poniedziałek, 30 stycznia 2017

Tęsknię

Ach, jak ja tęsknię do swobody, do tych spacerów wieczornych i popołudniowych, tęsknię do mojego roweru, który właśnie przebywa w serwisie, ale nie dlatego do niego tęsknię bo przebywa, tylko pojeździłabym tak sobie, po drogach i bezdrożach, ot tak bez celu albo nawet i w celu jakimś. Żeby tylko.
Jak ja tęsknię do spokoju, do tych chwil wieczornych, kiedy można zasiąść przed telewizorem z kieliszkiem wina w dłoni, albo nawet i drinkiem jakimś, a co. W wysprzątanym domu, z kotkiem mruczącym na kolanach, z kominka bije ciepły żar. A na głowie turban, bo dopiero co wylazłam z wanny po godzinnym moczeniu w pianie, a na gębie maska prasująca zmarszczki. No co, wyprasuje to wyprasuje, nie wyprasuje to nie, ale przynajmniej poczuję się lepiej sama ze sobą, zadbana taka.
Jak ja tęsknię to nicnierobienia, poczytania książki w spokoju, poleżenia, pomarzenia.
Do ciepła tęsknię również, a jakże. Do tych promieni słonecznych łapanych w ogrodzie do ostatniej minuty długiego dnia, do tego wywalenia się w samej koszulce prosto na trawę przykrytą kocykiem, słuchania jak trawa rośnie i o czym szepczą robaki. Tęsknię do szelestu drzewa za płotem i śpiewu ptaków na płocie, tęsknię do ludzkiej ciszy i głosów przyrody. Tęsknię do szumu morza i wrzasku mew, do odgłosów piasku pod stopami. Do zapachu słonej bryzy, do tego wiatru, który wyplątuje kosmyki włosów z misternie zakręconego kucyka, do nieskończonegoh horyzontu, do fal rozbryzgujących się o kamień.
Tęsknię do gór, do tego majestatycznego widoku pełnego niespodzianek, a jakże stałego i nieskończonego w swym ogromie. Do powolnej wspinaczki krok po kroku, pot spływa po plecach pomimo przenikliwego zimna, jeszcze chwilę, jeszcze trochę, tak iść do końca a potem odpocznę. I wreszcie stanę na dachu świata i poczuję się wielka, silna i spełniona.
Chłop mówi - może chciałabyś wyjechać gdzieś na weekend, zanim się przeprowadzimy, zresetujesz się, odpoczniesz. A ja że tylko się jeszcze bardziej będę denerwować, bo pakowanie czeka a ja sobie wakacjuję. Ale miło że myśli o moim samopoczuciu. Trzeba to przeczekać. Najpierw wyprowadzka, nie wiadomo jeszcze dokąd.
Tęsknię do prawdziwego domu.




piątek, 27 stycznia 2017

Humor na piątek

Dzisiaj będzie o zwierzątkach. 
Zapraszam :-)


*****
Noc. W kuchni ze skrzypieniem otwierają się drzwi od lodówki. Wychodzi z niej spasiona mysz w jednej łapie trzymając prawie kilogramowy kawał żółtego sera a drugą ciągnąc za sobą wielkie pęto kiełbasy. Idzie do pokoju skąd rozlega się potężne chrapanie gospodarzy i taszczy ten cały majdan przez środek izby w stronę szafy, pod którą ma wejście do swojej norki. Już jest przed wejściem gdy w świetle księżyca dostrzega pułapkę na myszy a na niej malutki kawałeczek słoninki. Mysz kręci z dezaprobatą głową i mruczy pod nosem: 
- Jak dzieci, k*rwa , jak dzieci.


*****
Siedzi facet nad stawem i łowi ryby. W pewnym momencie wynurza się żaba i pyta: 
- Proszę Pana, czy ja mogłabym wejść na spławik i skoczyć do wody? 
- A skocz sobie - odpowiada facet. Żaba skoczyła, a facet dalej łowi ryby. Po chwili żaba znowu się wynurza i pyta: 
- Proszę Pana, a czy ja mogłabym jeszcze raz wejść na spławik i skoczyć do wody? 
- No, skocz sobie - odpowiada już podirytowany facet. Żaba skoczyła, a facet dalej łowi ryby. Po chwili żaba znowu się wynurza i pyta: 
- Proszę Pana, a czy ja mogłabym... - widzi wkurzenie faceta, więc kończy - ...usiąść koło Pana? 
- A siadaj - odpowiada facet. Żaba siada koło faceta, a ten dalej łowi ryby. Siedzą tak sobie w milczeniu, aż ze stawu wynurza się druga żaba i pyta: 
- Proszę Pana, czy ja mogłabym wejść na spławik i skoczyć do wody? 
Na to pierwsza żaba: 
- Spier.dalaj! Dobrze mówię, proszę Pana?


*****
Jedzie facet Land Roverem przez bezdroża Środkowego Zachodu, głusza kompletna, dzicz i zadupie. Jedzie tak sobie, jedzie, a tu nagle - bęc, silnik zgasł. Paliwo jest, akumulator kręci, co za cholera? Stoi tak facet wśród tego odludzia przy Land Roverze z podniesioną maską, do najbliższej osady ludzkiej dziesiątki mil wertepów, skrobie się po głowie i nie wie co dalej. Aż tu patrzy - zbliża się do niego kary mustang. Podbiegł do samochodu, zajrzał pod maskę i bach, przykopał z boku!
Silnik - jak zaczarowany - zaskoczył!
Facet oszołomiony pojechał dalej, w następnej osadzie opowiada całą historię właścicielowi stacji benzynowej.
- Kary, mówi pan? No to miałeś pan szczęście!
- Szczęście, dlaczego? - pyta zdumiony wędrowiec.
- Bo tu jeszcze biega po okolicy siwek, ale on się kompletnie nie zna na samochodach!


*****
Facet rozmawia przez telefon:
- Halo! Towarzystwo ochrony zwierząt?
- Tak, słucham.
- Na drzewie siedzi listonosz i drażni mojego psa...


*****
Jest piękny, słoneczny dzień. Na trawce opala się naga panna. Nagle między jej nogami wykopuje się krecik, rozgląda sie i pyta cichutko:
- Jeżyk?
Cisza, więc podchodzi bliżej i pyta:
- Jeżyk?
Cisza wiec podchodzi jeszcze bliżej wącha i szcepcze:
- Jeżyk, żyjesz???

*****
Facet złotym mercedesem przyjeżdża na ryby. Wysiada cały w złocie z samochodu (łańcuchy, bransolety itd.), wyciąga złotą wędkę ze złotą żyłką i idzie łowić ryby. Po jakimś czasie łapie co? .....oczywiście złotą rybkę. Popatrzył na nią, obejrzał w koło z pogardą i już ma wyrzucić z powrotem do wody, a rybka na to: 
- Hej rybaku! A trzy życzenia? 
- Eeeeeh, no dobra. Co chcesz?


*****
Niedźwiedź zakazał w lesie się załatwiać. Ale pewnego dnia zajączek był w samym jego środku i nagle mu się strasznie zachciało. Nie wie co zrobić ale jednak musiał, więc się załatwił. Ale słychać, że niedźwiedź idzie. Więc wiele nie myśląc wziął i ukrył kupę w łapkach. POdchodziniedźwiedź i pyta: 
- Ej, Zajączek, a co ty tam trzymasz w tych łapkach? 
- Nic takiego, motylka... 
- Pokaż go tu. - mówi niedźwiedź. 
Zajączek otwiera łapki i mówi: 
- O kurde, uciekł! No nie, jaki świntuch! Aaaaleee kupe nawalił!!!


*****
W gęstej kniei, gdzie strumyk płynie z wolna, tam gdzie mchem odziany kamień, gdzie szumi dokoła las, stoi chatka z bukowiny, a w chatce mieszka strażnik leśny Edward - niezastąpiony opiekun stworzeń leśnych, przyjaciel wszystkiego co żyje. Odwiedził go raz kolega ze studiów - leśniczy Antoni. 
- A cóż to? - Zakrzyknął Antek na widok czegoś dużego, szklanego w kącie izby. 
- Aaa, widzisz to moja farma. Mrówcza farma! - rzekł z dumą Edward 
- Farma? Farma??? Hahaha! Czyś ty kiedy widział jak wygląda farma? Toż to jakieś robale, ani to oswoić ani wytresować... 
Edward uśmiechnął się tajemniczo 
- Taaa... robale. Kiedyś przez tydzień ich nie karmiłem. Nauczyły się uprawiać mech, potem hodować dżdżownice. Rozpaliłem ogień pod nimi - wynalazły cegły. Poraziłem prądem - siedzą nocami przy świetle. Wkurzyłem się trochę przedwczoraj, polałem je ropą i podpaliłem... 
- I?? 
- Konstruują takie małe traktorki...


Udanego weekendu!

czwartek, 26 stycznia 2017

Wnuczki przyjechały!

Wczoraj wieczorem pojechaliśmy po wnuczki :-)
Zapakowaliśmy wielką klatkę do bagażnika, dzieciaki z trudem wyłapaliśmy i zapakowaliśmy do kontenerka, bo się rozłaziły jak szczury, ale koniec końców udało się jakoś ogarnąć bałagan i przywieźliśmy towarzystwo do domu. 
Wnuczki mają u mnie swój osobny pokój, który w chwili obecnej zaczął służyć jako przechowalnia pudełek, musiałam więc uprzednio jakoś to poukładać i zrobić miejsce na ich przyjęcie. Córka była okropnie zdenerwowana, że musi swoje dzieci zostawić u dziadków, ale to tylko dziesięć dni powiedziałam, więc dam sobie radę. W końcu mam do pomocy Chłopa i dochodzącą przyszłą lekarkę weterynarii. Tysiąc razy powtarzała mi, jak mam się nimi opiekować, zrobiła demostrację karmienia i pojenia, przygotowała obszerną instrukcję obsługi i przyczepiła ją magnesami do lodówki, ze łzami w oczach błagała żeby pilnować przed kotami. 
Dosyć już tego wstępu. Zaczynam się teraz chwalić wnuczkami, wybaczcie że zdjęcia do kitu, ale tylko takie udało mi się komórką zrobić na szybko. Wnuczki są trzy.

Barrie

Sillie 

Sissi 

Barrie to był Barry, bo miał być chłopczykiem, ale okazało się że to dziewczynka. Jest największa i najstarsza z całej trójki. Sillie i Sissi to od Cecylii (z angielskiego Sesillia). To siostrzyczki, które córka dokupiła dla Barrie do towarzystwa. Historia Barrie jest trochę przerażająca. Kolega z pracy chwalił się szczurkiem, córka chciała go zobaczyć i zobaczyła. Jak zobaczyła tak natychmiast zaproponowała koledze że mu zapłaci, żeby go tylko stamtąd zabrać. Barrie był trzymany w doniczce na kwiaty (!), zasikany, zakupany, kamiony resztkami. Jak go zabrała, bał się wychodzić poza domek w klatce i w ogóle, bał się wszystkiego. Córka go wykarmiła, oswoiła, wyleczyła i doadoptowała siostrzyczki. 

Sillie jest najodważniejsza z całej trójki. Od razu wylazła z kontenerka i nie bała się obcych rąk.


Dwie pozostałe trochę się czaiły na początku.


Córka żegna się ze swoimi dziećmi.



Klatka jest naprawdę duża, trzypiętrowa. Córka wrzuciła im tam rolkę papieru, "bo one tak lubią się bawić papierem, buuuuu!"


Wszędobylska Sillie. 






Jadalnia.


Przywitanie z bapciom dziś rano :-)



Cichutka i nieśmiała Sissi zazwyczaj siedzi w najciemniejszym kącie.


Ale rano ciekawość zwyciężyła i też przyszła przywitać się z bapciom.




Barrie nie przyszła, siedziała w swoim hamaczku i udawała że śpi. 

A co koty na to? Wczoraj nieopatrzna bapcia zostawiła uchylone drzwi, przez które cichutko wśliznęły się jeden po drugim, najpierw Tiggy...


potem Miggie.


Paczo.


Migusia, jako że ogólnie to rozrabiaka z niej, nie usiedzi spokojnie na miejscu dłużej, więc znudziła się i powoli wyszła, ale Tiguś nie miał najmniejszego zamiaru. Siedział i gapił się tak na klatkę jak zaczarowany. Udało mu się nawet spotkać nos w nos z ciekawską Sillie. Po chwili niepokoju wydawało się, że szczurki nic sobie z kociej obecności nie robią. Miguśka potem bardzo zrobiła się zainteresowana forsowaniem drzwi, ale nic z tego. 
A dziś rano, Tiguś zadekował się znowu przy klatce i nie miał najmniejszego zamiaru opuścić posterunku, musiałam go wyprosić prawie na siłę. Uznałam że może sobie oglądać kino za darmo, ale tylko pod nadzorem rodzicielskim, he he. 


A ja spóźniłam się dzisiaj do pracy, bo patrzenie na wnuczki moje zajmuje dużo czasu...




środa, 25 stycznia 2017

A niech to!

Niech to szlag trafi!
TEN dom został właśnie sprzedany! Odkryłam przypadkiem. A przed chwilą zadzwoniła nasza prawniczka potwierdzając informację. Ona mówi że nie wie jak to możliwe, bo przecież zgłosiliśmy zainteresowanie, więc powinniśmy dostać możliwość złożenia oferty zanim ktoś złoży. A jednak możliwe.
Kurwa mać, a już go w myślach meblowałam...

wtorek, 24 stycznia 2017

Poszukiwania

Podobający się nam dom nadal stoi. Właścicielowi z pewnością się nie spieszy, choć myśleliśmy że ruszy z decyzją po ostatnim spotkaniu. Cóż, zgłosiliśmy zainteresowanie do agencji, nie jesteśmy jedyni. Oni muszą sobie zdawać sprawę z tego że każdy zainteresowany może się wycofać w każdej chwili, jak będą zbyt długo zwlekać. Tak stało się ze mną, miałam sporo "notes of interest", ale w sumie ofert jak na lekarstwo, bo mi się nie spieszyło. W każdym razie, czekamy ale nie spoczywamy na laurach, szukamy nadal. Każdego dnia pojawia się coś na horyzoncie. Ale postanowiliśmy że jak nie będzie to TEN dom, to będziemy szukać dotąd aż znajdziemy dom idealny. Ja już szczerze mówiąc przymierzam się do wyprowadzki na chałupę Chłopa, sama nie wiem jak dam rade się tam pomieścić, w tych trzech małych pokoikach i niewielkim saloniku, o kuchence to już nawet nie wspomnę. Z kotami. No ale mentalnie już się przygotowuję, żeby nie było zaskoczenia, bo z tego co widze to prawdopodobnie będziemy sobie musieli tam pomieszkać. A co jak się przyzwyczaję?
W sobotę byliśmy oglądać dom. Niby ok, niby wszystko ma co chcieliśmy, wolnostojący, z garażem, z ogrodem wychodzącym na południe  bez sąsiada za płotem za to z widokiem, cztery sypialnie, dwie łazienki na górze i ubikacja na dole. Trzyletni.
Od razu uprzedzam że bardzo sceptycznie jestem w tej chwili nastawiona do każdego domu i bardzo krytycznie podchodzę do najmniejszej nawet wady czy braku określonej zalety. No cóż, widać że TEN dom, choć nie idealny (bo bez widoków, z sąsiadem za płotem i z ogrodem na zachód), odcisnął swoje piętno. Więc ten dom, który widzieliśy w sobotę, wydawał się mieć wszystko czego chcemy. Nawet widok. Ale.

