"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego"*
Nie zdążyłam pożegnać się z Babcią. Umarła we śnie, serce przestało pracować. Lekka śmierć, w sumie wyczekiwana. Babcia była w bardzo poważnym stadium choroby Alzheimera, już właściwie nie wiedziała że żyje, szczerze powiedziawszy zatruwała życie otoczeniu. Moja mama która się nią opiekowała przez ostanie sześć lat, była już na skraju wyczerpania nerwowego. Kobieta nie młoda już przecież, wzięła na swoje barki ciężar opieki nad niesprawnym człowiekiem i nie tylko fizycznie niesprawnym ale umysłowo przede wszystkim i to najbardziej dało się mamie we znaki. Po jej śmierci mama długo nie mogła dojść do siebie, zarzucała sobie że nie opiekowała się swoją matką odpowiednio, że przecież mogłaby jeszcze żyć, że przecież jak to, kupowała jej najlepsze jedzenie, najdroższe leki, dlaczego??? Baliśmy się o mamę w tamtym czasie, bo zaczęła się trząść jakby miała chorobę Parkinsona pomieszaną z Alzheimerem, powtarzała po kilka razy to samo, zapominała że zrobiła coś przed chwilą albo że coś powiedziała. Ponieważ nie jestem blisko, nakazałam siostrom nie panikować i bacznie obserwować, w razie czego podejmie się odpowiednie kroki. Trwało to kilka miesięcy. Mama powoli doszła do siebie, zaczęła wychodzić do ludzi, przestała się telepać, wróciła jej jasność umysłu, a jak w zeszłym miesiącu zakupiła sobie nowe meble do chałupy i wymalowała własnoręcznie pół mieszkania to już wiedziałam - jest dobrze!
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą"*
Stevie jest pogodnym, szczęśliwym człowiekiem. Ma żonę, trójkę zdolnych dzieci, duży dom. Niedawno umarła mu mama. Oczekiwali tego od dawna, w sumie dobrze że już po wszystkim bo strasznie się męczyła. Ciężko tak oglądać cierpienie najbliższych.
Ojciec Stevena był alkoholikiem. Muszę tu sprawiedliwie dodać że alkoholik w Szkocji to trochę inny stereotyp niż ten w Polsce, niemniej jednak alkoholik to alkoholik i życie potrafi obrzydzić. Wiadomo, awantury, niesprawność spowodowana ciągłym upojeniem, wstyd rodziny, upokorzenie najbliższych... Cierpiała ta matka Stevena przez całe swoje życie z mężem alkoholikiem ale rozwieźć się nie chciała, taka stara szkoła, jak małżeństwo to aż po grób. No i los ją w końcu wysłuchał, alkoholik zachorował na raka wątroby i dość szybko odszedł z tego świata, pozbawiając jej trosk i wstydu. Długo trwała żałoba, matka Stevena zbierała się z pomocą dzieci i wnuków całe trzy lata, nie chciała pogodzić się ze śmiercią męża, któy przysporzył jej tyle cierpień. W końcu jednak uznała że jest gotowa rozpocząć nowe, radosne życie, zacząć realizować w końcu swoje marzenia. Chciała nauczyć się malować, nawet zaczęła kurs. Jednak lata życia w stresie zrobiły swoje i w najmniej oczekiwanym momencie dowiedziała się że ma raka. Męczyła się dwa lata, nie zdążyła nacieszyć się życiem. Jaka straszna ironia losu...
Tak sobie siedzę i myślę, żeby zdążyć...
* Fragmenty wiersza "Śpieszmy się" ks. Jan Twardowski
P.S. Aha, mam Facebooka od dzisiaj. To znaczy mój blog ma. Nie wiem zupełnie co z tym zrobić, ale jak inni mają to ja też :-) Link tutaj jakby ktoś chciał - ZAPRASZAM!
* Fragmenty wiersza "Śpieszmy się" ks. Jan Twardowski
P.S. Aha, mam Facebooka od dzisiaj. To znaczy mój blog ma. Nie wiem zupełnie co z tym zrobić, ale jak inni mają to ja też :-) Link tutaj jakby ktoś chciał - ZAPRASZAM!
Ja tez do mojej babuni nie zdazylam, jej smierc byla nagla i nieoczekiwana, wylew ze skutkiem smiertelnym. Zdazylam jeszcze pokazac jej moja najmlodsza corke, tutaj juz urodzona, wiec poznala wszystkie swoje prawnuczki.
OdpowiedzUsuńI tez sie nie pozegnalam, jedynie na pogrzebie bylam...
Przykro mi, Iwonus :( Tulam mocno :*
Moja to juz mnie nie pamietala zupelnie, to takie przykre. Przyjezdzasz, tulisz sie do czlowieka jak zwykle, on to przyjmuje ze spokojem, a za chwile pyta kto ja jestem. Moja ukochana babcia, tyle historii mi naopowiadala kiedy bylam mala, przed matka mnie chronila cobym scierka nie oberwala... Ech.
UsuńOj, znam to. Chyba wszyscy znamy...
OdpowiedzUsuńPolubiłam:)).
Ja oddzielnej strony nie zakładam, tylko wrzucam linki do swoich postów na osobitą stronę FB. Nie chcę, żeby się okazało, że jakichś ...5 znajomych "lubi to".
Ja zupelnie jeszcze nie wiem jak taka strona dziala, ale sie dowiem mam nadzieje :-)
UsuńKiedys slyszalam wspaniala homilie - w nawiazaniu do tego, co robimy, odkladamy, oczekujemy. Nt swietego kiedys...
OdpowiedzUsuńI podsumowanie: To rob, na co czekasz!
Wzielam sobie to do serca, juz nie czekam, zyje!
Zdazam, bo sie nie spiesze tylko zyje.
Namawian i polecam, swiadoma, ze kazdy ma swoja sciezke:)
To prawda, tak trzeba, ja sie wciaz ucze.
UsuńJeju, Iwonka, martwisz mnie... Może jakieś wakacje krótkie? Może jakaś dżampreza? Potrzebne ci, myślę, wyjście z domu, bo smutek cię zżera... :((
OdpowiedzUsuńWakacje? Toz ja dopiero co miesiac temu mialam dlugie wakacje. Wychodze z domu Gosiu, kiedy tylko moge. Ale coraz rzadziej mi sie chce. Smutek mnie zzera, to prawda, pocieszam sie jednak ze za twarda jestem, do srodka sie calkiem nie wgryzie. Mam nadzieje :-)
Usuń