czwartek, 28 stycznia 2016

Zjawa

Jakoś głupio mi się patrzy na polski tytuł, chociaż w sumie to to samo znaczy. W ramach środowych wieczorków kulturalnych byłam wczoraj w kinie na filmie "The Revenant". Po polsku "Zjawa". No i dobrze. Od czego tu zaczniemy... Przecież nie od fabuły bo ja filmów nie opowiadam. No to od obrazka.


Jak obrazek powyżej wskazuje, film jest raczej ciemny i proszę się nie dziwić bo sprawa dzieje się w zimie a reżyser używał tylko naturalnego światła. Ciemny jest również w innym znaczeniu, nie jest to lekki, łatwy i przyjemny obraz. Idąc do kina, nie wiedziałam o tym filmie nic, poza tym że gra tam Leo DiCaprio i Tom Hardy. Po pierwszej scenie trudno było mi umiejscowić film w czasie, wydawało mi się przez moment że widzę świat w jakiejś tam katastroficznej przyszłości, coś w rodzaju pomiędzy Mad Max a Waterworld (Wodny Świat - jeśli ktoś pamięta). Dość szybko jednak udało mi się przekonać że to co widzę to jest po prostu Dziki Zachód. Dziki w całym tego słowa znaczeniu. Brudny, okrutny, bezlitosny, brutalny, krwawy. 
Znakomita gra aktorska, poza dwoma których już wymieniłam świetna rola Domhnalla Gleesona i młodego Willa Poultera. Dużo charakteryzacji i mało tak zwanych efektów specjalnych, prawdziwy popis operatora który stworzył ujęcia precyzyjnie skonstruowane, kunsztowne, a jednocześnie niesłychanie prawdziwe. Niezbyt mi było dane obserwować reakcję innych widzów, bo ja osobiście przeżywałam bardzo każdą niemal scenę, zaciskałam palce, zagryzałam wargi, podskakiwałam na siedzeniu, odwracałam głowę, słowem wczuwałam się w film całą sobą. Obraz naprawdę bardzo realistyczny i patrząc w ekran miałam wrażenie jakbym był w środku tego wszystkiego. Podejrzewam że większość osób obecnych na sali czuła to samo, cisza była niesłychana i wyczuwało się w powietrzu niezwykłe skupienie. 
W filmie nie ma za dużo gadania, nie ma też za wiele potocznie rozumianej "akcji" ale dzieje się bardzo wiele i cały czas, tak że nie ma czasu na ziewanie i na końcu ze zdumieniem odkrywa się że minęło ponad dwie i pół godziny... 
Jeszcze kiedy wczoraj rozmawialiśmy o filmie, nie za bardzo wiedziałam jak go przyjąć. Byłam oczywiście zadowolona że go obejrzałam, bo chciałam zobaczyć film za który Leonardo DiCaprio w końcu (!) dostanie wymarzonego Oscara. No bo nie wyobrażam sobie żeby nie. Ale chciałam się przespać zanim nabiorę pewności co do swojej oceny, bo niektóre filmy działają mi na psychikę dopiero w nocy. Podziałał. 

Jeszcze wczoraj chciałam ostrzegać co wrażliwsze osoby żeby nie szły na "Zjawę" do kina, ale dzisiaj zmieniłam zdanie - niech sobie wezmą coś na uspokojenie i niech idą, niech obejrzą. 
Film dość ciężki, ale bardzo przejrzysty w odbiorze, opowieść o miłości i zemście, zwykła historia o ludzkich emocjach pokazana w niezwykły sposób. 

W Polsce premiera już jutro - bardzo polecam.


6 komentarzy:

  1. Słyszałam już o tym filmie. Zachęciłaś mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak coś ma 12 nominacji do Oskarów to nie może być byle jakie :-)

      Usuń
  2. Tez mam nadzieje, ze DiCaprio wygrzebie sobie Oscara ta rola:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nosz kurczę, w końcu by wypadało, to jest naprawdę dobry aktor.

      Usuń
  3. Filmu nie oglądałam jeszcze, chociaż w naszych kinach chyba już jest(?). DiCaprio już tak długo czeka na oskara, że chyba to ostatni moment;)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń