sobota, 30 sierpnia 2014

Kiedyś i dziś

Co to miało dzisiaj być? Dalsze zwiedzanie? O nie nie, Moi Państwo, tak dobrze nie będzie, bo się Wam w głowach poprzewraca od tego chodzenia... Pochodzimy znowu jutro, a dzisiaj będzie żelazny temat czyli "ło kotkach" (a tak naprawdę to nie miałam dziś internetu przez cały dzień i po kilkugodzinnej walce z dostawcą jestem wprost wykończona, ważne że w końcu dowieźli i mogę zapodać małe conieco).
Często pisałam że Tiguś nie za bardzo lubi Migusię, że się ciągle przyzwyczaja, że "bawią się" razem, czyli ganiają tam i z powrotem, wydają z siebie dźwięki z piekła rodem i machają łapami, na szczęście tylko te mniejsze łapy uzbrojone w pazury (jak ten biedny Tiguś to wytrzymuje?), ale jednak przeglądając zdjęcia co nieco udało mi się z rozrzewnieniem wyseparować.
To zobaczmy razem, jak to leciało... kiedyś i dziś, dosłownie - dziś (!)

Na samym początku było tak: 


Coraz bliżej, ale jednak w pewnej odległości...


Pewnego dnia, po raz pierwszy tak... łapka w łapkę...


... albo podstępne zagarnianie cudzego terenu.


A jak się nudzili...


... to się budzili...


... żeby potem ładnie dupka w dupkę


albo jakoś tak...


W każdym razie, po upływie dwudziestu miesięcy razem...


... nie kochają się, a jednak...


Te dwa ostatnie zdjęcia to bardzo świeże, z ostatniego tygodnia. Widzicie, jaka jest różnica w wielkości? Migusia to już dorosła kotka, ale ona chyba nigdy nie wyrośnie. Chociaż, coś jej się poprzestawiało w wewnętrznym programie żywieniowym, bo nigdy wcześniej nie jadła z Tigusiem, nie przychodziła razem z nim na jedzenie, mokrą karmę tylko liznęła kilka razy i sobie szła. Odkąd on zachorował i wrócił do formy, czyli od jakiegoś tygodnia, mam dwa koty czekające na poranną i popołudniową michę, każde ze skupieniem wylizujące swoją do ostatniego ździebełka,  tylko Tiguś jak zwykle się nie spieszy, delektując się każdym kęsem, a Migunia, ech, w każdym razie zajmuje jej to o jedną trzecią czasu mniej. Jak tak dalej pójdzie to jeszcze mi urośnie :-)

A teraz coś dla osób o mocnych nerwach, żeby nie było że nie uprzedzałam...
Wspomniałam że Tiguś na pewno już ozdrowiał bo codziennie, i to naprawdę codziennie, znajduję trupy w domu. No to teraz znajduję je podwójnie. Oto co przyniósł Tiguś dzisiejszego ranka:


A oto co przyniosła Migusia. Żeby nie było że kłamałam...


Do jutra. Miłego wieczoru (nocy!)

2 komentarze:

  1. jesień idzie, koty zaczynają gromadzić zimowe zapasy czyli sadełko
    u nas też co rano pełno trupów na ganku, aaaaaaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też o tym pomyślałam, ale i tak dziwne to jest że Miguśka wszystko z michy zjada. Pewnie babki tak mają że więcej tłuszczyku zapuszczają :-)

      Usuń