wtorek, 29 września 2015

Chwalimy się

Jak zapewne sobie przypominacie, niecałe dwa tygodnie temu miałam kurs motorkowy którego nie udało mi się dokończyć (podobno dużo ludzi tak ma, ale dla mnie to i tak siara straszliwa), więc nie mogąc ujeżdżać Hondka zabrałam się za reanimację roweru. Swoją drogą muszę Hondka jakoś nazwać po bożemu bo zanosi się że więcej tych Hondków się przez moje życie przewinie no to każdy imię będzie mieć musiał indywidualne, co nie? No ale zobaczymy jak się będzie sprawował, takie imię dostanie. W każdym razie, Już w pierwszą sobotę, po odpakowaniu roweru z komórki, umyciu, napompowaniu kół i nasmarowaniu łańcucha okazało się że jest zdolny do jazdy więc wsiadłam i pojechałam. Co bardziej szczegółowo opisywałam tutaj. Początkowo chciałam tylko poćwiczyć technikę, ale jak zaczęłam to zeszło mi tak jak na mapie:


Po tym pierwszym wyczynie doopsko bolało mnie przez trzy dni, tak że niedzielę sobie odpuściłam, ale już w poniedziałek zasiadłam z powrotem na rowerek po pracy, w moich nowych spodenkach rowerowych, kasku i rękawiczkach. Tym razem tylko na chwilę naprawdę tylko pojechałam na parking do Macmerry, czyli na powyższym obrazku gdzieś w okolice numerka 23. Tam sobie pokręciłam ósemki i inne kółka i wróciłam. Nawet nie fatygowałam Endomondo. Podobnie we wtorek i środę. 
Teraz muszę się do czegoś przyznać - wszystkie te dni przejeździłam na pękniętej oponie. Jak się później dowiedziałam, opona se wzięła i pękła na szwie (a dobra opona była, prawie nowa, jeszcze z "kolcami") bo rower stojąc se będąc w komórce przez tyle lat zupełnie bez powietrza naciskał na oponę i ta nie wytrzymała. Oczywiście w pierwszej chwili paniki zadzwoniłam do eksa swojego bo jakoś nam się kontakty poprawiły ostatnio to postanowiłam mu dupę pozawracać. No i on powiedział że jak dętka nie wystaje to mogę jeździć (!?). Pewnie chciał coby mnie szlag szybciej trafił, nie udało się. No ale przejeździłam te parę dni na pękniętej oponie, aż w końcu zaczęłam czuć takie bum-bum-bum, więc pomyślałam dość tego, trza cholerstwo zmienić. 
Więc w czwartek już nie było rowerkowania. Czwartek był początkiem prac konserwacyjno-naprawczych. Po obejrzeniu kilkunastu filmików instruktażowych na youtube i wykonaniu kilku panicznych telefonów do eksa (jak mu dupę zawracać to na całego) udało mi się tę cholerną oponę ściągnąć z tylnego koła, po uprzednim zdjęciu tegoż z ramy roweru co jest sprawą znacznie trudniejszą niż w przypadku koła przedniego, bo są tam te cholerne przerzutki. No ale udało mi się, dętkę sprawdziłam czy cała, oponę wrzuciłam do samochodu i pojechałam do sklepu zakupić nową. W sklepie po prostu wytaszczyłam oponę z bagażnika i zaniosłam z prośbą żeby dali mi taką samą albo podobną a tę sobie zabrali. Co też zrobili :-) Za opłatą ma się rozumieć. 
Piątek po pracy zleciał mi na składaniu tego wszystkiego do kupy. Oesu ale się namęczyłam. Taki sam schemat, filmiki na youtube, paniczne telefony do eksa i w końcu się udało. W międzyczasie głaskałam Hondka żeby się odstresować...
W sobotę do południa ustawiałam przerzutki tylne, a gdy już uznałam że jest mniej więcej w porządku, pojechałam w trasę. Nie planowałam, tak jakoś wyszło. Jak na dolnym obrazku. Najpierw było trochę pod górę, ale za to potem z góry - to była jazda! Nigdy wcześniej tchórzem będąc nie przypuszczałam że jazda na prędkości może być taka fajna. Oczywiście hamulce były w pogotowiu i czasem z nich korzystałam jak myślałam że zaraz się rozpadnie ten mój rower, ale ogólnie frajdę miałam nieziemską. Najgorsze że na koniec znowu musiałam podjechać w górę, ale powolutku, powolutku dałam radę. Zrozumiałam też wtedy jak zmienia się przerzutki żeby rower dobrze chodził, niestety przednia przerzutka okazała się do kitu. O tym za chwilę, a teraz popatrzcie na trasę. Jestem dumna :-) Ósemki i kółka też mi się udało pokręcić!


