piątek, 30 maja 2014

Humor na piątek

Dzisiaj będzie o miłości ;-)


***
- Dla mnie pewna cudowna dziewczyna postawiła na kartę swoje życie.
- Co ty powiesz! - dziwi się przyjaciel. - A w jakich okolicznościach?
- Oświadczyła mi, że prędzej się utopi niż wyjdzie za mnie za mąż.



***
Chłopak pyta dziewczynę.
- Czy wyraziłabyś zgodę żeby w razie czego zostać dawcą organów?
Dziewczyna namyślając się przez chwilę odpowiada...
- Z całym przekonaniem mówię tak!
Po chwili chłopak pyta...
- A zgodzisz się ofiarować mi coś dzisiaj wieczór?


***
- Leonie, słyszę, że Mariolka u ciebie bywa.
- No.
- I co robicie?
- Telewizję oglądamy.
- Przecież ty nie masz telewizora!
- Póki co nie zauważyła.


***
Dwie koleżanki.
- Dalej jesteś z Piotrkiem?
- Piotr zawsze chciał ze mną uprawiać seks. A ja nie chciałam. Mówiłam mu, że będe uprawiać seks tylko po ślubie. Więc jemu się nudził ten związek i rozstaliśmy się. A teraz dzwoni od czasu do czasu i pyta czy jestem już po ślubie.


***
Leży para w łóżku. Ona, marzycielsko:
- Pomyśl, kochanie - kiedyś się pobierzemy...
On, powoli zaciągając się papierosem.
- Myślisz że ktoś nas zechce?


***
Matka do dorastającej córki:
- Córuś, za mąż trza ci iść. Jedż do miasta i poszukaj se chłopa. Tylko pamiętaj, że ma być łoszczędny, gupi i nierusany.
Córka pojechała, a za jakiś czas wraca z kandydatem na męża. Młodzi zasiedzieli się, zrobiło się póżno, postanowili przenocować. Matka posłała im w jednej izbie. Rano pyta uśmiechniętą córkę:
- No córuś, łoszczędny on jest?
- Oj mamuś, łoszczędny. Pościeliłaś nam dwa łóżka, a on mówi, po co bedziemy dwie pościele brudzić, prześpimy się na jednym.
- Oj dobrze, coruś. A gupi?
- Oj mamuś, gupi. Poduszke zamiast pod głowe, to mi pod pupe wpychał.
- Oj dobrze, córuś. A nierusany?
- Oj mamuś, nierusany. Siusiaka miał jeszce w cylofanie.



czwartek, 29 maja 2014

Z uśmiechem do twarzy

Siódma rano. Staję przed lustrem żeby przygotować się do pracy.
Staram się dbać o swoją cerę. Codziennie rano stosuję 3-stopniowe oczyszczanie Clinique, kombinowane z japońską metodą ochlapywania. Czyli najpierw dokładnie myję twarz i szyję specjalnym mydłem oczyszczjącym (step 1)  i spłukuje ciepłą wodą. Potem 20 chluśnięć na twarz chłodną wodą i 20 bardzo zimną. Czuję jak mi się mózg kurczy od tej zimnej wody więc pory chyba też :-) Delikatnie poklepuję twarz czystym ręcznikiem, nie pocieram żeby nie ponaciągać skóry. Resztki wilgoci koło nosa usuwam papierem toaletowym, doskonale chłonie, wystarczy przyłożyć. Teraz przecieram twarz i szyję specjalnym płynem oczyszczającym (step 2). Szczególnie dbam o okolicę noca i brody, bo tam najczęściej robią się te wstrętne czarne zaskórniki, ale odkąd stosuję Clinique po prostu ich tam nie ma. Następnie delikatnie nakładam nawilżający lotion (step 3). Twarz przygotowana jest do dalszej obróbki.
Dzisiaj jest czwartek, a w czwartki gram w badmintona na przerwie w pracy więc makijaż jest ograniczony, nie nakładam podkładu. Na czwartki mam specjalny krem CC Olay, spisuje się świetnie jako delikatna namiastka podkładu, a nie ma z nim takiego zachodu. Ale zanim nałożę krem CC na twarz, wklepuję delikatnie krem przeciwzmarszczkowy w szyję, czoło i policzki. Na policzki właściwie tylko to co zostało na palcach, a wklepywanie jest właściwie wciskaniem kremu, zawsze kończę kładąc całe dłonie na policzkach na około 10-15 sekund. Skóra doskonale ten krem wchłania w taki sposób. Teraz CC. Taka sama technika, choć tu trzeba być bardziej uważną bo krem jest przecież koloryzujący. Jeszcze tylko dotyk korektora w miejscu gdzie niedawno miałam pryszcza i jeszcze zostało zaczerwienienie. Oczywiście maluję oczy, dzisiaj delikatnie, naturalnie, tylko odrobina cienia na powiekę i maskara. Mam makijaż permanentny więc żadnych kresek nie muszę robić, brwiami się też nie zajmuję, co za wygoda! Wierzcie nie wierzcie, ale wszystkie te poranne procedury zajmują mi jedynie 10 minut czasu, czasami 15, zależy jak udany ma być makijaż :-)
Stoję przed tym lustrem. Widzę to co widzę. Gdzieniegdzie sygnał pierwszych zmarszczek, lekko opadająca skóra na policzkach, Nie żebym się jakoś tym przejmowała, na lifting to to się jeszcze chyba nie nadaje, ale mimochodem łapię skórę przy uszach i lekko naciągam. No, widać poprawę, kontury twarzy robią się wyraźniejsze... Puszczam. Skóra wraca do poprzedniego wyglądu. Naciągam jeszcze raz - chyba ubyło mi z 10 lat! Uśmiecham się do swego odbicia w lustrze. Puszczam skórę... Nie do wiary! Nadal 10 lat do tyłu. Robię zmartwioną minę - stara baba. Uśmiecham się - piękna młoda kobieta! A twarz jak po wyimaginowanym liftingu!

Pamiętam jak kiedyś na pewnym polskim forum pewna dziewczyna pytała co zrobić żeby się lepiej psychicznie poczuć. Odpowiedziałam jej - uśmiechaj się, chociaż nie masz do czego. Uśmiechaj się dla siebie samej. Zostałam tak zbluzgana jak nigdy w życiu, że co ja się tam znam, a do czego tu szczerzyć zęby, a co ja tam wiem, jak ja chcę to mogę się śmiać z cudzych nieszczęść a innym mam takich rad nie dawać, pop...lona jakaś jestem.  No może i jestem. Zębów bez potrzeby nie wyszczerzam. Ale z uśmiechem mi do twarzy. I nie potrzebuję liftingu.

Pozdrawiam!




wtorek, 27 maja 2014

Kocia logika

Powszechnie wiadomo że kot to antypies.
Główną cechą odróżniającą kota od psa jest sposób myślenia o człowieku.
  • Pies myśli: daje mi jedzenie, mieszkam w jego domu, mogę spać w jego łóżku – jest moim bogiem!
  • Kot myśli: daje mi jedzenie, mieszka w moim domu, może spać w moim łóżku – jestem jego bogiem!


Kocia logika jest zdumiewająca, oto zaledwie kilka przykładów, lista jest nieskończona...

Kot jest zawsze głodny, chyba że właśnie zjadł, przy czym słowo właśnie liczy się do 5 minut włącznie.




Wszystkie torby i pudełka w dowolnym pomieszczeniu będą zawierać kota natychmiast po wpuszczeniu go do pomieszczenia.

Gdy kot usłyszy że czyścisz kuwetę, to możesz być pewien, że nasika choćby kropelkę.


Zazwyczaj kot zaczyna przeraźliwie miauczeć ok. 11.00 w nocy, a kończy ok. 5.00 nad ranem.


Kot instynktownie wie, kiedy i gdzie kładziesz świeżo wyprane i wyprasowane ubrania i właśnie na nich się położy (przecież jeśli tobie tak na nich zależy, to tym bardziej kotu).

Koty śpią 36 godzin dziennie, a przez resztę czasu odpoczywają.



Kot zawsze będzie poszukiwał i zwykle przejmował od ciebie najbardziej wygodne miejsce w dowolnym pomieszczeniu.

Pozdrawiam!

poniedziałek, 26 maja 2014

Prawo do szczęścia

Co to jest szczęście? Podaję za Wikipedią.

Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie.
W rozważaniach o jego naturze szczęście najczęściej określane jest w dwu aspektach:
  • mieć szczęście oznacza: 
  1. sprzyjający zbieg, splot okoliczności; 
  2. pomyślny los, fortuna, dola, traf, przypadek; 
  3. powodzenie w realizacji celów życiowych, korzystny bilans doświadczeń życiowych.
  • odczuwać szczęście oznacza:
  1. (chwilowe) odczucie bezgranicznej radości, przyjemności, euforii, zadowolenia, upojenia;
  2. (trwałe) zadowolenie z życia połączone z pogodą ducha i optymizmem; ocena własnego życia jako udanego, wartościowego, sensownego.
Zagadnieniem szczęścia interesowali się filozofowie już od najdawniejszych czasów, dziś jest ono tematem przewodnim psychologów. Czym właściwie jest szczęście? Dla każdego oczywiście będzie ono czymś innym, przy czym ten sam fakt może byc interpretowany zupełnie rozbieżnie przez dwie różne osoby, a nawet przez tę samą osobę w zależności od okoliczności. Weźmy na przykład takiego ucznia który dostał najwyższą ocenę z egzaminu. Koledzy mogą powiedzieć - miał szczęście, trafił na łatwe pytania. A uczeń odpowiada, miałem takie same pytania jak wszyscy, po prostu uczyłem się więcej... I odwrotnie, uczeń może powiedzieć - ale mi się udało, miałem szczęście że byly takie pytania, a koledzy mogą powiedzieć, e tam, zakuwałeś jak durny, opłaciło ci się.

A co wobec tego z wygraną w toto lotka, z właściwym miejscem o właściwym czasie, to wszystko odnosi się przecież do określenia "mieć szczęście". Uważa się że nie jest to zależne od nas, chociaż jakby się tak zastanowić, to przecież w jakiś sposób zapracowujemy sobie na to szczęście. Przecież taki kupon w toto lotka sam się nie wyśle. Żeby trafić na sprzyjający zbieg okoliczności, trzeba znaleźć się we właściwym miejscu i czasie, a żeby to zrobić, należy się tam udać. Moje zdanie na ten temat jest jedno, stałe i niezmienne od lat - ludzie mówią że masz szczęście? Masz bo sobie na to zapracowałaś/eś!

Każdy ma w swoim życiu jakieś złe momenty, kryzysy, załamania, ważne jest żeby odrzucić to co było złe, żeby odesłać w niepamięć to co nazywamy złym losem, żeby zacząć od nowa to co się nie powiodło, żeby wyciągnąć z naszych doświadczeń same pozytywy i nie popełnić drugi raz tego samego błędu. Bo najczęściej nasze niepowodzenia wynikają z naszych błędów, naszych własnych nieprzemyślanych decyzji. Mówi się że każdy jest kowalem własnego losu, że jak sobie pościelesz tak się wyśpisz... Ile prawdy jest w tych przysłowiach! Jakże ważne jest żeby skupić się nad tym co dla nas samych jest najważniejsze, żeby nie przegapić tego momentu, tego właściwego miejsca we właściwym czasie, a jak już się ten moment zauważy, żeby złapać go i trzymać, i nie puścić. Bo z takich momentów składa się nasza własna droga do szczęścia.

