poniedziałek, 15 lutego 2016

Walętynkowo, a co!

Wczoraj rano. Tekst na telefonie:
- Wiem że będziesz prawdopodobnie zbyt zmęczona chorowaniem, ale zapytam czy chciałabyś pójść ze mną do kina dziś wieczorem na komedię romantyczną "How to be single" (po polsku: Jak to robią single)
No to poszłam. A co!
Pomimo niedzieli i dość późnej pory kino było przepełnione. Jeszcze nie widziałam tu tylu ludzi w jednym czasie. Nasz film to był pokaz specjalny, walętynkowy (nie poprawiać!), poza salą wypełnioną do ostatniego miejsca i podłogą totalnie wysyfioną okruchami popcornu na koniec seansu nie widziałam tam nic specjalnego, może cena była specjalna ale się nie zapraszałam to nie wiem.

Ojeżu, matkobosko i wszyscy wzdęci! Ja nie wiem jak to zostało przetłumaczone na polski więc nie mogę się ustosunkować, ale w oryginale teksty są tak zabawne że umierałam ze śmiechu. No i bardzo dobrze że nie był to jakiś poważny film typu "Whiplash" bo bym nie miała jak kaszleć i smarkać, a tak to się dobrze ukryło pod rechotem. A że dodatkowo byłam w ogólnie dobrym humorze spowodowanym dostaniem uprzednio paczuszki moich ulubionych czekoladek Lindt w kolorze, a jakże! czerwonym, to i rechotałam wybornie, prawie jakby koń szczał na blachę tylko trochę przyrdzewiałą.
No dobrze, pochwaliłam się, to teraz o filmie. Przyznam że chciałam go zobaczyć i tak, bo zaledwie poprzedniego wieczoru widziałam Rebel Wilson w programie Grahama Nortona i tak się śmiałam że musiałam go zobaczyć drugi raz. Ta dziewczyna po prostu mnie rozwala.
Historia jak na Walentynkowy wieczór trochę przekorna, bo o tym jak z powodzeniem zostać singlem a nie jak znaleźć tę jedyną miłość na całe życie, chociaż i tu możemy zostać zaskoczeni niespodziewanym zwrotem wydarzeń. Generalnie opowieść o tym jak znaleźć szczęście w wielkim mieście. I więcej Wam nie powiem, ale bardzo polecam jak chcecie się po prostu pośmiać. Uprzedzam dewotki - jest, alkohol, narkotyki, a nawet - in vitro!!!... Seks też jest, a jakże, bo co to za miłość bez seksu, nie oczekujcie jednak "Pięćdziesiąt twarzy Greya" pomimo Dakoty Johnson. Po prostu lekko, wesoło i przyjemnie. I tak należy ten film traktować, bez rozbijania, jak to się mówi, dupy na atomy i tworzenia portretu psychologicznego bohaterów. Jak do tej pory, najlepsza komedia którą obejrzałam od dłuższego czasu.


I tak to spędziłam wczorajsze Walętynki. Zupełnie na trzeźwo :-)




5 komentarzy:

  1. No pacz, ja mam chlopa pod jednym dachem i walentynek nie spedzalam, a Tys singielka i mialas ubaw po pachy, a nawet czekoladki. :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, ja myślałam, że Rebel Wilson to facet (brzmi jak facet), a Ty piszesz, że dziewczyna :))) Jednak podróże - choćby tylko po blogach - kształcą jak cholera :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No co Ty, Rebel to rebelia a rebelia to przeciez dziewczyna, co nie? :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ końcówka wskazuje wyraźnie, że to ten Rebel! :)

      Usuń