wtorek, 17 stycznia 2012

Uzależnieni od sieci.

Ech, jakiś taki zły ten dzień był dla mnie. Niby nic a jednak nerwa mam. Część uniwersyteckiej posiadłości, którą zarządzam, idzie pod młotek, czyli zostaje sprzedana. Wiedzieliśmy o tym już od dawna, ale nikt nic na pewno. Dalej nikt nic nie wie, tyle tylko że zostałam poinformowana że ta część mojej pracy będzie musiała zostać jakoś zastąpiona. To mały ułamek, nawet nie 20% moich obowiązków, ale jak to do cholery zapełnić, nie wiem. W normalnych warunkach, znaczy bez długów, olałabym to i poprosiła o redukcję etatu o 20 procent, czyli dodatkowy wolny jeden dzień w tygodniu, czyli cztery dni pracy. Ale że to niestety idzie w parze z redukcją zarobków, nie da rady. Muszę coś wymyślić. Prawdopodobnie będę usiłowała przekonać szefa że te dodatkowe obowiązki którymi mnie obdarzył w sierpniu, a na które sama się zgodziłam, że sobie z nimi czasowo nie mogłam poradzić i dlatego niekiedy mam opóźnienia i stres z tym związany, a stres nie jest dobry, o nie. I dlatego jestem zadowolona z zaistniałej sytuacji bo teraz będe mogła się nareszcie wykazac jak należy.
A prawda jest taka że jestem leniwą krową która w pracy gra na Facebooku i pisze blogi. A jak nie to przegląda internet do bólu. I co gorsza, nie może się z tego wyplątać. Wpadłam w błędne koło sieci. Przyznaję, jestem siecioholiczką, a to jeszcze gorsze niż alkoholizm, bo gdy z tym ostatnim potrafię sobie radzić bezbłędnie, to pierwsze jest na razie nie do wyleczenia. Jak wyleczyć się z uzależnienia od internetu, no jak? Jak tu skasować wszystkie swoje farmy, na które tyle pracowałam i tyle w nich osiągnęłam, jak tu nie sięgnąc przynajmniej raz na godzinę do swojej ulubionej strony internetowej, jak tu nie obejrzeć ciekawego filmiku na youtube, no jak????? Odpowiedź tkwi najpewniej w internecie. I tu koło się zamyka. A ja tracę cenny czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz