piątek, 30 czerwca 2017

Humor piątkowy

Troszkę dzisiaj o medycynie będzie i  troszkę o rodzinie. Jak zwykle, zapraszam :-)


*****
Do pijalni wód mineralnych wchodzi spragniony człowiek i zamawia wodę sodową.
- Tylko bez soku, proszę - mówi do kelnera.
- Bez jakiego soku? - pyta kelner.
- Wszystko jedno, może być bez malinowego...


*****
Trwa sesja na akademii medycznej. Z sali wychodzi smutny student i wnet otaczają go koledzy z grupy:
- Zdałeś?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo mi zadał takie głupie pytanie.
- Jakie pytanie?
- Co trzeba mieć, aby zrobić lewatywę?.
- I co odpowiedziałeś?
- Dupę.


*****
Po latach spotykają się koledzy z klasy:
- Hej, Heniek, kopę lat! Jak ci się powodzi?
- Bardzo dobrze, Józku, bardzo dobrze. Mam sieć sklepów i nieźle zarabiam.
- Jak tego dokonałeś? Przecież przez matmę siedziałeś parę razy w tej samej klasie.
- Wiesz, kupuję w Chinach duperele po złotówce i sprzedaję tutaj po cztery złote. No i z tych trzech procent jakoś żyję.


*****
Wędkarz nad brzegiem jeziora łowi ryby, a obok siedzi jego żona. On zarzuca wędkę i po chwili wyciąga buta. Zarzuca ponownie i wyciąga czajnik. Zaraz potem łowi młynek do kawy, radio, telewizor, fotel...
Żona na to przerażona:
- Cholera, Bogdan, tam chyba ktoś mieszka...


*****
Zbliża się rocznica ślubu pewnej pary. Mąż wręcza żonie pięknie zapakowany prezent. Ta podekscytowana, że ukochany o niej nie zapomniał, zabiera się do rozpakowywania.
- Ale przecież to... wędka.
- I to najwyższej jakości! Unikat!
- Ale ja nie łowię ryb.
- Nie podoba ci się? No cóż, może mi się na coś przyda...


*****
- A my mamy w domu wszystko! - chwali się koleżankom mała Ala.
- Skąd wiesz?
- Bo jak tata przywiózł z delegacji gitarę, to mama powiedziała, że tylko tego brakowało.


*****
Ahmed mówi więc:
- Tradycją w islamie jest to, że mężczyźni tańczą z mężczyznami, a kobiety z kobietami. Ale chcielibyśmy, w drodze wyjątku, abyś dał zgodę na mieszany taniec na naszym weselu.
- Nigdy w życiu! - mówi mułła - To jest niemoralne. Mężczyźni i kobiety zawsze muszą tańczyć osobno.
- Czyli po ślubie nie będę mógł nawet zatańczyć ze swoją żoną?
- Nie. To jest zakazane w islamie.
- Hm, ok - odpowiada Ahmed - A co z seksem? Będziemy mogli wreszcie uprawiać seks?
- Oczywiście - stwierdza mułła - Bóg jest wielki! Seks w małżeństwie jest ok, aby mieć dzieci.
- A co z różnymi pozycjami?
- Nie ma problemu!
- Kobieta na górze? - dopytuje Ahmed.
- Oczywiście! Bóg jest wielki, róbcie to!
- Na pieska?
- Tak!
- Na stole kuchennym?
- Tak, tak!
- Czy mogę to robić ze wszystkimi swoimi żonami? Z oliwką? Z wibratorami? W skórzanych strojach? Z miodem? I filmami XXX w tle?
- Tak, dokładnie!
- Czy możemy to robić na stojąco?
- Nie. Absolutnie nie! - odpowiada mułła.
- Dlaczego nie? - pyta Ahmed.
- Bo to może prowadzić do tańca!


*****
Supermarket. 6-letni Jaś patrzy łakomym wzrokiem w lodówkę z lodami:
- Mamo, mogę loda?
- Nie.
- Mamoooooooo!
- Powiedziałam coś! Nie! - matka pozostaje nieugięta.
Oczy Jasia kierują się na ojca. Ojciec na to zbolałym głosem:
- Jak mama mówi, że loda nie będzie, to uwierz mi, wie co mówi.


*****
Wezwanie do biurowca - gwałt na sprzątaczce. Poszkodowana składa zeznania:
- No, klęczę i myję podłogę, a ten zaszedł mnie od tyłu i wykorzystał!
- No, ale czemu pani nie uciekała?
- Gdzie? Na umyte?!


Wesołego weekendu!

czwartek, 29 czerwca 2017

Za co kocham...

Mówi się, że kocha się nie za coś, a pomimo czegoś. Nie do końca się z tym zgadzam, choć trochę mądrości w tym chyba jest. I wydaje mi się, że więcej jest tego "czegoś" niż "pomimo" tak w ogólnym rozrachunku, więc chyba jednak kochamy za coś, mimo wszystko.  Dowód?


No ale tak na serio - weźmy taką miłość kobiety i faceta. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zakocha sie w kimś, kto ma same "pomimy", nie wyobrażam sobie tego po prostu. Jak to, kocham cię pomimo tego, że jesteś stary, łysy, gruby i podstawówkę ledwo skończyłeś, jesteś wulgarny i palisz papierosy, a w dodatku groszem nie śmierdzisz i mieszkasz z mamusią? A jedyną twoją zaletą jest to że masz ptaszka w portkach? I wice wersa, żeby nie było. Nie, zawsze zaczyna się od tego "za coś", nawet jeśli są to tylko pieniądze. 
Inaczej rzecz ma się z dziećmi i zwierzętami. Je się kocha po prostu, bo są. Pomimo tego, że srają, brudzą, hałasują, gryzą i drapią, pomimo że kosztują nas majątek a wdzięczności to się doczekamy być może w trakcie mowie pogrzebowej. Kocha się je, bo są nasze, bo wymagają naszej opieki, bo czujemy za nie odpowiedzialność. Czasami mamy ich serdecznie dość, a jak ich nie ma to tęsknimy za nimi, cieszymy się z ich sukcesów i opłakujemy z nimi porażki. I nawet jak popełniają błąd za błędem, jak nie spełniają naszych oczekiwań, nawet jak wykrzykują nam, że nas wszystkich nienawidzą, nawet jak odwrócą się do nas plecami i odejdą w siną dal, my nigdy nie przestajemy ich kochać. W odróżnieniu od partnerów, bo w stosunkach damsko-męskich, jak tylko zaczyna się pojawiać za dużo "pomimów" (czyli rodzą się kolejne wątpliwości), to miłość niestety, umiera, a z reanimacją trupa to wiadomo jak jest.

A ja...

Za co kocham 

Kocham uśmiech, którym witasz mnie rano, 
Kocham ciepłe łóżko, które zostawiasz, 
żebym sobie jeszcze trochę pospała,
Kocham szum czajnika o poranku 
i zapach kawy parzonej specjalnie dla mnie
Kocham patrzeć, jak układasz w skupieniu
na świeżutkich bezach pokrojone truskawki 
Kocham, gdy bez oporów wręczasz mi śrubokręt 
i gdy pochwalisz za skręconą szafkę
Kocham, jak do mnie mówisz rzeczy,
które chciałaby usłyszeć każda kobieta, 
I kocham wtedy, kiedy jest mi źle i boli serce,
a Ty nie mówisz, że sobie wymyślam,
że mam się nie martwić lub że będzie dobrze, 
tylko bierzesz w ramiona i razem ze mną płaczesz.


Pozdrawiam serdecznie :-)




wtorek, 27 czerwca 2017

Kwestia zaufania

Wikipedia podaje:
"Zaufanie wobec jakiegoś obiektu jest to wiedza lub wiara, że jego działania, przyszły stan lub własności okażą się zgodne z naszym życzeniem. Jeśli takiej pewności nie mamy, to zaufaniu towarzyszy także nadzieja. Obiekt zaufania może być dowolny, np. człowiek, zwierzę, przedmiot, substancja, instytucja, społeczeństwo, bóstwo. W przypadku relacji międzyludzkich zaufanie dotyczy najczęściej uczciwości drugiej strony wobec nas, co niekoniecznie oznacza uczciwość wobec innych, np. w grupie przestępczej. Zaufanie może, ale nie musi być odwzajemnione; jest jedną z podstawowych więzi międzyludzkich, zarówno w rodzinie jak i grupach społecznych, i bywa szczególnie cenne w sytuacjach kryzysowych. Wzbudzanie zaufania jest też częstą metodą działania przestępców, zwłaszcza oszustów. Emocja zaufania jest doznawana także przez bardziej inteligentne zwierzęta".

