wtorek, 23 lutego 2016

Naturalnie czyli jak?

Niedawno podczas rozmowy o planach na wieczór, kiedy powiedziałam że zamierzam sobie zrobić kobieca sesję odprężająco-upiększającą, usłyszałam: "Dwie godziny żeby zrobić się piękniejszą? Nie da się poprawić doskonałości"...
Tak, jestem zwolenniczką naturalności, uważam, że co nam natura dała jest stworzone specjalnie dla nas, specyficznie i niepowtarzalnie. Są cechy na które się wpływu nie ma, wzrost, kształt twarzy, wielkość cycków, długość palców, rozmiar buta. Nie mam nic przeciwko operacjom plastycznym, pod warunkiem że nie są one wykonywane na mnie bo ja na żaden ingerencje chirurgiczne w celu "poprawy" się nie zgadzam. Lubię swoje ciało jakie jest, owszem mogłoby być troszkę cieńsze w pasie ale katować się w celu jego zdobycia nie zamierzam. Staram się być jak najbardziej naturalna i w wyglądzie i zachowaniu. Naturalna czyli... no właśnie, jaka?
Włosy. Farbuję je rzadko, do fryzjera chodzę jak muszę, suszarki używam kiedy nie mam za dużo czasu na swobodne schnięcie. Prostownicy nie posiadam, w zależności od okoliczności używam albo dyfuzora albo grubej lokówki. Kupuję drogie szampony i odżywki, nie mam natomiast na stanie lakieru do włosów ani żadnych produktów do ich układania.
Paznokcie. Moja pięta achillesowa, zazwyczaj wołają o pomstę do nieba. Lakieruję je od czasu do czasu, piłuję raz w tygodniu i po "wypadku" kiedy się zdarzy jakaś zadra. Mam je suche, łamliwe, niezbyt piękne. Powinnam im poświęcać więcej uwagi ale jakoś ciągle zapominam.
Zęby. Mam fioła na punkcie zębów. Natura dała mi je dość mocne i kształtne ale albo mama odpowiednio nie zadbała albo ortodonta był do dupy. Śmiać się pełną gębą śmieję ale wiem że nie jest to perlisty uśmiech idealnie równych białych zębów. Na to już wpływu nie mam, a uważam że za stara jestem na ingerencję ortodontyczną, ale wpływ na ich zdrowie i czystość mam więc na pastach nie oszczędzam, a szczoteczka (oczywiście soniczna) jest w klasie mercedes typu S.
Skóra. Raczej z gatunku tych suchych, dość piegowata ale jakoś tak piegi zrosły się z resztą że nie zwracają niczyjej uwagi, zwłaszcza mojej. Zawsze mam w domu jakieś paścidełka do smarowania po kąpieli ale po prostu mi się nie chce. Kąpieli zresztą zażywam rzadko, normalnie jest to szybki prysznic. Co jakiś czas staram się zrobić sobie łaźnię parową (mam tzw. steam shower czyli kabinę parową), działa bardzo fajnie na skórę i ogólnie na całe ciało, podobnie do sauny. Mydeł w kostkach nie używam, tylko odpowiednie płyny.
Mam absolutnego hopla na punkcie włosów cielesnych. Zostałam obdarzona niewielką ich ilością, a ich mechaniczne usuwanie przez lata spowodowało że są one dodatkowo bardzo słabe, tak że nie mam z tym większego problemu. Niemniej jednak jestem posiadaczką różnych urządzeń i środków do ich usuwania, bo jak wspomniałam, nie cierpię ich widoku na sobie. Jedyne włosy cielesne które pielęgnuję i o które zabiegam są te na głowie i w okolicach oczu.
Usta. Są. Szminki jakieś posiadam. W torebce nawet ze cztery. Używane od święta.
Twarz. Codziennie rano mycie specjalnym płynem i szczoteczką soniczną, potem specjalna emulsja, serum takie to a takie, krem na dzień, potem specjalny podkład, jeden, drugi, korektor, rozświetlacz, róż, cienie do powiek, szczoteczka do brwi, mascara. Wieczorem zmywanie tego wszystkiego specjalną tłustą pastą, potem szczoteczką z płynem, tonik, emulsja, serum, krem na noc, krem pod oczy, serum pod oczy, cuda panie, cuda... Środki do pielęgnacji twarzy i makijażu to zdecydowana większość mojego arsenału do zachowania naturalności. Ha ha ha.
Co jeszcze? Majtki takie żeby nie odznaczały się przez ubranie, biustonosze push up, odzienie wierzchnie kryjące niedostatni a uwydatniające walory, buty podkreślające kształt nóg.
Kurcze, ile to się trzeba napracować i kasy wydać na to żeby wyglądać naturalnie...
A potem te otoczone firaneczkami marki Dior oczy, te zaróżowione zdrowo marką Bare Minerals policzki wsadzić w ciasny kask motocyklowy, przejechać się z wiatrem i pod wiatr, posmarkać, połzawić. Tymi wypielęgnowanymi kremem Sanctuary pachnącymi cudnie dłońmi, uzbrojonymi w szklanym pilniczkiem ukształtowane, pokryte dwuwarstwową odżywką wzmacniającą z diamentami pazureiry sprawdzić stan naciągnięcia i naoliwienia łańcucha motorowego, a przy okazji rowerowego bo to jeden grzyb. Nie zapomniawszy gołymi dłońmi tymiż wygłaskać całego mechanicznego rumaka ocierając go z najmniejszych pyłków.
Taaaa....
Ja po prostu uwielbiam być naturalna. Naturalna czyli taka jak ja chcę, jak i w czym się dobrze czuję, bez pokrywania twarzy maską, robienia sobie garnka na głowie i plastikowych półmetrowych szponów. A jak trzeba to i śmierdzieć potem i smarem, z połamanymi pazurami i pocharatanymi ramionami, z nogami całymi w siniakach, w porozciąganym dresie i przydeptanych kapciach. Naturalna czyli ja, a nie czyjś obraz i podobieństwo, ja bo chcę być taka a nie bo ktoś mnie taką chce.

1 komentarz:

  1. Ja mam jeszcze mniej tych wszystkich smarowidel, jestem minimalistka, a poza tym Kira mi za duzo srodkow pochlania, wiec musze sie jeszcze bardziej ograniczac. ;)

    OdpowiedzUsuń