  • Salon niewielki, ze schodami. W zasadzie by mi to nie przeszkadzało, gdyby pomieszczenie było dwa razy większe. A tak ma się wrażenie że jest się po prostu w holu, do którego powstawiano meble. Bardzo nieustawnym holu zresztą, z miejscem na jedynie podwójną sofę, może jakiś fotel, ale miejsca na telewizor nie ma. Można wstawić w kąciku mały telewizor i to wszystko. Poza tym, salon jest holem przejściowym do kuchni i do tylnego wejścia, więc miałoby się w nim wrażenie ciągłego ruchu, co niesie zakłócenia.
  • Cztery sypialnie. W zasadzie dwie. Do jednej można od biedy wstawić łóżko, stoi tam bowiem dziecięce łóżeczko ze szczebelkami, ale nic poza dziecięcymi mebelkami się tam nie zmieści. Jeden pokoik to nawet nie sypialnia, nie da się wstawić łóżka. Mógłby być gabinet. Mogłabym od biedy się w tym wszystkim pomieścić. Kłopot z tym że nie ma wbudowanych szaf, które się zazwyczaj w takich domach spotyka. I nie kłopot z ich wstawieniem, nie. Nawet miejsce się od biedy by zorganizowało. Kłopot w tym, że... (o tym na końcu)
  • Tanie plastikowe okna. Tanie drzwi. Nie znosze tanich plastikowych okien. Tu mogłabym je przełknąć, gdyby nie... (o tym na końcu)
  • Ogród wychodzący na południe. Nawet fajny, chyba nawet większy niz w TYM domu. Agent zaznaczył od razu że jest dysputa na ten temat. Dlaczego? Otóż jak wybudowano osiedle, jeden z właścicieli przedłużył sobie ogród o dwa metry, przesuwając płot na "ziemię niczyją". Dołączyli do niego dziarsko inni właściciele i teraz wszystkie domy mają przebudowane ogrodzenia w jednej linii. Na dodatkowych dwóch metrach, które nie należą do nich zgodnie z aktem własności. Ok, niewielka to przeszkoda, ale jednak. Gdyby nie... (na końcu)
  • Widok. Jest na południe. Super. Tylko że jedną trzecią tego widoku zasłania wielka tablica ustawiona tuż za płotem. Tablica nie będzie raczej nigdy usunięta, nie jest ona bowiem reklamą, a mieści się na niej nazwa miejscowości, a mieści się bo stoi na terenie, którego właścicielem jest kolej państwowa, której własnością są też również tory kolejowe bardzo uczęszczanej linii w kierunku Londynu, z pociągami co dziesięć minut. Dwadzieścia metrów od domu. W dali widok na drogę szybkiego ruchu. Którą słychac nawet przy zamkniętych oknach (mówiłam, tanie plastiki).
A teraz najgorszy aspekt. Cena.
Nie zaporowa, wcale nie, mieszcząca się w dolnych granicach naszego budżetu. Ale, zrobiwszy rozeznanie na temat, odkryłam, że państwo zapłacili za ten dom trzy lata temu cenę o dwadzieścia pięć procent niższą niż teraz oczekiwali. Nie włożyli w dom zupełnie nic, poza paroma plamami na ścianach i na suficie w łazience. Nic nic nie zostało usprawnione czy dodane do wartości. Przepraszam, ale rozeznanie rynku już jakie takie mam, sama w końcu dom sprzedawałam, oglądałam już tych domów ze dwadzieścia, starych i nowych i wiem jak kształtują się ceny sprzedaży w stosunku do ceny pierwotnego zakupu, przynajmniej od momentu krachu w 2008 roku. Ten dom to już kompletna przesada. Dwadzieścia pięć procent w ciągu trzech lat, przy średniej cenie nieruchomości rosnącej mniej więcej półtora procenta rocznie w dzisiejszych czasach, to znacznie za dużo. Napisałam to do agencji, kiedy poprosili o moją opinię. Pewnie się obrazili, bo nawet nie podziękowali.

Szukamy dalej.

piątek, 20 stycznia 2017

Humor na piątek

Dzisiaj różne dowcipy, na pożeganie tego niezwykle durnego tygodnia. Zapraszam.


*****
Dyskoteka, przy wejściu gościa zatrzymuje bramkarz i pyta:
- Jakieś narkotyki?
- Nie.
- Pistolet, taser, kastet?
- Skąd!
- Nóż, maczeta?
- Oczywiście, że nie!
Bramkarz wzdycha, bierze pustą, szklaną butelkę, rozbija ją o ścianę tak, że pól butelki z ostrymi krawędziami zostało i podaje ją gościowi mówiąc:
- To masz chociaż to.


*****
Młodzieniec pyta starszego wiekiem, bogatego dżentelmena o to, jak ten dorobił się fortuny.
Starszy człowiek pogładził palcem drogą, wełnianą kamizelkę i rzekł:
- Cóż, synu, to był rok 1932, apogeum Wielkiego Kryzysu. Zostało mi ostatnie pięć centów. Zainwestowałem te pięć centów w jabłko. Cały dzień spędziłem na polerowaniu tego jabłka, a pod koniec dnia sprzedałem je za 10 centów. Następnego ranka zainwestowałem te 10 centów w dwa jabłka, które następnie cały dzień polerowałem, żeby o 17:00 sprzedać je za 20 centów. W ten sposób przepracowałem okrągły miesiąc, pod koniec którego zebrałem fortunę w wysokości 9,80 USD. Potem zmarł mój teść i zostawił nam dwa miliony dolarów.


*****
Mąż wyjmuje z domowego barku wszystkie spirytualia i starannie układa je w dużej, sportowej torbie. Zauważa to żona i pyta:
- Po co ci tyle tego? Przecież jedziemy tylko na dwa dni na daczę!
- Lusia, to nie my jedziemy na dwa dni na daczę. To nasz syn zostaje na dwa dni sam w domu.


*****
Dwóch prawników weszło do baru. Zamówili po drinku, po czym wyciągają z teczek po kanapce i zaczynają jeść. Natychmiast pojawia się przed nimi właściciel baru.
- Panowie, bez przesady, nie możecie tu jeść swoich kanapek.
Prawnicy wzruszyli ramionami i zamienili się kanapkami.


*****
W pewnym mieście powstał sklep, w którym każda kobieta mogła sobie kupić męża.
Miał sześć pięter, a jakość facetów rosła wraz z każdym piętrem. Był tylko jeden haczyk: jak już kobieta weszła na wyższe piętro, nie mogła zejść niżej, chyba że prosto do wyjścia bez możliwości powrotu. Wchodzi więc tam pewna babka poważnie zainteresowana kupnem męża.
Na pierwszym piętrze wisi tabliczka:
"Mężczyźni tutaj mają pracę" - To już coś, mój były nawet roboty nie miał - pomyślała kobieta - ale zobaczę, co jest wyżej.
Na drugim piętrze był napis: "Mężczyźni tutaj mają pracę i kochają dzieci" - Miło, ale zobaczymy, co jest wyżej.
Na trzecim piętrze była tabliczka: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci i są niesamowicie przystojni" - No, coraz lepiej - pomyślała - ale wyżej, to musi być już zajebiście.
Na czwartym piętrze można było przeczytać: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci, są niesamowicie przystojni i pomagają przy pracach domowych" - Słodko, słodko... Ale chyba wejdę piętro wyżej.
Na piątym piętrze stało: "Mężczyźni tutaj mają pracę, kochają dzieci, są niesamowicie przystojni, pomagają przy pracach domowych i są diabelnie dobrzy w łóżku" - No niesamowite, wręcz cudownie - pomyślała kobieta - ale jak tu jest tak wspaniale, to co musi być piętro wyżej!?!
Na szóstym piętrze BARDZO zdziwiona kobieta przeczytała: "Na tym nie ma żadnych facetów. Zostało ono stworzone tylko po to, aby udowodnić, że wam, babom, za cholerę nie można dogodzić..."


*****
- Madzia, chodź gdzieś pójdziemy i coś zjemy.
- Ok, a gdzie?
- Może do restauracji z polskim jadłem?
- Nieeee...
- Na kebaba?
- Wczoraj jadłam.
- Pizza?
- We wtorek? Absolutnie!
- No to do chińczyka.
- Nie lubię kurczaków.
- Owoce morza?
- A fe, śmierdzą...
- Burger?
- No wiesz?! Chcesz, żebym była gruba?!
- To gdzie chcesz iść?
- Hubert, wszystko jedno. Gdzie zaproponujesz, tam pójdziemy.


*****
Rano spóźniona matka w pośpiechu szykuje córkę do przedszkola. Jedną ręką się maluje, drugą nakłada dziecku kombinezon i tak dalej. Biegną na autobus. Matka w pewnym momencie patrzy na dziecko i pyta:
- Córuś, a nie zimno ci w rączki bez rękawiczek?
- Nie, ale w nóżki bez bucików tak.



Udanego weekendu!


środa, 18 stycznia 2017

Dziś w południe

Być może dziś w południe sprzedam dom.
Wczoraj na naradzie ustaliliśmy strategię, wszystkie możliwe scenariusze.
Na podjęcie decyzji muszę poczekać jeszcze z godzinę.
Wtedy się okaże, komu i za ile. O ile będzie komu.
Bardzo się denerwuję...



UPDATE.

Sprzedane. Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. W każdym razie. W marcu czeka mnie przeprowadzka. Dokładnie po dziewięciu latach. Biedne kotki... One tu żyły całe życie...

poniedziałek, 16 stycznia 2017

O pieskach i kotkach

Tyle się u mnie dzieje że zaczynam się dziwić jak ja to wszystko ogarniam. W sobote przyszła rodzina na oglądanie domu, bardzo sympatyczna zresztą. Kobieta zanim weszła, zapytała: "Ale Ty przypadkiem nie masz kota?" A ja: "A co, masz alergię?", a ona że nie ale nie lubi kotów. No to ja że mam dwa, ale one raczej się gdzieś po kątach chowają to że jest bezpieczna. Szybko okazało się że ta kobieta nie "nie lubi" kotów, ona po prostu panicznie się ich boi. I uwierzcie mi, słyszałam, czytałam, ale nigdy w życiu nie widziałam osoby, która autentycznie i szczerze BOI się kotów! (Stardust, jeśli czytasz to wiesz o czym piszę :-) ).
Jej dwie dziewczynki były zachwycone, że domek dla kotków, że zabawki, że osobne wejście dla kotków jest, w końcu że same kotki, bo Tiguś się pojawił nic sobie z gości nie robiąc, a na końcu Miguśka wparowała do domu i z prędkością światła pomknęła na górę, wzbudzając śmiech dziewczynek i krzyk matki. Tigusia musiałam wynieść z chałupy, bo baba stała sparaliżowana i chowała się za drzwiami jak go tylko zobaczyła. No cyrk!
Ale ja nie o tym chciałam.
Byłam z Migusią na corocznej kontoli i szczepieniu. Darła japę w samochodzie, potem w poczekalni do pewnego momentu, o którym za chwilę. A potem zamilkła, chyba ze strachu.



Wszystko OK, Migusia przytyła od ostatniego roku... całe 5 gram, czyli waży 3,005 kilograma. Pewnie dlatego że nie była na koopie i siku. Pani weteryniarz była zachwycona stanem jej uzębienia w wieku czterech lat (nie mogę uwierzyć że ona ma już ponad cztery lata!), zapytała czy poluje, a ja na to że owszem ale na pchły i ćmy raczej, choć ze dwa razy myszkę do domu przyniosła. Pani na to że być ona swoją zdobycz po prostu zjada, bo takie zęby to mają koty, które zeżrą to co zapolują. To może wyjaśniać dlaczego ona tak mało je w domu, bleeee....
Ale zanim weszliśmy, w poczekalni zaczął się istny cyrk, bo przyszli na kontrolę tacy goście:



Dwa potężne Nowofunlandy. To nieczęsta gratka, spotkać w jednym miejscu takie dwie wielkie, ciężkie bestie. One były naprawdę ogromne. Nie wiem czy to braciszek i siostrzyczka, czy dwie siostrzyczki lub dwóch braciszków, ale ci ludzie chyba przywieźli je ciężarówką, bo do osobowego samochodu one by się z prewnością nie zmieściły. Miały wielkie śliniaki ze śmiesznymi napisami, były bardzo czyste i zabane. Państwo po kolei stawiali je na wadze, któa ustawiona jest w poczekalni. Wikipedia podaje że średnia masa tych psów to około 68 kilo. Te psy ważyły - uwaga! - czarny 107 kilo, a brązowy 104 kilogramy i to nie była nadwaga! Były potężne, śmieszne i ocieżałe, podziwiam ludzi, którzy się nimi opiekują. Utrzymać to na smyczy to jest już nie lada zadanie. A karmić, wyprowadzać, czyścić... Nie udało mi się zrobić zdjęcia ich obu razem, ale co się naoglądałam to moje.

A w domu... Tak pracuje Chłop. Powiedziałam że niech się czuje zaszczycony, bo do mnie Tiggy w życiu przyszedł na kolana może ze cztery razy, a w taki sposób to nigdy. A Chłopa to on po prostu uwielbia. Ja musiałam tylko co chwilę przychodzić i "control" przyciskać czy jakiś inny klawisz, bo Chłop przecież nie może, bo kota ma :-)


Ale przyszedł moment że Chłop musiał jednak tą ręką poruszyć bo mu zdrętwiała, więc kiciuś uznał to za zachętę zmiany miejsca przebywania. No i po robocie!


Jakieś pół godziny później nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc :-) I tak to ten Chłop z nimi ma. 
 