Najwięcej mówi się o zaufaniu w partnerstwie, w związkach. Ale dotyczy ono przecież każdej dziedziny życia - pracy, szkoły,zdrowia, zakupów, poruszania się po ulicy, wychowywania dzieci. Zaufanie jest drogą do kreowania bezpiecznej wizji wspólnego świata, obdarowuje się nim osobę, której się wierzy. Jest to pojęcie analizowane w ramach wielu dyscyplin takich jak psychologia czy socjologia. Zaufanie jest podstawą więzi międzyludzkich. 
Zaufanie to jeden z filarów szczęśliwego związku. Niestety, bardzo łatwo je utracić, przyczyny moga być zupełnie błahe, wystarczy że jedna ze stron poczuje się zawiedziona. Czyli, jeżeli to czego oczekiwaliśmy, okazuje się niezgodne z naszym wyobrażeniem. Oczywiście, największym wytoczonym przeciwko nam działem jest zdrada partnera, należy tu jednak pamiętać, że zdrada niejedno ma imię.  Zdrada to bardzo indywidualne poczucie krzywdy i choć uważa się powszechnie, że dotyczy stosunków seksualnych lub przekierowania uczuć czy starań na inną osobę, to niejednokrotnie jest to akt zupełnie z uczuciami i seksem nie związany. Mam tu na myśli wyjawienie sekretnych informacji, oszustwo finansowe, wycofanie się partnera z relacji, słowem wszystko to, co całkowicie burzy poczucie bezpieczeństwa i zaufania.  Jego brak u jednego z partnerów skutkować może w silnym poczuciu osaczenia i zniechęcenia u drugiej strony. 
Na utracone zaufanie w związku, można zareagować na dwa sposoby: uczynić z niego więzienie, a siebie zamienić w strażnika, lub uznać, że już czas spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co i dlaczego źle się układa, a potem próbować to naprawić. Pierwszy sposób - sprawdzanie, kontrolowanie, ograniczanie - wcale nie gwarantuje skuteczności, ponieważ możliwość efektywnej kontroli drugiego człowieka nie jest możliwe. Do "trzymania na krótkiej smyczy" uciekają się osoby, które chcą na siłę chronić trwałość związku, tymczasem rezultaty bywają na ogół odwrotne od zamierzonych. Atmosfera podejrzliwości, nieufności i ograniczeń osłabia więzi między partnerami i prowadzi do wygaśnięcia relacji. Strona nadmiernie kontrolująca nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, że zmusza tę drugą stronę do kłamstw. Poddany nadmiernej presji i ciągle sprawdzany partner, jeżeli chce np. iść na niewinnego drinka z kolegą, posunie się do oszustwa, by móc cieszyć się odrobiną swobody.

Trudne to są sprawy, ale do rozwiązania w dorosłym życiu. Według mnie (i podkreślam, że jest to moja osobista opinia) najczyściej jest się po prostu rozstać i zacząć życie od nowa, bo utraconego zaufania odbudować się nie da. Są ludzie, którzy próbują reanimować związek, lub stawiając wszystko na jedną kartę rozwodzą się, aby się zejść na nowo i chwała im za to. Oczywiście do tanga trzeba dwojga i muszą się o to starać tak samo dwie osoby. Każdy próbuje życia na własny sposób, jednym wychodzi, innym nie. Summa summarum uważam że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, nawet jeśli woda w tej rzece nie jest już taka sama, bo przeciez ciągle płynie. 

No dobrze. W związkach, mimo że nie wszystko jest czarno-białe, istnieje możliwość wyboru. Z mężem można się rozwieść, z partnerem rozstać, z przyjacielem zerwać kontakty. 
A co z zaufaniem w relacji rodzic - dziecko? Żeby nie było wątpliwości, mówię tu o dziecku dorosłym, dwudziesto-kilku letnim i starszym, nie o żadnym nastolatku, który tylko fiu-bździu ma w głowie i wszystkich nienawidzi. O dziecku, które zawiodło rodziców (czytaj: oszukało, okradło, znieważyło i tak dalej) już wiele razy, a wciąż do nich powraca jak ten syn marnotrawny, zwłaszcza, a czasem tylko wtedy, gdy potrzebuje pomocy. O dziecku, któremu rodzice nie ufają kompletnie, bo zaufać po tylu porażkach już po prostu nie mogą, ale wciąż mają nadzieję, że może jednak tym razem zrobi to co powie, że się postara, że obietnicy jednak dotrzyma? Czy i ile razy można (lub należy) dać takiemu dziecku jeszcze jedna szansę, kolejny kredyt zaufania?  Co zrobić, gdy rozum mówi co innego, a serce podpowiada co innego? I rozterka, że przecież jak się postąpi zgodnie z rozumem, to będzie się miało wyrzuty sumienia na zawsze, a jak się postąpi zgodnie z sercem to ono w końcu kiedyś nie wytrzyma? 




