wtorek, 2 lutego 2016

Jestem mordercą. To oficjalne.

Wczorajszy wieczór był bardzo udany, spałam jak zabita, obudziłam się w świetnym humorze i co?
Od razu, na powitanie pięknego słonecznego choć wciąż niesłychanie wietrznego dnia, zostałam mordercą. A wszystko przez tego Heńka...
Dopiero co pod przeleciała przez nas Gertruda, a już goni ją Henry. Mniej deszczu za to gorszy wiatr. No i wziął Henryczek i drzewo wielkie wywrócił, w samym środku miasta, akurat na mojej trasie do pracy. Wiadomo, droga zablokowana, korek straszliwy. Na szczęście miałam możliwość skręcić zawczasu na drogę okrężną, poza miasto, bo kto normalny lubi stać w korku. No i jak przejeżdżałam obok wioski (wyobraźcie sobie sznur samochodów jadących z taką samą prędkością 30 mil na godzinę, bo nie ja jedna miałam ten pomysł) to nagle kątem oka zobaczyłam kroczącego dziarsko wprost pod moje koła ptaka. Coś pomiędzy dużym gołębiem a kaczką, prawdopodobnie kuropatwa. Nie biegło, nie leciało, po prostu szybko maszerowało. Trwało to ułamek ułamka sekundy, zdążyłam ściągnąć nogę z gazu i pomyśleć że może się uda... Nie udało się. Poczułam lekkie pyknięcie koła i jak popatrzyłam we wsteczne lusterko to zobaczyłam tylko kupkę piór zanim zniknęła pod kołami kolejnego samochodu.
Poczułam się okropnie. Gdy zaparkowałam pod pracą, obejrzałam samochód ale nic, dosłownie nic nie było widać. Nie tak jak wtedy gdy na autostradzie walnęłam ptaka tak że mi tablica rejestracyjna się pogruchotała i miałam przedni grill cały w piórach. Dzisiaj nic, po prostu nic. Ja tego ptaka po prostu... przejechałam. Za każdym razem kiedy o tym pomyślę czuję wewnętrzne drgawki, bo nie potrafię porządnie robaka zabić, to znaczy gazetą czy czymś to jeszcze mogę walnąć, ale nie jestem w stanie przygnieść, bo odgłos miażdżenia jest po prostu dla mnie nie do zniesienia, a tu zmiażdżyłam ptaka! Własnym kołem!
Udaję się w stan żałoby.

8 komentarzy:

  1. Kazden jeden kierowca musi, no MUSI cus przejechac, inaczej nie przeszedl ksztu bojowego. I dobrze, by to cus nie bylo czlowiekiem raczej.
    Ja mam na sumieniu dwa kosy w locie, ale moj maz zalatwil juz dzika i chyba szopa, ze nie wspomne o zajacach.
    A ptaka nie zaluj, jak taki gupi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z dzikiem to bym się jednak nie chciała spotkać, no chyba że czołgiem :-))
    W pracy pochwalili mnie za rozsądek, bo gdybym tak nagle zaczęła hamować... buk wie kto by jeszcze ucierpiał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, ale kijowa sytuacja, buuu
    Ja też bym przeżywała okropnie. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie smutaj sie prosze ,to byl samobojca sam Ci pod kolo wszedl.Ja skunksa przejechalam ,pol roku mi auto smierdzialo
    Gosia z Chicago

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha! Jak dobrze że skunksów w Europie nie ma :-)))

      Usuń
  5. Łączę się w bólu. Mnie też takiego coś dopadło a dokładniej gołąb samobójca dopadł auto i grill. Najlepsze w tym, że grill (dolny) wypadł i był cały do czasu kiedy drugi kierowca go nie rozjechał.

    OdpowiedzUsuń