niedziela, 14 czerwca 2015

Nie obawiajcie się fejzbuka

Odkąd się na niego zapisałam w 2009 roku, Facebook stał się powoli częścią mojego życia. Swoje grono znajomych budowałam powoli i nie każdego do niego dopuszczam. W tej chwili liczy ono dokładnie 100 osób, z tego zaledwie kilkoro znajomych to osoby z którymi sie (jeszcze) osobiście nie spotkałam. Są to osoby z blogosfery, które darzę szczególną sympatią i z którymi wymieniamy prywatną korespondencję od czasu do czasu. Cała reszta to faktycznie, bliżsi i dalsi znajomi plus rodzina. Z wyjątkiem moich dzieci które nie chcą być moimi fejzbukowymi friendami więc trudno, trzeba się z tym pogodzić.
O zaletach fejzbukowania nie będę się za bardzo rozwodzić, jest mi to potrzebne w tej chwili do życia niemal jak powietrze. Czasami jest to jedyna forma kontaktu z ludźmi których potrzebuję. Nie  w znaczeniu "Hej Zdzisiek, przyszedłbyś mi kran naprawić bo cieknie", ale tak po prostu, po ludzku pogadać, a przynajmniej dowiedzieć się co u nich słychać. Cieszę się gdy moi znajomi są szczęśliwi, smucę sie gdy mają problemy. Pragnę dzielić sie z nimi moim życiem na tyle na ile jest to możliwe, oczywiście w tym celu nauczyłam się umięjętnie korzystać z możliwości platformy bo nie dla wszystkich wszystko co umieszczam jest przeznaczone.
I właśnie, w tej chwili napisze co mnie szczególnie denerwuje. Denerwuje mnie gdy ludzie graja w jakieś gry i zapraszają mnie do nich. OK, nauczyłam się z tym radzić, po prostu ustawiam opcje że nie chcę tego widzieć i już. Nie ze wszystkim tak się da, trudno. Już się powoli przyzwyczaiłam że tablicę zalewa mi fala śmieciowych informacji, jak na przykład podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Po prostu przewijam i się nie przejmuję. Ale denerwujące to jest.
Teraz kwestia która za mną chodzi już od dawna. Szpiegowanie. Już kilka razy zdarzyło mi się widzieć na mojej tablicy apel rozwiedzionego znajomego aby zastanowić się i wybrać którą z dwóch eks małżeńskich znajomości pragnę utrzymać, bo osoba eks używa mojego profilu do szpiegowania rzeczonego znajomego. No cóż, wiadomo że jak się poznało kogoś z dobrodziejstwem inwentarza to się utrzymywało kontakt z każdym z małżonków czy to razem czy oddzielnie. A teraz trzeba wybrać. Przyznaję się, wybrałam mniejsze zło, czyli tę osobę z eksmałżeństwa którą lepiej lubiłam lub z którą miałam lepszy kontakt. Bo nie chcę stracić znajomości z powodu ludzkich przepychanek.
Jest kilka osób, z którymi przestałam chcieć utrzymywać kontakt z różnych względów. Uznałam że usunięcie ich z listy znajomych nie wystarcza, bo zawsze mnie na przykład może skorcić chęć zajrzenia, co tam u nich. Cóż, zwykła ludzka przypadłość. Bo to że oni nic sie o mne nie dowiedzą to jest jasne, mój profil publiczny pokazuje bardzo limitowane informacje. Właściwie nic. Ale jak w przypadku powyżej, mogą mieć do mnie dojście przez wspólnych znajomych i wykorzystać informacje przeciwko mnie. W zasadzie to powinno mi to zwisać cienkim bolkiem ale od jakiegoś czasu promuję radykalne cięcie zamiast długiej agonii. No to takie osoby po prostu blokuję. Zablokowana osoba nie może widzieć mojego profilu, ani ja jej. Po prostu znika. Znikają wszystkie informacje, posty i komentarze które dodałam na tablicach wspólnych znajomych. Jestem niewidzialna. I o to chodzi.
Albo taka sytuacja. Ostatnio dostałam zaproszenie do dodania do listy znajomych od faceta z którym byłam kiedyś na randce, zupełnie beznadziejnej zresztą. A idź się paść na łąkę. Ani to mój przyjaciel ani znajomy nawet i nigdy nasze ścieżki się nie skrzyżują. To co to za znajomy? Takich znajomości po prostu nie akceptuję. I to co mi się ostatnio przydarzyło a co skłoniło mnie do napisania tego posta. Ni z gruszki ni z pietruszki, dostałam zaproszenie od byłej małżonki mojego znajomego, z którym jestem w bardzo dobrych kontaktach i sobie co nieco komentujemy. Zablokowałam małpę.
Tak że moi kochani, nie obawiajcie się fejzbuka, to jest bardzo fajne narzędzie tylko trzeba się nauczyć z niego korzystać.

A na koniec dodam że ten blog też ma swój profil na fejzbuku, jak jeszcze kto nie był wystarczy kliknąć tu. Idzie mi to jak krew z nosa, ale jakbyście chcieli mi pomóc rozkręcić tę stronę to zapraszam do polubień.

No i tyle wrażeń na dziś. Pozdrawiam słonecznie :-)


7 komentarzy:

  1. A idźcież w cholerę z Facebookami i innymi duperelami! Już ja tam do porozmawiania wolę kanapę albo zwykłe krzesło. A kysz!
    A kto prośby nie posłucha,
    W imię Ojca, Syna, Ducha.
    Widzicie Pański krzyż?
    Nie chcecie jadła, napoju,
    Zostawcież nas w pokoju!
    A kysz, a kysz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, trzeba jeszcze miec kogos do kogo sie bedzie gadalo, a nie tylko koty i koty...

      Usuń
  2. Dlugo sie wzbranialam przed fej zbukiem, ale w koncu uleglam. Troche tez sie pobarykadowalam, pozabezpieczalam i jakos ciagne. Tez nie kazdego przyjmuje do znajomych, bo i na co mi tacy, o ktorych nie wiem, kto zacz i jakie ma wobec mnie zamiary. Moze niecne? :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie to naprawdę genialne narzędzie ten fujsbuk. Mozna sobie śledzić to co człeka interesuje.
    Ja cię przy okazji przepraszam za dużą ilość postów z zaginionymi zwierzętami z Wrocławia. Od kiedy zginał mój Kajtuś, inaczej na to patrzę, i udostępniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie przepraszaj Gosiu. Ja tez te koty ogladam. Serce sie kroi.

      Usuń
  4. Mam tam profil i zaglądam czasem, ale rzadko. Najczęściej udostępniałam o zwierzętach informacje.
    Czasem popatruję ale rzadko. Narzędzie jak to narzędzie wykorzystuje się je do swoich celów a cele bywają różne. :)

    OdpowiedzUsuń