Nie chciałam o tym pisać, ale zmieniłam zdanie, bo mnie to poruszyło. Bardzo.
Będzie o tak zwanej toksycznej miłości. Nie, nie mojej, ani też też nie będzie to analiza psycho-logiczna (nie poprawiać!) ani też studium przypadku. Opiszę po prostu co sie stało.
Córka moja miała jutro jechać na Ibizę, urodziny ma w sobotę, a jej przyjaciółka (nazwijmy ją A) w niedzielę, chciały się zabawić i jak co roku, zorganizować sobie wspólne babskie urodziny. Ciuchy już poszykowane, prezent dla przyjaciółki dawno kupiony i nawet zapakowany czeka na spakowanie. I nagle jak grom z jasnego nieba:
- Mamo, nie jadę.
- Co się stało, dlaczego? - pytam.
- A ma rozwaloną całą twarz i jest w szpitalu...
- Jesusmariaiwszyscyswięci, jak to się stało? - pytam.
I tu następuje opowieść, której część znałam już od dawna. A od końca brzmi ona tak:
A jest już co prawda w domu, ale jutro wiozą ją do specjalnego szpitala bo coś jest nie tak z dnem oka. Ma poranione, podrapane i posiniaczone całe ręce, głowa cała w krwiakach, potworne zadrapanie na twarzy i stłuczony nos, który na szczęście okazał się nie być złamany. Cała twarz w siniakach. No i to oko.
W zeszłą sobotę ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję bo słyszał awanturę dochodzącą z mieszkania A. Do mieszkania wpadło pięciu policjantów, trzech natychmiast obezwładniło i zakuło w kajdanki chłopaka A, z którym mieszkała, dwoje zajęło się dziewczyną. Jeszcze zanim zaczęli pytać, policjantka (zawsze w akcji jest kobieta) wyciągnęła aparat fotograficzny i na bieżąco zrobiła zdjęcia poszkodowanej, jako dowód w sprawie. Chłopak powędrował od razu do aresztu, a A została przewieziona do szpitala na obdukcję lekarską i obserwację. Oprócz tego co opisałam wcześniej, u dziewczyny stwierdzono wstrząśnienie mózgu.
Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa. Dziewczyna i jej rodzina siedzi jak na szpilkach oczekując wiadomości z sądu. Jak chłopak się przyzna do winy, zostanie to uznane za okoliczność łagodzącą i dostanie mniejszy wyrok. Do A wydzwania siostra chłopaka, oskarżając ją o zrujnowanie życia i namawiając na wycofanie pozwu. Matka A wzięła sprawy w swoje ręce i nie spuszcza córki z oczu. Jak się sprawa zakończy, nie wiadomo, bo "ona za nim tęskni"... Gówno tęskni, mówię - tęskni za jego wyobrażeniem, za mirażem, za tym kim mógłby być ale nie jest.
Moja córka już jest po. Ona wplątała się w taki związek jako młoda nastolatka. Długo trwało zanim dotarło do niej co się dzieje, o szkodach moralnych całej rodziny nie wspomnę. Po trzech latach czara się przelała, jedną kroplą, jak to w takich przypadkach bywa. Mam nadzieję że dla A ostatnie zdarzenie również było tą kroplą, córka jest pełna wiary i nadziei że tak, że to już koniec. Ja, znając życie, nie jestem tak do końca przekonana...
Rozmawiając wczoraj z córką, powiedziałam:
- Niech Ci się nie wydaje, że po tym co Ty sama przeszłaś, jesteś odporna na tego rodzaju związki. Oszołomów jest wszędzie pełno i pamiętaj, że zawsze jak Ci się tylko zapali lampka że coś jest nie tak, to znaczy że na pewno coś jest nie tak. Wtedy nie czekaj ale uciekaj gdzie pieprz rośnie.
- Wiem mamo. Dlatego nie mam chłopaka. Może przesadzam, może ja widzę te sygnały tam gdzie ich nie ma... Ale ja się po prostu boję.
No i dobrze. Lepiej być samej niż z toksykiem, który powoli i systematycznie zatruwa wszystko co masz w sobie najlepszego, pozostawiając cię wrakiem i z dziurą w sercu. Ale głośno tego nie powiedziałam. Ona to wie. Osobiście mi to kiedyś powiedziała, kiedy ja sama już byłam na dnie i nie wiedziałam jak się podnieść.
Myślę że dzisiejsze dziewczyny są mniej naiwne niż my kiedyś byłyśmy. Szkoda tylko że przemoc jest wciąż tak szeroko obecna w naszym świecie, szkoda że to wciąż jest niestety "men's world..."
A córka wciąż zadaje sobie pytanie - Dlaczego on nie bił jej po plecach, po nogach, dlaczego mierzył w głowę???????
***
Jeżeli ktoś jest zainteresowany tematyką toksycznych związków, to polecam blog Uciekamy do przodu. Ale najbardziej wartościową dla mnie lekturą na temat był blog Moje dwie głowy i książka pod tym samym tytułem. I jak zwykle przestrzegam żeby nie popadać w paranoję po przeczytaniu. Nie każdy nienormalny związek jest toksyczny :-)
Bardzo dobrze,że o tym napisałaś.
