wtorek, 14 kwietnia 2015

Biegiem przez Tunezję

Zainspirowana wpisami FrauBe, a także niezmiennie o tej porze roku upojona tęsknotą za słońcem i ciepłem, postanowiłam pokazać Wam trochę Tunezji. Była to moja pierwsza egzotyczna podróż za granicę, pierwsza poza Europę. Pierwsze wrażenie na lotnisku - niesamowite. Gdy otworzyły się drzwi samolotu, buchnął niewypowiedziany żar. Tak jakby przechodziło się z lodówki do nagrzanego pieca. Te uśmiechy, ta radość na twarzach przybyłych... nie do opisania.
Byłam w Tunezji w środku lata, na przełomie lipca i sierpnia. Przez całe dwa tygodnie nie było ani jednej chmurki. Zobaczycie sami na zdjęciach, powietrze było nagrzane i jakby ciężkie, niebo niebieskie ale jakby przymglone, to nie wina aparatu, tak to pamiętam. To co chcę Wam pokazać to tylko skromny wycinek z kolekcji, w moim stylu... Zapraszam.

To nie mój hotel, ale tak to mniej więcej wygląda


"Centrum handlowe" Safari. Dwa sklepy, restauracja, bar i klub. No ale można się było szybko zaopatrzyć w wodę. Zaledwie dwa kroki od hotelu. No dobra, może ze dwadzieścia dwa.


Wejście do Mediny w Monastirze. Medina to taki targ. Tak, tam za tymi murami. To jest takie małe miasteczko. 


Pani wyrabiająca dywany. Każdy szanujący się turysta musi odwiedzić takie miejsce ze swoim panem przewodnikiem, żeby mu wcisnąć (turyście) jakiś dywanik. He he he... 


Monastir. Takie kopuły są porozstawiane w całym mieście.  Kiedy weszliśmy pod zadaszenie, zrozumieliśmy dlaczego. Tam było po prostu niesamowicie chłodno. Doskonały pomysł w takim klimacie.


Kopuły były między innymi na takiej promenadzie wzdłuż plaży. W dali widać plażę publiczną. Użytkownicy to głównie tubylcy. 


Widok na cmentarz z dziury w murze zamku. 


O, tego zamku :-)


A to widok z zamku na drugą część miasta.


Poniżej fragment portu w Sousse.


I tuk-tuk. Super przejażdżka. 


El Jem i amfiteatr. Nie będę opisywać, poszukajcie sobie w Google. 



Z okna autobusu...


Wycieczka na pustynię wiodła przez Matmatę, gdzie kręcono Gwiezdne Wojny.


Żeby nie było że tak pięknie tam i czysto. To bardzo częsty przydrożny widok. Niestety.


Mali mieszkańcy. Zdjęcie zrobione w skalnej osadzie, tej samej o której pisała FrauBe tutaj. Nie będę się powtarzać ;-)



A to welbludzie. W drodze na naszą krótką wędrówkę po wrotach Sahary. 


Mój welbludź był bardzo jasny, piaskowy. 


I taką miał buzię. I takie oczko ;-)


O, tak wygląda kawałek Sahary. 


A tu, o poranku, a była jakaś siódma trzydzieści, tuż po wschodzie słońca zatrzymaliśmy się przy solnych jeziorach.  


A potem czekała nas wizyta w oazie. Trzeba się było na kuniki przesiąść bo autobus nie dojeżdża.


A ten pan miał z siedemdziesiąt lat. Demonstrował drapanie się na palmę. Na tym zdjęciu jest on na wysokości może drugiego piętra...


Róża pustyni. To twór kamienny. Żałuję że nie kupiłam.


Stanowisko handlowe na postoju w górach Atlas. Bez komentarza :-)


I na koniec kilka ciekawostek z hotelu. Na naszym tarasie.


W lampie. 


Owoce kaktusa, widzicie? Można takie kupić, po prostu się je kroi i je. Dziwne w smaku ale nie takie złe. 


No i na koniec coś czego nigdy przedtem ani nigdy potem nie widziałam na wolności. 


No i co, nabraliście ochoty na wakacyjne ciepełko? Bo ja bardzo, jeszcze bardziej. 

Pozdrawiam gorąco :-)





5 komentarzy:

  1. Aaaaaach!
    Zabiłaś mnie!!
    Tą modlisią na końcu!!!
    Nie mam takiej ślicznotki!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciepla mi sie chce, chociaz niekoniecznie tunezyjskiego. Poczekam na moje wlasne, dzis i tak ma byc 22C wiec juz niedaleko:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 stopnie! To nic tylko zazdraszczam. Tutaj to już prawie upał. To dobrze że ciepło idzie, tego Ci właśnie trzeba. Buźka!

      Usuń