środa, 20 stycznia 2016

Czy a jak tak to jak?

Znowu pół nocy przerzucałam się z poduszki na poduszkę, z boku na bok, z jednego końca kołdry na drugi. Starałam się myśleć pozytywnie, że trzeba spać, bo przecież rano do pracy, a w pracy od rana nudne spotkania, a potem znowu ten cholerny mecz po którym przyjdę wykończona i znowu nie będę mogła spać, a jutro znowu trzeba będzie wstać, znowu grać, potem wizyta u okulisty, potem spotkanie towarzyskie, z którego wrócę późno i znowu nie będę mogła spać, i tak w kółko. A w dodatku nikt mnie nie kocha, wszyscy wykorzystują i oddechu nie mam żadnego od tego cholernego życia, że się wezmę i chyba normalnie zabiję, a i tak pewnie nikt nie zauważy. W celu zabicia nie będę jednak mogła wykorzystać ani osób trzecich, ani pojazdów, ani nauk medycznych, bo wszystko to wiąże się jednak z ryzykiem wpadki, a nie chciałabym aby ktoś się zajmował moimi sprawami po mojej śmierci. Najlepiej będzie się rzucić z czegoś. Może z mostu. Ale pewnie mnie ktoś zauważy i jeszcze odwiedzie od zamiaru, albo służby jakieś wezwie i zapłacę karę i tak się to skakanie moje skończy. Zresztą, nawet jak się rzucę z mostu to najpewniej wpadnę do wody a pływać umiem to się tylko przeziębienia nabawię i tyle. A przecież ma być krótko szybko i bezboleśnie. Pozostaje mi rzucić się z jakiegoś szczytu. Z drugiej strony, jak się na niego wdrapię to się rozejrzę i się zachwycę jak zawsze, i nabiorę chęci do życia, a przecież nie o to mi chodzi, prawda. Mogłabym tak przykład się zaplątać gdzieś między kule karabinowe, najlepiej jakbym trafiłam na jakiś atak terrorystyczny czy cuś, ale żeby trafić to trzeba mieć cholerne szczęście, nawet w dzisiejszych czasach. A na wojnę do Syrii czy Afganistanu przecież mnie nie wezmą. 
I tak to się cholera kończy z moimi postanowieniami. Jak już coś zdecyduję i zrobię się podekscytowana, to zawsze coś wyjdzie co spowoduje że cały plan weźmie w łeb. Najlepiej będzie się po prostu ulotnić. Kupić bilet w jedną stronę gdzieś na drugi koniec świata, rzucić to wszystko w cholerę, zacząć wszystko od nowa, od zupełnego zera, póki jeszcze nie jestem stara. Zostawić wszystko, uciec, zniknąć... Tylko cholera, jak???
Zasnęłam kiedy już trzeba było wstawać... Ja mam chyba, kurde, depresję.

10 komentarzy:

  1. No masz, wiec powinnas udac sie do specjalisty. Fajnym sposobem jest upic sie i wyjsc na mroz i pozostac na nim na zawsze. Bezbolesnie, a nawet jakies haluny sie przadarzaja podobno. Tylko skad Ty na tej swojej wyspie wytrzasniesz odpowiednio duzy mroz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, jakie to budujące, móc powiedzieć sobie: jeszcze nie jestem stara, mogę zacząć od nowa. Mogę jeszcze radykalnie zmienić swoje życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie czasami przygnębia. Bo mi się nie chce już nic zmieniać.

      Usuń
  3. Iwona! Jak to jak! Przecież napisałaś jak: "Kupić bilet w jedną stronę gdzieś na drugi koniec świata, rzucić to wszystko w cholerę, zacząć wszystko od nowa, od zupełnego zera, póki jeszcze nie jestem stara". Ja tak zrobiłam w 2013 roku. I co? Żyję i mam się dobrze. Ostatnio czytałam książkę "Przystanek Londyn". Autor, Jacek Wąsowicz, którego być może jeszcze jesienią mijałam gdzieś na ulicy, bo mieszkał niedaleko ode mnie, właśnie został nauczycielem w Chinach. Ciągle trafiam na historie ludzi, którzy w pewnym momencie życia robią krok w zupełnym nowym kierunku. Świat jest pełen ludzi zaczynających coś od nowa. Co w tym złego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różo, ja już raz kupiłam bilet w jedną stronę i wyruszyłam tak jak Ty z jedną walizką, jedenaście lat temu. A teraz... Co ja bym z kotami zrobiła na przykład???

      Usuń
    2. No to wprawę w zmienianiu życia już masz. Poradziłaś sobie 11 lat temu, poradziłabyś i teraz. I nie zasłaniaj się kotami.

      Usuń
    3. No to wprawę w zmienianiu życia już masz. Poradziłaś sobie 11 lat temu, poradziłabyś i teraz. I nie zasłaniaj się kotami.

      Usuń