OdpowiedzUsuńOpwiadały mi dziewczyny w Anglii,że tam policja właśnie na tego typu przypadki bardzo szybko reaguje i mają właściwe podejście do sprawy.
Zajrzę na tego bloga, bo na pewno jest ciekawy.
Dlaczego bił ją po głowie ?
Pewnie dlatego ,że chciał ją oszpecić, by inny jej nie miał.
Facet inaczej bije faceta a inaczej kobietę.
Maskara...
Powrtotu do zdrowia życzę...
Najlepsze że dziewczyna nie złożyła zawiadomienia o przestępstwie, bo nie ona dzwoniła po policję, sprawa idzie z urzędu i dobrze. Niech idzie posiedzieć.
UsuńO żesz, skubany! Mam nadzieję, że pójdzie się leczyć, a dziewczyna otrząśnie się z tego na dobre.
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję... Żeby tylko z okiem wszystko w porządku było.
UsuńSama bylam trzy lata w toksycznym zwiazku, moze nie az tak drastycznym, jak A. ale to i tak bylo trzy lata za dlugo. Nielatwo sie uwolnic, za kazdym razem czlowiek sie ludzi, ze sytuacja sie poprawi. Kazda jedna tak mysli, kazda ma nadzieje, a czesto jest tak, ze toksyk nie pozwala odejsc.
OdpowiedzUsuńStraszne to.
Tak właśnie było w tym przypadku. I w przypadku mojej córki. I w moim własnym dawno dawno temu. Czy to cholera rodzinne?
UsuńOoo, nie wiedzialam, ze jestesmy spokrewnione! ;)
UsuńAle sie ciesze, siostro! :***
mam nadzieję, że dziewczyna pójdzie na terapię i raz na zawsze wyzwoli się od tego koszmaru.
OdpowiedzUsuńTwoja córka ma szczęście, mając w Tobie wsparcie, nie wszystkie młode kobiety tak mają.
Moje wsparcie było niczym dopóki sama nie zrozumiała że to już koniec. Ale może choć trochę pomogłam jej dojrzeć do tej decyzji. Mam nadzieję że A też dojdzie.
UsuńIwono, dobre że o tym napisałaś. To prawda, że jeśli zapali się czerwona lampka w głowie to znaczy, że zapaliła się słusznie. Trzeba wierzyć i ufać sobie, a z takimi manipulantami nie jest łatwo tak robić.
OdpowiedzUsuńTak Gosiu i niestety nie ma tu miejsca na sentymenty. Jak ktoś raz uderzył to raczej na pewno zrobi to jeszcze raz. No chyba że to faktycznie był wypadek.
UsuńDobrze by było, gdyby dziewczyna "przerobiła" swój problem z psychologiem, żeby własnie w przyszłości nie trafić na podobnego faceta. W przeciwnym razie historia się powtórzy. Tacy dewianci nie wybierają sobie ofiary przypadkowo, tylko o określonych cechach charakteru. Na początek może powiedz jej: "Jeżeli chcesz spotkać innego mężczyznę - stań się inną kobietą".
OdpowiedzUsuńMam właśnie podobny przypadek po sąsiedzku ... Nawet nie dzwoniła na policję. Dopiero sąsiedzi zaczęli wydzwaniać , raz po raz zabierali gnoja na 24/48. Ma sprawę w sądzie ,a ta piczka (bo już słów brak) wycofała oskarżenie ! Historia oczywiście zaraz się powtórzyła i teraz to już chyba z urzędu wzięli się za gościa.
OdpowiedzUsuńA takie to było przez wiele lat idealne małżeństwo ...(?)
Na razie spokój , ale czy się nie powtórzy tego nikt nie wie ...
Nie ma co liczyć na cud. Tacy faceci się nie zmieniają !
W takich przypadkach tesknie za Kodeksem Hammurabiego!
OdpowiedzUsuńTak wiem, tam tez byly wyjatki:)
Syndrom ofiary, szkoda dziewczecia:)
Pamietam pewna sytuacje sprzed wielu lat, kiedy jeszcze bylam w Polsce i m.in. pracowalam jako kuator sadowy.
Znajoma znajomej..,przedstawila mi Kobiete, ktorej nalezalo pomoc.
Facet grozil jej i dzieciom wielokrotnie, wyrzucal z domu, grozil uzyciem ostrych narzedzi, przemoc pod kazda mozliwa postacia.
Kobieta zostala mi przedstawiona. wzielam sie za papiery, ect.
Przedstawima sprawe w sadzie i kolejne spotkanie z Kobieta.
Jestem pewna, ze w tym samym czasie ona zrobila rozeznanie na moj temat (a bylam mloda wdowa z 2 dzieci).
Podczas owego spotkania klade Kobiecie do glowy co i jak, a ona do mnie:
- E, Pani Aniu, co tam, wycofam, szkoda tego mojego chlopa.
Ale Pani to jest dopiero biedna...
Oniemialam.
Mam nadzieje, ze Kolezanka Twojej Corki bedzie madra kobieta! I nie da zrobic z siebie ofiary!
Pozdrowionka!