Miało być o pieskach i kotkach, ale jak już jesteśmy w temacie zwierzątek, to nie mogłam się oprzeć. Już za niecałe dwa tygodnie będę miała pod tymczasową opieką takie oto stworzonka, trzy:




Córka wyjeżdża do Polski na 10 dni więc poprosiła o opiekę na jej pupilami. Zgodziłam się, mam pusty pokój to mogę je zamknąć i koty nie będą miały do nich dostęu. Ale... jak ja sobie poradzę, ze szczurami i kotami w domu, to ja nie wiem. Dla kogo będzie to większy stres? Czy ktoś miał podobne doświadczenia?


piątek, 13 stycznia 2017

Humor na piątek

Dzisiaj humor rodzinny. Zapraszam.


*****
Żona żali się mężowi:
- Stefan, czemu ja mam ciągle tyle roboty w mieszkaniu!?
- Śpisz w nocy to ci się zbiera!


*****
Żona mówi do męża przy śniadaniu:
- Założę się, że nie wiesz, jaki dziś jest dzień.
- Ależ wiem, kochanie - odpowiada spokojnie mąż.
Następnie małżonek wychodzi do pracy, a po jakimś czasie kurier przynosi żonie wielki bukiet czerwonych róż. Po godzinie kurier doręcza ogromną bombonierkę, i kolejni w ciągu dnia jeszcze kilka prezentów. Mąż wraca z pracy, a żona cała w skowronkach do niego:
- Dziękuję kochanie! To najwspanialszy Dzień Sprzątania Świata w moim życiu!


*****
Wnuczek pyta babcię:
- Babciu, czym ty do nas przyjechałaś?
- Pociągiem, a dlaczego pytasz?
- Bo tata mówi, że cię diabli przynieśli.


*****
Kobieta zamawia u malarza swój portret:
- Proszę mnie namalować w brylantowych kolczykach, z brylantową kolią i z szafirowymi spinkami do włosów. A na nadgarstkach brylantowe bransoletki.
- Ależ proszę pani, pani nie ma na sobie nic z tych rzeczy!
- No nie mam. Ale gdybym umarła wcześniej niż mój mąż, to on się na pewno natychmiast znowu ożeni. A ja chcę żeby tę jego drugą trafił szlag, jak będzie szukać tej biżuterii.


*****
Wigilijny wieczór. Ktoś dzwoni do drzwi. Kobieta otwiera i serce skoczyło jej do gardła. To jej mąż. Ledwo go poznała! Ostatni raz widzieli się, kiedy ich synek - dziś prawie dorosły - szedł do przedszkola...
- Cześć - mówi facet.
- Cześć? - pyta kobieta. - Piętnaście lat temu wyszedłeś z domu po papierosy, teraz wracasz i tyle masz mi do powiedzenia?
- O rany, masz rację! Papierosy! Czekaj, zaraz wracam.


*****
Rozmawiają dwie kobiety:
- Ech, życie... Wracasz z pracy i zapieprzasz w domu. Dzisiaj podłogi myłam, jutro okna...
- A mąż?
- A mąż na szczęście sam się potrafi umyć.


*****
Pan Władek wraca po alkoholowym przyjęciu do domu. Puka do drzwi.
- To ty, Władek? - pyta się przez drzwi żona.
Odpowiada jej milczenie, więc wraca do łóżka. Po chwili znowu słyszy pukanie.
- Władek, czy to ty pukasz?
Cisza, więc żona na dobre udaje się na spoczynek. Rano otwiera drzwi i widzi swojego męża na wycieraczce, trzęsącego się z zimna.
- Władziu, to ty pukałeś w nocy?
- Ja...
- To dlaczego nie odpowiadałeś na moje pytania?
- Jak to nie odpowiadałem? Kiwałem głową.



*****
Żyd postanowił wysłać żonę do sanatorium. Przed wyjazdem dał jej 500 zł i upomniał:
- Stara, tylko ty mi tam nie szalej w tym sanatorium.
Stara wyjechała, a po tygodniu do drzwi małżonka puka listonosz.
- Dzień dobry! Jest przekazik na 5000 zł.
Zdziwiony Żyd sprawdza nadawcę i nie może uwierzyć, gdyż nadawcą jest jego żona.
- Może ona tam jakiś interes zrobiła - pomyślał mąż.
Mija kolejny tydzień i znowu listonosz puka do drzwi. Tym razem paczka. Nadawcą znowu jest żona, a w środku znajduje się piękne, karakułowe futro. Mąż zaczyna się zastanawiać jak sobie radzi jego żona, a w międzyczasie pojawia się kurier z przesyłką. Szok. Po rozpakowaniu w pudełku jest kolia brylantowa... Mąż nie może wytrzymać i chce się dowiedzieć, co za interes zrobiła jego żona i postanawia pojechać do sanatorium. Dociera nad ranem do domu sanatoryjnego, puka do pokoju, w którym przebywa jego żona. Cisza. Puka drugi raz i nic. Wali wściekły w drzwi. Nic. Naciska na klamkę - otwarte. Wchodzi i widzi jak jego żona śpi naga w objęciach nagiego, obcego mężczyzny i drze się co sił w gardle:
- Stara, co ty robisz z tym gołym człowiekiem, do jasnej cholery?!
Na to zbudzona małżonka odpowiada:
- Cicho, cicho bądź - i pyta - kasa doszła?
Mąż odpowiada, że tak.
- A futra?
- Też.
- A co z kolią?
- Też jest.
- No, widzisz, to wszystko od niego - mówi żona.
Żyd milczy przez chwilę, a potem mówi:
- Kochanie, to ty go przykryj, bo on się nam przeziębi.



czwartek, 12 stycznia 2017

Siedem minut po północy

Wczoraj obejrzałam przepiękny film, którego tytuł po angielsku wcale nie przypomina tego po polsku, bo nazywa się "A Monster Calls" czyli polskie "Siedem minut po północy".
Był on ostatni na mojej liście filmów do obejrzenia w tym miesiącu, już nawet miałam go sobie odpuścić, ale wczoraj był nasz wieczór kinowy a to był jedyny film, którego jeszcze nie widziałam. O, jakże się myliłam!



Spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Myślałam, że to kolejny obraz dla dzieci w stylu "BFG" i "Peter's Dragon", a to co zobaczyłam to wspaniały, przejmujący, niezwykle mądry film o uczuciach, emocjach, o próbie radzenia sobie z czymś, czego nie jest się do końca świadomym.
Jak zwykle, nie będę opisywała fabuły, bo nie chcę zepsuć oglądania ewentualnym widzom, zresztą kto chce, może sobie wyguglowac profesjonalne recenzje.
Film świetnie się ogląda, od początku do końca nie zamknęło mi się oko ani na moment, a ostatnimi czasy naprawdę mam trudności z pozostaniem w stanie świadomości w kinie. Nawet na "Rogue One" i "Jack Reacher" przysypiałam i to nie z powodu grypy. O czymś to świadczy. Nie jest to kino akcji, ale sporo efektów specjalnych, ze względu na specyfikę tematu. Wątek główny przeplatany jest przepięknymi animowanymi historiami, plastycznymi i pomyslowymi, a morał każdej z nich jest podobny - że życie nie jest czarno-białe, że wygrany bohater nie zawsze jest krystalicznie czysty, co z kolei nie oznacza że jest to złe zakończenie opowieści. My jako dorośli to wszystko wiemy, ale to nie my jesteśmy głównymi odbiorcami filmu, choć film nie jest przeznaczony dla małych dzieci. Główny bohater nie zna tych prawd, dlatego są mu one wyjaśniane po kolei w tej historii, w sposób bolesny ale zrozumiały.
"Siedem minut po północy" to uniwersalna opowieść dla każdego, o sile wyobraźni, przemijaniu i akceptowaniu swojego losu. Na końcu głównym przyjacielem widza jest chusteczka higieniczna. Ja się trzymałam dzielnie, ale Chłop mi się rozpłakał i ja wiem dlaczego.



Trochę spóźniony ten mój opis, bo film powoli już wychodzi z kin robiąc miejsce na Oskarowe propozycje, ale bardzo zachęcam do obejrzenia, jeśli będziecie mieli okazję, niekoniecznie w kinie. Na pewno się nie zawiedziecie.


środa, 11 stycznia 2017

O spaniu

Ostatnio źle sypiam. To znaczy ostatnio, odkąd wolne się skończyło, rozumiecie. No bo tak, człowiek się przyzwyczaił do późnego chodzenia do łóżka, bo rano spać mógł do oporu. A teraz co. Codziennie rano chcę zamordować budzik, gdyby nie to że jest zamontowany w mojej komórce to bym go już dawno zabiła. Gier mi szkoda.
Codziennie miewam dziwne sny, a to o samochodach na przykład, a to o domu, moim starym polskim domu, który nie wyglądał tak jak naprawdę wyglądał tylko chyba tak jak ja go chciałabym widzieć. A z tym ostatnim to wydaje mi się że ten dom pojawił się już w moich snach wielokrotnie, w różnych formacjach i scenariuszach. Chłop codziennie każe mi opowiadać te sny ze szczegółami, jakby to miało jakieś znaczenie. Jak mu kiedyś opowiedziałam o pierścionku z niebieskim oczkiem, to dotąd dociekał co to za pierścionek był, że aż w internet wlazłam i mu pokazałam to co było najbliższe wyglądem. A może on chce dom kupić taki jak w moich snach, żeby był wymarzony??
Do chęci zamordowania budzika rano w znacznej mierze przyczynia się rozrywka, której to oddajemy się namiętnie ostatnio. I nie jest to seks, alkohol też nie. Bo przestałam pić w większych ilościach, a lampka wina czy jeden drink raz na jakiś czas raczej bezsennością nie grozi, a z tym pierwszym to zarządziłam że owszem, można się zabierać ale pod warunkiem że skończy się przed dwunastą trzydzieści od niedzieli do czwartku, bo rano trzeba wstać. Tak że z seksu raczej nici w najbliższej przyszłości, bo Chłop ogarnięty przemożną chęcią rywalizacji zaczął przynosić z pracy SUDOKU :-) Więc siedzimy i rozwiązujemy i nie kończy się niestety przed północą, bo ja jestem miszcz sudoku, a Chłopu tylko raz udało się mnie pokonać czasowo i to w przewadze, bo byłam po lampce wina i dwóch dżinach z tonikiem, przez co myślało mi się bardzo jasno i przejrzyście, tylko jakoś cyferki się nie wstawiały tam gdzie trzeba. No i walczy teraz Chłop o kolejne zwycięstwo, ale jam Miszcz jest, więc ciężko mu będzie, chyba że się wytrenuje. Żeby się nie nudzić kiedy on kończy - zawsze pytam czy mu pomóc, ale odtrąca pomocną dłoń, drań jeden! - ja oddaję się przyjemnościom takim jak Clash of Clans albo Candy Crush.
No i to dlatego ostatnio źle sypiam. Przez Sudoku.

A tak dla rozrywki, proszę bardzo, coś i dla Was. Średnie w trudności, dajcie znać jak Wam poszło ;-)





wtorek, 10 stycznia 2017

1000 szybkim tempem

Niektórzy ludzie piszą pamiętniki, inni dzienniki, znam takiego, który prowadzi dziennik już 25 lat. Dziennik! Czyli ponad 9 tysięcy wpisów. Wyobrażacie to sobie?
Wczoraj przekroczyłam pewną magiczną granicę.
To jest mój 1002 wpis. Czyli wczoraj był 1001. FrauBe, możesz czuć się wyróżniona, wpis dedykowany Tobie jest moim pierwszym w nowym tysiącu :-)
No ale dlaczego o tym piszę? No bo, Mili Moi, nowy rok to czas podsumowań, a jak wiecie, u mnie żadnych podsumowań roku nie było, bo co tu podsumowywać. Fajnie jest i tyle, człowiek żyje, codziennie go gdzieś w boku łupie, stąd wiadomo że żyje bo jakby przestało łupać to znaczy że trup.
Zauważyłam jednak ostatnio, że zdarza mi się sięgnąć do bloga żeby sobie przypomnieć co się działo wtedy i wtedy, pamięć ludzka bowiem zawodna nieco jest. A że się taki mały jubileusz zdażył, postanowiłam zrobić podsumowanie wpisów. Tak więc, oto 1000 zmagań duszy z ciałem w wielkim skrócie:

Wpis Numer 1 - Znowu Piszę bloga.
Był to piątek, 25 lutego, byłam strasznie niewyspana bo czekałam całą noc na kota. Który to nie raczył zjawić się na pobudkę, ani nawet mnie szarpnąć za łydke jak się już pojawił. Pewnie z głodu.

Wpis Numer 100 - Wigilijne rozterki.
Znowu piątek, tym razem 16 grudnia. Z wielkich planów posprzątania biurka przed świętami nici. Wkurzam się na szwagierkę (teraz już byłą), bo mi kazała żarcie na wigilię przynieść. A co, czy ja nigdy nic nie przynosiłam? Zawsze coś przynosiłam jak wybieraliśmy się do nich, nigdy nie prosiłam jej o przyniesienie czegoś konkretnego. Zawsze przyniosła, oczywiście, bo tak się robi, ale żeby zaraz od razu kazać? Wtedy przestałam ją lubić, a wisieńka na torcie to był mój prezent urodzinowy dwa dni później. O żesz!
Ale za to jakie zdjęcie mam w komentarzach!

Wpis Numer 200 - Konkurs na kocią minkę.
Poniedziałek, 12 listopada. Zdjęcie Tigusia na konkurs u Jasnej. Jaki on był wtedy młody..

Wpis Numer 300 - Dorosłe dzieci.
Kolejuny poniedziałek, 17 czerwca. Chwalę się synem, który właśnie skończył 18 lat i kolejnym dołem, ale jak popatrzę na rok to wcale się nie dziwię że miałam doła. Był to dół właściwie permanentny, z powodu pewnego człowieka, ale wtedy myślałam że to z powodu wyfruwania dzieci z gniazda. A pod spodem Anka Wrocławianka chwali się wnukami ;-)

Wpis Numer 400 - Złota książka.
Tym razem czwartek, 30 stycznia. Narzekam na córkę że zepsuła laptopa i ubolewam że nie mogę dokończyć Winnetou. Chwalę się także zakupiona trylogią w trzech kolorach i postanawiam przeczytać część złotą już w sobotę. Bo normalnie zasypiam po kilku stronach, a w sobotę to nie. Zdjęcie komentarzach mam już  podobne do ludzi.

Wpis Numer 500 - I tak rodzi się historia.
Pamiętna środa, 9 lipca. Niemcy poprzedniej nocy wpieprzyli Brazylii 7:1, a za chwilę zostaną Miszczami Świata. Ja jeszcze tego nie wiem, ale kciuki czymam. Powiewam nawet niemiecką flagą.
Normalnie świat się kończy... Ech, lato było takie piękne tamtego roku.

Wpis Numer 600 - Piękne i dzikie.
Wtorek 25 listopada. Jak ten czas szybko leci. Macham sobie ogonkiem jako syrenka i podziwiam dzikość morza. A także sielskość rzecznej przystani.

Wpis Numer 700 - No właśnie!
Środa 20 maja. Właściwie to nie wiem o czym i po co jest ten wpis. Zakochałam się nieszczęśliwie czy jak?

Wpis Numer 800 -  Post o ortografii.
Wtorek. 24 listopada. O matkozcórkom!!! Czy ktoś umie to rozszyfrować???

Wpis Numer 900 - To co byś powiedziała?
I znowu wtorek, 10 maja. Zazdraszczam koleżankom po fachu i sama montuję wpis refleksyjny. Zastanawiam się długą chwilę co napisać, bo nie jest łatwo, choć zna się odpowiedź. Przytaczam konwersacje z synem, pouczam córkę, któa i tak wie wszystko lepiej, a na końcu chwale sie jaka jestem piękna.
A te sto milionów....

Wpis Numer 1000 - Humor na piątek.
Piątek 9 stycznia. Piątek bardzo niedawno, trzy dni temu piątek. To chyba każdy jeszcze pamięta. O dziewicach orleańskich i o Józku, który nie chciał pożyczyć trzech dych. A może w końcu pożyczył. Kto wie.


I tak to ekspresowym tempem dobrnęliśmy do końca.
Niestety, do samiuśkiego to jeszcze trochę brakuje, bo ja nie zamierzam przestać i będę Was zamęczać różnymi tekstami, Zgodnie z weną którą raz mam a raz jej nie mam. Tak że zapraszam na kolejny wpis, już niedługo.






poniedziałek, 9 stycznia 2017

Specjalnie dla FrauBe

Tego posta miało nie być, w zamierzeniu miałam inny, ale trudno, jak mus to mus, inny będzie jutro.

FrauBe, jako że dwa razy zaliczyłaś stan agonalny, to pozwolę sobie zrobić to jeszcze raz, chociaż wolę Cię żywą niż umartą.

Drodzy Pozostali Czytelnicy, wybaczcie że do Was się nie zwracam z tym postem, ale jak chcecie to oczywiście możecie pooglądać, bo czytać nie ma co :-)

Brzydkie bo brzydkie, wiadomo bo z komórki, ale jak się Tobie FrauBe podobały poprzednie to te może też się spodobają. Oto pozostałe popisy fotograficzne ze Scarborough. Powiększą się po kliknięciu.


























No i na koniec dwa filmiki, o boszszsze jak ja lubię meduzy!