Każdy ma prawo być szczęśliwym.
Dlaczego więc po świecie chodzi tylu nieszczęśliwych ludzi? 



sobota, 24 maja 2014

Krótko dziś

Dziś sobota, pogoda pod psem, choć dobrze że nie pada przynajmniej.
U mnie właściwie nic nowego, napisałam nowy wiersz a ta piosenka chodzi za mną już od wielu dni...
No i co ja zrobię że lubię Bon Jovi?



Pozdrawiam!

piątek, 23 maja 2014

Humor na weekend

Mam nadzieję że nie obrażę dzisiaj niczyich uczuć religijnych :-)
Ja się pośmiałam, mam nadzieję że rozweselę i Was.



---------------
Zakonnica macha na stopa i zatrzymuje jej się piękna kobieta w sportowym kabriolecie.
Po chwili jazdy zakonnica pyta się kobiety:
- Taki ładny samochód skąd na to ma pani pieniądze?
- A mam takiego jednego, puszczę się z nim parę razy i mi kupuje ładne samochody.
Jadą dalej a zakonnica znowu się pyta:
- A ta biżuteria skąd?
- A to taki inny przyjaciel mi kupuje, wystarczy że prześpię się z nim kilka razy.
Wieczorem gdy zakonnica śpi w swoim pokoju, ktoś puka i mówi:
- Siostro to ja, ksiądz Józef.
A zakonnica na to:
- Niech sobie ksiądz Józef te czekoladki w dupę wsadzi!


---------------
Papież umiera, u wrót raju św. Piotr go pyta:
- Ktoś ty?
- Ja? biskup Rzymu.
- Biskup Rzymu? Nie kojarzę.
- No, namiestnik Pański na Ziemi.
- To Bóg ma namiestnika? Nic mi o tym nie wiadomo.
- Jestem głową kościoła katolickiego!
- A co to takiego?
- ....
- Dobra. Czekaj tu, idę spytać szefa.
- Panie Boże, masz chwilkę? Jest tu taki jeden, mówi, że jest papieżem, Twoim namiestnikiem na Ziemi, głową czegoś tam..
- Nie kojarzę. Ale moment... Jezusie, może ty coś o tym wiesz?
- Nie, tato, nie kojarzę. Ale pójdę z nim pogadać.
Po chwili wraca Jezus zwijając się ze śmiechu i mówi:
- Pamiętacie to kółko wędkarskie, które założyłem 2000 lat temu?
- No, i?
- Oni do tej pory działają!


---------------
Nowy ksiądz był spięty, bo miał prowadzić swoją pierwszą mszę w parafii.
Postanowił dodać do święconej wody kilka kropelek wódki, żeby się rozluźnić, i tak się stało.
Czuł się wspaniale.
Gdy po mszy wrócił do pokoju znalazł list:
"Drogi Bracie, następnym razem dodaj kropelki wódki do wody, a nie kropelki wody do wódki. A teraz słuchaj i zapamiętaj:
- Msza trwa godzinę, a nie dwie połówki po 45 minut;
- Jest 10 przykazań, a nie 12;
- Jest 12 apostołów, a nie 10;
- Krzyż trzeba nazwać po imieniu, a nie to "duże T";
- Na krzyżu jest Jezus, a nie Che Guevara;
- Jezusa ukrzyżowali, a nie zaj**ali i to Żydzi, a nie Indianie;
- Nie wolno na Judasza mówić "ten sk**wysyn";
- Ci co zgrzeszyli idą do piekła, a nie w pizdu;
- Inicjatywa, aby ludzie klaskali była imponująca, ale tańczyć makarenę i robić pociąg to przesada;
- Opłatki są dla wiernych, a nie jako deser do wina;
- Poza tym Maria Magdalena była jawnogrzesznicą, a nie k**wą;
- Kain nie ciągnął kabla, tylko zabił Abla;
- Na początku mówi się "Niech będzie pochwalony", a nie "k**wa mać";
- A na koniec mówi się "Bóg zapłać", a nie "ciao";
- Po zakończeniu kazania schodzi się z ambony po schodach, a nie zjeżdża po poręczy.
- Ten obok w "czerwonej sukni", to nie był transwestyta. To byłem ja, Biskup.
Amen!"



Słonecznego weekendu!

środa, 21 maja 2014

A Migusia była niegrzeczna

Pamiętacie jak opowiadałam Wam o nocnym spacerze mojej córki z kotami?

Poszła sobie ona z nimi i wczoraj. I wszystko było okej do czasu gdy z niektórych podwórek zaczęły wyłazić inne koty bo przecież musiały bronić swego terenu. Oczywiście że koty na siebie syczały i warczały, to normalne przeceiż jest, ale w niesłychanym stopniu zakłóciło to całą sielankową koncepcję spaceru córki. Udało im się jednak jakoś poruszać w spowolnionym tempie. W czasie konfrontacji Tigusia z innymi kotami Migusia tchórz nad tchórze chowała się pod samochodami, trzeba było ją stamtąd wyciągać prawie siłą. W końcu Tiguś gdzieś się zawieruszył, a Migusia zostając sama ze swoją ludzką siostrą, zaczęła się zachowywać jak prawdziwie niegrzeczna młodsza siostra. Uciekała na murki, na płoty, wskoczyła nawet na płot zakończony zasiekowym drutem kolczastym, z którego córka musiała ją ściągać, przełaziła przez każdą napotkaną bramę, włamywała się ludziom na podwórka, no koszmar pani, koszmar... Biedna dziewczyna w końcu, bojąc się że kota po prostu zgubi (no ale jak można zgubić kota na pustej ulicy dwieście metrów od domu?) zabrała Migusię pod pachę i tyle było ze spaceru.

Zła Migusia, zła, niegrzeczna....


Udało mi się zrobić trzy zdjęcia z okna... Szukajcie kotów...






wtorek, 20 maja 2014

Podejrzane w trasie

Lubię czytać co ludzie mają ponalepiane na samochodach. Dzisiaj van przede mną miał na sobie taką tabliczkę. Bardzo mi się spodobała. Też bym dzisiaj chciała zadzwonić do pracy że jestem martwa ...



Jeszcze tylko jedno nudne spotkanie. Oby do wieczora!

Pozdrawiam wszystkich którzy są dziś tak leniwi jak ja.

poniedziałek, 19 maja 2014

Godzilla

Kiedy miałam może 12 lat, wybrałyśmy się z dwiema koleżankami do kina na film "Śnieżyczka i Różyczka", taki tam bajkowo-księżniczkowy film dla młodszych nastolatek. Nie wiem, co się wtedy stało, czy my pomyliłyśmy seanse czy poprzestawiano coś w repertuarze, w każdym razie skończyłyśmy na obejrzeniu straszliwego wtedy dla mnie filmu "Godzilla".
Mało z niego pamiętam, ale wyniosłam z niego coś co prześladowało mnie przez długie lata.
Jako dziecko mieszkałam w wieżowcu, na dziewiątym piętrze. Miasto moje, położone w dolinie, miało cudowny mikroklimat, zdarzały się przepiękne burze które uwielbiam do dzisiaj, zdarzały się także urywające łeb wiatry. Wiatry nie były mi więc obce. Ale pewnej nocy w czasie takiego piekielnego wichru, usłyszałam go. Nadchodził. Godzilla. Kroki było słychać bardzo wyraźnie, dudniące, metaliczne "Bum... bum... bum..." Strach ma wielkie oczy, jak to mówią, a mój miał jeszcze w dodatku widzące przez kołdrę i poduszkę, spod której nawet nos bałam się wychylić. Mój strach zerkał w okno na dziewiątym piętrze wieżowca i widział wielki łeb Godzilli wpatrujący się we mnie tymi przenikliwymi oczami. I tak potrafiłam nie spać pół nocy trzęsąc się pod kołdrą ze strachu przed Godzillą.
Z czasem przyzwyczaiłam się trochę się obecności tego potwora w moim świecie, prawdopodobnie mnie nie widział, a przynajmniej nie miał zamiaru mnie skrzywdzić, za każdym razem jednak kiedy przychodziła wichura, ON tam był...
Minęło kilka lat. Przy którejś kolacji tato oznajmił ni z tego ni z owego, że w końcu przyszli i naprawili ten dach, bo tyle lat się ludzie prosili i nic. No ale teraz już naprawili tę blachę to już więcej nie będzie stukać bo budziła ludzi podczas wiatru... Omal się nie udławiłam tym co właśnie miałam w ustach (!)
Tyle lat strachu, tyle lat lęku i chołania głowy pod kołdrę, a tu okazuje sie że mój Godzilla to zwykła poluzowana blacha na dachu! Och, jaka byłam szczęśliwa! Nigdy więcej już go w oknie nie widziałam.

Dlaczego opowiedziałam Wam tę historię?
W piątek od rana Mark, kolega z pracy, chodził niezwykle podekscytowany mechaniczno-potworowatym krokiem, dla mnie to wyglądało to bardziej na zombie ale niech mu będzie. Muszę w tym momencie dodać że w pracy tworzymy małą nieformalną grupkę kinomaniaków, która zbiera się raz w miesiącu po pracy i idzie do kameralnego kina Cameo oglądać ambitne filmy. Następne wyjście miało być za tydzień, ale Mark tak prosił, tak błagał, tak się wykręcał udając potwora że w końcu namówił nas na wcześniejsze wyjście do kina, w celu obejrzenia najnowszego obrazu "Godzilla". Bo jeżeli chodzi o wszystkie super-potwory, mechaniczne czy po prostu gigantyczne, jednym słowem każdy Monster Movie to dla Marka jest po prostu natychmiastowy mus do kina.
Film był w 3d. Na sali oprócz nas tylko 3 osoby :-) Przypominam że kino kameralne, nie komercyjne, wyświetlające ambitne filmy których nigdzie indziej się nie zobaczy. No ale jedną promocję komercji  na miesiąc też muszą zrobić, doskonale to rozumiem.
Na początku nie bardzo wiedziałam o co chodzi, bo nic nie pamiętałam z dzieciństwa. Przypomniałam sobie natomiast gdy usłyszałam "Bum... bum... bum..." Godzilla jak ta lala, nie da się ukryć.
Nie wiem czy polecam ten film. Chyba nie. Już wolę Transformersy. Ale nie żałuję że go obejrzałam, przecież żeby zrozumieć kicz trzeba go najpierw poznać, prawda? ;-)



piątek, 16 maja 2014

Humor na piątek

Dzisiaj będzie o rzeczach nadprzyrodzonych :-) i różnych takich...


******
Pewnego wieczora ojciec słyszy modlitwę synka:
- Boże, pobłogosław mamusię, tatusia i babcię. Do widzenia, dziadziu.
Uznaje, że to dziwne, ale nie zwraca na to szczególnej uwagi. Następnego dnia dziadek umiera. Jakiś miesiąc później ojciec ponownie słyszy dziwną modlitwę synka:
- Boże, pobłogosław mamusię i tatusia. Do widzenia, babciu.
Następnego dnia babcia umiera. Ojciec jest nie na żarty przestraszony. Jakieś dwa tygodnie później słyszy pod drzwiami syna:
- Boże, pobłogosław mamę. Do widzenia, tatusiu.
Ojciec - prawie w stanie przedzawałowym. Następnego dnia idzie do roboty wcześniej, żeby uniknąć ruchu ulicznego. Cały czas jest jednak spięty, rozbity, rozkojarzony, spodziewa się najgorszego. Po pracy idzie wzmocnić się do pubu. Do domu dociera koło północy. Od progu przeprasza żonę:
- Kochanie, miałem dzisiaj fatalny dzień...
- Miałeś zły dzień? Miałeś zły dzień? Ty?! A co ja mam powiedzieć? Listonosz miał zawał na progu naszych drzwi!


******
Stoi facet na parapecie jedenastego piętra z zamiarem skoku, ale stwierdził, że jest za wysoko, chciał się wycofać i niechcący wypadł. Leci i krzyczy:
- Boże spraw żebym przeżył, nie będę pił, palił, przeklinał i kłamał.
Spadł, podniósł się otrzepał i powiedział:
- Człowiek w szoku to takie głupoty gada...


******
Jak funkcjonuje pigułka antykoncepcyjna?
To proste:
1. Kobieta bierze pigułki, a następnie wydala je wraz z moczem.
2. Żaby w wodzie wchłaniają te hormony i w następstwie nie mają potomstwa.
3. Bociany nie znajdują żabek na polach więc giną z głodu..
4. ... i nie ma kto przynosić dzieci.


******
Był sobie fanatyk wędkowania. Pewnego dnia dowiedział się o fantastycznym wprost miejscu, małym jeziorku w lesie, gdzie ryby o wielkości niesamowitej same wskakują na haczyk. Nie mógł się już doczekać weekendu, zakombinował w pracy, pozamieniał się na dyżury, nastawił budzik na 4 rano, po długiej podróży odnalazł małe jeziorko w lesie, rozstawił wędki i czekał... Godzinę... drugą godzinę trzecią... wreszcie spławik drgnął... wędkarz szarpnął... i wyciągnął ogromne nadziane na haczyk gówno. Zaklął szpetnie i zauważył, że z tyłu ktoś za nim stoi. Był to miejscowy. Wędkarz z żalem powiedział:
- No patrz pan, taki kawał drogi jechałem, tyle wysiłku, kombinowania, i co? GÓWNO...
Na to gościu:
- A bo wie pan, z tym jeziorkiem związana jest pewna legenda. Otóż niech pan sobie wyobrazi, przed 1 wojną światową żyl tu chłopak i piękna dziewczyna, kochali się niesamowicie. Ale wzięli go do wojska. Po jakimś czasie nadeszła wiadomość że on zginął na froncie. I proszę sobie wyobrazić, że ona przyszła tu, nad to jeziorko i z wielkiego żalu się utopiła!
- Niesamowite - odparł wędkarz
- Ale to jeszcze nie koniec proszę pana! Otóż po wojnie okazało się, że chłopak przeżył, był tylko ranny. przyjechał tu, dowiedział się o wszystkim, przyszedł tu, w to miejsce na którym pan siedzi, i z żalu i wielkiej miłości również się utopił!
- To szokująca historia- powiedział wędkarz - ale co z tym gównem?
- A to nie wiem. Widocznie ktoś nasrał.

Słonecznego weekendu!



