i tak przecież będzie się działo.

- Wiem że nie mogę teraz podejmować żadnych decyzji bo umysł mam zmącony ciągłym niepokojem.

- Wiem że nie powinnam mieć w tej chwili żadnych oczekiwań, bo jeżeli one się nie spełnią będę zawiedziona a zawód rodzi ból. A ja nie chcę żeby bolało.

- Wiem że tego zo zobaczyłam nie mogę traktować osobiście, bo to nie jest mój akt i mnie nie dotyczy.

 - Wiem że powinnam wziąć kilka głębszych oddechów, zamknąć oczy w skupieniu i dać pozytywnej energii płynąć przez moje ciało.

- Wiem że nie mogę karmić złego wilka, bo dając mu mięsko tylko się napędzam.

- Wiem że powinnam pomyśleć o rzeczach miłych. przyjemnych, ale nie tych z przeszłości tylko takich które się jeszcze nie wydarzyły.

- Wiem że nie powinnam kreować przyszłych wydarzeń w swej głowie, w końcu prawdziwe i ostateczne jest tylko to co się już dokonało a to czego nie ma może się przecież nie wydarzyć.

- Wiem że to co się stało nie może zostać "odstane", trzeba nauczyc się żyć ze wszystkim czego doświadczy nas życie.

- Wiem że to nie ja jestem winna że jest bieda na świecie, gorąco w Polsce a chłodno w Szkocji, że ktoś nie chce ze mną utrzymywać kontaktu pomimo że bardzo boli.

- Wiem że muszę być dla siebie dobra, tak jak staram się być dobra dla innych. Przecież nikt mnie nie będzie kochał tak jak ja sama siebie.

Wszystko to wiem a mimo to pozwoliłam na to żeby czarna płachta opadła mi na głowę i nie pozwalała uwolnić dobrych myśli. Życie na sinusoidzie jak widać jeszcze trochę potrwa.
Idę napić się herbaty...

P.S. Pograłam w badmintona tak że gębę mam w kolorze buraka, zjadłam paczkę czipsów i wypiłam napój gazowany grejpfrutowy. Uffff, już mi lepiej... No dobra, lepiej mi bo to co zobaczyłam się wyjaśniło. A mówiłam że nie powinnam sobie kreować rzeczywistości wgłowie.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Kornwalia cz.7 i ostatnia

Na zakończenie mojego cyklu wakacyjnego zostawiłam coś bez czego żadne spawozdanie nie jest pełne. Dla wielbicieli i nie tylko - post o zwierzątkach jakie napotkałam w Kornwalii.

Ślimaczek na drzewie

Krecik. Niestety RIP.  

Przyjrzyjcie się uważnie. To tuż za żywopłotem przy moim namiocie. Pełno punkcików.  

Każdy punkcik to króliczek. 

Pieski na plaży. 


Mewy na plaży. 

Mewy na głowie.

Foki w wodzie.
 


Abońdź i młoda mewka. 

Tajemniczy kot. 


Drugi tajemniczy kot. Taki sam.  

Stado rozwścieczonych byków :-)
Z tym to była fajna historia. Kiedy wychodziłam z ruin starożytnej wioski, spotkałam tych państwa z pieskiem na zdjęciu. Zapytali którędy to im powiedziałam że to jedyna droga i że się boję tych byków. Na to pan że to młodziutkie byczki i że one się mnie boją bardziej niż ja ich, więc żeby mi pokazać machnął ręką żeby je odpędzić. Byczki jednak były bardzo zainteresowane pieskiem, który podbiegał do nich jakby chciał się bawić, a one odskakiwały na kilka kroków i znowu przyskakiwały, rzeczywiście jakby się też chciały bawić. Ja poszłam cichaczem w swoją stroné, a państwo z pieskiem w swoją, 


A ciekawskie byczki rzędem za nimi :-)  

Najlepsze były sztuczne zwierzęta w Eden Project.  






Ale były tam też i prawdziwe, mówili na nie "kurczaki" :-) 



A taki gość odwiedził mnie w namiocie.  


Te krowy poniżej to są byki. Wielkie przerażające byki. Mysłałam że zemrę jak na mnie patrzyły.  

Ale te krowy wyglądały już całkiem łagodnie. 

Foczka z plaży.  

Stado krówek na łące. 

Nie bardzo widać bo robione z bardzo daleka, ale takich krów nie ma nigdzie indziej. A uwieczniłam bo... kiedyś grałam w Farmville i tam można było sobie z wielkim trudem taką krówkę wyhodować. Belted Cow, czyli Krowa Pasowa. Od pasa. Znaczy cała czarna tylko z pasem białym przez całe ciało. I taki to ze mnie znawca krów :-)


Kozo-łowce na Tintagel. Nie wiedziałam czy to łowce czy kozy, okazało się że to i to.  

I czarny baranek. 

A na zakończenie sympatyczna panna :-)

I to by było na tyle moich Kornwalijskich Opowieści. Mam nadzieję że Wam się podobały  :-)