Uff, nie spóźniłam się, jeszcze kilka minut. Pytam panienki na recepcji gdzie to spotkanie, ona pokazuje mi mapę budynku i mówi że to tam, na czwartym piętrze. Trzeba wjechać windą. No to jadę. Winda duża, przestronna, cała przezroczysta, taka szklanka na szynach. Świetnie bo można podziwiać widoki, a jest co. Szkoda że to tylko czwarte piętro. Wysiadam.
Poprawiam czerwoną spódniczkę, obniżam ją odrobinkę, doskonale wiem jak na nią faceci reagują, to niech się ślinią ale nie tak za bardzo. W końcu to poważne służbowe spotkanie. Szukam pokoju, jest. Wchodzę. Dwóch już siedzi. Jednego nie znam, ale to pewnie ten z którym mam zamienić parę słów po spotkaniu. Stary Pryk. Witam się z uśmiechem.
Wchodzi jakaś Baba. Siada koło mnie. Na oko z sześćdziesiąt lat, wredne spojrzenie. Nawet się nie uśmiecha. Za nią stary Siwy Brodacz i śmieszna grubiutka Kukiełka. Tych też nie znam. W końcu zjawiają się organizatorzy spotkania, tych to przynajmniej znam bo współpracujemy od czasu do czasu. Dave i Steve. Dave jak zwykle w porozciąganej koszulce z Lacoste, no ja pierniczę, czy on nie ma innych ubrań tylko te Lacoste? Nawet w zimie nosi sweterki Lacoste. Może żona butik prowadzi albo co. Stevena lubię, jakoś się dogadujemy chociaż słyszałam z najwyższym zdumieniem że potrafił komuś zaleźć za skórę. Steve niegrzeczny? Nigdy bym nie przypuszczała. Steve wygląda dziwnie, na pierwszy rzut oka wydaje się być krasnoludem bo jest taki właśnie, jak to sie mówi, przysadzisty, jego ramiona wydają się za krótkie, nosi bródkę i okulary, włosy lekko przerzedzone. Ale jak się przyjrzeć dokładniej to wszystko ma w porządku, i ręce normalnych wymiarów, i raczej wysportowaną sylwetkę, nie wiem dlaczego na pierwszy rzut oka tak wygląda krasnoludowato. No ale tak jest i już. Za każdym razem jak go spotykam to go oglądam dokłądniej, bo może coś przeoczyłam, teraz też. Ale nie, no wszystko z gościem w porządku. Takie wrażenie.
Spotkanie się zaczyna. Nie wszyscy się znają więc się przedstawiamy. Mówię jak się nazywam, Pryk o imieniu David wyraźnie odetchnął z ulgą, tylko mnie mu brakowało do Bardzo Poważnych Ustaleń no i w końcu będzie mógł ze mną porozmawiać. Po spotkaniu.
Wredna Baba to Ronnie. To to jest ta sławna Veronika która każe sobie mówić Ronnie!! Ta wredota zakazana, która traktuje dział jako swoją własność, no ale nie ma się co dziwić, pracuje tam już chyba z siedemdziesiąt lat to może jej się tak wydawać, no nie? Szyja jej zwisa, o kurde, muszę coś zrobić ze swoją, nie chcę mieć takiej jak Ronnie... A z moimi skłonnościami... no nic, trza się szybciej odchudzić.
Wszyscy faceci na spotkaniu mają obrączki. E tam, i tak nie ma na kim oka zawiesić. Ten Łysy co chwilę na mnie zerka. Niech spada, on też ma obrączkę. Ale gapi się i gapi, nie wiem czy mam się odgapiać czy co? Pojedynek na spojrzenia jakiś? A w ogóle to on wygląda jak Humpty Dumpty, znaczy nie cały bo dość powiedziałabym, normalnej budowy ciała jest, ale jego głowa wygląda jak Humpty Dumpty. No taki śmieszny. Jak ta żona z nim może wytrzymać, ja to bym go chyba po tej głowie ciągle klepała, a jeszcze jak taką minę zrobił, he he he...
Brodacz z Kukiełką to chyba z jednego działu są. W jakiejś takiej komitywie. Nie za elokwentni, mrukną coś od czasu do czasu, Kukiełka pokiwa głową jak jakaś mądra, Brodacz się uśmiechnie pod wąsem... Wkurza mnie ten Brodacz, zachowuje się jakby rozumy pozjadał a tak naprawdę to nie ma nic do powiedzenia. A Kukiełka tylko przytakuje. A może ona tylko parę słów zna? Nie, no coś tam mówi, ale tak cicho że nawet Brodacz jej nie słyszy. Albo taki zakochany że myśli o niebieskich migdałach i każe sobie powtarzać. Na szczęście ja mówię głośno i wyraźnie. A jak komuś się mój akcent nie podoba to jego problem, a nie mój :-)
I tak godzinka minęła, spotkanie skończone. Pryk orientuje się nagle że nie może ze mną zamienić paru słów bo ma natychmiast następne spotkanie. Widzę że nie kłamie, bo pod pokojem już stoją ludzie, jesteśmy spóźnieni o kilka minut. Daję mu wizytówkę, niech przyjdzie do mnie jak chce pogadać. Będzie dzisiaj przed końcem pracy. Kurde. Będę musiała tu siedzieć do cholernej piątej, a tak pięknie słońce świeci. Ech, życie...
P.S. Wyobraźcie sobie co się dzieje w mojej głowie jak na spotkaniu JEST na kim oko zawiesić ;-)
Jakbym tam byla! Oraz zycze sobie, zebys tak dokladnie opisywala te druga opcje, z zawieszaniem. :)))
OdpowiedzUsuńA to nie taka latwa sprawa jest, ciacha u mnie raczej nie pracuja :-))))
UsuńNo, moja droga Iwonko, nie napisalabys takiego tekstu, gdybys czuła sie chora. Dlatego przypuszczam, ze zdrowiejesz:-) Dołączam sie do prosby z powyzszego komentarza i tez prosze o "te druga opcje, z zawieszaniem", ale wtedy bedzie ciekawie...
OdpowiedzUsuńJa już jestem zdrowa (ehmmm... prawie) tylko ciągle zmęczona. Ale nic to, odpocznę i oko na czymś zawieszę, bedzie ciekawiej :-)))
UsuńW sumie to wiem. Miałam tak w grudniu na trzydniowym szkoleniu. Pan prowadzący mnie fascynował :)
OdpowiedzUsuńJa miałam tak na każdym służbowym spotkaniu z agentami nieruchomości, jeden był po prostu... cut mjut i orzeszki solone. Ale się gdzieś przenieść śmiał i teraz to już tylko nuuuda nuuuda nuda.
UsuńTo znaczy już dobrze w tej czerwonej spódniczce? :)
OdpowiedzUsuńW czerwonej zawsze świetnie Elu :-)
Usuń