niedziela, 12 lipca 2015

Kornwalia cz.1.

No i wróciłam. Jakoś próbuję tu coś napisać z Miguśką na lewej ręce bo za nic nie chce mnie opuścić dzisiaj. O, tak sobie spałyśmy dzisiaj po południu:


Tiguś tak bardzo za mną tęsknił że pięć minut przed przyjazdem do domu otrzymałam esemesa: "Dobrze ze dzisiaj przyjezdzasz bo sie kot zesral/wyzygal i ja tego nie sprzatam :-)" (cytat dosłowny)
Tak że na powitanie miałam niestrawione kocie żarełko na podłodze w kuchni. Obydwa kociszcza były wprost wniebowzięte że mamusia przyjechała, Tiggy najpierw na mnie nakrzyczał, potem kazał się głaskać, napełnić michę, po czym wlazł mi do łóżka i powiedział że dzisiaj w końcu śpi ze mną. Miguśka nie krzyczała, tylko ganiała po podwórku jak gupia ale u niej to normalne. Trzy razy sprawdzałam samochód czy aby jej nie zamknęłam. A potem już spaliśmy sobie wszyscy w troje, jak za dawnych dobrych czasów.

Tyle tytułem wstępu. A teraz opowiem Wam jak było. 

I Zonk. Już trzysta razy zmieniałam koncepcję, czy chronologicznie czy tematycznie. A jak tematycznie to jak to posegregować. Spoglądam teraz na kartkę którą zostawiłam przy komputerze i widzę że zobaczyłam wszystko co chciałam zobaczyć a nawet znacznie więcej. Z drugiej strony, codziennie wieczorem prowadziłam zapiski żeby nic mi nie umknęło, więc chronologicznie też się da. Jakoś trzeba będzie to pogodzić. Więc dzisiaj chronologicznie, po coś to pisałam w czasie wolnym :-) Będzie bardzo długi tekst... Wybaczcie że przy każdym dniu będzie tylko jedno zdjęcie, 

30 Czerwiec 
Dojechałam w 11 godzin! I to tylko dlatego że zabłądziłam. Głupi Sat-Nav. Pole namiotowe w porządku, mam fajny przydział miejsca, na razie jest fajny, jak będzie okaże się później. Ale miejsca kempingowe są tutaj ogromne, ludzi zbyt wiele nie ma. No i dobrze! Jest wszystko, czysta łazienka, prysznic, ubikacja, z papierem toaletowym, mydłem i suszarką do rąk. W osobnym pomieszczeniu pralnia i lodówki z zamrażarkami. Czyli wielki plus. Minus bo nie ma prądu (ale tak wybrałam, kto zapłaci ten ma) i bardzo "popękany" zasięg, co chwilę się wycina, wifi jest ale wycina się tak samo, korzystam głównie z 3G.
Zdążyłam jeszcze pojechać do Sennen Cove, a stamtąd na Land's End spacerkiem. Po drodze zobaczyłam totalny wrak. Bardzo ładne miejsce. Podsumowanie dnia: WOW!!!



1 Lipiec
Pierwsza noc w namiocie OK. Po śniadaniu zrobiłam sobie wyjazd. Penzance-Marazion, tak sobie, aby się przejechać, zaznajomić z okolicą, a potem miałam trafić do Madron żeby zobaczyć Wishing Well i Celtic Chapel. Jeździłam, jeździłam przez Heamoor, Morvah, Porthmeor, już mnie szlag trafiał ale znalazłam w końcu. Po bardzo romantyczno-mistycznym spacerze pojechałam dalej. Zobaczyłam budynek na horyzoncie, wysiadłam w miejscu gdzie parkowały inne samochody i poszłam. Zupełnie przypadkiem natknęłam się na Men-an-Tol, bardzo znana kamienna budowla, przynosząca szczęście i podobno uzdrawiająca. Dwóch panów mi później dziękowało za białą koszulkę, bo też szukali i szukali i dopiero jak mnie z oddali zobaczyli to podeszli. Super.
Ale to nie wszystko. Budynek która mnie zaciekawił na początku okazał się starą kopalnią, jakich tutaj wiele. A potem pojechałam dalej, znalazłam Geevor Tin Mine, czyli kopalnię cyny, ale było już za późno na zwiedzanie. Pojechałam dalej, do St Just, gdzie droga zawiodła mnie do Cape Cornwall. CUDO. Kupiłam sobie loda. Aha. Wygrałam £3 na loterii. Było na parking :-)



2 Lipiec
Pogoda do dupy rano, po południu miało być słońce, więc wymyśliłam że pojadę do Newquay. Po drodze miałam zawitać w St Agnes, ale coś mnie kusiło skręcić wcześniej do St Ives. Przeurocze miejce. Trochę padało, był odpływ, ale mimo wszystko po prostu cudownie. Dużo galerii. Drogi parking, tylko 2 godziny, ale czas gonił bo trzeba było jechać dalej. Jak wyjeżdżałam o 13.00 to już się wypogadzało. Do Newquay dotarłam ok. 14.00. Parking cholernie drogi, w dodatku maszyna nie dała mi biletu. Panie z kościoła który był właścicielam parkingu, zapisały moje dane i doradziły co zrobić w razie gdybym dostała mandat za nie uiszczenie opłaty. Z całym sprzętem plażowym łaziłam po mieście, pooglądałam plaże Newquay i Watergate. Śliczne. W restauracji na plaży zwanej Chy (ciekawe co to znaczy bo często tu się pojawia) zamówiłam owoce morza i dwa razy po pół pinta cidera. Barman był po prostu przecudowny, jak z australijskiej plaży, a jaki uśmiech! Udałam się następnie do celu mej podróży, na plażę Fistral. Najbardziej znana plaża w UK. OESU!!! Plaża gigant jak na tutejsze warunki, pełno surferów, wszyscy jak malowani. OESU!! Siedziałam tam do 19.30 i się gapiłam, potem krótki spacer wybrzeżem, po drodze spotkałam grupkę Polaków z piwami. Chyba nawet się opaliłam.



3 Lipiec 
Pogoda taka sobie. Wycieczka do Marazion, na St Michael's Mount. Po prostu dech zapiera. Narobiłam pełno zdjęć, te parę godzin zleciało jak z bicza trzasł. Skonsumowałam pierwsze Cream Tea. Potem krótki spacer po Marazion. A potem zostało mi jeszcze trochę czasu do wieczora to postanowiłam pojechać wybrzeżem do Mousehole. Wow! Cudowne portowe miasteczko. Stamtąd miałam szukać Merry Maidens, to taki kamienny krąg. Z mapy mi wychodziła Lomorna i okolice czyli wymyśliłam że podjadę i gdzieś tam to będzie. No i tak trafiłam do Lomorna Cove, przepiękny zakątek gdzie droga się kończy. Poszłam sobie na spacer wzdłuż wybrzeża, to znaczy "w góry". Myśląc wciąż że dojdę jakoś do tych kamieni. Ale przeszłam godzinę, droga już zawracała, późno było więc wróciłam. W drodze powrotnej zobaczyłam przypadkiem znak. O kurde. Znalazłam!
A potem małe zdarzenie. Na drodze na której mieści się jeden samochód jedzie na mnie autobus a za nim traktor. Oesu!!! Musiałam wycofać do specjalnego zakola, a moja jazda tyłem to porażka, ale dałam radę... To był naprawdę super dzień. 



4 Lipiec
W nocy myślałam że się zesram. Nie ze strachu ale tak wiało że nie mogłam za cholerę spać. A jak już zasnęłam to było rano i trzeba było się budzić.
Pogoda się zapowiadała pięknie, więc wymyśliłam The Lizard. Jakieś 50 minut drogi. Świetny wypad, doskonały spacer wzdłuż wybrzeża, obserwowałam foki. Potem pół pinta cidera w knajpie bo było gorąco i pić się chciało. Trochę podratowana chciałam pojechać do Seal Sanctuary, bo blisko, ale jak podjechałam i zobaczyłam ile miałabym zapłacić i za co, to powiedziałam nie. Z dziećmi to byłoby super, ale samej nie bardzo. A że było wciąż gorąco zechciałam na plażę. Zjechałam po pierwszym lepszym znaku do Mullion Cove, niby jakieś znane, ale nic takiego, maleńki port, plaży brak. Znalazłam na mapie Praa Sands. Słowo "sands" mnie zaciekawiło :-) Znalazłam.
OESU! Nazwa nie myliła. Fale o niebo lepsze niż w Newquay, przynajmniej dla normalnych ludzi. Wlazłam do wody w bikini. Ale miałam ubaw! Pławiłam się w dwumetrowych falach jak dziecko. Wylazłam dopiero jak mi stopy zaczęły do podłoża przymarzać. Włosy sztywne, skóra biała, coś pięknego! Teraz wiem dlaczego ludzie się kąpią w czasie przypływu. Leżałam potem dwie godziny i gapiłam się na fale. Cudownie! I tak mi zleciał dzień :-)



5 Lipiec
Rano była taka ulewa że myślałam że ducha wyzionę. Tylko leżałam jak mumia gapiąc się na namiot czy nie przecieka. Jasne że przeciekł, ale na szczęście bardzo słabo. Za to po dwóch godzinach zrobiła się klara i nie chciało mi się już nic zupełnie robić. Więc po śniadaniu rozłożyłam sobie kocyk za namiotem i postanowiłam się poopalać. Topless!
I tak się opalałam, co prawda nasmarowałam się filtrami itepe ale wieczorem odkryłam miejsca które były posmarowane za słabo. Spaliłam się lekko pod kolanami z tyłu i troszkę na środku pleców, bo normalnie ludzie to sobie potrafią plecy smarować ale nie ja. Kolejny dowód że samemu na wakacjach jest do dupy. Siedziałam tak twardo aż do czasu kiedy nadciągnęły chmury, po czym udałam się na wycieczkę do Penzance. Połaziłam trochę po mieście, zjadłam fish&chips i poszłam przejść się do portu w Newlyn. Nogi mi do dupy wlazły. W porcie zamieniłam parę słów z wędkarzem i wróciłam. Po drodze zgadnijcie co, skręciłam oglądać kolejne kamienie a okazało się że to starożytna wioska Carn Euny. Żeby do niej dość trzeba było przejść przez pole z bykami. Trzema. To były cielaki. Ja się krów bardzo boję, nawet cielaków, ale jak zobaczyłam co one robią z psem to po prostu zaczęłam się śmiać.  Przechodziła do tych ruin para z psem a one się chciały z tym psem bawić! Podbiegały do niego a jak on się wkurzał i zaczynał je ganiać to uciekały parę kroków i z powrotem. A potem ale na końcu to umarłam, bo para z psem skręciła w stronę ruin, a te trzy cielaki sznureczkiem za nimi :-)))
W ruinach spotkałam dwa koty. Takie same, bardzo podobne do Tigusia, tylko bardziej brązowe. To był naprawdę udany dzień. Skonana, szybko zasnęłam.



6 Lipiec
Wiało od rana że nawet nie chciało mi się z namiotu wychodzić. Pojechałam więc na Eden Project. Przewspaniała inicjatywa, niesamowita puszcza tropikalna w jednym w biomów. Zjadłam cream tea, a potem łaziłam tyle że się spóźniłam na coś porządnego do jedzenia, a żałuję bo wybór był ogromny i świetnie wyglądało to jedzenie. Musiałąm się zatrzymać w drodze powrotnej w jakimś pubie na fish&chips. 
Po drodze zachciało mi się jechać na ruiny, ale dobrze że nie dojechałam bo pod koniec złapał mnie deszcz. Jak dojechałam "do obozu" to już srało żabami i sra nadal, wieje tak że gdybym nie siedziała w namiocie to by odleciał chyba. Oczywiście przecieka. Namiot. Śpiwór mam już przymoczony. Siedzę w kurtce przeciwdeszczowej i staram się nie dotykać ścianek. Na łeb mi kapie co chwilę. Piję cider i czekam na koniec deszczu. Qrwa chyba pójdę spać do samochodu...



7 Lipiec
Tempo daje mi się coraz bardziej we znaki. Ulewa i wiatr swoje robi też, spać nie mogę w nocy, nad ranem jestem wykończona. Dzisiaj na tapecie mam Chysauster czyli ruiny wioski z epoki żelaznej. Super miejsce. Bardzo duże "domy" mieli ci ludzie. Połaziłam trochę a potem pojechałam dalej szukać ruin i kamiennych budowli. Po drodze wstąpiłam na Gurnard's Head, czyli przylądek z klifami. Trasa przepiękna Coraz gorzej idzie mi łażenie. Kamieni szukałam długo, ale znalazłam. Lanyon Quoit, czyli fajne kamienie jeden na drugim, A potem przez zupełny przypadek znalazłam Chun Quoit, jaja jak berety, jak chciałam to nie mogłam znaleźć a tu po prostu polazłam połazić po wrzosowisku i masz! Chyba nie ma więcej słynnych kamiennych budowli w tej części Kornwalii. 
Do pieczary wróciłam o 19.00 skonana. 



8 Lipiec
Noc była straszna. Obudziłam się później niż zwykle, skonana. Najpierw skończyłam czytać książkę, potem około 11.30 wybrałam sie do Porthcurno i Minack Theatre. Świetne przeżycie. Plaża w Porthcurno prześliczna. Po drodze zahaczyłam o kościółek St Levan. I zjadłam lody, bo straszną miałam ochotę. Już o 17.00 wróciłam do jaskini. Nie mam siły na nic. Jutro ostatni dzień moich wywczasów.



9 Lipiec
Jutro wyjeżdżam więc dzisiaj się byczę. Bo muszę mieć siłę na podróż. Słońce pięknie świeci, więc opalam się topless przez pół dnia. Po południu jadę na plażę Sennen. To jest naprawde piękna plaża, duża, szeroka nawet przy przypływie, czysta. Ponowna kąpiel w oceanie, lubię to. 
Pod wieczór wracam do obozowiska, wyżeram wszystko co mogę, jutro rano się pakuję. Pogodna noc...



