Minione święta ogłaszam oficjalnie za najgorsze w życiu. Najgorsza była Wigilia. Popłynęło parę łez. Dobrze że trwały tak krótko.
Czas samotności.
Czas pozbywania się złudzeń.
Czas rozliczania się z przeszłością.
Czas traconych nadziei.
Czas zawieszenia w próżni.
Czas ucieczki.
Nie, pomimo tego wszystkiego nie jestem pesymistką. Pomimo marazmu i beznadziei święta i czas okołoświąteczny spędziłam wyjątkowo aktywnie, każdego dnia miałam coś do zrobienia, każdy dzień przyniósł jakieś nowe doświadczenie. Pojeździłam sobie na rowerze - w niedzielę zrobiłam ponad 50 kilometrów, wczoraj brałam udział w corocznym poświątecznym turnieju badmintonowym, dzisiaj nie mam siły nawet na motor, choć pogoda ładna. W domu bałagan bo nikomu się sprzątać nie chce, koty śpią a ja chyba pójdę na spacer do lasu.
Cieszyłam się na te święta choć oczekiwałam ich z niepokojem. Chciałam sobie odpocząć, odciąć od świata, posiedzieć w samotności. Czasami jednak samotność boli. Nie wiem, jaki jest dzień tygodnia, nie wiem ile mi jeszcze zostało do powrotu do pracy, trwam tak sobie z dnia na dzień, planując tylko jedną rzecz która musi być wykonana, reszta robi się jak leci albo i się nie robi. Poświąteczny marazm. Wolałabym żeby się już skończył...
Marazm to ładne słowo. Brzmi jak orgazm.
OdpowiedzUsuńDo tej pory sądziłam, że tylko ja miałam najgorsze święta w życiu. Sądziłam też, że gorsze już być nie mogą. Ale przyznaję, pomyliłam się. Gdyby mi ktoś kazał jeździć na rowerze albo grać w badmintona, niechybnie popełniłabym samobójstwo.
Frau Be, gdybys sie poruszala, pouprawiala troche sportu, zaraz Twoj organizm uwolnilby endorfiny, a Tobie poprawilby sie nastroj.
UsuńJa mysle, ze my Polacy jestesmy od urodzenia nastawieni na swieta rodzinne i kiedy takich nie mamy, to popadamy w jakies marazmy i inne depresje. A inni to sobie chodza gdzies sami albo wyjezdzaja i maja swieta w dupie. A my tylko kuchnia przez tydzien i sprzatanie, a potem nie ma ochoty na nic, bo rzeczywistosc nie odpowiada oczekiwaniom.
Frau Be, jestem takiego samego zdania co Anka Maryśka. Mnie nikt nie każe, ja sama to robię bo lubię. A że potem boli to efekt trochę uboczny, ale na szczęście tylko chwilowy. A na motorze to powiem Ci, takie endorfiny i inne adrenaliny się uwalniają że tego się nie da z niczym porównać. Nawet ze strzelaniem ;-)
UsuńAnia Marysia, jednak chyba wszędzie te święta kojarzą się rodzinnie. No sama zobacz dookoła, nawet w Niemcowni, święta to czas rodzinny, czas odwiedzin. A że w Polsce to również czas pucowania wszystkiego to się zgadzam. Nie moja to tradycja.
A co do marazmu, akurat dzisiaj szczęśliwie na FB zobaczyłam czyjś post, z dalekiego świata, po angielsku, znaczący tyle co: "te dziwne dni pomiędzy świętami a Nowym Rokiem, kiedy nie wiesz jaki jest dzień tygodnia ani co zrobić ze swoim życiem..." Ponad 750 tysięcy polubień. To nie tylko nasz Polaków problem, uffff...
A ja nie produkuję żadnych endorfin. Kiedy wymaga się ode mnie aktywności fizycznej, robię się wyłącznie wściekła i im więcej się zmacham, tym bardziej wściekła i agresywna się robię. Nie widzę tu żadnych endorfin.
UsuńNatomiast co do świąt, moje przygnębienie nie ma najmniejszego związku z samymi świętami ani z trybem ich spędzania. Tylko czas się zbiegł.
Lepsze wściekłe jak zdechłe.
UsuńDobrego czasu!
OdpowiedzUsuńZacznij wyjezdzac na swieta. Albo nie, jak wolisz:)
Inne sa. Nie wiem, czy gorsze czy lepsze, po prostu inne.