piątek, 23 czerwca 2017

Humor piątkowy



U mnie dziś spotkanie na szczycie, czyli zlot teściowych. Znaczy mam poznać rodziców dziewczyny syna. W dodatku przyjeżdżają także rodzice Chłopa, czyli moi potencjalni teściowie. Wszystko w moim nowym domu. Oj, oj...

Słyszałam, jak wczoraj Chłop tłumaczył rodzicom, kogo zastaną w domu.
- No to, tato, jutro będziesz miał przyjemność poznać rodziców X.
- A kto to jest X?
- X to jest dziewczyna Z, czyli syna Iwony. I oni właśnie przyjeżdżają, żeby ją zabrać do domu na wakacje, bo studia się skończyły.
- Aha, z daleka przyjeżdżają?
- Oni są z południa - Chłop wysila swe zdolności językowe - to na pewno będą mieli południowy akcent i będzie : Arrrr, ahoy matey, arrrr...
No rzeczywiście... akcent wybitnie południowy, nie ma co :-))

I w zwiąku z tym dzisiaj taka tematyka. Zapraszam :-).


*****
Rozmawiają dwaj koledzy:
- Zenek, ja mojej teściowej powiedziałem żeby się odwaliła.
- A ona co na to?
- Nic
- Jak to nic?
- Nie było jej.


*****
Siedzą sobie zięć i teściowa w pokoju.
- Jakie to życie krótkie - teściowa zamyśliła sie na głos - ledwo się człowiek urodził, a tu już umierać pora...
- Pora, pora - przytakuje ze zrozumieniem zięć.


*****
Wnuczek pyta babcię:
- Babciu, a czym ty do nas przyjechałaś?
- Pociągiem, a dlaczego pytasz?
- Bo tata mówi, że cię diabli przynieśli.


*****
W celi siedzi dwóch skazanych.
- Za co siedzisz? - pyta jeden.
- Za morderstwo. A ty?
- A ja za kurę.
- Za kurę?
- Tak, łaziła po ogrodzie i wygrzebała teściową.


*****
Synowa dzwoni do teściowej i pyta:
- Mamusiu, a jak się dziecko zesra to przebiera ojciec czy matka?
- Oczywiście, że matka - odpowiada teściowa.
- To niech się mamusia zbiera i przychodzi jak najszybciej, bo synuś tak się nawalił, że do kibla nie trafił!


*****
- Halo, Marysia? Jak tam mój syneczek? - dzwoni teściowa do synowej.
- Jak, jak...! Chleje jak świnia, na baby łazi, nawet się już do bicia zabiera!
- Uffff... Chwała bogu. Najważniejsze, żeby nie chorował.


*****
Trzech świeżo upieczonych studentów się ożeniło. Spotykają się po kilku miesiącach w barze i zastanawiają, jak tu się pozbyć teściowej. 
Absolwent Politechniki:
- Kupię jej samochód, pogrzebię przy nim trochę, poprzestawiam i stara purchawa rozbije się na drzewie.
Absolwent medycyny:
- Skombinuje arszenik i wsypię jej do żarcia. Padnie w trzydzieści sekund.
Absolwent Akademii Rolniczej:
- A ja kupię dwie paczki Ibupromu, wsadzę sobie do gęby, przeżuję, ulepię z nich jedną dużą pigułe, wysuszę w mikrofalówce i położę na stole.
- No i co, i co? - pytają pozostali.
- Jak to co? Ona wejdzie do pokoju, zobaczy kulę i powie: "Ojej, jaka wielka tabletka Ibupromu!", a ja wtedy wyskoczę z szafy i ją siekierą przez plecy!


