wtorek, 5 stycznia 2016

Koniec LB

Czyli leżenia bykiem.

Trza się było rano zebrać do kupy. Zastosowałam się dokładnie co do zaleceń poniżej.


Jakoś dowlekłam się do pracy z zaledwie piętnastominutowym spóźnieniem, ciesząc się niezmiernie że tak szybko mi się udało dotrzeć. Zdołałam się nie oblać zakupioną w kafejce kawą, ale ludzie mijający mnie na korytarzu jakoś dziwnie na mnie patrzyli. Nie wiem dlaczego, oczy miałam tylko nieznacznie ciemniejsze niż zwykle. 
Po wejściu do biura zobaczyłam taki obrazek:


Zdziwiłam się niepomiernie bo przecież zostawiłam wszystko tydzień przed świętami w takim stanie:


A tu taka niespodzianka. Cóż, chcąc niechcąc szybko uporałam się z większością papierów, dobrze że na parkingu przed pracą wciąż stoją te wielkie kontenery na odpady budowlane. 
Siłą woli i mocą dodanych skrzydeł usiłowałam przetrwać jakoś ten dzień, 


Niestety, litery na monitorze robiły się coraz bardziej zamazane, powieki stawały się coraz cięższe i cięższe... a ja osuwałam się coraz niżej i niżej. 


Nie wiem która godzina była jak wyszłam z biura, ale chyba jeszcze nie było tak późno bo w biurach kolegów światła się świeciły choć ich nie było widać. Prawdopodobnie pracowali z takim samym zapałem jak ja. Jakimś cudem, z kiwającą się głową wróciłam do domu.
W końcu mogłam normalnie odpocząć. 


Pozdrawiam wszystkich powracających do pracy po urlopie świątecznym :-)

2 komentarze:

  1. Jak ja Ci wspolczuje! Ale wiesz, czego Ci jeszcze do pelni szczescia zabraklo? SNIEGU! :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, nawet nie wiesz jak bardzo mi go brakuje, hehehe!

    OdpowiedzUsuń