piątek, 31 lipca 2015

Humor na piątek

Musi być i koniec. Świńskich dzisiaj nie będzie, ale mam nadzieję że dla każdego cos dobrego :-) Zapraszam.



***
Katechetka do dzieci:
- Co robimy kiedy jest post?
- Komentujemy i dajemy lajka!


***
Rok 2018, Niemcy. Policja zatrzymuje faceta, sprawdzają dokumenty, gliniarz jeden do drugiego:
- Popatrz Ahmed, jakie dziwne nazwisko: Müller.


***
Mąż mówi do swojej żony:
- Kochanie masz nogi jak sarna.
- Takie zgrabne?
- Nie, takie owłosione.


***
Ściąłem drzewo...
Zbudowałem z niego dom...
Przekonałem kobietę, żeby miała ze mną syna...
A to wszystko jedną siekierą!


***
Grupę zaginionych w amazońskiej dżungli polskich turystów odnaleziono idąc tropem klnących papug.


***
Dawno, dawno temu był sobie młody człowiek, który obiecał sobie zostać wielkim pisarzem. Mówił:
- "Chcę pisać rzeczy, które będzie czytał cały świat, rzeczy, które poruszą ludzi aż do głębi, rzeczy, które będą sprawiały, że będą krzyczeć, płakać, zwijać się z bólu i wściekłości!"
Teraz pracuje on dla Microsoftu pisząc komunikaty o błędach.


***
Spotykają się Amerykanin i Rosjanin i wdają się w rozmowę:
- Ja mam 3 samochody w domu, pierwszy do pracy, drugi na zakupy i podróże, a trzecim jeżdżę do sąsiadów - mówi Amerykanin.
Na co Rosjanin rzecze:
- Ja mam 2 samochody w domu, pierwszy do pracy, a drugi na zakupy i podróże.
- A czym do sąsiadów jeździcie? - pyta Amerykanin.
- A do sąsiadów to my jeździmy czołgami.


***
Na okręcie młody majtek pyta starego żeglarza
- Opowiedz mi, dlaczego nie masz nogi?
- No bo kiedyś wypadłem za burtę i rekin mi odgryzł
- A dlaczego masz hak zamiast dłoni?
- No bo kiedyś mieliśmy potyczkę z piratami i odcięli mi dłoń
- A dlaczego nie masz oka?
- No bo kiedyś tak stoję na statku patrzę w niebo i nagle mi mewa narobiła.
- No tak, ale od tego się nie traci oka, wystarczy wytrzeć!
- No właśnie, a to był pierwszy dzień kiedy miałem hak zamiast ręki.


Wesołego weekendu!