czwartek, 15 maja 2014

O emigracji słów kilka

Róża jak zwykle, popełniła doskonały post, tym razem nawiązujący do polskiej emigracji. Krótko skomentowałam ale postanowiłam dołożyć cegiełkę u siebie na blogu bo tego co chcę napisać, za dużo jest na zwykły komentarz. Różo, proszę, oto moje podejście do tematu.
Zawsze ciągnęło mnie w świat. Jeszcze w liceum robiliśmy sobie z przyjaciółmi plany wyjazdu do RPA (Południowa Afryka), potem przez wiele lat w głowie miałam Vancouver w Kanadzie. Zgromadziłam już nawet wszystkie materiały dotyczące emigracji, zaczęąłam uczyć się języka... Więc kiedy nadarzyła się okazja wyjazdu do Szkocji, nie wahałam się ani chwili, pomimo to że wyjazd był raczej w ciemno i raczej w jedną stronę. Nie wyjechałam za chlebem. W Polsce miałam dobrą pracę, dom, samochód. Wyjechałam aby rodzinie żyło się lepiej, aby dzieci miały lepszą przyszłość. Mama moja przez lata miała nadzieję że zarobię pieniądze i wrócę, myślę że nadal ma gdzieś w głębi duszy taką nadzieję choć w ostatnim czasie ona również musiała sobie przewartościować swoje oczekiwania. Bo to jest tak jak napisała Róża, w Polsce żyje się pod dyktando innych ludzi, spełnia się czyjeś oczekiwania, każdy ma jedyne słuszne zdanie na temat czyjegoś życia, zapominając o swoim własnym. A ja nie chciałam wracać, ja nie wyjechałam z kraju żeby zarobić pieniądze, tylko żeby ŻYĆ.
Dopóki był w Polsce dom, który wynajmowalismy studentom, dopóty jakieś tam więzy z krajem jeszcze były, ale odkąd dom został sprzedany nic mnie z Polską już nie łączy. Rodzina. Tak. Ale nie czuję potrzeby latania co parę miesięcy, a nawet co roku, do mamusi. Mamy telefony, Skypa, dzwonimy do siebie kiedy trzeba, częściej nawet niż wtedy kiedy mieszkałam w Polsce. Nie tęsknię za Polską. Kiedy tam jestem, nie bardzo umiem już się znaleźć. Głupieję w supermarketach, gdzie towaru jest naprawdę nadmiar, w dodatku części asortymentu zupełnie przecież nie znam. Owszem, wydaję pieniądze na coś co mi się podoba, zwłaszcza na ciuchy czy buty, ale nigdy nie kupuję czegoś co mogłabym kupić u siebie, z prostego powodu - te same rzeczy są u nas po prostu tańsze. Nie szaleję z powodu jedzenia, polskie kiełbasy przestały mi smakować, szczerze mówiąc od dawna najlepszą kiełbasą którą jadłam jest eksportowa Wiejska z naszego Costco. Z Polski przywożę sobie jedynie herbatę Pu-Erh, kisiele i budynie, czasami mak bo jest w większych torebkach niż u nas, no i te specjalne przyprawy do dań z woreczkami w środku, bo tutaj takich nie ma w supermarketach a do polskich sklepów w Szkocji raczej nie chodzę. Polski chleb lubię, nie przepadam za szkockim, chociaż te świeżo pieczone wcale nie są takie złe. No ale że lubię chleb na zakwasie, to odkąd mam dobry zakwas czyli od dwóch już lat, piekę sobie chleb sama i jest o wiele lepszy niż ten polski w Polsce. To za czym mam tęsknić?
Pierwsze lata były ciężkie, to prawda, ale jak inaczej ma być jak się zaczyna wszystko od zera, od jednej walizki? Ja po trzech latach już znalazłam dobrą pracę, która w chwili obecnej jest jeszcze lepsza, stać mnie na wiele, czasami faktycznie trzeba wiązać koniec z końcem, ale to wskutek niespodziewanych nadmiernych wydatków a nie jakiegoś braku gotówki. Dzieci mają w tym kraju ogromne możliwości, mnóstwo wsparcia z każdej strony, nie sądzę żeby żałowały że są gdzie ich rodzice wywieźli, chociaż początków im nie zazdroszczę. Teraz trochę o zachowaniu, bo to jest to co mnie boli najbardziej.
Rozumiem że jest wielu rodaków którzy wyjechali z kraju za chlebem, po to żeby mieć godniejsze życie i robią wiele dla pieniędzy, kosztem godności własnej i bliskich. Ja już takich nie znam. Myślę że prawda jest taka - jak gdzieś się wyjeżdża to jest się tam gościem, przynajmniej na początku, a gość powinien umieć się zachować względem gospodarzy. Jeśli jest w Polsce przyzwyczajony do plucia po chodniku, qrvovania co drugie słowo i naśmiewania ze wszystkiego co mu się nie podoba (a nie podoba się wiele, prawda?), to ten ktoś takie same zachowania będzie kontynuował za granicą. No i jak tu się dziwić że moje dzieci nie przyznają się do bycia Polakami i milkną automatycznie słysząc polski język na ulicy? Bardzo przykro mi to stwierdzić, ale takiego rodaka o którym napisałam na ulicy to ja rozpoznam bezbłędnie, nawet jak się nie odzywa. I przykro mi jeszcze bardziej że to napiszę, nie mam zamiaru nikogo obrażać, ale Polaka rozpoznaje się przede wszystkim po skrzywionej gębie. Ci którzy mieszkają za granicą wiedzą o czym piszę.
Ja się już nie wstydzę przyznać że jestem Polką, za długo tu siedzę i nic mojej polskości nie zmieni, ale na ulicy na Polkę nie wyglądam. Nawet w Polsce.

wtorek, 13 maja 2014

Choć raz stracić głowę

"Już był w ogródku, już witał się z gąską..."
Pamiętacie moje dylematy - serce czy rozum, dusza czy ciało, rozważna czy romantyczna...?
Otóż oznajmiam że diabełek znowu przyczepił się za uchem i podszeptuje. Bo powiedziałam sobie, niczego nie planować, marzenia odłożyć na później, popłynąć z prądem, co będzie to będzie, co przyniesie czas to z radością przyjmę. I teraz, kiedy ten czas przynosi coś czego nie planowałam, na co nie czekałam bo nie chciałam, kiedy w końcu romantyzm bierze górę, a serce odzywa się głośnym "Bum Bum", ten diabełek czyli rozum wkracza do dzieła. I od razu bierze się do roboty.
"A co będzie jak to czy tamto? Nie dasz rady, daj sobie spokój..."
"To nie dla ciebie, zostaw to..."
"To się nie uda, zobaczysz, tylko stracisz czas..."
"A po co ci to wszystko? Źle ci? Daj sobie spokój..."

A ja właśnie nie chcę tego spokoju, a ja właśnie raz w życiu chcę stracić czas i chcę stracić też tę przeklętą głowę która mi zabrania iść tam gdzie chcę. No przynajmniej na chwilę chcę ją stracić, aż taka nierozważna to nie jestem. A już myślałam że uzyskałam balans, że na pewno wiem czego chcę, że serce w końcu zwycięży. No to ten diabełek się pojawił i podszeptuje za uchem. Słucham go bo co mam nie słuchać, zbyt głośno nadaje. Ale przynajmniej serce nie siedzi już strwożone w kąciku, odpowiednio karmione nabrało siły i szykuje się do ostatecznej rozgrywki.

A ta piosenka doskonale przekazuje to co przed chwilą napisałam...


poniedziałek, 12 maja 2014

Jak pachnie wiosna

Moja droga do pracy jest dość długa, ale pokonuję ją samochodem więc mija szybko. Ostatni kawałek od parkingu muszę jednak przejść pieszo i jest to najbardziej przyjemna część podróży.

Idzie się jakieś 50 metrów przez "teren zielony" i przez tę krótką chwilę człowiek czuje się jak w parku. Dzikie kwiatki, kolorowe, małe i duże, jakieś krzaki, pięknie teraz kwitnące, drzewa porosłe już całe zielonymi młodymi listkami...
I ten zapach... Sama nie wiem co tak pachnie. Przez te krótkie dwie minuty upajałam się tym zapachem aż do głębi najgłębszych zakamarków moich zmysłów, świeży, słodki, cudowny... I ten delikatny ciepły wietrzyk, i śpiew ptaków, ten spokój choć przez chwilę, to wszystko połączone z aromatem leśnych kwiatów dało mi niezły zastrzyk energii na cały dzień. Tak właśnie pachnie wiosna...



sobota, 10 maja 2014

A siostra też może...

Miało być o pazurkach ale nie mam czasu bo sprzątam.
Ale w czasie sprzątania zrobiłóam sobie przerwę i oto co znalazłam. Przepraszam że w oryginale zapuszczam, ale trzeba się uczyć języków, co nie? Ciekawe jakby w Polsce coś takiego wypaliło...

Miłego oglądania!


piątek, 9 maja 2014

Trochę humoru na piątek

Już południe a ja sobie dopiero teraz przypomniałam że to piątek jest. A jak piątek to mają być dowcipy. Od razu zapowiadam że jak ktoś się wstydzi to niech nie czyta. Dzisiaj będę świńskie. A bo takich najwięcej się po świecie kręci :-)


-----
W jednym przedziale jadą mężczyzna i kobieta, sami, trasa długa. Facet czyta gazetę, a kobieta - to się na siedzeniu powierci, a to oczami pomruga, a to westchnie... Facet - siedzi jak skała. W końcu, po godzinie, babka nie wytrzymuje:
- Panie, pan jesteś mężczyzna, czy nie? Już godzinę pana kokietuję, a pan na mnie uwagi nie zwraca! Powiem wprost: zajmijmy się seksem!
- Zawsze mówiłem - odparł facet odkładając spokojnie gazetę na bok - że lepiej godzinę przeczekać niż trzy godziny namawiać.

-----
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że spałaś z moim mężem?
- Nie
- Nie spałaś?
- Nie chcę powiedzieć...

-----
- A z pocałunkiem póki co zaczekamy - powiedział piękny książę złażąc ze Śpiącej Królewny.

-----
W pewnej rodzince był taki zwyczaj, ze rodzice co dwa, trzy dni wyjeżdżali do znajomych na noc, więc jedyny syn miał całą chatę wolną przez cały wieczór i noc. Wiec skwapliwie z tego korzystał sprowadzając sobie swoją dziewczynę i razem "figlowali" korzystając z nieobecności starszych. Aż pewnego pięknego dnia znajomych nie było w domu i rodzice z kwitkiem wrócili z powrotem i przyłapali młodych (jak ktoś to ładnie ujął) "in figlanti".
Chłopak przyłapany na "gorącym" uczynku pomyślał sobie :
- O, cholera, mam za niedługo maturę, miałem dostać samochód, uważali mnie za takiego porządnego, a tu co ? A trudno.
Dziewczyna sobie myśli :
- Aj, miało być fajnie, miał mnie przedstawić rodzicom, miało być milo, kolacja itp., a tu mnie jak ostatnia k*.*ę poznali.
Ojciec sobie myśli :
- Moja krew ! Dobrze synku, dobrze, całkiem niezła d*.* !
A serce matki :
- Jak ta k*.* nogi trzyma ! Przecież mu niewygodnie !

-----
Facetowi żona zaczęła mówić przez sen. Jakieś jęki i imię Rysiek...
Bez dwóch zdań doprawiała mu rogi i facet szybko doszedł do takiego samego wniosku. Aby to sprawdzić, pewnego dnia udał, że wychodzi do pracy i schował się w szafie. Patrzy, a tu żona idzie pod prysznic, układa sobie włosy, maluje się, perfumuje i w samej koszulce nocnej wraca do łóżka. W tym momencie otwierają się drzwi i wchodzi Rysiek...
Super przystojny, wysoki, śniada cera, czarne, bujne włosy - jednym słowem bóstwo.
Facet w szafie myśli: "Muszę przyznać, że ten Rysiek to ma klasę!".
Rysiek zdejmuje powoli koszulę i spodnie, a na nim stylowe ciuchy, najmodniejsze i najdroższe w tym sezonie.
Facet w szafie myśli: "szlag, ale ten Rysiek, to jednak jest zajebisty!".
Rysiek kończy się rozbierać od pasa w górę, a tu na brzuchu mięśnie krateczka-kaloryfer, wysportowany, a klatka jak u gladiatora.
Facet w szafie myśli: "ten Rysiek, to ekstra gość!".
Rysiek zdejmuje super-trendy bokserki, a tu penis cudowny - pierwsza klasa.
Facet w szafie myśli: "O żesz ty, Rysiek jest rewelacyjny"
W tym momencie żona zdejmuje koszulę nocną i pojawia się ciało z cellulitisem, obwisłe piersi, rozstępy...
Facet w szafie myśli: "Ja pierdolę! Ale wstyd przed Ryśkiem".

Miłego weekendu!

czwartek, 8 maja 2014

Moja lewa ręka

Po dwóch wizytach u stylizatorki paznokci uznałam że wiem już jak traktować paznokcie lakierem hybrydowym, zakupiłam więc cały odpowiedni sprzęt co cenowo równa się czterem odwiedzinom w salonie. Więcej napiszę o tym w sobotę, jednak nie mogłam się powstrzymać przed pochwaleniem się co takiego mam teraz na paznokciach. Lakier nazywa się Chameleon (czyli normalnie kameleon!) i zmienia kolory w zależności od temperatury. O tak:


Widzicie różne kolory paznokci? Najbardziej podoba mi się ten efekt, z zabarwioną końcówką, niekiedy wyglądam jak zombie.


O, tu na małym palcu widać jeszcze wyraźniej:


A tu widać jak kolory się zmieniają z ciemnego na jasny


Fajnie, prawda?


Jeszcze muszę popracować na techniką nakładania i oczywiście nad skórkami bo z tym mam największy problem, ale nabiorę wprawy przecież. Córka skorzystała i też sobie zrobiła pazurki, na zielono. 
Wspomniałam że lakier zmienia kolor w zależności od temperatury, no to teraz Wam to pokażę. Do demonstracji użyłam zwykłej wody i dla Was zagadka - czy paznokcie ciemnieją w ciepłym czy w zimnym?
Patrzcie i podziwiajcie ;-)

piątek, 2 maja 2014

Humor na weekend


Piątek dzisiaj, trza się rozluźnić trochę przed sobotą. Dzisiaj ... o bacy. A bo tak.


---------------
Sąsiad mówi do bacy:
- Baco, tam za stodołą na waszych deskach chłopaki gwałcą waszą córkę.
Baca przerażony biegnie natychmiast za stodołę, po chwili wraca uśmiechniety i mówi:
- Aaaaa... wiedziołem, ze zartowołeś, to wcale nie moje deski.


---------------
Oddział terenowy Centralnego Biura Śledczego w Nowym Targu, dzwoni telefon:
- Słucham
- Dobry.....kciołem podać,że Jontek Pipciuś Przepustnica chowie w stogu drzewa maryhuanę.
- Dziękujemy za doniesienie, zajmiemy się tym.
- Kolejnego dnia zjawiają się na podwórku u Przepustnicy rządni sensacji agenci CBŚ, rozwalają drzewo, rąbiąc każdy kawałek na 2, ale narkotyków nie znaleźli. Wydukali do przyglądającego się ze zdziwieniem Przepustnicy "przepraszam" i odjechali.
- Zdziwiony Przepustnica słyszy w domu dzwoniący telefon, idzie odebrać:
- Słucham
- Cesc Jontek....Stasek godo. Byli u Ciebie z cebesiu?
- Byli, tela co pojechali
- A drzewa Ci narąbali?
- Ano narąbali
- Syćkiego nojlepsego z okazji urodzin, hej!


---------------
- Baco, macie takiego małego pieska i wieszacie na furtce napis: "Uwaga pies!"?
- A bo mi go już 3 razy zdeptali


---------------
Juhas widzi bacę prowadzącego duże stado owiec.
- Dokąd je prowadzicie?
- Do domu. Będę je hodował.
- Przecie nie macie obory, ani zagrody! Gdzie będziecie je trzymać?
- W mojej izbie.
- Toż to straszny smród!
- Cóż, będą się musiały przyzwyczaić.


---------------
Przychodzi Baca do spowiedzi, zaczyna się spowiadać i mówi:
- Proszę księdza ukradłem łańcuch.
Ksiądz pyta:
- Jaki?
Na to baca:
- Taki zwykły, trzy metrowy.
- A co było na końcu tego łańcucha?
- Krowa...


Udanego (wciąż) majowego świętowania!

czwartek, 1 maja 2014

Nocne rozmowy w toku

Ostatnio czas jakoś tak niezwykle szybko mi ucieka, ledwie wstanę rano a już trzeba iść spać, cały czas coś robię a tyle jeszcze do zrobienia... Nie żeby mi czas przez palce uciekał, o nie. Ja po prostu prowadzę ostatnio bardzo bujne życie towarzyskie. Na szczęście moje życie towarzyskie ogranicza się do kontaktu online więc się stroić nie muszę ani malować bo to tylko pisanie jest. Jedyna osoba z którą regularnie kontaktuję się na video, czyli przez Skypa, jest płci żeńskiej i w dodatku beauty therapist (czyli po polsku chyba kosmetyczka) to dla niej się malować nie muszę, chyba że mi prezentuje najnowsze metody usuwania makijażu, to wtedy coś na gębie muszę mieć żeby zmyć w celu instruktażowym :-)
Powiem szczerze że kiedyś byłam bardzo przeciwna takim rozmowom, wolałam jak mnie ludzie nie widzieli i chyba nadal wolę z powodów jak wyżej. Ale zaczynam się przekonywać coraz bardziej. No bo to i pogadać można i się wyżalić, i do ubikacji razem sobie pójść jak to kobiety mają  w zwyczaju, i piwko sobie wypić. Ja nie piję alkoholu, tylko herbatkę ale koleżanka i owszem, ostatnio nawet córka głowę wsadziła przez drzwi i zapytała (specjalnie) głośno, wolno i wyraźnie - M a m o   a   c o   t o   z a   k o b i e t a   k t ó r a   p a l i   p a p i e r o s a   i   p i j e   p i w o? Uśmiałyśmy się wszystkie trzy :-)
Nasze rozmowy przebiegają w świetnej, swobodnej atmosferze i trwają baaaardzo długo. Ale zazwyczaj przypadają w weekend, a w weekend to mogę sobie dłużej pospać więc nie mam wyrzutów sumienia. A ile się od niej uczę! Nie tylko co jest modne i wygodne w kosmetyce ale i dlaczego, a ona ma wiedzę teoretyczną tak samo doskonałą jak praktyczną. W dodatku wszystko ma w domu. Wszystko. Dosłownie. Mogłaby przeprowadzić w swoim domu dowolny zabieg kosmetyczny, wszystko profesjonane i dobrej jakości. Taka koleżanka to skarb, nawet jak mieszka daleko.
Z nią kontakt to nie problem bo nadajemy w tych samych godzinach. Inne osoby z Europy z którymi mam zaszczyt się komunikować przez internet również nie stanowią problemu bo różnica czasu to tylko godzina. Gorzej robi się gdy osoba ta jest zza oceanu. U nas wieczór, u nich południe, u nich jeszcze noc a ja w pracy, jakoś się to da jednak pogodzić. Ale jeszcze gorzej jest z tymi z drugiej części świata, na przykład z Japonii czy Chin. Tam jest 8 godzin do przodu, kiedy ja kończę pracę to oni już śpią, kiedy oni kończą pracę, ja ją zaczynam. Jak ja się kładę spać to oni wstają. Ale pocieszam wszystkich, i to się da pogodzić, trzeba tylko się jakoś z czasem dogadać. Szkoda że z CZASEM się nie da dogadać żeby się przesunął albo zatrzymał, to by dopiero było!

P.S. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie musiałam poprawiać literówek w tekście, dobra się robię he he.