Tak że wczoraj był Christmas Lunch Numer Jeden. Do wybierania restauracji u nas w firmie służy Stefka, której hobby głównym jest jedzenie więc jadłodajnie miejskie ma opanowane że tak powiem, do perfekcji. Tym razem padło na słynną Wedgewood, tak zwaną fine dining restaurant, czyli restaurację bardzo wykwintną. Gdzie butelka wina kosztuje 30 funtów na przykład, o jedzeniu nie wspomnę. Co okazało się dopiero przy płaceniu rachunku, kiedy kilku osobom po prostu zabrakło pieniędzy w portfelu. Nie jest to oczywiście najdroższa restauracja w mieście, poza tym lunch kosztuje znacznie mniej niż dinner czyli obiad w porze polskiej kolacji, ale 40 funtów z hakiem to zabolało wszystkich łącznie z szefem. No ale przynajmniej zjedliśmy sobie wykwintnie. Znaczy porcje malutkie ale śliczne i po prostu pyszne.
Tak wyglądał mój starter - kotleciki z króliczych nóżek, małże, seler i kapary:
A tak starter koleżanki - kulki risotto z niebieskim serem, puree z buraczków i rzeżucha:
Jako danie głównie jadłam venison casserole, thyme dumplings, spiced red cabbage czyli coś w stylu między gulaszem z zapiekanką z dziczyzny pierożki z tymiankiem i przyprawianą czerwoną kapustą. Na deser z uśmiechem spałaszowałam chocolate and star anise mousse, cherries and vanilla ice cream, czyli mus czekoladowy z anyżkiem (jak anyżku nie lubię to to mi bardzo smakowało), wiśnie w alkoholu i lody waniliowe. Mniammmm.....
Niestety, zdjęć nie zrobiłam więc muszę się posiłkować internetem. Po to żebyście zobaczyli jak wyglądają przykładowe dania w tej restauracji.
Następny christmas lunch mam w czwartek, porobię zdjęcia ale to będzie już zupełnie inna restauracja z zupełnie innym menu ;-) Oczywiście zapraszam na relację po.
A tymczasem pozdrawiam.
Hmmm... a co bylo do picia? Popadlas juz w nalog, czy jeszcze nie? :)))
OdpowiedzUsuńJa nie piję w zasadzie odkąd się motorem zajęłam. A na luncz tym bardziej, bo przecież samochodem do pracy jeżdżę :-) Pół lampki szampana wypiłam, dla towarzystwa. Pofolguję sobie w piątek ;-)
UsuńPofolguj, pofolguj... Znów poczytamy o tym, jak to Ci "modlitwy" szkodzą ;)
UsuńCzy jak rozlaliście wino po sukienkach i potrawach to upominaliście się o następne na koszt restauracji? Pytam z ciekawości.
OdpowiedzUsuńW takich restauracjach to nie jedzenie tyle kosztuje, tylko jego oprawa. Żeby zrobić w kuchni takie dania, potrzebnych jest wiele osób. Kto inny robi desery, kto inny mięso, jeszcze ktoś inny to wszystko dekoruje. Pensje tych wszystkich ludzi składają się na tak wysokie rachunki dla gości.
No ale - gdzie indziej idzie się porządnie najeść, a gdzie indziej patrzeć głęboko w oczy przy blasku świec :))
A nie, tamta restauracja to byla z tych co to sie idzie zeby sie najesc :-) I BYOB czyli przyniesc wlasne napoje, bo tamta restauracja to tylko bezalko ma w ofercie. Ale odpowiadajac na Twoje pytanie to nigdy nie widzialam sytuacji zeby ktos poprosil o nowe piwo bo sie wylalo. No chyba ze kelner by wylal, to sam by chyba przyniosl.
UsuńO matko kochana, jaki pieknie wygladaja te potrawy!!! Czy takie smaczne jak wygladają???
OdpowiedzUsuńPomysl o mnie w piatek przy kieliszku czego tam chcesz, a ja pomysle o Tobie przy lampce wtrawnego winka, ok? Jestesmy umowione?
Pozdrawiam weekendowo i czekam na kolejne kulinarne zdjecia:-)
Nasze wyglądały jeszcze ładniej, głupia jestem że zdjęć nie zrobiłam.
UsuńW piątek też będę winko piła, a potem to się zobaczy :-)
Jacież pierdzielę, jak ja nie znoszę takich restauracji: wielki talerz a na nim kleks jedzenia. A im mniejsze te usrywki, tym droższe!
OdpowiedzUsuńBo one nie są do jedzenia, tylko do kontemplowania - jak dzieła sztuki ;)
UsuńTo do galerii wstawić! A do restauracji jedzenie dać :)
UsuńLubię to :-)
UsuńAle co? Galerie sztuki czy usrane kleksy zamiast jedzenia?
UsuńWidzę że fejsbuka nie masz, he he! Lubie to o Ty gadasz :-)
UsuńNie mam, pewnie, że nie mam. Po kija mi toto?
UsuńŚliczne a że ja mało jem mnie by wystarczyło. :))
OdpowiedzUsuń