czwartek, 15 maja 2014

O emigracji słów kilka

Róża jak zwykle, popełniła doskonały post, tym razem nawiązujący do polskiej emigracji. Krótko skomentowałam ale postanowiłam dołożyć cegiełkę u siebie na blogu bo tego co chcę napisać, za dużo jest na zwykły komentarz. Różo, proszę, oto moje podejście do tematu.
Zawsze ciągnęło mnie w świat. Jeszcze w liceum robiliśmy sobie z przyjaciółmi plany wyjazdu do RPA (Południowa Afryka), potem przez wiele lat w głowie miałam Vancouver w Kanadzie. Zgromadziłam już nawet wszystkie materiały dotyczące emigracji, zaczęąłam uczyć się języka... Więc kiedy nadarzyła się okazja wyjazdu do Szkocji, nie wahałam się ani chwili, pomimo to że wyjazd był raczej w ciemno i raczej w jedną stronę. Nie wyjechałam za chlebem. W Polsce miałam dobrą pracę, dom, samochód. Wyjechałam aby rodzinie żyło się lepiej, aby dzieci miały lepszą przyszłość. Mama moja przez lata miała nadzieję że zarobię pieniądze i wrócę, myślę że nadal ma gdzieś w głębi duszy taką nadzieję choć w ostatnim czasie ona również musiała sobie przewartościować swoje oczekiwania. Bo to jest tak jak napisała Róża, w Polsce żyje się pod dyktando innych ludzi, spełnia się czyjeś oczekiwania, każdy ma jedyne słuszne zdanie na temat czyjegoś życia, zapominając o swoim własnym. A ja nie chciałam wracać, ja nie wyjechałam z kraju żeby zarobić pieniądze, tylko żeby ŻYĆ.
Dopóki był w Polsce dom, który wynajmowalismy studentom, dopóty jakieś tam więzy z krajem jeszcze były, ale odkąd dom został sprzedany nic mnie z Polską już nie łączy. Rodzina. Tak. Ale nie czuję potrzeby latania co parę miesięcy, a nawet co roku, do mamusi. Mamy telefony, Skypa, dzwonimy do siebie kiedy trzeba, częściej nawet niż wtedy kiedy mieszkałam w Polsce. Nie tęsknię za Polską. Kiedy tam jestem, nie bardzo umiem już się znaleźć. Głupieję w supermarketach, gdzie towaru jest naprawdę nadmiar, w dodatku części asortymentu zupełnie przecież nie znam. Owszem, wydaję pieniądze na coś co mi się podoba, zwłaszcza na ciuchy czy buty, ale nigdy nie kupuję czegoś co mogłabym kupić u siebie, z prostego powodu - te same rzeczy są u nas po prostu tańsze. Nie szaleję z powodu jedzenia, polskie kiełbasy przestały mi smakować, szczerze mówiąc od dawna najlepszą kiełbasą którą jadłam jest eksportowa Wiejska z naszego Costco. Z Polski przywożę sobie jedynie herbatę Pu-Erh, kisiele i budynie, czasami mak bo jest w większych torebkach niż u nas, no i te specjalne przyprawy do dań z woreczkami w środku, bo tutaj takich nie ma w supermarketach a do polskich sklepów w Szkocji raczej nie chodzę. Polski chleb lubię, nie przepadam za szkockim, chociaż te świeżo pieczone wcale nie są takie złe. No ale że lubię chleb na zakwasie, to odkąd mam dobry zakwas czyli od dwóch już lat, piekę sobie chleb sama i jest o wiele lepszy niż ten polski w Polsce. To za czym mam tęsknić?
Pierwsze lata były ciężkie, to prawda, ale jak inaczej ma być jak się zaczyna wszystko od zera, od jednej walizki? Ja po trzech latach już znalazłam dobrą pracę, która w chwili obecnej jest jeszcze lepsza, stać mnie na wiele, czasami faktycznie trzeba wiązać koniec z końcem, ale to wskutek niespodziewanych nadmiernych wydatków a nie jakiegoś braku gotówki. Dzieci mają w tym kraju ogromne możliwości, mnóstwo wsparcia z każdej strony, nie sądzę żeby żałowały że są gdzie ich rodzice wywieźli, chociaż początków im nie zazdroszczę. Teraz trochę o zachowaniu, bo to jest to co mnie boli najbardziej.
Rozumiem że jest wielu rodaków którzy wyjechali z kraju za chlebem, po to żeby mieć godniejsze życie i robią wiele dla pieniędzy, kosztem godności własnej i bliskich. Ja już takich nie znam. Myślę że prawda jest taka - jak gdzieś się wyjeżdża to jest się tam gościem, przynajmniej na początku, a gość powinien umieć się zachować względem gospodarzy. Jeśli jest w Polsce przyzwyczajony do plucia po chodniku, qrvovania co drugie słowo i naśmiewania ze wszystkiego co mu się nie podoba (a nie podoba się wiele, prawda?), to ten ktoś takie same zachowania będzie kontynuował za granicą. No i jak tu się dziwić że moje dzieci nie przyznają się do bycia Polakami i milkną automatycznie słysząc polski język na ulicy? Bardzo przykro mi to stwierdzić, ale takiego rodaka o którym napisałam na ulicy to ja rozpoznam bezbłędnie, nawet jak się nie odzywa. I przykro mi jeszcze bardziej że to napiszę, nie mam zamiaru nikogo obrażać, ale Polaka rozpoznaje się przede wszystkim po skrzywionej gębie. Ci którzy mieszkają za granicą wiedzą o czym piszę.
Ja się już nie wstydzę przyznać że jestem Polką, za długo tu siedzę i nic mojej polskości nie zmieni, ale na ulicy na Polkę nie wyglądam. Nawet w Polsce.

