poniedziałek, 21 września 2015

Na dwóch kółkach

W sobotę była piękna pogoda, słońce świeciło cały dzień, temperatura jesienna ale wciąż bardzo ciepło, taka typowa złota (polska) jesień.
Miała to być Pierwsza Sobota na Motorze. Niestety, nie wyszło, bo kursu nie ukończyłyśmy. Śmiejcie się. A było to tak.
W czwartek na kursie zjawiłam się ja i jeszcze jedna babka mniej więcej w moim wieku, taka ładna, szczupła wiecie, z kolczykiem w nosie i podfarbowanymi krótkimi włosami, z urody bardzo przypominała mi Noomi Rapace z "Dziewczyny z tatuażem" w oryginalnej szweckiej wersji. Doświadczenie miałyśmy bardzo podobne czyli zerowe więc instruktor ucieszył się że będzie miał to samo do przerobienia z nami dwoma. No i miał. Oesu co to było!
Dwie baby się zabrały za motor. Śmieszne bo do wszystkiego podchodziłyśmy tak samo, analizując, obliczając, starając się wykonać wszystko jak najlepiej, zgodnie z zaleceniem nauczyciela. A ten stał z boku rwąc sobie włosy z głowy i paląc fajkę za fajką bo istne z nami miał utrapienie.
Kiedy po kolejnym niezbyt udanym ćwiczeniu kręcenia ósemek poprosił o przerwę i ze stoickim spokojem tłumaczył że przecież nie każdy musi jeździć na motorze, w oczach zapaliły nam się świeczki. Mało się nie popłakałam i myślę że i ona także. Ale po chwili skomponowałam się z powrotem do kupy i powiedziałam sobie: "Ja się nie nadaję? To ja Ci pokażę!" i dalsza część kursu, z szybszą jazdą, zmienianiem biegów itepe poszła już znacznie lepiej. Niestety, ponieważ za dużo czasu spędziłyśmy na powtarzaniu różnych ćwiczeń (przecież wszystko miało być perfekcyjnie, a w dodatku najwolniej jak się dało - guupie baby!) to nie wystarczyło czasu na drugą część kursu czyli jazda po mieście. Tak że Drodzy Państwo, druga część kursu dopiero za tydzień. Oczywiście z rozpaczy nie mogłam przełknąć kolacji i wyłam jak pies do księżyca, że ja taka beznadziejna, że się nie nadaję, że na co mnie to...
Ale - na forum motocyklowym dla pań na które się zapisałam, dostałam niezwykłego kopa, łącznie z instrukcją co robić jak coś nie wychodzi i ranek następnego dnia powitał mnie w doskonałym humorze i z mocnym postanowieniem że i tak ujeżdżę ten motor i tak. On ma mnie słuchać nie ja jego. No. Ale że póki co nie mogę bo nie mam papierka, to poćwiczę wszystko na rowerze! A co, dwa kółka ma? Ma. Biegi ma? Ma. Dwa hamulce ma? Ma. I o to chodzi!
Pół soboty spędziłam więc na przygotowywaniu roweru. Bo stał zamknięty w komórce od lat, ostatnio był ruszony jakieś trzy lata temu jak jechaliśmy zbierać róże na wino. A przedtem to już nie pamiętam kiedy na rowerze jeździłam, a o ogóle to ostatnią dłuższą wycieczkę po drodze miałam jakieś.... lat temu, zanim jeszcze wyszłam za (eks)mąż. No więc wyjęłam kulę pajęczyn z komórki, umyłam, napompowałam koła, popryskałam łańcuch tym mazidłem do łańcuchów i w ogóle zrobiłam przegląd śrubek i czego się dało, po czym wsiadłam nań i pojechałam. Bez kasku, wzięłam tylko upchałam w kieszeniach syna rękawice do gokartu w razie wu. A tam, myślę sobie, przecież tylko na chwilę jadę, ósemki pokręcić i potrenować hamowanie.
Ustaliłam sobie w głowie trasę, w wyobraźni pode mną był Hondek więc miałam jechać tak jak się normalnie po ulicach jeździ, światła, zakręty, ronda, skręty i wszystko to co normalny użytkownik rucvhu spotyka na swojej drodze. Szło mi nadzwyczaj dobrze, udałam się najpierw w kierunku lasu, a potem drogą obok, przy której to się zatrzymałam bo zobaczyłam nagle i znienacka że jeżyny już prawie dojrzałe :-) A ja na to wygłodniały lew na steki. Zaparkowałąm rower:


i rzuciłam się na czarniejące owoce. Muszę przyznać że te znajdujące się w słońcu były słudziutkie, a wszystkie inne po prostu przepyszne. 


Jak się już napasłam to pojechałam dalej. Jeździłam tak wąskimi drogami, mijałam kolejne wsie i farmy, aż w końcu zorientowałąm się że jestem już w pobliżu Haddington które jest miastem powiatowym i dojazd samochodem do niego zabiera mi jakieś piętnaście minut (autostradą), więc pomyślałam, super, teraz trza wracać do domu. Wyglądałąm jak głupek, bez kasku, w dodatku doopa zaczęła mnie boleć bo miałam na sobie zwykłe spodnie do biegania. Z Haddington zaczęła się droga przez mękę. Z bolącą doopą, cały czas pod górę, owszem na jezdni wydzielona droga dla rowerów ale miejscami niezbyt gładka, tak że każdą nierówność moje cztery litery odczuwały potrójnie. No ale jakoś wrócić trzeba było. Już niedaleko domu przypomniałam sobie że nie potrenowałam ósemek, więc zjechałam w boczną drogę i tam ćwiczyłam. Co dziwne, w jedną stronę mi wychodziło lepiej a w inną gorzej. Syn mi to później wytłumaczył że przecież praworęczna jestem to nie powinnam się dziwić że mi w jedną stronę lepiej się kręci niż w drugą, że to zupełnie normalne jest i ja też. Normalna znaczy się. 
Kiedy wróciłam do domu, prawie padłam. Zrobiłam w sumie 26,83 kilometra, różnica poziomów 66 metrów. Ale nie padłam tak do końca, tylko pojechałam natychmiast do sklepu i kupiłam kask, spodenki żelowe na rower i rękawiczki. W porę, co nie? 
No bo  następny weekend też będę trenować, coby wspomóc balans i pewność siebie. A potem tylko dokończę kurs i dosiadam Hondka, juhu!!!




7 komentarzy:

  1. Ja na Twoim miejscu domontowalabym motorek do roweru i tak bym sie poruszala. Kursow nie trzeba robic, ani zdawac egzaminow, a kask juz masz jakby co. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaski to mam nawet czy :-) Ale serio, czułam się jak debil z gołą głową, wydawało mi sie że wszyscy się gapią i pukaja w czoło: "łot durnota, bez kasku jedzie..."

      Usuń
    2. ...o dobrze Pantera mówi trzeba było silnik z kosiarki wymontować i taka mało porywcza Hondaaaa by była, he he he. Znam ból siedzenia po siodełku, oj znam...

      Usuń
  2. Jak się okaże, że trzeba Twojego ciepłego trupa z pobocza zbierać, to nie do mnie z tym!
    No!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, cieplego to nie, calkiem zimny bedzie, obiecuje :-)

      Usuń
  3. Kochana! Nie zwracaj uwagi na żadne podszepty, że w Twoim wieku, to już powinnaś właściwie owinąć się w prześcieradło i i pełznąć w kierunku cmentarza, ani żadne w tym stylu, że to nie dla Ciebie. Znalazłaś dla siebie pasję? Znalazłaś. No to piersi do przodu i wskakuj na te swoje stalowe rumaki, jakie by nie były. A i towarzystwo ciekawe i nietuzinkowe dzięki tej pasji się znajdzie. Bo to i babeczki fajne na motocyklach jeżdżą i płeć męska jest naprawdę męska, a nie taka w rureczkach używająca tylko kciuków do pisania na smartfonie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja to nawet juz mam pomysla na zimowe wieczory :-) Wymyslilam coby ten moj rower zreanimowac, rozebrac go na kawalki, kupic nowe czesci i poskladac coby byl jak nowy :-) Normalnie mnie to bawi, takie krecenie srubek, teraz mam nareszcie okazje sie sama wykazac, a nie zawsze chlop i chlop, bo on wie lepiej... A wlasnie ze ja tez wiem. No!

      Usuń