poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rybka na kolację

W poszukiwaniu spokoju wewnętrznego i oczywiście powrotu do jeszcze niedawnej, wciąż nagannej ale jakże bardziej miłej dla oka sylwetki, wybrałam się wczoraj na wieczorny spacer. Kto mnie zna ten wie że wleczenie nogi za nogą męczy mnie niezmiernie więc moje pojedyncze spacery to czasami hardkor, tu podbiegnę, tam przeskoczę, tu się wespnę, stamtąd spadnę... Wyznaczyłam sobie więc trasę w nadziei na spokojne jej przemierzenie w tempie marszowym, jak zwykle, z postanowieniem że zawsze mogę ją skrócić jakby co. Tak więc szłam i szłam i szłam i szłam, kontemplując okoliczności otaczającej przyrody i szybko poruszających się pojazdów, bo część mojej trasy przebiegała wzdłuż ruchliwej ulicy i trakcji kolejowej.
Na ósmym kilometrze postanowiłam zboczyć nieco z trasy i przejść się plażą, a wiadomo jakie łażenie po plaży jest. Ale też chciałam żeby boląca stopa trochę odpoczęła no i odpoczęła, bo po piasku raczej miękko się idzie. Wybrzeże jak wybrzeże, z samych plaż się nie składa, chociaż w Polsce to można mieć inne wyobrażenie. Tak więc częściowo trzeba było iść cieniutką ścieżką pośród zarośli, wzdłuż linii brzegowej, pod sobą mając skały.
Kiedy wkroczyłam znowu na plażę, tak na dziesiątym kilometrze, zauważyłam wędkarza z dwoma wędkami, które to wędki oparte były na stojakach na końcu plaży, a żyłka zarzucona w morze, więc siłą rzeczy trzeba się było schylić pod żyłkami bo inaczej się nie dało. I kiedy się tak schylałam, młody człowiek krzyknął do mnie czy chcę flądrę. Po angielsku oczywiście. Nie dosłyszałam, kazałam mu powtórzyć. Czy chcę flądrę zapytał jeszcze raz (teraz taka mądra jestem nawiasem mówiąc bo co to jest flat fish to wiedziałam ale jakoś mi do głowy nie przyszło że to się flądra nazywa. W domu mnie uświadomili). Podeszłam i zaczęliśmy sobie gadać.
Jeden rzut oka na jego rzeczy powiedział mi z kim mam do czynienia, bo piwko Żubr, musztarda sarepska i kiełbaski morlinki to do kogo mogły należeć? No ale się nie zdradziłam że ja też znać polski, a chłopak mówił z akcentem raczej mało do polskiego podobnym, a że mój akcent też nie jest rozpoznawalny to żeśmy się dogadali. Zapytałam czemu mi chce dać tę flądrę, przecież to była jego jedyna złowiona ryba, powiedział że ma w domu ze dwadzieścia, a przyszedł sobie tu dla relaksu. No tak samo jak ja dla relaksu wybrałam się na spacer. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o morzu, rybkach, wędkach i przynętach, zapakował mi rybkę do foliowej torby i poszłam.
Jak odchodziłam to rybka jeszcze żyła, ale musiałam jeszcze przejść pięć kilometrów, a szłam szybko tak że jak doszłam do domu to syn zapytał dlaczego tak dziwnie chodzę :-) No jakbyś ty synusiu przeszedł w trudnych warunków piętnaście kilometrów, w tym jedną trzecią z żywą rybką w worku to też byś tak wyglądał, odpowiedziałam. Myślałam że ta flądra zdechła po pięciu kilometrach marszu, ale niestety musiałam ją dobić. Nie powiem jak to zrobiłam, pewnie wszyscy robią tak samo. W każdym razie na kolację była smażona flądra z frytkami i surówką z sałaty, ogórków i rzodkiewek, ale że jedną rybką trudno nakarmić dwie osoby, w tym jedną wchłaniającą wszystko co się nie rusza i nie jestem nią ja, to dołożyłam upieczoną pierś kurczaka którą trzymałam w zamrażarce na wszelki wypadek. Po nierównym podziale zostało dla mnie kawałek ogona flądry i końcówka kurczaczego cycuszka, ale doładowałam sałatą i było git.
I tak to połączyłam przyjemne z pożytecznym.

Pozdrawiam cieplutko :-)


9 komentarzy:

  1. Ale cwaniara z tej fladry! Nauczyla sie oddychac powietrzem, zeby nie ominela Cie okazja zabawy w rzeznika. Ja jeszcze w zyciu nic nie zabilam, zawsze kupuje gotowe filety, bo jestem obrzydliwa na wnetrznosci. Ojciec lowil, to sam patroszyl i przywozil do domu odglowione i bez flakow.
    Co Ty sie tak wstydzisz z rodakiem pogadac? Ja bym tam od razu zaczela po polsku. Bo sama powiedz, czy to nie smieszne, dwoje Polakow i gadajo po autochtonsku. :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, jeszcze by ze mną gadać chciał jakbym się po polsku odezwała :-) A szczerze mówiąc to do głowy mi wtedy nie przyszło, dopiero jak już odeszłam. Mówiłam już wiele razy, introwertyk jestem, znaczy dzik, z ludźmi nieznajomymi rzadko rozmawiam ale chyba będę coraz częściej bo mi się to zaczyna podobać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A rybkę to trzeba było od razu uśmiercić, bo tyle godzin w worku to już powolne konanie- dla ryby bez wody to cierpienie :( Wiem, że się nieźle narażę tym wpisem, ale trudno. Pozdrawiam. Irena P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Zua jestem. Nie mialam czym, nawet odpowiedniego kamienia nie bylo a muszelka nie bede ryby po lbie walic..

      Usuń
  4. A jednak oboje się najedliście. Cudowne rozmnożenie ryby, innymi słowy:)).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam nawet z kamieniem moge pogadac, ale z Polakami slabo mi idzie:)))
    Wlasnie w niedziele spotkalismy przypadkowo Polakow na pikniku i cos mnie podkusilo, ze sie odezwalam. A podkusilo mnie bo panstwo chcieli przeniesc stol i jak go juz podniesli to sie zaczeli przekomarzac i kazde wolalo "w moja strone" to ja tez zawolalam "w moja strone".
    I kuzwa konca tej rozmowy nie bylo, zaczeli mi opowiadac jak to poszli do kosciola nie na te godzine co trzeba, bo cos tam, cos tam... cos tam.
    Ja pierdykam, nie mam do tego cierpliwosci:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie tego sie zawsze obawiam, ze jak zaczne po polsku to konca nie bedzie, a rodacy na obczyznie to jak bracia przeciez wiec zwierzaja Ci sie ze wszystkiego i wszystko by chcieli o Tobie wiedziec :-)

      Usuń