W niedzielę rano znowu grzebałam w przerzutkach. I znowu, utartym schematem, filmiki na youtube, telefony do eksa... Wydawało mi się że zrobiłam dobrze, więc wyruszyłam w zaplanowaną tym razem trasę. Chciałam udać się do Edynburga, do sklepu motoryzacyjnego kupić coś dla Hondka. Rowerem :-)
W Musselburgh zepsuła mi się przednia przerzutka. Mogłam jechać spokojnie, ale łańcuch mi trochę tarł i bałam się że coś się popsuje. Telefon do eksa (znowu!), obiecał że przyjedzie i zobaczy. Spotkaliśmy się na parkingu, ponaciągał, posprawdzał, potłumaczył, przy okazji wypomniałam mu że przez tyle lat mówił że się nic nie da zrobić z tym rowerem a teraz się jednak da... No cóż, okazało się że linka do biegów jest po prostu za krótka i ktoś przede mną zrobił złą robotę (rower jest second-hand). Przynajmniej ustawił mi na tyle że nie grzechotała, dał mi prawdziwy klucz rowerowy bo nie miałam i poinstruował jak się wymienia linkę w biegach. I że jak nie będę umiała sobie poradzić o on mi pomoże. O! Jak to faceci chętni są do pomocy obcym babom! 
Pożegnawszy się pojechałam jak zaplanowałam. Przejechałam przez cały deptak na Portobello, pogoda cudowna, masakra, pełno ludzi, na deptaku tłumy, rower to musiałam miejscami prowadzić. I nie oburzajcie się na mnie za jazdę po deptaku rowerem, tam można bo jest pół na pół dla ludzi i rowerów. Co ja zrobię że tych pierwszych było znacznie więcej. 
W sklepie kupiłam to co chciałam plus linkę do roweru, pochłonęłam szejka mlecznego w pobliskim Makdonaldzie i pojechałam nazad z powrotem. I powiem że nawet doopsko mnie tak bardzo nie bolało. Trasa poniżej. 


Teraz rower czeka na wymianę linki, a ja czekam na dokończenie kursu co odbędzie się już jutro. A potem, jak pogoda dopisze a ma dopisać w weekend, zabieram Hondka na spacer. I niech się dzieje!

6 komentarzy:

  1. Jesuuu, Iwona, w ziemie mnie wbilo z podziwu dla Twojej samodzielnosci i mechanicznych umiejetnosci! Kiedy juz szczeke z podlogi pozbieralam, znow opadla, kiedy zobaczylam dlugosc tras, jakie pokonywalas rowerem. Chapeaus bas!
    Jestem z Ciebie bardzo dumna, zaimponowalas mi! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :-) Wiesz, chyba zawsze lubiłam dłubać a nigdy nie miałam okazji bo faceci mnie wyręczali. Najbardziej się boję że coś rozkręcę i nie będę umiała złożyć, ale jak widać zawsze się chętny znajdzie do pomocy głupiej babie ;-)

      Usuń
  2. Matko kochana, co za tekst... Aż się spociłam, żeby zrozumieć, osochozi! I jaka głupia zaczęłam, taka głupia skończyłam. Wyrazów takich jakichś używasz... motor... rower... przerzutka... Że o Macmerry i Endomondo nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Motor to taki rower który sam jeździ bo ma silnik (silnik czyli takie coś co sprawia że różne rzeczy działają, na przykład suszarka, odkurzacz, wibrator). Rower to taki motor tylko bez silnika. Przerzutka - hmm... też się zastanawiałam. No to takie kółko które sprawia jakimś sposobem że rower szybciej jeździ. Macmerry to nastęna miejscowość za tą w której mieszkam a Endomondo to taka aplikacja która działa jak gps i notuje każdy Twój krok. Tylko proszę, nie pytaj mnie co to jest aplikacja czy gps.... :-))))))

    OdpowiedzUsuń
  4. No co sobie ubliżasz, hę? Mądrej babie, bo pytać umie i wie o co pytać. :) Ja nie bardzo kiedyś techniczna a dziś mało zainteresowana techniką ma działać i tyle. :)
    Ale jesteś samodzielna, mnie jak Ani szczena opadła. :))

    OdpowiedzUsuń