*****
Przez pierwsze trzy dni małżeństwa byłem przekonany, że mam najlepszą teściową na świecie. Bo to i mecz razem obejrzeliśmy, o samochodach pogadaliśmy, nawet na ryby wybrała się ze mną. No i tam wreszcie wytrzeźwiałem po weselu, patrzę, a to nie teściowa tylko teść.



Pozdrowienia najserdeczniejsze!



czwartek, 22 czerwca 2017

Obdarowani

Kim jest geniusz? Potocznie to osoba posiadająca nadprzeciętne zdolności intelektualne. Pojęcie to jest nieodmiennie kojarzone z ilorazem inteligencji, mierzonym według różnych progów, najpopularniejszym jest oczywiście Mensa. Próg Mensy w skali Cattela wynosi 148 i umożliwia wstępienie do Mensy. Próg Einsteina to oszacowana wartość IQ Alberta Einsteina (szacowana, bowiem naukowiec nigdy takiego testu nie przeszedł) i wynosi 190. Próg absolutny to 247 i teoretycznie przypada na mniej niż jedną osobe w całej populacji ziemskiej, która wynosi ponad 7 miliardów.
Z obecnie żyjących* ludzi największym współczynnikiem inteligencji wyróżnia się Terrence Tao, Australijczyk chińskiego pochodzenia.


Wybitny matematyk, najmłodszy profesor w historii. W wieku 24 lat zaczął wykładać na Uniwersytecie Kalifornijskim, gdzie pracuje do dziś. W wieku dwóch lat nauczył się pisać i czytać oglądając "Ulicę Sezamkową". Mając 4 lata uczył się w podstawówce matematyki na poziomie licealnym. W wieku 7 lat chodził już do liceum. Jest pierwszym Australijczykiem, który za całokształt osiągnięć został nagrodzony prestiżowym Medalem Fieldsa. Miał wtedy 31 lat. Jego IQ wynosi 230 punktów.

Christopher Hirata ma 31 lat i 225 punktów IQ.


Cudowne dziecko, został najmłodszym Amerykaninem, który jako trzynastolatek wygrał złoty medal na Międzynarodowej Olimpiadzie Fizycznej w 1996 roku. Rozpoczął studia w Kalifornijskim Instytucie Technologii w wieku 14 lat, jako szesnastolatek rozpoczął pracę w NASA, gdzie badał kwestie kolonizacji Marsa. W wieku 22 lat został doktorem astrofizyki na Uniwersytecie Princeton. Powrócił później do Kalifornii wykładać astrofizykę, co czyni do dzisiaj.   

Kim Ung-Yong jest bez wątpienia interesującą postacią, z powodu rzeczy, które zdecydował się raczej nie robić niż robić. 
Urodzony w Korei Południowej w 1963 roku, Ung-Yong zaczął mówić w wieku 6 miesięcy i biegle czytał w językach: koreańskim, japońskim, angielskim i niemieckim w wieku 3 lat. W wieku 5 lat występował w japońskiej telewizji rozwiązując równania różniczkowe. 


Gdy miał zaledwie 8 lat, został zaproszony  do współpracy przez NASA, gdzie pracował przez dziesięć lat. Ung-Yong opisuje te lata jako lata samotności i totalnej izolacji. "W tamtym czasie - mówi - żyłem jak maszyna. Budziłem się, rozwiązywałem swą dzienną dawkę równań, jadłem, zasypiałem i tak w kółko. Naprawdę nie wiedziałem jak żyję, co robię, nie miałem żadnych przyjaciół i byłem niesamowicie samotny". Przytłoczony tęsknotą za rodziną, po dziesięciu latach podziękował NASA za współpracę i powrócił do Korei. I wtedy się zaczęło! Samotność została zastąpiona szumem medialnym, ponieważ nikt nie mógł zrozumieć, jak można marnować taki talent. A Ung-Yong chciał tylko zwykłego życia, jak normalny nastolatek, skończyć normalny uniwersytet (choć miał już doktorat Uniwersytetu Kolorado), odrobić stracony czas. Został ogłoszony geniuszem nieudacznikiem, który porzucił drogę do prawdziwego szczęścia. Ale tylko on był mądry, żeby rozumieć, że sława i pieniądze nie odznaczają szczęścia. 
Kim zaczął więc normalne życie, co oznaczało poszukiwanie pracy. I tu narodził się problem. Bez dyplomu nie ma dobrej pracy. A Kim nie miał przecież papierów z żadnej szkoły. Ale - dla kogoś z ilorazem inteligencji 210 nie stanowiło to problemu. Ung-Yong w ciągu jednego roku zdał wszystkie egzanimy szkoły podstawowej, w ciągu drugiego roku zaliczył wszystkie egzanimy szkoły średniej, po czym zapisał się inżynierię lądową na lokalnym uniwersytecie, głównie po to, żeby nawiązać znajomości z ludźmi w swoim wieku, zdobyć jakieś życiowe doświadczenia. Po studiach rozpoczął pracę w biurze, w międzyczasie publikując artykuły naukowe z zakresu hydrauliki. Dziś jest profesorem na Uniwersytecie Shinhan, prowadzi normalne życie, ma żonę i dorosłe już dzieci. 


"Ludzie przywiązują zbyt wielką uwagę do IQ" - mówi Kim. - "Społeczeństwo nie powinno mierzyć nikogo według tych samych standardów, każdy posiada różne stopnie uczenia się, różne nadzieje, różne talenty i powinniśmy to respektować". 
Iloraz inteligencji nie jest wszechpotężny i historia Kima to pokazuje. Jest raczej dodatkowym talentem, tak jak ktoś jest wyjątkowo dobry w sporcie czy muzyce. I jest niczym bez mądrości, którą zdobywa się powoli w ciągu całego życia. 


**********************************
Temat zainspirowany jest filmem, który obejrzałam wczoraj, "Gifted". Po polsku nazywa się "Obdarowani" (co za durny tytuł, kto to wymyśla!) i do Polski wejdzie w sierpniu. Opowiada o losach małej uzdolnionej dziewczynki i o tym, co jest w życiu naprawdę ważne. Film naprawdę chwyta za serce i moczy oczy. Więcej nie napiszę, bardzo polecam.



* Stephen Hawking ma iloraz inteligencji 160, a Garri Kasparow 190. 
Polska Doda ma podobno 156, czyli tyle samo ile co Amerykańska aktorka Sharon Stone, z tym że Stone przyznała się do kłamstwa, a Doda jeszcze nie :-)

wtorek, 20 czerwca 2017

Dywanowe impresje

Tiguś bardzo lubi naszą nową wykładzinę. Muszę przyznać, że ja też ją bardzo lubię. Śmieszne, ale oboje ściągamy kapcie zanim wejdziemy do tego pokoju. Nie, nie jesteśmy aż tak pedantyczni. Po prostu jest niesamowicie przyjemne stąpać po niej gołą stopą :-)
Pokój jest w trakcie organizacji. A tymczasem...










Pozdrawiamy wspólnie z Tigusiem. 