środa, 29 lipca 2015

Takie sobie opowiadanie o czerwonej szmince

Wyrwała kolejną kartkę z kalendarza. Jak ten czas leci, pomyślała. Jeszcze wczoraj była na wakacjach a dziś ledwo może koniec z końcem sklecić z nadmiaru roboty. Ale lepsze to niż siedzieć bezczynnie. Zabrała się za odkurzanie podłóg, wszak piaskiem zasypała całą podłogę w sypialni. Ona już tak ma, co pójdzie na plażę tak naniesie piasku w nogawkach, a potem wystarczy ściągnąć spodnie i drobniutkie ziarenka rozsypią się po całym pokoju. W zasadzie to nawet nie zauważyła jak się ten piasek rozsypał, poczuła za to pod bosymi stopami. No tak, dobre to na peeling, ale jak się to zawlecze do łóżka to przecież nie da się zasnąć. Cholibka, musiała się urodzić taką księżniczką na ziarnku grochu... piasku właściwie. Niby skóra na niej niezbyt cienka i nie za bardzo delikatna, ale wystarczy ziarenko piasku żeby zaczęło nieźle uwierać. Albo jak się na przykład prześcieradło lekko zagnie, albo piżama ułoży nie tak jak trzeba, no nie da się zasnąć i już.
Kot z podkulonym ogonem wydarł z domu na dźwięk odkurzacza, boi się go jak diabeł wody święconej. Ale i tak już lepiej, bo kiedyś uciekał od razu, a teraz czeka aż odkurzacz wjedzie do pomieszczenia w którym on aktualnie przebywa. No bo jak nie wjedzie to po co się fatygować, prawda? Kocie troski...
Kiedy tak odkurzała, zauważyła mokrą brązową plamę w kącie. No nie... Kot ma znowu jakąś traumę - pomyślała i wyłączyła odkurzacz. Na szczęście to nie kupa tylko z drugiej strony. Poszła do kuchni po papierowe ręczniki i antybakteryjny spray, przetarła podłogę i dokończyła odkurzanie. Niesamowite, ile kurzu znalazło się w odkurzaczu, a przecież nie było nic widać. Idąc za ciosem zdjęła pościel z łóżka i wrzuciła ją do prania wraz z kilkoma innymi rzeczami w podobnym kolorze. Może uda jej się dzisiaj wszystko wysuszyć na dworze, w końcu przestało padać. Wyjęła z szafy czystą, pachnącą pościel i założyła na posłanie. Och jak dobrze że kupiła sobie tę letnią kołdrę, nie wie jak wytrzymałaby nocą w tym cieple.
Było już późno, za chwilę miała wychodzić. Szybko zdjęła ubranie rzucając je na podłogę i nago poszła do łazienki. Szybki prysznic, balsam do ciała na wysuszoną słońcem skórę, krem na twarz, standard, rutyna. Ale ten niepokój w sercu. W sumie nie wiadomo dlaczego, przecież decyzja już podjęta, już powinna się do niej przyzwyczaić. Zauważyła że ciało jej drży gdy nakładała sukienkę. Wprawnymi ruchami nałożyła delikatny makijaż podkreślający jej wciąż młodzieńczą twarz, przeczesała szybko włosy, uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze. Hmmm... czegoś brakuje... Szybko przejrzała kosmetyczkę. Jest! Czerwona Szminka. Do tej pory nakładała ją tylko raz, kupiła ją w okresie Walentynek kiedy wszystko jest w sklepach na czerwono i pomimo że nie nosi szminki na codzień, tę kupiła bez wahania. Soczysty, krwisty, mocny, wyrazisty seksowny kolor czerwieni, ten na widok którego faceci ślinią się aż po same buty. I w dodatku o delikatnym uwodzicielskim zapachu. Smarowała usta szminka niezwykle starannie, z czerwoną koronkową bluzką, naszyjnikiem i kolczykami z pereł komponowała się doskonale. Uśmiechnięta wyszła z domu. Nie chciała być spóźniona.
Jadąc na miejsce spotkania wyobrażała sobie jak on zareaguje. W myślach widziała czerwone ślady na jego koszuli, rozmazaną czerwień na jego szyi, słyszała przyspieszony oddech i bicie serca. Rozpromieniła się jeszcze bardziej kiedy ujrzała swoją twarz we wstecznym lusterku. Jej usta, przecież dość wąskie i niewielkie, w soczystym czerwonym kolorze wyglądały zachwycająco. Jeszcze tylko parę chwil - pomyślała.
Jak na skrzydłach wbiegała po schodach stukając delikatnie szpilkami. Jeszcze chwila, jeszcze moment, i te czerwone ślady na jego koszuli... ślady na jego koszuli...
Zatrzymała się tuż przed drzwiami. Wyjęła z torebki wilgotną chusteczkę i dokładnie starła Czerwoną Szminkę. Jeszcze nie teraz...- pomyślała.

wtorek, 28 lipca 2015

Znak

Każdy ma potrzebę wiary w coś, w boga, w ewolucję, w naukę, w horoskopy, sny, intuicję.
Zastanawiałam się ostatnio co to jest właściwie ta intuicja. Wiadomo, odruch, zupełnie nie sterowany rozumem, przebłysk, olśnienie. Ale z czego tak naprawdę wynika? Myślałam, analizowałam, szukałam przykładów. Wyszło mi na to że intuicja to nie jest nic innego jak trafne odczytywanie znaków, dzięki któremu wybieramy akurat tę drogę, a nie inną.
Wczoraj jadąc sobie samochodem otrzymałam taki właśnie znak. Zupełnie nieoczekiwany, zaskakująco nieprawdopodobny, ale zdarzył się i taki jest fakt. Kiedyś dostałam taki sam znak i go nie zrozumiałam. Teraz znalazłam się ponownie na rozstaju dróg (ach jak ja lubię te rozstaje, ciągle ktoś przede mną jakieś skrzyżowanie otwiera) i ten znak spadł na mnie jak kropla deszczu na wysuszoną ziemię. Już dzisiaj rano zauważyłam że moje życie zaczyna nabierać tempa, jeszcze nie dosłownie ale przynajmniej w mojej głowie. Dziś nie boję się że źle odczytam znak. Symbol, dar niebios, zbieg okoliczności, jak zwał tak zwał, nic nie dzieje się bez przyczyny a wszystko w jakimś celu.

Pozdrawiam tajemniczo.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Poniedziałkowy blus.

Weekend, pomimo sprzątania miałam bardzo udany, aż mi się nie chciało dziś rano wstawać. Czas ucieka mi przez palce, tyle spraw nie załatwionych, ale nic to, wywróciło się niech leży, cały luksus polega na tym że nie muszę go podnosić, będę się potykać czasem, może ktoś zwróci uwagę ale kiedyś się wezmę :-)
Pogoda za oknem taka sobie, oby się poprawiła bo od jutra mam znowu urlop! I nie, nigdzie nie wyjeżdżam, po prostu muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw i odpocząć po tamtym urlopie. Tak że jak mnie nie będzie to się nie martwcie, odpoczywam. A o Kornwalii jeszcze będzie, obiecuję :-)

niedziela, 19 lipca 2015

Kornwalia cz.3.

Jak już wspomniałam, Kornwalia to nie tylko wspaniałe wybrzeże i przepiękne plaże (o czym nie omieszkam jeszcze napisać) ale również historia, magia i tajemnice... I dziś właśnie o tych magicznych, tajemniczych, nasyconych duchem czasu wspaniałych miejscach będzie.
W pierwszym swoim poście o Kornwalii napisałam że dzień bez ruin to dzień stracony i faktycznie, nie straciłam żadnego dnia :-) Codziennie albo znajdowałam jakieś kamienne budowle celowo, albo natykałam się na nie przypadkiem, nierzadko z przygodami. Będzie bardzo dużo zdjęć. Zapraszam.

Już pierwszego dnia, w drodze na Land's End, natknęłam się na pozostałości zamku z epoki żelaznej.



Kiedy tak jeździłam po wąziutkich i krętych drogach Kornwalii Zachodniej, często napotykałam taki widok:


Chcąc niechcąc trzeba było zaparkować samochód, wyjść i napykać zdjęć. To są pozostałości jakiejś niewielkiej warowni.





Jednym z celów mojej przygody było coś czego trudno doszukać się w przewodnikach dla turystów, wyczytałam o tym gdzieś w internecie i postanowiłam koniecznie zobaczyć. Wishing Well and Celtic Chapel. Czyli Studnia Życzeń i Świątynia Celtycka. Długo szukałam. Co się najeździłam, okazało się że to nie pierwszy raz będę musiała tak długo szukać skarbu :-) Droga do niego wyglądała tak:



A to już Wishing Well. Uwierzcie mi, wygląda niesamowicie!


Sama studnia to ta kałuża w lewym dolnym rogu. Wszystkie te wstążki i wiesidełka reprezentują czyjeś życzenia i pragnienia.


Kilka dzwonków wietrznych kolebie lekko się na wietrze, potęgując wrażenie.




Wiele jest takich wiadomości porozwieszanych w różnych formach, niektóre bardzo osobiste, przy niektórych płakałam. Ja też zostawiłam tam na pamiątkę coś od siebie :-)


A tu już wejście do świątyni.


To coś, wyglądające jak studnia, to właśnie jej pozostałości.


W środku, znowu bardzo wzruszające obrazki.





Ze świątyni udałam się na niewielki spacer przez mały, bardzo tajemniczo wyglądający lasek. 




Te drzewa były niesamowite. Gdybym nie była tak przepełniona szczęściem i wzruszeniem, tobym się tam po prostu bała. Poniżej krótki filmik z moich wrażeń, żebyście zobaczyli o co chodzi. Tylko proszę oglądajcie z dźwiękiem :-)


 Jednego dnia, po prostu jadąc jak zwykle, zobaczyłam kilka zaparkowanych samochodów więc też zaparkowałam swój, wzięłam aparat i poszłam na spacer. Wędrując tak sobie ścieżką wzdłuż pól i pastwisk natknęłam się na takie schodki, więc oczywiście wlazłam.


W dali zobaczyłam budowlę więc trzeba było się zbliżyć.  


To stara nieczynna kopalnia. Prawdopodobnie miedzi bo wiele tu takich powstało pod koniec XVIII wieku.



A waracając, natknęłam nie na coś, cczego absolutnie nie spodziewałam się znaleźć w tym miejscu. Megalityczna budowla Men-an-Tol. 


W tej formacji uwagę przyciągają trzy stojące pionowo kamienie, z których środkowy ma kształt okrągły z okrągłą dziurą. Patrząc na nie pod odpowiednim kątem można zauważyć liczbę 101. Kamień środkowy jest dziurawy nie bez przyczyny. Wiele legend jest związanych z tym miejscem, jedna z nich głosi że trzeba przejść przez dziurę siedem razy tam i z powrotem i wszelkie uroki zostaną zdjęte. Ten pan na obrazku powyżej właśnie skończył swoje siedem razy. Mnie udało się tylko jeden raz. Czyli nadal jestem zauroczona :-) 



Następną budowlą której szukałam bardzo długo a wreszcie znalazłam przypadkiem, jest kamienny krąg, Merry Maidens.


Legenda głosi że to dziewiętnaście panien zamienionych w kamienie za to że odważyły się tańczyć w niedzielę. Było to dla mnie tak mityczne przeżycie że obeszłam krąg po dwa razy z każdej strony, od zewnątrz i od środka, dotykając każdy kamień.



Pewnego dnia natknęłam się na takie przecudne ułożenie chmur. 


A to pod spodem przypomina mi Amorka przesyłającego buziaczka :-)


Miejsce do którego przygotowałam się i wiedziałam gdzie i po co idę, było Carn Euny, starożytna wioska. 


Na straży stoi taki mało starożytny van.




Wioska jak to wioska, bardzo ciężko jest pokazac na zdjęciach kamienie, ale wlazłam w każde miejsce w jakie się dało wleźć.




W wiosce czekał na mnie bardzo tajemniczy, a jakże, kot :-)  Pogłaskałam go, łasił się do mnie i szedł za mną dłuższą chwilę. Szczerze mówiąc, czułam się trochę dziwnie...



Tajemniczość i swego rodzaju urok, chociaż w głównej mierze utrapienie to maleńkie kornwalijskie drogi wzdłuż żywopłotów. O proszę, jakie wąziutkie.


Takie wąziutkie. I niech Was te rośliny nie zmylą, ten żywopłot rośnie na kamiennym murze, więc jakbym tak z rozmachem otworzyła drzwi na przykład albo nie daj buk nie skręciła w odpowiednim momencie to samochód byłby lekko pognieciony.


Jeszcze jedna romantyczne fotka, małe jeziorko Drift.


Znalezione na spacerze...


... do kolejnej wioski z epoki żelaznej - Chysauster.


Jak już pisałam, ciężko się pokazuje takie kamienne wioski, ale coś tam można zobaczyć. Powiem tylko że rozmiary tych domów były imponujące.






W czasei spacery wybrzeżem znalazłam to:


A tego dziada co za chwilę go zobaczycie, szukałam trzy dni. I oczywiście znalazłam przez przypadek. No bo jak tu normalnie można znaleźć coś co znajduje się ża wysokim żywopłotem a o istnieniu czego informuje tylko taka wmurowana, ledwo widoczna tabliczka?



O proszę! Jedyne nie-selfie jakie mam z całej wyprawy :-)


Nie wiadomo po co takie megality postawili, ale jak jest to trza zobaczyć.


Miał ci on na początku cztery nóżki ale jedna mu odpadła, temu kamieniu i stoi dziś na trzech :-)


Pewnego razu jadąc tak sobie, jak zwykle, zauważyłam takie coś:


Oczywiście stara kopalnia, a nawet dwie, i to wszystko stoi u kogoś w ogródku. Nie dało się wejść.


Słynne wrzosowiska wyglądają tak:


A paprociska tak:


Nie wiedziałam do czego zmierzam gdy się przedzierałam przez wrzosowiska i paprociska. Ale widziałam kamienie na górce to pomyślałam, zajdę :-)


No i zalazłam. A kamienie to słynny Chun Quoit, budowla megalityczna o średnicy i wysokości około 3 metry. Można wejść do środka ale tamtej strony nie zrobiłam bo już jakaś para siedziała wewnątrz to co im będę przeszkadzać ;-)



I jeszcze rzut oka na pastwiska i pola. I ruiny, oczywiście.


Nie wiedziałam czy to akurat będzie pasować tematycznie ale dodaję bo miało być o niezwykłości, tajemniczości i magii. Teatr na otwartym powietrzu posiada wszystkie te cechy chociaż jest budowlą współczesną, bo powstał po wojnie. 


Zbudowany z inicjatywy i własnymi (nie tylko oczywiście) rękami Roweny Cade, służy jako miejsce przedstawień do dnia dzisiejszego.


Na siedzeniach wyryte są nazwy sztuk jakie tu zagrano. W tej chwili wystawia się około 17 sztuk w sezonie, czyli od  czerwca do września. Do Minack Theatre przyjeżdżają artyści z całego świata. 


Teatr jest normalnie dostępny dla zwiedzających każdego dnia. Bardzo ciekawe miejsce. 



Jak wszędzie w Kornwalii, miejsce to posiada również zachwycający ogród.




Na zdjęciu poniżej widzicie na scenie grupę dzieci ze szkolenj wycieczki, które śpiewały piosenki z własnej inicjatywy, a ludzie na widowni słuchali i bili brawo :-) No powiedzcie sami, czy nie przepiękny widok z tego teatru?


Zgodnie z tematyką tajemnicza skrzynka na listy :-)


I tajemnicze maleńkie wrota. Uwierzcie i na słowo, te maleńkie drzwiczki na dole są rozmiaru kociej klapki.


A poniżej już ostatnie z serii - tajemniczo-magiczno-historyczne ruiny zamku Tintagel. 


Zamek to pozostałości po imperium rzymskim, wybudowany w bardzo wczesym średniowiueczu, prawdopodobnie już po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Według opowieści w tym właśnie miejscu miał urodzić się, a później pobierać nauki słynnego Merlina, legendarny Król Artur. 









A na naprzeciwległej skarpie - pozostałości średniowiecznego zamku. Pomiędzy zamkami nigdy nie było bezpośredniego przejścia. 




-----------------------------------------------
Ten post popełniałam przez dwa dni...