środa, 12 marca 2014

Lody

Taka piękna dzisiaj pogoda, słońce świeci, ja w pracy, spotkanie za spotkaniem, a tu kolega mi pisze - "Spaceruję po Botanicznym, jem lody". O by cie - łazi po słoneczku i lody żre i jeszcze śmie mnie zawiadamiać! Cholera jedna złośliwa, a ja nie dość że w pracy, to jeszcze kocham lody...

Najlepsze lody w Nysie, gdzie mieszkałam w dzieciństwie, były u Witalisa. Właściwie to było kilka fajnych lodziarni, ze słynnym Grycanem, ale te lody od Grycana były wtedy jakieś takie... Nie to co u Witalisa. Chyba każda nyska rodzina po niedzielnym obiedzie jadła lody od Witalisa. Jakie tam zawsze były kolejki! Ci którzy szli na spacer do parku wysyłali dzieci przodem, dzieciaki stały w tej kolejce z niecierpliwością, zaglądając przez szybę i komentując szczęśliwców którym juz się udało ten obiekt marzeń zdobyć. Ci którym się na spacer nie chciało, wysyłali dzieci z ogromnymi termosami, do którego pani pakowała 20-30 gałek lodów którymi objadała się potem cała rodzina. Kubki też można było kupić, po parę groszy sztuka. Myśmy takiego termosu nie mieli, ach jak ja zazdrościłam koleżance tego termosu...
Jak szło się z rodzicami to mama zezwalała na 4 gałki maximum, a to były duuuuże gałki (a przynajmniej tak to pamiętam). Ale jak szło się z koleżankami... och, wtedy hulaj dusza! Jakiegoś wielkiego wyboru smakowego nie było, waniliowe, śmietankowe, kakaowe i truskawkowe to standard, czasami cytrynowe czy inne, ale nie pamiętam bo najbardziej lubiłam śmietankowe i waniliowe i tylko te kupowałam, z przerywnikiem kakaowym. A moje lody wyglądały mniej więcej tak:


I wcale nie żartuję bo siedem gałek to była norma, tylko kubek był inny, taki bardziej... kubkowy więc ze trzy gałki się mogły w nim schować, reszta wystawałą. Och jakie one były dobre!
Nie było wtedy tak kolorowo, o nie, taka to była ta nasza komunistyczna szaro-szara Polska w tamtych czasach. Ale podejrzewam że nawet gdyby ktoś inny w mieście sprzedawał takie lody:


to i tak wszyscy kupowaliby u Witalisa. Tamte lody były po prostu pyszne.
Teraz jest już inny świat, tamtej lodziarni w Nysie już dawno nie ma. Do dziś został mi za to apetyt na waniliowe i śmietankowe lody.


Nie lubię za to takich, no po prostu nie lubię sorbetów i już. Żadne mrożone soki do mnie nie przemawiają.


 Za to z miłą chęcią zjadłabym coś takiego na obiad:


A po obiedzie coś takiego na deser:


A potem w ramach przekąski to:

Ach, jak ja lubię lody! Rzadko je jadam bo mi na figurę (ekhem!) źle robią, ale jak już się dorwę...
Dobrze że już niedługo lato...

Pozdrawiam serdecznie, niech Wam też pocieknie ślinka!

Zdjęcia z internetu



9 komentarzy:

  1. Oj, co pocieknie, to pocieknie:-). My też mieliśmy "swoją" lodziarnię. Istnieje do dziś i nazywa się ...Miś. Niezbyt wymyślnie, ale lody przyciągają do niej Gdańszczan od wielu pokoleń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lody od Grycana są bleee... nie jestem wielką miłośniczką lodów, ale latem czasem mam ochotę na jedną gałkę najlepiej cytrynowych ewentualnie pistacjowych. Dlatego tylko troszkę się zaśliniłam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oplulam sie po pas, bo ja tez uwielbiam lody. Kiedy pomieszkiwalam u babci w Warszawie, pobliska Zielona Budka serwowala najlepsze lody swiata. Mmmmm.... Zawsze udalo sie u babci wyjeczec kilka kulek.
    A niech mi d***a rosnie, w koncu raz sie zyje! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, najwyżej się kupi większe bikini :-)

      Usuń
  4. Pociekla...
    Tutaj na te wszelkie wynalazki lodowe wybieram jedynie chocolate milk shake. Mniam....I juz niedlugo otworza lodziarnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na lody to ja uważam :-)))
    Ale jak dorwę swoje ulubione to ech....

    Zapraszam Ciebie na blog ....ANGIELSKI na SKRÓTY ...
    Nowy, o nauce języka angielskiego...
    Myślę ,że znasz go bardzo dobrze
    i Twoje rady odnośnie nauki tego języka byłyby bardzo cenne.
    Chętnie ich wysłucham
    Dziękuję z góry !

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś mi siostrą lodową, bo ja mam jak Ty. Na obiad, na kolację i na śniadanie do kawy - tak mogłabym się żywić cały czas!

    OdpowiedzUsuń