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Ogrodowe impresje

Zupełnie bez zastanowienia, ot tak "bo ładna była pogoda", zamiast przygotowywać starą chałupę Chłopa na wynajem, jak było zaplanowane, przeprowadziliśmy w weekend możliwe do wykonania prace ogrodowe. Chłop był bowiem dzień wcześniej nakupił kwiatków i trochę ziemi, no to jak nie poprzesadzać jak słońce pięknie świeci i aż się chce w ziemi pogrzebać. He he. Żartuję oczywiście. No ale ponasadzaliśmy tych kwiatków do doniczek, przesadziliśmy drzewko figowe, które teraz wygląda jak drzewko a nie wypłosz jakiś, a dodatkowo wsadziłam w mniejsze donice parę ziół. I tak nam jakoś leniwie zleciała sobota.
A w niedzielę nadal była piękna pogoda, więc zechciało mi się krzaki przed domem poprzycinać. Poprzycinałam wszystko łącznie z dziką różą, ale kawałek żywopłotu bezpośrednio przylegający do parkingu przed garażem okazał się być zdumiewająco niebezpieczny, bo krzew ten miał koluchy wielkie na pół palca, wiedziałam że te kolce ma bo nieraz już zahaczyłam wysiadając z samochodu. Ale teraz już się miarka przebrała. I tak wycinałam, wycinałam, aż wycięłam prawie do łysa, pozostało tylko kilka małych pieńków, które Chłop będzie musiał jakoś usunąć.
Idąc za ciosem, przycięłam drzewko w ogrodzie, które okazało się być śliwą, bo znalazłam na nim jedną jedyną zieloną śliweczkę. Drzewo to denerwowało mnie ogromnie, bo obrotowa suszarka na pranie, która została umiejscowiona tam, przez poprzednich właścicieli, zahaczała o gałęzie i z czterech ramion mogłam wykorzystać tylko dwa. No więc zaczęłam przycinać gałązki, potem wielkie gałęzie, a potem popatrzyłam na Chłopa, który kiwnął głową z aprobatą, nie namyślając się wcale poszłam do garażu po narzędzie i wycięłam drzewko osobiście piłą w pień. Trochę czasu zajęło mi zapakowanie drzewka do worka, a potem okazało się że ogromny rozmaryn i tzw. curry plant (pachnie podobnie do lubczyku) też o suszarkę zahaczają, więc zaczęłam wycinać i wycinać i wycinać... zmniejszając to cielsko znacznie, a przy okazji odkrywając, że pod tym całym pararolem gałęzi rośnie sobie delikatnie tymianek. Zrobiłam mu więc, temu tymianku, trochę miejsca do rośnięcia, bo w mojej kuchni tymianek stoi wyżej niż rozmaryn czy ten curry plant. Póki co, niech sobie rośnie. Zielsko to zajęło w worach więcej miejsca niż całe drzewo, więc możecie sobie wyobrazić, jak wielkie to było.
A w czasie kiedy ja pastwiłam się nad roślinnością, Chłop zajął się tym, co Chłopy najbardziej lubią się zajmować, czyli rozbieraniem. Tuż koło drzwi tarasowych poprzedni właściciele umieścili bowiem wstrętną, rozpadającą się już konstrukcję, mającą służyć jako szklarenka. I oczywiście tego okropniucha zostawili, bo kto by tam taki badziew przeprowadzał. No więc Chłop zaczął tę szklarenkę rozbierać, rozkręcając wszystkie śrubeczki i odbijając wszystkie gwózdki, rozbierałby to ze dwa dni, na szczęście ja zakończyłam swoje prace wycinkowe i wkroczyłam do akcji twierdząc, że tak to się nie będziemy bawić, bo nam wysypisko zamkną i że porozbieram to cholerstwo gołymi rękami. Ku zdumieniu Chłopa prawie mi się udało. Nie było łatwo i ja Chłopa zupełnie rozumiem, bo to ze szkła częściowo było i trzeba było ostrożnie, żeby tych szyb nie pobić, bo nikt nie chce pobitego szkła na swoim podwórku. Udało się i piętnaście minut przed zamknięciem wysypiska zajechaliśmy tam w dwa samochody i wywailiśmy to wszystko na śmietnik. Teraz oba bagażniki nadają się do odkurzania, ale to już mała cena za taką robotę :-)
Szkoda, że nie porobiłam zdjęć przed i po, ale coś tam niecoś porobiłam, więc kto ma wyobraźnię ten zobaczy różnicę. A teraz zapraszam na relację zdjęciową z weekendu.

Stare zdjęcie przed. Zwróćcie uwagę na na ten okropny brązowy kredens w kształcie domku, po prawej stronie drzwi:


A teraz - tadam!


A tak wyglądała część przy furtce wyjściowej. Na środku, w oponie rośnie rozmarym i te inne, a za nim widać niewielkie drzewko. Przez otwartą furtkę widać zielone krzaki z ogromnymi koluchami.


A teraz to wygląda tak: 



Do ogrodu takiego, jak zaplanowaliśmy, wiele jeszcze brakuje, na razie musimy cieszyć się tym, co mamy. Na koniec kilka skromnych zdjęć mojej ogrodowej flory... 















... i fauny (a jakże!):


Fauna buszująca w zbożu trawie (i w koniczynie też):







Pozdrawiam gorąco!


piątek, 16 czerwca 2017

Humor piątkowy

Czyli właściwie post zapchajdziura, ale może kktoś się przynajmniej uśmiechnie.
Zapraszam :-)


*****
- Doktorze, dowiedziałem się, że będzie mnie operował praktykant.
- Zgadza się.
- A jak mu się nie uda?!
- To mu pałę z praktyk postawimy.


*****
Siedzą dwie babcie klozetowe i plotkują. Nagle przechodzi elegancki pan i kłania się jednej z nich. Druga pyta ją z podziwem w głosie:
- Znasz go?
- Tak. Srywa u mnie.


