piątek, 26 sierpnia 2011

Jak kot się ... bawił

Nasz kot zwariował. Odbiło mu, dostał szmergla czy co, a może ma jakieś problemy socjalne.

Dwie noce temu, już nie było pełni, ale jakoś tak się przebudziliśmy w środku nocy, bo kot harcował lub po prostu, natura wzywała. Sypialnię mamy na dole a łazienkę na górze, więc jeden za drugim, jak te dwa zombie, mąż pierwszy a ja za nim, zrobiliśmy nocną pielgrzymkę do łazienki. Tiggy jak zwykle za nami, mąż skończył, poszłam ja, schodzę a ten kot jakoś tak dziwnie na środku schodów siedzi, na najszerszym stopniu bo na zakręcie, i czegoś jakby pilnuje, coś jakby wącha. Mucha może, myślę, ale po drodze pytam męża czy widział czym kot się bawi bo ja nie widziałam bo ciemno. Oczywiście nikt nie będzie światła zapalał na schodach w środku nocy! Nie widział.

Mąż wstaje pierwszy do pracy, ja po jakichś 10 minutach, bo nie mogę się zwlec więc mam budzik nastawiony na 10-minutową drzemkę. Wchodzę do kuchni. "Ty wiesz co to było co kot tak pilnował w nocy? KUPA!" Kupa była wysuszona, nie śmierdząca wcale i trochę za duża więc chyba nie jego. Tyle wiem z relacji małżonka bo kupy nie widziałam, została sprzątnięta w prędkością światła. No i teraz dylemat do końca dnia, i sprawdzanie po internecie. Czy to on zrobił a jeżeli on to dlaczego. A w ogóle jak kot mógł zrobić kupę na środku drewnianych schodów, przecież to kot wychodzący jest, a nawet jakby co to ma kuwetę, wie gdzie choć już nie korzysta. A poza tym wszystkim, kocie kupy jakie są, każdy wie. Poczułabym własnym nosem. Więc to nie on. Jak nie on to kto? Po całodniowym śledztwie wyszło że on tę zdobycz skądś przytaszczył.

Minął dzień, nadszedł wieczór. Syn wyszedł do ogródka sobie poskakać na skakance, bo on teraz codziennie ćwiczy ale nie tylko mięśnie lecz także szybkość, bo trenuje karate i ma wielkie szanse dostać się do kadry narodowej więc ćwiczy. Nagle słyszę: "Maaamooo, a zobacz czym ten kot się bawi!" Przybiegłam zaciekawiona. Coś rzeczywiście podgryza, coś podrzuca, coś łapie. Obłe, może mysz, ale nie, nie rusza się, a poza tym to nonsens, u nas nie ma myszy. Upuścił, patrzę dokładnie... "O nie, mamo, ja nie chcę takiego kota, fuuuj...". Oczywiście, kupa. Oczywiście, wezwanie do męża, nie żebym się aż tak brzydziła że nie mogłabym posprzątać, ale żeby zobaczył i zidentyfikował. Potwierdził. Kupa. Taka sama jak w nocy. Tym razem sprzątnął ją na kocich oczach, wszyscy jak jeden chór wyraziliśmy swą dezaprobatę do tego typu zabawek. Czy zrozumiał czy nie, czas pokaże.

Syn od razu znalazł w internecie że kot na pewno się nudził. No faktycznie mogło być, bo ostatnio codziennie ktoś się z nim bawił, a przez ostatnie dwa dni nie, bo trzeba się było szykować do szkoły, wszyscy zajęci i czasu nie było. Więc wiele nie myśląc oderwałam kawałek kartki papieru, zrobiłam kulkę (jego ulubiona ostatnimi czasy zabawka, poza kupą hehe) i rzuciłam. Co się działo, nie muszę opisywać, ale kot ganiał jak wściekły, rzucał ją, szarpał, przynosił żeby mu rzucać, a jak "zgubił" to robiłam nową i tak dalej i tak dalej.

Dzisiaj rano kupy nie było.
18 sierpień 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz