wtorek, 27 czerwca 2017

Kwestia zaufania

Wikipedia podaje:
"Zaufanie wobec jakiegoś obiektu jest to wiedza lub wiara, że jego działania, przyszły stan lub własności okażą się zgodne z naszym życzeniem. Jeśli takiej pewności nie mamy, to zaufaniu towarzyszy także nadzieja. Obiekt zaufania może być dowolny, np. człowiek, zwierzę, przedmiot, substancja, instytucja, społeczeństwo, bóstwo. W przypadku relacji międzyludzkich zaufanie dotyczy najczęściej uczciwości drugiej strony wobec nas, co niekoniecznie oznacza uczciwość wobec innych, np. w grupie przestępczej. Zaufanie może, ale nie musi być odwzajemnione; jest jedną z podstawowych więzi międzyludzkich, zarówno w rodzinie jak i grupach społecznych, i bywa szczególnie cenne w sytuacjach kryzysowych. Wzbudzanie zaufania jest też częstą metodą działania przestępców, zwłaszcza oszustów. Emocja zaufania jest doznawana także przez bardziej inteligentne zwierzęta".

Najwięcej mówi się o zaufaniu w partnerstwie, w związkach. Ale dotyczy ono przecież każdej dziedziny życia - pracy, szkoły,zdrowia, zakupów, poruszania się po ulicy, wychowywania dzieci. Zaufanie jest drogą do kreowania bezpiecznej wizji wspólnego świata, obdarowuje się nim osobę, której się wierzy. Jest to pojęcie analizowane w ramach wielu dyscyplin takich jak psychologia czy socjologia. Zaufanie jest podstawą więzi międzyludzkich. 
Zaufanie to jeden z filarów szczęśliwego związku. Niestety, bardzo łatwo je utracić, przyczyny moga być zupełnie błahe, wystarczy że jedna ze stron poczuje się zawiedziona. Czyli, jeżeli to czego oczekiwaliśmy, okazuje się niezgodne z naszym wyobrażeniem. Oczywiście, największym wytoczonym przeciwko nam działem jest zdrada partnera, należy tu jednak pamiętać, że zdrada niejedno ma imię.  Zdrada to bardzo indywidualne poczucie krzywdy i choć uważa się powszechnie, że dotyczy stosunków seksualnych lub przekierowania uczuć czy starań na inną osobę, to niejednokrotnie jest to akt zupełnie z uczuciami i seksem nie związany. Mam tu na myśli wyjawienie sekretnych informacji, oszustwo finansowe, wycofanie się partnera z relacji, słowem wszystko to, co całkowicie burzy poczucie bezpieczeństwa i zaufania.  Jego brak u jednego z partnerów skutkować może w silnym poczuciu osaczenia i zniechęcenia u drugiej strony. 
Na utracone zaufanie w związku, można zareagować na dwa sposoby: uczynić z niego więzienie, a siebie zamienić w strażnika, lub uznać, że już czas spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co i dlaczego źle się układa, a potem próbować to naprawić. Pierwszy sposób - sprawdzanie, kontrolowanie, ograniczanie - wcale nie gwarantuje skuteczności, ponieważ możliwość efektywnej kontroli drugiego człowieka nie jest możliwe. Do "trzymania na krótkiej smyczy" uciekają się osoby, które chcą na siłę chronić trwałość związku, tymczasem rezultaty bywają na ogół odwrotne od zamierzonych. Atmosfera podejrzliwości, nieufności i ograniczeń osłabia więzi między partnerami i prowadzi do wygaśnięcia relacji. Strona nadmiernie kontrolująca nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, że zmusza tę drugą stronę do kłamstw. Poddany nadmiernej presji i ciągle sprawdzany partner, jeżeli chce np. iść na niewinnego drinka z kolegą, posunie się do oszustwa, by móc cieszyć się odrobiną swobody.

Trudne to są sprawy, ale do rozwiązania w dorosłym życiu. Według mnie (i podkreślam, że jest to moja osobista opinia) najczyściej jest się po prostu rozstać i zacząć życie od nowa, bo utraconego zaufania odbudować się nie da. Są ludzie, którzy próbują reanimować związek, lub stawiając wszystko na jedną kartę rozwodzą się, aby się zejść na nowo i chwała im za to. Oczywiście do tanga trzeba dwojga i muszą się o to starać tak samo dwie osoby. Każdy próbuje życia na własny sposób, jednym wychodzi, innym nie. Summa summarum uważam że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, nawet jeśli woda w tej rzece nie jest już taka sama, bo przeciez ciągle płynie. 

No dobrze. W związkach, mimo że nie wszystko jest czarno-białe, istnieje możliwość wyboru. Z mężem można się rozwieść, z partnerem rozstać, z przyjacielem zerwać kontakty. 
A co z zaufaniem w relacji rodzic - dziecko? Żeby nie było wątpliwości, mówię tu o dziecku dorosłym, dwudziesto-kilku letnim i starszym, nie o żadnym nastolatku, który tylko fiu-bździu ma w głowie i wszystkich nienawidzi. O dziecku, które zawiodło rodziców (czytaj: oszukało, okradło, znieważyło i tak dalej) już wiele razy, a wciąż do nich powraca jak ten syn marnotrawny, zwłaszcza, a czasem tylko wtedy, gdy potrzebuje pomocy. O dziecku, któremu rodzice nie ufają kompletnie, bo zaufać po tylu porażkach już po prostu nie mogą, ale wciąż mają nadzieję, że może jednak tym razem zrobi to co powie, że się postara, że obietnicy jednak dotrzyma? Czy i ile razy można (lub należy) dać takiemu dziecku jeszcze jedna szansę, kolejny kredyt zaufania?  Co zrobić, gdy rozum mówi co innego, a serce podpowiada co innego? I rozterka, że przecież jak się postąpi zgodnie z rozumem, to będzie się miało wyrzuty sumienia na zawsze, a jak się postąpi zgodnie z sercem to ono w końcu kiedyś nie wytrzyma? 




8 komentarzy:

  1. Tu nie ma dobrego rozwiązania. Każda droga jest bolesna. Wybierasz między złem i złem. Każda decyzja będzie bolała. Wybierasz tylko, który ból chcesz czuć.

    Stojąc z boku tego problemu widzę go tak: dla dziecka będzie, gdy rodzic jednak nie pomoże, nie zaufa po raz kolejny, nie pomoże. Będzie musiało pozbierać się samo. Ta furtka w postaci rodzica działa w ten sposób, że dziecko (mówimy tu oczywiście o sprawnym na ciele i umyśle dorosłym człowieku)myśli - a zawsze przecież mogę zwrócić się do rodziców, mają obowiązek mi pomóc, bo przecież jestem ich dzieckiem i mnie kochają. A to jest nic innego jak szantaż emocjonalny. Twardym sercem można pomóc np. wyjść dziecku z nałogu.

    Polecam książkę Ewy Woydyłło - My rodzice dorosłych dzieci
    http://www.wydawnictwoliterackie.pl/ksiazka/1590/My-rodzice-doroslych-dzieci---Ewa-Woydyllo

    oraz "My rodzice dzieci z dworca centralnego". Tutaj masz nawet darmowy e-book
    http://darmowe-ebooki.com.pl/92512-krystyna_karwicka_my_rodzice_dzieci_z_dworca_centralnego.html

    W tej drugiej książce, gdy ją kiedyś czytałam zaskoczyło mnie to, że ci rodzice, którzy byli bardziej bezwzględni, twardzi i mówili jednym głosem, ci uratowali swoje dzieci od śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak to widzę. Usłyszałam kiedyś taką maksymę, że dzieciom powinno się pomagać, ale tylko na tyle żeby nie umarły z głodu.

      Usuń
  2. Wiem tylko, ze jezeli dorosle dziecko jest uzaleznione, jedynym wlasciwym wyjsciem dla rodzicow byloby zerwac z nim wszystkie kontakty, wyrzucic z domu, chocby na ulice, nie pomagac. Bo pomoc rozzuchwala tylko, daje pewnosc, ze bez wzgledu na wszystko, zawsze jest dostepna, a to niewychowawcze. Uzalezniony musi upasc, bolesnie sie potluc, siegnac dna, zeby docenil zycie. Tu jednak nieposlednia role odgrywaja emocje, milosc rodzicielska, ktora trudno w sobie stlumic i zaczac myslec na zimno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam ze szkoły podstawowej taką czytankę, o matce, która miała trzech synów. "Czy Ci najmilszy" chyba był tytuł. No i ta matka spakowała wszystko co miała i zaniosła najmłodszemu synowi. Starsi się oburzyli oczywiście, jak to, przecież oni też są jej synami, jaka to sprawiedliwość? A ona (pamiętam tę ostatnią linijkę): "Błogosławieństwo moje wszystkim, ale dary temu jednemu, bom ja matka a on najbiedniejszy". Niby miało nas to nauczyć, że sprawiedliwie nie znaczy równo.
      Ciężki temat. Moim dzieciom wyprowadzka z domu pomogła stanąć na nogi. Ale jak ktoś ma tylko jedno dziecko na przykład i w dodatku "stoczone", to bardzo trudno jest stłumić w sobię tę miłość.

      Usuń
  3. Dziecko , które zawiodło zostało wychowane przez rodziców i uważam ,że tutaj rodzice mają obowiązek, podkreślam obowiązek dogadywać się z tym dzieckiem, bo tak je właśnie wychwali.
    I tak waśnie mają jak mają.
    Natomiast wszystkie związki z osobą z zewnątrz typu narzeczony, mąż , partner, kolega , przyjaciel, jeżeli straciliśmy zaufanie to koniec.
    Tak jak napisałaś nie wchodzi się 2 razy do tej samej wody.
    Ale to jest oczywiście moje zdanie.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z obowiazkiem to sie poniekad zgodze, ale z wychowaniem to nie do konca. Bo co ma powiedziec matka czworki dzieci, wszystkie niby wychowane tak samo, a tylko jedno jest ta czarna owca?

      Usuń
    2. Nie da rady wychować tak samo, inny czas i inne miejsce zajmuje każde dziecko w rodzinie...
      Wiem to od mojej Teściowej, która miała 6 dzieci i dużo na te tematy rozmawiałyśmy.
      była mądrą kobietą ,życiowo mądra.

      Usuń
  4. Relacje rodzic-dziecko z tych wszystkich jest najtrudniejsza. Bo nie da się rozwieźć z dzieckiem, można ograniczyć kontakty, ale jeśli dziecko na trwale zawiedzie zaufanie rodzica, to czasem pojawia się przepaść nie do naprawienia. Albo pozostaje jakaś tam płytka relacja, ale niewiele ona daje obu stronom.

    OdpowiedzUsuń