wtorek, 1 grudnia 2015

Chłopcy lubią kulki.

Wczoraj Nietypowa opowiadała gdzie to jej potomek koralika sobie powsadzał. Obiecałam opowiedzieć przygodę mojego dziecięcia a z kulką i oto jest. Trudno, narażam życie swoje bo jak on to przeczyta to albo mnie zabije albo się nie odezwie do końca życia albo pójdzie i upije z rozpaczy. W każdym razie ta historia "Kretem" się odbija w rodzinie po dzień dzisiejszy :-)

Moje dzieci były bardzo grzeczne jak były małe. Myślę że to przede wszystkim zasługa, nieprawdaż, rodziców, którzy mądrze i umiejętnie kierowali małymi rozumkami. Na przykład nauczyliśmy dzieci że rzeczy z mebli się nie ściąga, je się tylko popycha. Dzieci miały zabawę bo sobie popychały różne bibeloty a dorośli byli spokojni bo sobie maluch nic na głowę nie ściągnął, nawet szklanki z herbatą. No ale o szklankę z herbatą dbali już rodzice żeby na środku stołu stała a nie blisko krawędzi.
Dzieci wiadomo, różne są. Córka bardzo ostrożna i nieufna, zarobiła sobie w dziecięctwie miano "Paluszek" bo wszystkiego delikatnie dotykała palcem zanim wzięła do ręki.
Synek był inny, ciekawski i odważny. Wiedział że czajnika nie wolno dotykać a mimo to dwa razy postanowił się przekonać czy babcia mówiła prawdę że czajnik jest gorący. Nie, nie wylał sobie wrzątku na głowę ani nie podpalił kuchni, po prostu raz zauważyłam bąbelek na wskazującym paluszku i za nic nie mogąc dojść od czego to, poprosiłam żeby mi pokazał skąd ten pęcherzyk się wziął. Po czym synek z dumą poprowadził mnie do kuchni i pokazał na czajnik. Już wiedział dlaczego nie wolno go dotykać, mimo to kilka tygodni później postanowił spróbować jeszcze raz. Tym razem chyba przytrzymał troszkę dłużej, ale odważny był jak Ksena Wojownicza Księżniczka więc rodzice dowiedzieli się oczywiście trochę po fakcie.
W zestawie Małego Majsterkowicza synek miał mały metalowy młotek, którym "przybijał" różne "gwoździe". Cierpliwość tatusia skończyła się kiedy mały próbował przybić szybę do drzwi, a że ojciec to dobry był, spokojnym głosem zaproponował: "Słuchaj mały, widzę że szybę już umiesz przybijać, może sobie teraz czoło przybijesz?" Już już się zamachnął, już widziałam kałużę krwi na dywanie i karetkę pędzącą na sygnale, kiedy synek wyszczerzył wszystkie osiem ząbków i powiedział: "Tato, co ty mie kłamies, coła sie nie psybija psecies"...
No ale o kulkach miało być.
Weekend u teściów. Siedzimy sobie spokojnie po obiedzie, rozmawiamy. Nagle z łazienki dobiega wrzask jakby kogoś ze skóry obdzierali. Zrywam się z paniką, normalne, synek lat cztery na kiblu się zasiedział, może wpadł, może se coś przytrzasnął... Wyprzedziłam światło o jakieś dwie długości, wpadłam do łazienki, synek siedzi na kibelku i wrzeszczy. No matkoscurkom! Pytam co się stało, on nie wie, ale coś się stało, czemu krzyczy? Bo go... siusiak strasznie piecze. Patrzę, faktycznie, ślad jakby go żelazem przypalali, japierdzielę! Ja się nie zastanawiam w takich przypadkach, ja działam, więc małego z kibla, woda w umywalce na ful i siusiak pod wodę. Ewidentne poparzenie i to trzeciego stopnia, dobrze że wielkości, powiedzmy, główki od małego gwoździa.
Oczywiście dziadkowie w panice, co to, jak to, u nich domu ich własny wnuczek ofiarą zamachu jakiegoś terrorystycznego. Po opanowaniu sytuacji, opatrzeniu ran i zadecydowaniu że jednak rana nie wymaga interwencji szpitalnej, śledztwo zostało rozpoczęte.
Winnego znaleziono szybko. Siostra męża sprzątawszy łazienkę postanowiła użyć "Kreta" w pewne miejsca coby rury odetkać. Kret ów zawierał się w plastikowej butelce z symbolem trucizny na boku i miał postać małych ślicznych gładkich białych kuleczek. Siostra owa zaaplikowała kuleczki tam gdzie miała zaaplikować, po czym odłożyła butelkę koło toalety nie zakręcając jej dobrze uprzednio. Po czym synek, poszedłszy na dłuższe posiedzenie, zaczął się straszliwie nudzić w oczekiwaniu na qupala i znalazł TO - małe białe kuleczki! Nasypał sobie kilka na rączkę, poobracał w paluszkach, pozachwycał, takie śliczne małe białe kuleczki... po czym mu te kuleczki z tych paluszków wypadły prosto do kibelka, a jedna, ta jedna kulka terrorystka spadła mu prosto na siusiaka, który to niestety wilgotny był jeszcze po odbyciu niezbędnej czynności fizjologicznej, nastąpiła reakcja która spowodowała wrzask dziecka. A potem to jak wyżej.
Czy muszę mówić że synek do dzisiaj ma awersję do sprzątania łazienki? I oto do czego doprowadzają zabawy chemiczne...

8 komentarzy:

  1. Awersję do sprzątania łazienki? A do obnażania siusiaka nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tam wiem czy on się obnaża i przed kim? ;-)
      (To znaczy wiem ale nie powiem, he he), w majty już od dawna nie sika :-)))

      Usuń
    2. To jest... awersja wybiórcza!

      Usuń
  2. Ło Jezu, jak syn to przeczyta, to naprawde sie do Ciebie nie odezwie albo sie upije, albo Cie zabije:-)))
    A tak powaznie, dzis sie z tego smiejemy, ale moglo sie wszystko bardzo zle skonczyc!
    Pozdrawiam, Iwonko (i widzisz, masz o czym pisac, a i Ty zadowolona, bo czas zabijasz, nie zamartwiajac sie, i nas zabawiasz).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mogło się źle skończyć Helenko, mogło. Ale ja tam nigdy nie rozpamiętuję co by było gdyby, a po latach faktycznie wszystko coraz śmieszniejsze się robi :-)

      Usuń
  3. Ło matko i córko. Teraz się módl, żeby dziecka nie przeczytały, he he he. A tak na marginesie to za miast kupala (qupala) przeczytałem głupala. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A głupala to też, bo nie powiedział co się stało dopiero po śledztwie się przyznał, he he!!!

      Usuń
  4. Dobrze że ich nie zjadł , tych kuleczek ślicznych , bo to by była tragedia . A były takie wypadki niestety ...
    Co do młotkowania , to mojego brata młodszy synek znalazł w altance młotek i już nie dał sobie zabrać . Jego najlepszą zabawą było młotkowanie - od autek po sprzęty i ściany w domu ! Mieszkanie całe do remontu było ;-)))

    OdpowiedzUsuń