10 komentarzy:

  1. Miło mi, że stałam się inspiracją, dla mnie inspiracją stała się DD, dla niej jeszcze ktoś inny i tak ten temat przewala się przez blogi i portale :) Cieszę się, że na ten temat rozmawiamy, przekazujemy swoje myśli i doświadczenia. Migracja na świecie za chlebem, innym życiem, przygodą, poprawą egzystencji to normalna sprawa i wzbudza tyle emocji, co w Polsce. Pora się do tego przyzwyczaić. Mnie z Polski "wygoniło" coś innego, ale znowu za dużo tego, by napisać w komentarzu. Będzie nowy post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja też być może jeszcze gdzieś dalej wyemigruję i wtedy będę miała więcej krajów do porównania, tak jak Ty.

      Usuń
  2. "w Polsce żyje się pod dyktando innych ludzi, spełnia się czyjeś oczekiwania, każdy ma jedyne słuszne zdanie na temat czyjegoś życia, zapominając o swoim własnym"

    A skąd taki osąd???
    Absolutnie nie żyję pod niczyje dyktando i nie spełniam czyichś oczekiwań, żyję po swojemu i wg własnych oczekiwań podobnie jak miliony innych Polaków w Pl.

    Cieszę się, że doskonale odnalazłaś się w obcym kraju i Twoje dzieci sobie dobrze z tym poradziły, to Wasze życie, ale bardzo proszę nie oceniać jakości życia mojego. Uogólnianie powoduje, że oceniasz wszystkich i każdego z osobna. Może moje Maleństwo będzie miało trudniejszy start od Twoich dzieci, ale nikt nie powiedział, że będzie mniej szczęśliwym człowiekiem i mniej spełnionym od Twoich. Życzę naszym dzieciom, aby żyły TAK JAK CHCĄ I CZUŁY SIĘ SZCZĘŚLIWE niezależnie od tego gdzie żyją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, ja nie oceniam Twojego życia. Oczywiście że każdy ma prawo żyć tak jak chce. Moje dzieci nie chcą mieszkać w Szkocji, chcą jechać gdzieś dalej w świat a ja się cieszę że mają taką możliwość bo jest im o niebo łatwiej niż gdyby mieszkały w Polsce. Wybacz że się z Tobą nie zgodzę co do początku Twojej wypowiedzi, ale to się rozumie dopiero jak się z Polski wyjedzie. U was niestety cały czas obowiązuje postawa "co ludzie powiedzą", "zastaw się a postaw się", "bo wszyscy tak robią" i ja to widzę kiedy odwiedzam ten kraj. I o to mi z tym dyktandem chodziło.

      Usuń
    2. Iwono to "co ludzie powiedzą" itd było w Tobie kiedy tu mieszkałaś, we mnie tego nie ma i nigdy nie było. Robię dokładnie to co chcę nie licząc się z ogólnie przyjętymi standardami i oczekiwaniami i uwierz mi większość ludzi tak żyje a jak jest inaczej to jest to ich problem indywidualny - w tym wypadku był to Twój problem a nie kraju i społeczeństwa jako takiego.

      Usuń
    3. Basiu, ja to spostrzegam jako problem społeczeństwa polskiego i jest to widoczne także na emigracji. Natykam się na Polaków, słyszę co mówią, widzę jak się zachowują. Polskie dziecko nie może się taplać w kałuży bo się pobrudzi. Nie może krzyczeć bo ludzie pomyślą że nienormalne. Kobieta nie wyjdzie z domu w niewyprasowanej bluzce bo nie będzie tak między ludźmi chodziła. A tych ludzi tak naprawdę guzik to obchodzi. Dobrze że to się już zmienia, ale jeszcze daleka droga do swobody, daleka...

      Usuń
    4. Przepraszam za to co napiszę ale rozbawiło mnie co przeczytałam. Wniosek można wyciągnąć, że z Pl wyjeżdżają Ci co nie potrafią mieć swojego zdania i boją się oceny innych a w Pl zostają Ci co żyją po swojemu jedynie licząc się z własnym sumieniem i systemem wartości.
      I jeszcze jedno mnie mocno uderzyło w Twoim komentarzu (poprzednim), moje Maleństwo wyjazd z kraju traktuje jako ostateczność bo mówi, że tutaj jest Jego miejsce na Ziemi. Bardzo mnie to cieszy, bo w moim poczuciu jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest znaleźć swoje miejsce, które daje szczęście. Twoje dzieci widocznie nie mają swojego miejsca na ziemi skoro chcą emigrować dalej.

      Usuń
  3. Iwonko zgodzę się z Tobą w całej rozciągłości a ponure gęby polaków widzę na co dzień, skrzywione, niechętne, bez radości w oczach bez iskierek i najczęściej słyszę: z dnia na dzień jest coraz to gorzej ,,, w Biedronce 2 grosze taniej, jest źle a będzie jeszcze gorzej itd itp. I bez uśmiechu bez dzień dobry dla sąsiada.
    Tam mój dom gdzie ciało moje a człowiek jest częścią Ziemi częścią Matki Ziemi granice są sztucznie utworzone i są tylko w mózgach człowieka. Chce Niemiec uprawiać ziemię w Polsce ma prawo, chce Polak mieć winnice we Francji ma prawo, zmieni się w jego sercu coś to wróci, albo poleci dalej, zobaczyć jak bardzo piękny jest ten świat i poznać i nauczyć się czegoś nowego. Bo serce i umysł trzeba mieć otwarte by BYĆ i czuć, a nie mówić jakim się jest cudownym człowiekiem otwartym i nie podlegającym żadnym cudzym opiniom i zawsze robiącym po swojemu. :))

    OdpowiedzUsuń
  4. :)
    Jeszcze wrazliwa jestes na tematy emigracyjne. Jezeli chcesz (a notka warta tego) doloz swoja cegielke tutaj:http://powrotnik.eu/
    Lukasz, to fajowy, otwarty , mlody czlowiek, ktory skupia wokol siebie nie mniej pozytywanie zakreconych ludzi.
    Osobiscie dziekuje Ci za post.
    Podobnie jak Ty nie tesknie za Polska, za chlebem, za ogorkami. Zmienilam nawet kuchnie. Nie katuje sie kotletami ani pierogami.
    Jest mi tu dobrze! Nie wiem, moze za lat 10 zakocham sie w Colorado? Albo wyniose sie na Hawaii?
    I wcale to nie bedzie znaczylo, ze nie mam swojego miejsca, bo nie jestem do niego uwiazana domem czy kredytem.
    Dla jednych centrum wszechswiata bedzie wies w Bieszczadach (ktore osobiscie uwielbiam), ale innych Lima, Dubaj,wies w Japoni czy pustynne ostoje w Yemenie.
    Bo to wolnosc znaczy. Wyboru! Wlasnej drogi i wlasnego sposobu do szczescia i nikomu do tego!
    Tutaj tez nie przebywam w polskojezycznych enklawach.
    Zajrzalam do polskich sklepow na Greenpoicie w Wielki Piatek. I najbardziej podobaly mi sie zmiany dzielnicy na plus, kawa pyszna w hipsterowskim stylu i tulipany. I Pani w cukierni, ktora namowila mnie na drozdzowke.
    A swoja droga nigdy sie nie przyzwyczaje juz do "skrzywionych gebuli". Kiedy odburknela mi dziewczyna w sklepie- wyszlam. Jest tyle innych sklepow, gdzie moge zostawic moje pieniadze, a nie musze znosci kiepskiego humoru jakies dziewuszki.
    I mam wrazenie, ze nie ma po prostu sensu sie spierac z osobami mieszkajacymi w Polsce, bo kazdy ma swoje racje. Szkoda tylko, ze nie umiemy ich uszanowac.
    Powodzenia w Twoim szkockiem zyciu. A skoro Ci sie marzy RPA? Why not?
    Znam Amerykanow, ktorzy wyemigrowali do Australii, znam Australijczykow pracujacych i mieszkajacych w USA. Wszyscy szczesliwi!
    Czego i nam czytajacym i komentujacym zycze. Bez wzgl na adres IP:)
    Sorry za elaborat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to odwaliłaś komentarz :-) Dziękuję Ci za niego. Podobnie do Ciebie, moje miejsce na ziemi jest tam gdzie moje szczęście. Jeżeli okaże się że jest ono w Ameryce to tam też pojadę. W sumie, czy to nie wszystko jedno gdzie umrę? I tak wszyscy idziemy do tego samego nieba :-)

      Usuń