sobota, 7 listopada 2015

O zwisach i sterylności

FrauBe żeby mnie pocieszyć pokazała kawałek swojego bałaganu. A zaraz potem się tłumaczy w komentarzach że to tylko na chwilę, że na czas remontu. Phi!
Postanowiłam pokazać światu publicznie jak wygląda mój bałagan w sobotę rano.
I od razu tez się wytłumaczę. Odkąd tymczasowo mieszka ze mną znowu córka (mam nadzieję że zaraz się wyprowadzi), po prostu mi się nie chce. Sprzątać mi się nie chce. Bo co posprzątam to zaraz i tak bałagan. Córka niby się stara, niby coś tam ściera od czasu do czasu, ale za chwilę to samo. Postanowiłam więc się nie przejmować, robić swoje, czyli generalne sprzątanie powierzchni płaskich raz na dwa tygodnie plus usuwanie zwisów raz w tygodniu, kuchnia i łazienka ścierana na bieżąco plus dokładne szorowanie wszystkiego jak już widzę że nie dam rady patrzeć.
Mój dom ma trzy sypialnie, kuchnię łazienkę, salon, jadalnię, klatkę schodową i kilka schowków. Sypialnia syna jest zamknięta i tam nawet nie wchodzę bo boję się potknąć i uszkodzić. Do sypialni córki wchodzę tylko kiedy jej nie ma a talerzy i kubków już brakuje, to zabieram i łąduję do zmywarki. W swojej sypialni tylko w zasadzie śpię, czasami gadam przez telefon jak się zanosi długa rozmowa, w mojej sypialni śpią też koty i tam stoi ich miseczka z wodą, bo jakoś nigdzie indziej tak chętnie nie piją jak tam. No to niech stoi, nie przeszkadza mi. Jako że większość walk odbywa się na moim łóżku, przestrzeń dość szybko pokrywa się różnego rodzaju sierścią szarpaną, która w wyniku ruchu powietrza spowodowanego nagłym i pospieszym oddaleniem się sprawców z miejsca konfliktu zawsze ostatecznie znajduje swój stały spoczynek po kątach. I taka to ta moja "sterylna" podłoga. Zazwyczaj boję się strzepać kocyk na którym śpią koty bo wtedy natychmiast musiałabym odkurzać a mi się nie chce. Udaję więc że jest czysto aż do następnego sprzątania. Tyle tytułem wstępu.
A teraz, specjalnie dla FrauBe, dokumentacja zdjęciowa z dzisiejszego poranka. Nie wiem czemu aparat tak źle zrobił mi te zdjęcia ale nie chce mi się robić drugi raz. W każdym razie, sytuacja wygląda tak:

Jadalnia. Służąca także za suszarnię i przechowywalnię wypranych rzeczy. A także rzeczy przeznaczonych do wyniesienia na przykład na strych czy do garażu. Tak jak te pudełka na podłodze. 


Kuchnia. Jak widać, zwisy są na każdej możliwej poręczy w tym domu.


Kąt w salonie. Reklamówka z płytami dvd czeka na wypakowanie od lipca. A reszta... kiedyś się wezmę.


Kącik koci w salonie. To tylko część śmieci, reszta jest poroznoszona indywidualnie po całym domu, najczęściej skrzętnie ukryta pod szafkami, w butach, czy pod sofą. 


"Sterylne" ulubione miejsce Tigusia na parapecie. 


A teraz zwisy w mojej sypialni.


I Centrum Dowodzenia, czyli moje biuro. No dobra, tylko mała część. 


To wszystko na zdjęciu poniżej to chyba tylko celem zmniejszenia powierzchni użytkowej...


"Sterylny" parapet w mojej sypialni. Muszę się przyznać że parapety ścieram w tym domu najczęściej ze wszystkiego, niekiedy dwa razy w tygodniu. Niestety, nie da się utrzymać bieli z tymi kotami. 


Z rozmachu zrobiłam też widok na górę szafy. Przynajmniej będę teraz wiedziała co tam jest :-)


Zwisy jeszcze raz.


A teraz to czego osobiście nie cierpię a na co niestety nie zwróciłam uwagi wcześniej. Zwis z lampy w łazience.


I fenomenalnej wielkości pajęczyna koło kabiny prysznicowej. OESU!!! Tego też nie widziałam!


Jeśli mowa o sterylności to voila! Migusia wchodzi tylko do czystej wanny.


A tu widok Migusi przez niezbyt sterylną szybę kabiny. Się wieczorem posprząta. 


Jedyna sterylna rzecz w moim domu dzisiaj to Tigusiowe łapki.


Ale... Ooooo!


A jednak on też coś ma za pazurami. 


Pada deszcz więc nikomu się nie chce wychodzić na zewnątrz, mam kupę roboty w garażu przy Heńku Maczku, koty mnie w tej chwili nienawidzą bo dostały Profendera na kark. W pralce produkują się już kolejne zwisy, sterylizacja chałupy rozpoczęta :-)

Pozdrawiam weekendowo-deszczowo!


21 komentarzy:

  1. Pogoda w Polsce taka jak i u Ciebie, wiec nie pozostaje nic innego jak poczytac, co tam kobitki pisza na blogach:-) U mnie tez zwisy, o sterylnosci zapomnialam, ale mam to gdzies. Tak sie mi porobilo na stare lata, ze zwisy mi zwisają. Dawniej, kiedy bylam mlodsza, latalam ze szmata, szczotka, zmiotka i caly czasa sprzatalam, bo trzeba bylo, bo musialo byc czysto, bo co powie tesciowa czy kolezanka. Z czasem stwierdzilam, ze glupia bylam, nie uwazacie, dziewczyny??? Malych dzieci, co to brudza, nie mam juz, raz na tydzien posprzatam, od swieta zrobie generalne porzadki, to co sie przejmowac. Sa inne, wazniejsze, sprawy w zyciu. Teraz widze, ze okna brudne, kiedy swieci slonce, az brzydko, ale czy to wazne??? Wole posiedziec z dobra ksiazka czy obejrzec ciekawy film. Wole pojsc z kijkami na spacer, pobiegac czy pogadac z kims bliskim. Okna nie zając, nie uciekną. Zmienily sie moje priorytety!!! Dawniej na swieta posciel musiala byc zmieniona, wszystkie szafki pomyte, na polkach poukladane. Musialo byc i juz. To tez chyba z domu wynioslam. Teraz jednak robie te rzeczy wtedy, kiedy na nie mam ochote i kiedy jest rzeczywiscie taka potrzeba. Są wazniejsze sprawy w zyciu!!!
    Co Ty na to, Iwona??? Twoje zwisy są naturalne, zwyczajne, takie prawdziwe, takie realistyczne, ze az trzeba je pokazywac swiatu, a co:-))) Moze zrobimy konkurs zwisow, co, kobitki???
    Pozdrawiam jesiennie. A oto hasło dnia: "Zwisy wszystkich blogerek i czytelniczek łaczcie sie!!!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście że są ważniejsze sprawy w życiu. Owszem, wściekam się czasami na dzieci jak mi jadalnię na przykład swoimi zwisami zajmują bo tez czasami chcę zjeść jak człowiek, ale uważam że jak komuś coś nie pasuje to niech sam pozbiera i posprząta. Im pasuje więc najczęściej to ja zbieram te zwisy, ale tylko zbieram i wrzucam im na łóżka, a co się dzieje z nimi dalej to mnie nie obchodzi. Moje zwisy staram się trzymać w moim pokoju :-)
    ZWISY WSZYSTKICH LUDZI ŁĄCZCIE SIĘ!
    Nawiasem mówiąc, ciekawe jak długi zwis byśmy utworzyli jakby tak to wszystko powiązać na przykład? He he he...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię! ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Japierdziele! Jak Wy mozecie zyc w takim chaosie? Mnie nic bardziej nie wyprowadza z rownowagi jak porozwieszane wszedzie kalmoty. Po sciagnieciu z tylka albo wrzucam do kosza na pranie, albo odwieszam do szafy. Mniej mnie razi kurz po katach, kiedy ma sie zwierzaki, klaki fruwaja po calym domu, sciagaja na siebie kurz i tworza sie takie kurzowe "koty". Ale wszystko pozostale musi miec swoje miejsce, a nie walac sie wszedzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, to ja też po ściągnięciu z tyłka odwieszam albo wrzucam do kosza na pranie. Te wszystkie zwisy to są swieżo wyprane rzeczy czekające na swoją kolej włożenia do szafy. Czasami muszom sobie troche poczekać, he he he!

      Usuń
  5. Bum!
    Łup!
    Bęc!

    * * * * * *

    To kupa kamieni łupnęła mi z garba na podłogę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale że jesteś burżujka, to jesteś. 4 pokoje i jeszcze schowki! A ja nie mam gdzie postawić miednicy, wiaderka, deski do prasowania, suszarki...

