czwartek, 7 stycznia 2016

Mój pierwszy raz

Kolega zaprosił mnie do kina. Trochę się zdziwiłam, bo dotychczas włóczyliśmy się razem tylko po zawodach badmintonowych. To ten pan od czkawki. Tak jakoś się zgadaliśmy ostatnio o filmach, że ja chodzę do kina sama albo nie chodzę bo nie mam z kim, a on że ma darmową kartę wstępu z pracy do jednego z kin i też chodzi sam bo nie ma z kim, no to wyszło że wczoraj poszliśmy razem. Miałam wybór filmu więc wybrałam "Joy" bo bardzo lubię Jennifer Lawrence i wydawało mi się że będzie wart obejrzenia.
Z początku nie wiedziałam jak go odebrać, zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać, nie znałam fabuły ani pomysłu, ani w ogóle nic poza tym kto gra główną rolę. Powoli, zupełnie niespodziewanie, wciśnięta w fotel na środku ostatniego rzędu, złapałam się na tym że czoło mi się marszczy a twarz robi dziwne miny w miarę przesuwania się kolejnych scen. Tak tak, mili moi, złapałam się na tym że zaczęłam się zupełnie utożsamiać z główną bohaterką. A scena ścinania włosów przed lustrem położyła mnie na łopatki i spowodowała zimne ciarki na plecach. To ja, ja sprzed miesiąca! Doszło do mnie jak ten symboliczny gest może zmienić nastawienie do świata, a najważniejsze że nie jestem jedyna na świecie!
Chcąc nie chcąc, film ten namalował mi na twarzy uśmiech który nie zniknął przez resztę wieczoru i po cichutku sobie myślę że trzyma się do dzisiaj. Jeśli to było coś co mnie tak pozytywnie nastawiło do świata to ja jestem bardzo zadowolona ze wczorajszej eskapady do kina. Tego mi było trzeba!
No i wczoraj był mój pierwszy raz...
Coś w kinie trzeba żreć. Zanim się jeszcze seans zaczął, kolega niespodziewanie wyjął z kieszeni paczuszkę Skittles. Wystawił ją w moim kierunku. Podziękowałam mówiąc że ja nie jem słodyczy. No dobra, TAKICH słodyczy. Że żelków nie lubię. Na to on że to nie żelki, że mają twardą powłokę. Ja tam nie wiem, mówię, ja Skittles to znam tylko z reklam. Bo ja ze słodyczy to najlepiej czekoladę a i to nie każdą, a cukierków nie lubię. A w ogóle to żadnych słodyczy nie lubię jak są owocowe. Mogą być waniliowe i mleczne i... no dobra, żeby nie było że pozostanę taka dziewica do końca życia to spróbuję. Jednego. Kolor obojętny. Wypadło na żółty. Włożyłam do ust. Zapytałam czy mam to ssać czy pogryźć, kolega na cały regulator oznajmił że jak będę ssała to będzie lepiej. Nikt się nie odwrócił, pewnie z zażenowania...
No cóż, pozostałam przy jednym.
Kolega do dzisiaj przeżywa że po raz pierwszy spotkał kogoś kto nie jadł Skittles... No to się jeszcze zdziwi.

A Wy co, myśleliście że pikantnie będzie? ;-)


Pozdrawiam gorąco!
  

6 komentarzy:

  1. Ja tez jeszcze tego cudu nie probowalam.
    I co, i co? Ssalas? A w ogole to dobre bylo? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ty, przegryzlam od razu :-) z wierzchu twardawe, w środku gumowe. Fajnie kwaśne, ale nie lubię tej glutowatosci na zębach. Nie mój typ, nie lubię.

      Usuń
  2. zadowolona z filmu, czy wyjścia do kina, bo to znaczna różnica?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za całości wieczoru Graszko :-) Normalnie do kina chodzę sama, więc to była miła odmiana. Szczególnie że nic mnie nie kosztowała ;-)

      Usuń