*****
Para kochanków siedzi na kanapie, nagle dzwoni telefon, odbiera kobieta:
- Kto dzwonił?
- Mój mąż.
- O! I co mówił?
- Że spóźni się do domu, bo gra z tobą w pokera.


*****
- Czy byłem tu wczoraj? - pyta gość barmana w nocnym lokalu.
- Był pan.
- I przepiłem pół miliona?
- Tak.
- Uff... Co za szczęście! A już myślałem, że zgubiłem.


*****
Uradowany szef firmy opowiada dowcipy. Śmieją się wszyscy, oprócz jednej dziewczyny. Widząc to szef pyta ją, czy nie ma poczucia humoru. Dziewczyna odpowiada:
- Poczucie humoru to ja mam, ale nie muszę się śmiać, bo jutro odchodzę.


*****
Syn rolnika poszedł do wojska. Po jakimś czasie pisze do ojca list:
"Tato tu jest wspaniale! Można się wylegiwać do 6 rano."


*****
Policjant w małym miasteczku zatrzymuje motocyklistę, który pędził główną ulicą.
- Ależ panie sierżancie, ja mogę wytłumaczyć... - mówi facet.
- Cisza - rzucił policjant, nie dając mu dokończyć - Zamierzam ochłodzić pański temperament w areszcie, zanim nie wróci komendant.
- Ale panie sierżancie, chciałem tylko powiedzieć, że...
- A ja powiedziałem, że ma być cisza! Idzie pan do aresztu!
Parę godzin później policjant zagląda do celi i mówi:
- Na szczęście dla pana, komendant jest na ślubie córki. Będzie w dobrym nastroju, jak wróci.
- Niech pan na to nie liczy - odpowiada facet z celi - Jestem panem młodym.


*****
Żona szyje sukienkę na maszynie, a mąż stoi nad nią i krzyczy:
- Teraz w lewo! Jeszcze bardziej! Prosto! Uważaj, nie za szybko!
- Przecież ty nie umiesz szyć! - odpowiada żona - Po co te twoje głupie komentarze?
- Chciałem ci tylko pokazać jak się czuję, gdy jedziemy samochodem.


*****
Dwaj koledzy:
- Wiesz, dzisiaj się przejęzyczyłem.
- Tak? A co się stało?
- Żona kupiła sobie nową torbę, a ja zamiast powiedzieć, że ma fajną torbę, powiedziałem: "Ale masz fajną mordę."
- Taa, faktycznie, źle to wyszło. A wiesz, że ja też się niedawno przejęzyczyłem. Kiedyś przy śniadaniu chciałem powiedzieć: "Podaj mi sól, kochanie", a powiedziałem: "Zmarnowałaś mi życie, ty stara krowo."



Wesołego weekendu!

czwartek, 15 czerwca 2017

Takie buty

Ogarnął mnie przedwakacyjny chaos zakupowy. Sandałki sobie kupiłam, o takie :-)


Otwieranie pudełka.


Tadam!


Buciki skórzane, lekkie i bardzo wygodne.


Się pozachwycałam bucikami na giczach swoich...


Stópki se pooglądałam...



Teraz będę po Leningradzie w takich sandałkach zapitalała. Ups, po Sankt Petersburgu :-)
Nawiasem mówiąc, zgryza mam. Bo my w tym St Petersburgu będziemy tylko dwa dni, a na tapecie mam Peterhof, Carskie Sioło, Pałac Katarzyny i musowo Ermitaż, a także chciałabym zobaczyć miasto tak generalnie, z Aurorą, Polami Marsowymi, Placem Dekabrystów, katedrą św. Izaaka i kościołem Zmartwychwstania na krwi włącznie. Zamartwiałam się cały dzień, że czasu mi nie wystarczy, ale wieczorem wpadłam na mały pomysł. Powiedziałam do Chłopa: "Wiesz co, nie martw się, jak nie zobaczymy wszystkiego co chcę to pojedziemy za rok jeszcze raz" :-) I w ogóle, jestem tym, St Petersburgiem bardziej podniecona niż wyspami egzotycznymi, bo co na Barbadosie można oglądać czy na innych Seszelach? A SP aż kipi od historii i sztuki.  
No i tak. Buty kupione, wycieczki poplanowane, stare zeszysty z ruskiego odkurzone, tylko wakacje jeszcze nie wykupione. 
I jak tu żyć Moi Drodzy, jak żyć?