    OdpowiedzUsuń
  7. Popatrz, a ja nie wiedziałam, że to się nazywa zwisy. Fajnie, mam już nowe określenie dla swojego bałaganku:)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zwisy, sama wymśliłam i zatrzymuję patent ;-)

      Usuń
  8. Ja mam dyżurny zwis na desce do prasowania. Podobnie jak u Ciebie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja deskę do prasowania rzadko wyciągam, ale czasami trzeba coś poprasować. A potem żelazko musi wystygnąć i deska tak stoi aż do likwidacji zwisów :-)

      Usuń
  9. Moim zdaniem to normalny dom, w ktorym sie zyje a nie muzeum. Juz dawno stwierdzilam, ze lepiej zeby mnie na pogrzebie wspominano z poczucia humoru niz lsniacej podlogi i krysztalowych okien.
    Ja jestem szczesliwa i tylko to sie liczy, a ze gdzies tam zwisa jakis zwis... no to wlasnie swiadczy o tym, ze dom jest dla nas a nie my dla domu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo napisalam powyzej!!! Tez tak mysle i ponownie powiem, ze zwisają mi zwisy (wszelakie), wazne, zeby czuc sie szczesliwym, prawda? Jedno mamy zycie, a czy okno lsniace czy przykurzone, to akurat ma mniejsze znaczenie. Przynajmniej dla mnie i czuje, ze dla Ciebie, Star, i dla Ciebie, Iweonko, tez:-) Ale znam kobitki, dla ktorych to wlasnie te okna są wazniejsze, a nie wlasne samopoczucie. No ale kazdy woli i lubi, co chce! Pozdrawiam serdecznie, Star:-)

      Usuń
    2. Helenko, bo to tak chyba jest, ze im dluzej czlowiek zyje tym bardziej wie co w zyciu jest wazne. Pamietam jak przyjechalam do Ameryki i wszyscy sasiedzi sie nadziwic nie mogli, ze ja jedna w calym NYC myje okna:))) Teraz wiem, ze to prawda.
      Sasiadka kiedys machala szmata po szybie tylko dlatego, ze jej ptak nasral:)) a deszczu jakos malo, wiec nie chciala zeby przyschlo na amen:))
      Swiat jest piekniejszy na zywo niz widok z okna, wiec olewam. Ostatni raz mylismy okna ponad 5 lat temu, przy okazji wielkiego malowania:) Na biezaco myjemy tylko drzwi na patio, bo tu akurat widac i patio jest pod zadaszeniem balkonu z drugiego pietra wiec deszcz niedociera:) |
      Mysle, ze okna sie tu mniej kurza bo powietrze jest czysciejsze i deszcz chyba tez jakis bardziej "mokry". Jak czytam o krakowskim smogu to mi Chiny przychodza na mysl, u nas tego nie ma, ale tez nikt tu (pisze o NYC) nie pali weglem, a to jednak ogromna roznica.
      No dobra, juz sie wytlumaczylam z wszelkiego lenistwa:))))
      buziam Helenko:***

      Usuń
    3. Ja brudu nie lubię, w kuchni na przykład muszę mieć czysto, no ale tu jedzenie się przygotowuje. Wszędzie gdzie się przemieszczam wolę mieć raczej czysto żeby mi się skarpetki na przykład do czego nie przykleiły. Mojej córce na przykład nie przeszkadza łapami wypaćkanymi w podkładzie do twarzy łapać za klamkę, dotykać ściany czy kranu. Bleeee...

      Usuń
    4. Ale tu chyba mowa nie o brudzie tylko balagaqie, a to ogromna roznica. Zeby miec brud to trzeba chyba nic nie robic przez co najmniej miesiac. Balagan robi sie natychmiast i sam. Moje okna tez nie sa brudne, bardzo bys sie zdziwila, gdybys mogla zobaczyc. Ale to glownie kwestia jakosci powietrza. pajeczyny powiem szczerze nie widzialam przez 30 lat, bo jak nie ma kurzu to i pajeczyna nie ma sie z czego zrobic, a pajakow tez nie ma bo tu sa wszedzie moskitiery.

      Usuń
    5. Okan też mam w porządku, tutaj jakieś czystsze deszcze padają, rzeczywiście. Ale jak mówisz, nie pali się węglem a w kominku można drewnem palić tylko na wsiach. W mieście niestety muszą być sztuczne. Health and safety :-)
      A pajęczyny... no cóż, zazdroszczę. U nas pająki potrafią być wielkości niezłej tarantuli...

      Usuń