środa, 23 lipca 2014

Ach te koty

Wczoraj myślałam że umrę ze śmiechu, ale jak na dobrą mamę przystało, zachowałam pokerową twarz i chłodne opanowanie. Opiszę od początku.
Przyjechałam do domu i jak zwykle powitał mnie Tiggy bo on zawsze mnie wita, albo czeka na podjeździe i podprowadza samochód na miejsce - wiecie jak to jest, idzie kot dostojnym krokiem a samochód za nim :-), albo pojawia się znikąd, za to najpierw słyszę przejmujące miałki a potem biegnącego z daleka Tigusia. No i tak było wczoraj. Zamykając bramę najpierw usłyszałam głośnie miałczenie a potem zobaczyłam Tigusia. Pogłaskałam, a nawet wzięłam na ręce co już jest wyczynem niebywałym w wykonaniu tego kota, a jeszcze niebywalszym że dał się zanieść aż pod drzwi. Po czym postawiłam go na ziemi i poszłam najeść się świeżo dojrzałych malin. Kiedy odwróciłam głowę od malinowych krzaków, zobaczyłam z wielkim zdziwieniem że Tiguś na coś poluje i to tak dosłownie. Ujrzałam ciało przywarte do ziemi, czujne uszy nastroszone do przodu, wzrok skupiony na czymś tak intensywnie że gdyby mógł z nich wypuścić lasery to już dawno ofiara zostałaby spalona na wiórki. Na co on tu poluje? Rozglądam się ale nie widzę żadnego ptaka, żadnego kota, żadnego zwierza, nic. Ale patrzę, patrzę, okrążyłam go delikatnie żeby mniej więcej być na linii jego wzroku, nawet się nie poruszył. Spoglądam w górę tam gdzie on... jeszcze raz, przecież tam nic nie ma. I nagle dotarło! Przecież głupia pipa postawiła na dachu samochodu torebkę. Torebka duża, czarna, prostokątna i to w nią Tiguś tak wtopił swe mordercze spojrzenie. Ale ale... czy na pewno mordercze??? Patrzę jeszcze raz na kota - jezusmaryja, ogon jak szczota kurzołapka! On nie poluje, on się BOI !!!! Niewiele myśląc podeszłam do samochodu i ściągnęłam wroga. A Tiggy, mój kochany odważny Tiggy który żadnego kota się nie boi, zerwał się jak oparzony i ze szczotą na ogonie zwiał do domu...
I to było kolejne wydarzenie roku bo jak Migusia co chwilę gania ze szczotą przy doopce, ot tchusz straszny z niej jest i nawet wiatru się potrafi przestraszyć, tak Tiguś nigdy przenigdy nie pokazał się światu w tym stanie. To była pierwsza szczota którą ujrzałam na Tigusiu, a jest już ze mną 4 lata. Tygrys zamienia mi się w kota! Szkoda tylko że zdjęcia nie zdążyłam zrobić bo Tigusiowy ogon zmieniony w szczotę jest naprawdę imponujący!

A tak na dodatek parę ujęć czarnego wariatuńcia. Dodam tylko że to jest krzak wysokości około metr pięćdziesiąt. najgrubsza gałązka jest grubości kciuka. No i tylko ona, Migusia Królowa Krzakowa może się na taką wspinaczkę zdobyć bo ona jest wciąż najmniejszym i podejrzewam że najlżejszym kotem w okolicy, pod wszystkim innym poza ptakiem ten krzak by się po prostu załamał...





P.S. Jak tak teraz patrzę to chyba ten krzak może mieć jednak na czubku ze dwa metry. Ale Migusia siedzi na wysokości moich oczu. Czyli metr pięćdziesiąt z kawałkiem :-)

Miłego popołudnia!

6 komentarzy:

  1. O matko tak wystraszyć kota!
    Sumienia nie masz :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam, już torebki na samochodzie nie położę :-)

      Usuń
  2. Kotek po prostu pokazywał ci, że zapomniałaś torebki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie wyobraziłam sobie jak to fajnie musi wyglądać - kot kroczy dumnie przed samochodem, a ty powoli jedziesz za nim :D

    OdpowiedzUsuń