poniedziałek, 22 czerwca 2015

I znowu ten poniedziałek

W sobotę grałam w turnieju badmintonowym i nawet zanotowałam mały sukces, bo dojście do półfinału z partnerem z którym nie tylko nigdy wcześniej nie grałam, ale nigdy go wcześniej na oczy widziałam. Więc jak mi go przydzielili to nie mogłam oczu oderwać i musiałam się napatrzeć za wszystkie czasy. Koleżanka z którą grałam żeńskiego doubla bardzo mi zazdrościła, widziałam :-) No bo chłopak wysoki, przystojny, buzia jak z obrazka, lat 24. I w dodatku bardzo dobrze grał. Czyli dobraliśmy się razem, żebym tylko była te ze dwadzieścia lat młodsza, ach...
No ale ja nie o tym miałam. Po tym turnieju, na którym dałam z siebie bardzo wiele, cały wczorajszy dzień spędziłam na nicnierobieniu bo bolały mnie prawie wszystkie mięśnie i lewa kostka. Jak to jest, biega człowiek, chodzi te kilometry, wydaje się że kondycja u niego dość dobra, a tu po takim turnieju wszystko z człowieka uchodzi. No cóż, takie są chyba uroki dania z siebie prawie wszystkiego. Następny turniej w październiku, też idę :-)
Sprawy miłosne mi się bardzo pokomplikowały i o tym miałam napisać. Nie wiem, może wymyślam, może to wszystko komplikuję w swojej głowie, w każdym razie żeby nie zwariować postanowiłam spisywać swoje myśli w formie Listów Do N. (N. czyli... Nie Powiem). I tak siedzę sobie wieczorami w łóżku i zamiast czytać piszę. Opisuję co mi się przydarzyło w ciągu dnia, co zamierzam robić dnia następnego, opisuję co w danej chwili myślę i co myślałam zanim zaczęłam pisać, kłócę się na papierze sama z sobą i zadaję setki pytań na które nie znam odpowiedzi. Czasami się uśmiecham, w większości jednak płaczę. I jak sobie tak popiszę i sobie tak posmarkam w chusteczkę, to zasypiam jak niemowlę po to aby obudzić się około czwartej rano i nie móc już zasnąć aż dopiero po szóstej, czyli zaraz zanim trzeba wstać. I wtedy mi się śnią różne niestworzone rzeczy. Dzisiaj na przykład uciekałam przed zboczeńcem który nie dość że chciał mnie zgwałcić to jeszcze mnie zaciupać jakimś narzędziem. Na szczęście jakoś zgubiłam się w tłumie Hiszpanów. Ale dobrze pamiętam to napięcie, tę nerwową ucieczkę w piżamie, popsuty nagle samochód, zbieganie po schodach...Ech, koszmar. Dobrze że żyję :-)
A dzisiaj rano wstalam z mocnym postanowiem nie martwienia się, bo co ma być to będzie. Żeby to tylko tak było łatwo zrobić jak łatwo powiedzieć. W każdym razie, myślę że ten tydzień zadecyduje o nabliższej przyszłości więc niech się już wreszcie skończy, chociaż jeszcze na dobre się nawet nie zaczął, bo ja w spokoju chcę sobie pojechać na wakacje. A wyjeżdżam już za dokładnie siedem dni. Ament.

Pozdrawiam spod zachmurzonego nieba.

8 komentarzy:

  1. A ja sobie wzielam wolne i tez nie wiem, po co, bo pogoda taka, ze z lozka nie wychodzic...
    Nie wiem, jak to jest, nie przezywam przeciez rozterek milosnych, a tez mi sie glupoty snia. I to jakie! Dzisiaj snilo mi sie, ze moim mezem byl muzulmanin i ze traktowal mnie tak... po muzulmansku. No mowie Ci, horror! :))) Bic mnie nawet chcial!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest jak sie rozne rzeczy oglada/czyta. Ten moj gwalciciel to maz kolezanki byl :-)))

      Usuń
  2. Znaczy się, zwyczajnie się bidula zakochała. I po kobicie. A taka fajna babka była... :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, wracaj ale może dalej zakochana i kochana? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ...kurczaki jedne bo powróciłem z małego wypadu i mało mi tej wolności i ogarnąć się jakoś nie mogę...

    OdpowiedzUsuń