10 Lipiec
Spakowałam się dość szybko, nie jem śniadania, zjem po drodze. Zamierzam zaliczyć zupełnie ostatni punkt mojej wycieczki, Tintagel Castle, kojarzony jako miejsce poczęcia czy też urodzenia króla Artura. No dla króla Artura to ja nawet z trasy zboczę.
Faktycznie, niesamowite miejsce. Spędzam tu parę ładnych godzin. spacerując, kontemplując, upajając się ostatnimi chwilami w przepięknej Kornwalii. W pewnej chwili tuż nade mną, dosłownie nad mą głową, przeleciało coś za co łeb bym dała że to był bombowiec Vulcan, widziałąm wszysko, szczegóły kolorystyczne, litery, ale zanim złapałam aparat to już tylko dupę mu zdażyłam zrobić z  oddali. I to było niesamowite podsumowanie dnia.


A potem, to już tylko długa wyczerpująca podróż z powrotem która zakończyła się jak już czytaliście na początku. 

P.S. Wszystkie wytłuszczenia znajdą się w kolejnych postach :-)
P.S.2. Kolejne postry będą TEMATYCZNE :-)

Pozdrawiam i życzę udanej niedzieli. 


16 komentarzy:

  1. A co to jest cream tea i dlaczego to sie je, a nie pije, skoro tea?
    Kto uzywa namiotu w Anglii, nawet w Kornwalii, skoro tam tylko pizdzi i pada?
    No a w ogole to fajna wycieczka (gdyby nie ta goopia angielska pogoda, choc i tak mialas szczescie, bo przeciez moglo padac caly czas). :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cream tea to jest zestaw składający się z dwóch scones (takie bułeczki) z dżemem truskawkowym i specjalną kornwalijską śmietaną (clotted cream) plus herbata z mlekiem tradycyjnie lub kawa jak kto woli. Tak mi posmakowało że dzisiaj zrobiłam sobie na śniadanie.
      Co do piżdżenia i padania, to gdyby nie wiało to można by się ugotować, jest bardzo gorąco. A deszcz? Widzę że u Ciebie częściej i dłużej pada :-)))) Pogodę miałam fantastyczną, tylko namiot do dupy. Namiotowanie jest tu bardzo popularne.

      Usuń
  2. Tyle ciekawych kamieni i ten Artur na sam koniec. :) Kornwalia stare bardzo miejsce, właśnie czytałam jedną taką opowieść o tym miejscu. Podobno jest tam kamień przypominający trochę wygodny fotel z podpórkami dla rąk. Kto usiądzie tam o świcie, przeniesiony zostaje do świata który do niego - jego duszy, najbardziej pasuje. :))
    Czekam niecierpliwie na kolejne opowieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam tylko w bardzo małej części Elu, tej najbardziej wysuniętej na zachód. Bardzo fajne miejsce.

      Usuń
  3. No prosze jaka dzielna dziewczynka, wiedzialam, ze dasz rade dojechac:)))
    Dzieki za szybka relacje, czekam na wiecej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracało się gorzej bo to i w nocy i po wycieczce. Ale co miałam rady nie dać, walnęłam się na podusi na tylnym siedzeniu na parkingu, przykryłam kocykiem i zdrzemnęłam pół godziny. I można jechać dalej ;-)

      Usuń
  4. Czy w tym Sennen jest jakiś hotel? Wybrałabym się tam na wakacje w przyszłym roku. Podoba mi się ta plaża :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różo, tu wszędzie są jakieś hotele, B&B's, agroturystyka, domki do wynajęcia. Tu się czuje jakby całe to miejsce było na wakacjach.

      Usuń
  5. Bardzo interesujące przywitanie ;)
    Wakacje pełne przygód , dobrze że dałaś radę ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Amyszko, ostatnio pokonywanie własnych lęków i spełnianie marzeń to moja specjalność.

      Usuń
  6. Zaintrygowało mnie bardzo dlaczego ludzie się pąpią w czasie przypływu? :)))
    No i przeraził ten bombowiec Vulcan. :(

    A poza tym to piękne miejsca zaliczyłaś, wycieńczyłaś się zwiedzaniem, ale co zobaczyłaś to Twoje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, ludzie się kąpią cały czas, ale najlepsze fale są w czasie przypływu :-)
      Ten bombowiec to nic strasznego tylko taka ciekawostka bo właśnie w tym miesiącu zostaje przeniesiony do muzeum i to był jeden z jego ostatnich lotów.

      Usuń
    2. Ojej, Iwonka, napisałaś "pąpią" i to mnie tak rozśmieszyło, że aż o tym napisałam. :))
      Buziaki :))
      A, że bombowiec tylko do muzeum to ufff!

      Usuń
    3. Haha! Dopiero teraz zauważyłam :-))) Już poprawiłam :-)

      Usuń
  7. Sypiasz z otwartymi oczami?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam otworzyć żeby fotkę trzasnąć :-)

      Usuń