czwartek, 29 maja 2014

Z uśmiechem do twarzy

Siódma rano. Staję przed lustrem żeby przygotować się do pracy.
Staram się dbać o swoją cerę. Codziennie rano stosuję 3-stopniowe oczyszczanie Clinique, kombinowane z japońską metodą ochlapywania. Czyli najpierw dokładnie myję twarz i szyję specjalnym mydłem oczyszczjącym (step 1)  i spłukuje ciepłą wodą. Potem 20 chluśnięć na twarz chłodną wodą i 20 bardzo zimną. Czuję jak mi się mózg kurczy od tej zimnej wody więc pory chyba też :-) Delikatnie poklepuję twarz czystym ręcznikiem, nie pocieram żeby nie ponaciągać skóry. Resztki wilgoci koło nosa usuwam papierem toaletowym, doskonale chłonie, wystarczy przyłożyć. Teraz przecieram twarz i szyję specjalnym płynem oczyszczającym (step 2). Szczególnie dbam o okolicę noca i brody, bo tam najczęściej robią się te wstrętne czarne zaskórniki, ale odkąd stosuję Clinique po prostu ich tam nie ma. Następnie delikatnie nakładam nawilżający lotion (step 3). Twarz przygotowana jest do dalszej obróbki.
Dzisiaj jest czwartek, a w czwartki gram w badmintona na przerwie w pracy więc makijaż jest ograniczony, nie nakładam podkładu. Na czwartki mam specjalny krem CC Olay, spisuje się świetnie jako delikatna namiastka podkładu, a nie ma z nim takiego zachodu. Ale zanim nałożę krem CC na twarz, wklepuję delikatnie krem przeciwzmarszczkowy w szyję, czoło i policzki. Na policzki właściwie tylko to co zostało na palcach, a wklepywanie jest właściwie wciskaniem kremu, zawsze kończę kładąc całe dłonie na policzkach na około 10-15 sekund. Skóra doskonale ten krem wchłania w taki sposób. Teraz CC. Taka sama technika, choć tu trzeba być bardziej uważną bo krem jest przecież koloryzujący. Jeszcze tylko dotyk korektora w miejscu gdzie niedawno miałam pryszcza i jeszcze zostało zaczerwienienie. Oczywiście maluję oczy, dzisiaj delikatnie, naturalnie, tylko odrobina cienia na powiekę i maskara. Mam makijaż permanentny więc żadnych kresek nie muszę robić, brwiami się też nie zajmuję, co za wygoda! Wierzcie nie wierzcie, ale wszystkie te poranne procedury zajmują mi jedynie 10 minut czasu, czasami 15, zależy jak udany ma być makijaż :-)
Stoję przed tym lustrem. Widzę to co widzę. Gdzieniegdzie sygnał pierwszych zmarszczek, lekko opadająca skóra na policzkach, Nie żebym się jakoś tym przejmowała, na lifting to to się jeszcze chyba nie nadaje, ale mimochodem łapię skórę przy uszach i lekko naciągam. No, widać poprawę, kontury twarzy robią się wyraźniejsze... Puszczam. Skóra wraca do poprzedniego wyglądu. Naciągam jeszcze raz - chyba ubyło mi z 10 lat! Uśmiecham się do swego odbicia w lustrze. Puszczam skórę... Nie do wiary! Nadal 10 lat do tyłu. Robię zmartwioną minę - stara baba. Uśmiecham się - piękna młoda kobieta! A twarz jak po wyimaginowanym liftingu!

Pamiętam jak kiedyś na pewnym polskim forum pewna dziewczyna pytała co zrobić żeby się lepiej psychicznie poczuć. Odpowiedziałam jej - uśmiechaj się, chociaż nie masz do czego. Uśmiechaj się dla siebie samej. Zostałam tak zbluzgana jak nigdy w życiu, że co ja się tam znam, a do czego tu szczerzyć zęby, a co ja tam wiem, jak ja chcę to mogę się śmiać z cudzych nieszczęść a innym mam takich rad nie dawać, pop...lona jakaś jestem.  No może i jestem. Zębów bez potrzeby nie wyszczerzam. Ale z uśmiechem mi do twarzy. I nie potrzebuję liftingu.

Pozdrawiam!




4 komentarze:

  1. Usmiechaj sie, do kazdej chwili usmiechaj,
    na dzien szczesliwy nie czekaj,
    bo kresu nadejdzie czas, nim usmiechniesz sie chociaz raz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, to jest piękne co napisałaś. Ja czekam na TEN szczęśliwy dzień z dupą (ups! przepraszam za subtelność) na gwoździu, ale uśmiecham się cały czas bo już, już go widzę... A przecież może mnie zaskoczyć w każdej chwili, no ale ja już będę przygotowana, więc od progu zbombarduję uśmiechami :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. I to jest kwintesencja całej sprawy. Uśmiech jest najsubtelniejszą i jednocześnie najbardziej skuteczną bronią w walce ze starością. Tak trzymaj:-))). Ja też się (przynajmniej) postaram:-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokladnie, usmiechanie sie nawet do samego siebie to po prostu radosna dusza nasza na wierzchu. Sama jestem optymistka, bardzo niepoprawna i sie usmiecham do siebie, kotow, konia, slonca, ludzi, palm. Pieknie jest. Cokolwiek to znaczy! I gdziekolwiek! Nie generuje nieszczesc, bo nie chce, zeby one trzymaly sie mnie kurczowo, zeby mnie soba oplataly i ciagnely w smutna otchlan...
    Po co? Zycie piekne jest!
    A ten makijaz permanentny chodzi mi po glowie...
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń