środa, 24 czerwca 2015

Trzy wieszczki

Będzie bardzo osobiście.
Problemy mam natury uczuciowej. Nie będę się tu na blogu wywnętrzać bo to sprawa moja i muszę sobie z nią poradzić. Mam nadzieję że ta krótka przerwa urlopowa pomoże mi jakoś we łbie wszystko poukładać, bo na razie to kiepściutko jest.
Jestem osobą dość zamkniętą, introwertyczną, wolę słuchać niż opowiadać o sobie, choć czasami mnie to męczy i niejednokrotnie już to na blogu opisywałam więc się powtarzać nie będę. Tymczasem wczoraj...

Zadzwoniłam do Taty z życzeniami na Dzień Ojca, Tata życzeń wysłuchał, podziękował, zamienił parę słów po czym udał się na spokojne oglądanie swoich ulubionych wiadomości na TVN24 i oddał słuchawkę Mamie. Porozmawiałam z Mamą o duperelach, jak to zwykle bywa i już miałyśmy kończyć, kiedy zapytała mnie czy jeszcze coś chcę powiedzieć. Nastąpiła w słuchawce niezręczna cisza po czym... się rozpłakałam. I opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami.
Mama była w szoku. Nie po tym CO powiedziałam, ale ŻE w ogóle powiedziałam, bo przez całe nastolactwo, potem przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa, nigdy nie mówiłam jej nic tak bardzo osobistego. Opowiadałam i płakałam, a Mama słuchała, wtrącając co chwilę jakieś pytanie. Nie oceniała, nie pouczała, po prostu pocieszała i pokazywała swój punkt widzenia. Kiedy w pewnym momencie zdumionym głosem obwieściła odkrywczo: "Bo Ty się w chooj zakochałaś!" wybuchłam śmiechem. Tak, dokładnie tak jak powiedziała. Zakochałam się. W chooj.
Mama radzi cierpliwość, według niej jak ma być to będzie i nic nie można z tym zrobić. Według niej powinnam to wszystko olać, żyć jak żyłam, przestać się przejmować. Ja się z tym nie zgadzam, uważam że sami jesteśmy kowalami własnego losu, ale jednak w głębi duszy przyznaję jej rację. Nic nie mogę zrobić. To znaczy mogę ale jest to sprzeczne z moim sumieniem, a z sumieniem się gryzła nie będę. Jak ma być to będzie...

Unoszona falą płaczu zadzwoniłam do siostry. Ona najpierw się zaśmiała, potem spoważniała, wysłuchała, nie oceniała, nawet pytań za wiele nie zadawała, w końcu stwierdziła: "Ty się zakochałaś! No to masz prze*ebane," No mam. Prze*ebane.
Siostra dużo w życiu przeszła, ma do mężczyzn stosunek... obojętny to za wiele powiedziane. Usłyszałam wiele gorzkich i dosadnych słów na temat płci przeciwnej, ale ona młoda jest jeszcze więc jej to wybaczę. Ona narwana trochę jest w charakterze, to i jej porady trochę narwane. Nie powiem że nie mądre, ale do mojej osobowości ani do charakteru sprawy jakoś mi nie pasują. W odróżnieniu od Mamy Ona by z kolei wzięła sprawy we własne ręce, porozstawiała wszystkich po kątach i zarządziła własny porządek świata. Może i tak, może gdzies tam w innej czasoprzestrzeni ja też bym tak postąpiła. Ale tutaj nie mogę. Po prostu mi się nie godzi brać sprawy we własne ręce...

Zrządzeniem losu moment po tym odezwała się koleżanka, moja Skypowa przyjaciółka, przed którą rzadko bo rzadko ale udało mi się kilka razy otworzyć. Wybuchając płaczem, z rozmazanym makijażem, czerwonymi oczami i zasmarkanym nosem (tak, widok płaczącej brunetki za piękny nie jest, blondynki niech sobie za to płaczą do woli), opowiedziałam jej wszystko, to znaczy dopowiedziała bo część już wiedziała. Wysłuchała, popłakała razem ze mną wspominając swoje perypetie i w pewnym momencie stwierdziła: "A pamiętasz jak Ci mówiłam że się zakochasz i będziesz miała przewalone? No to się wzięłaś i zakochałaś!" No mam. Przewalone.
Koleżanka radzi zostawić sprawy własnemu biegowi, ale nie przestawać myśleć, ściśle monitorować i postarać się znaleźć wyjście z sytuacji w różnych scenariuszach wydarzeń. Według niej człowiek ma zawsze do wyboru przynajmniej dwie drogi, zazwyczaj jest ich znacznie więcej ale co najmniej dwie. I to od niego samego zależy którą drogę wybierze. Nie znaczy że wybierze dobrze, ale odpowiedzialność może złożyć tylko sam na siebie. Przy okazji naświetliła mi bardzo ciekawą rzecz, o której nie pomyślałam. W aktualnej sytuacji czas nabiera niesamowitego rozpędu i dzieje się każdego dnia bardzo wiele, bez naszej świadomości i wiedzy, zazwyczaj gdzieś w tle. I nawet nie robiąc nic coś tam jednak robisz. Poradziła mi też znaleźć sobie jakiś czynnik pocieszjący, nie, nie alkohol :-), coś w stylu dobrego ducha który wierzę że nade mną czuwa i który wie że będzie dobrze. Co to "dobrze" oznacza tak naprawdę nie wiemy bo to się okazuje dopiero po czasie i coś co może oznaczać tragedię w jednym miejscu może się okazać zbawieniem w innym. Bo wszystko dzieje się w jakimś celu.

Wszystkie trzy były dla mnie pocieszeniem, natchnieniem, ukojeniem. Obudziłam się rano spokojniejsza, choć w głowie myśli kołaczą się nieustannie.
Wezmę sprawy we własne ręce. Znaczy zacznę przygotowywać się do wakacji. Teraz to staje się priorytetem. Resztę zostawiam losowi, niech się wszystko rozstrzyga gdzieś w tle. Będę od czasu do czasu monitorować żebym nie zaprzepaściła szansy gdy się pojawi. Będę płakać bo płacz przynosi mi ulgę. Będę czekać na zakończenie które na pewno nadejdzie, obojętnie z której strony. Bo nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko ma jakiś cel.

I proszę Was wszystkich, czymcie za mnie kciuki żebym se miała siłę rękę odgryźć zanim sięgnę po telefon.
Ament.


22 komentarze:

  1. A ten, w którym się zakochałaś (zakładam, że to on, nie ona, ale jakby co, to nie mam nic przeciwko) wie o tym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wie i caly w tym ambaras. Bo mimo ze dwoje chce naraz to cos stoi nam na drodze i dlatego sie smuce srodze.
      I sie mi rymnelo ;-)

      Usuń
    2. Żonatego to ja już przerobiłam. Do d... taki biznes.

      Usuń
    3. No ja jeszcze nie przerobilam. I nie mam zamiaru.

      Usuń
    4. I dobrze. Przeszkodą w takim układzie nie jest żona ani kochanka, tylko... sam delikwent :)

      Usuń
  2. No tak, bo na to nie ma mądrych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma. To juz ustalone. Stara i goopia to wlasnie ja.

      Usuń
  3. A wez i ukatrup to, co na drodze stoi. Wszystkie przeszkody sa po to, zeby je pokonywac, sprytem albo ogniem i mieczem. Nie wiesz, ze milosc zawsze znajdzie sposob na zwyciestwo?
    Poza tym dlaczego mialabys sobie reke odgryzac? Dzwon, od tego masz telefon!
    Na razie jednak zajmij sie pakowaniem, bo polowy zapomnisz. Potem wyjedz i nie placz. Wiesz, ze czas dziala na korzysc. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie bede katrupila. Nie mam teraz czasu na jakies gupie zamartwianie sie, wyjezdzam w nocy z poniedzialku na wtorek a jeszcze jestem w czarnej dupie. Teraz sie bede relaksowac zakupami.

      Usuń
  4. Nic mądrego nie powiem.
    W tzw. "mądrości ludowe" nie wierzę. Nie jesteśmy kowalami własnego losu. Nie mamy wpływu na wiele spraw. Tak jak 9 lat temu (bez jednego dnia, jutro rocznica, psia krew) nie miałam wpływu na to, co się stało.
    To upośledziło mnie emocjonalnie już chyba na wieki. Tak, jakby ktoś zabił we mnie zdolność do uczuć (tych damsko-męskich). Mężczyzna nie ma dla mnie już płci. Jest osobą, sąsiadem, kolegą z pracy, bratem, przyjacielem, ale od zakochania się jestem oddalona bardziej niż o lata świetlne.
    A może to nie upośledzenie, tylko ta jedyna miłość w życiu, ponad którą nic już nie może się zdarzyć?
    Kurwa, że też musiał się ten temat napatoczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, a to Cie wzielo... Masz racje, nie mamy wplywu na wiele spraw, ale mozemy miec wplyw jak te sprawy rozwiazac. Nigdy nie wiadomo czy pierwsza milosc jest ostatnia czy ostatnia pierwsza, znasz to? Milosc przychodzi znienacka, niespodziewanie. Czy Ty myslisz ze ja sie latwo zakochuje?

      Usuń
    2. Nie wiem... nic nie myślę... Powrót do myśli o TAMTYM zawsze robi ze mną coś takiego, że nie wiem, jak się nazywam...
      Dupa, nie da się rozwiązać czegoś, co zostało rozwiązane za nas... Za 2,5 godziny będzie 25 czerwca... Nienawidzę 25 czerwca! Kiedyś była to dla mnie tylko data mojej obrony pracy magisterskiej. Od 2009 roku wszystko jest inne... Potwornie inne. Nieodwracalnie inne. Ja też.

      Usuń
    3. Jessuu, to straszne co piszesz. Ja juz bym Ci chciala pomagac, naprawiac, (Ciebie naprawiac zeby nie bylo), wspierac... Nie mozna odstac tego co sie stalo, ale mozna nauczyc sie z tym zyc i wyciagnac wnioski. Strasznie Ci wspolczuje.

      Usuń
    4. Nie no, żyję przecież, choć przez chwilę miałam inny pomysł.
      Myślę, że zabawka, którą zepsuto młotkiem, jest nienaprawialna. Pozbierana z kawałków, posklejana byle jak, bo inaczej się nie da, jest już tylko brzydkim, bezużytecznym rupieciem. Nie ma nawet wartości sentymentalnej.

      Usuń
    5. Czlowiek to nie zabawka. Nie przerobilas wszystkich etapow po stracie. Zycie jest za krotkie zeby tkwic w przeszlosci. Do przodu kochana, do przodu!

      Usuń
    6. "Nie przerobiłaś wszystkich etapów"? A cóż to takiego?!

      Usuń
    7. A masz, poczytaj sobie tu: https://mbasic.facebook.com/notes/zen-room/proces-%C5%BCa%C5%82oby-i-jej-5-etap%C3%B3w-czyli-o-tym-jak-radzi%C4%87-sobie-ze-stratami-w-naszym-%C5%BC/468770393242873/
      To dotyczy wszelkiego rodzaju strat, śmierci, rozstania, zdrady, choroby...Wpisz w wyszukiwarkę, poczytaj. Pamiętaj, dopóki nie umarłaś, żyjesz, a jak żyjesz to możesz cieszyć się wolnością, tylko musisz nad sobą popracować. Jak chcesz napisz na priv, dam Ci więcej wskazówek ;-)

      Usuń
  5. Czymam kciuki Iwonko ! Jak ma być Twój to będzie a jak nie to ciesz się chwilą i nie martw na zapas !

    OdpowiedzUsuń