środa, 11 stycznia 2012

Kocie strachy duże i małe

Koty to ciekawskie ale i płochliwe stworzenia, każdy wie. Bawi się taki z tobą, gania za papierową kulką po schodach tam i z powrotem, niby na nią poluje, ale na każdy obcy czy niespodziewany dźwięk nastawia pilnie uszu, nasłuchując i gdy tylko coś go zaniepokoi, zostawia zabawę i biegnie sprawdzić co to.
Nasz kot boi się odkurzacza. Wiem, wiem, większość zwierząt boi się odkurzacza i nie wiadomo dlaczego, bo suszarka do włosów na przykład wydaje równie głośny dla nas dźwięk, a jej się kot nie boi. Więc włosy suszyć mogę sobie spokojnie, ale gdy tylko odkurzacz wyjeżdża ze schowka, kot wieje gdzie popadnie, najlepiej po prostu z domu.
Kot nie boi się polować, ale większe ptaki takie jak seagul (rodzaj mewy, duży wrzeszczący ptasior który jak się zdenerwuje na ciebie to ci tak przystroi samochód że w tydzień nie zmyjesz), traktuje z respektem. Cóż, seagul jest większy niż kot :-)
Kot nie boi się innych kotów, zna swój teren i traktuje go jak każdy kot, jako terytorium własne i tych którzy do niego należą, czyli nas. Czyli pilnuje i domu i obejścia, często po prostu siedząc w bramie i obserwując ulicę. Gdy przechodzi jakiś inny kot, nie ma problemu, ale gdy się podkrada, jest to już alarm - intruz na terytorium! I już postawa wyczekiwania, ogon naprężony i delikatnie poruszający się na boki, ale nie tak jak do polowania, oczy utkwione w przeciwniku. Obcy kot wie co to znaczy i obchodzi dom dookoła. Ale gdy tylko naszego nie ma w pobliżu, niektóre koty wchodzą bezczelnie na podwórko i próbują jak daleko mogą się posunąć, czyli gdzie zrobić kupę.  Dwa takie koty są w okolicy, prawdopodobnie mają jeszcze odruchy terytorialne sprzed naszego kota, te które robiły mi w ogródku więc postanowiłam że sami weźmiemy kota bo wolę sprzątać swoją kocią kupę niż cudzą.  No więc te dwa koty czasami jeszcze szukają swojej szansy i czasami im się to udaje, ale pędzimy je z podwórka. Cóż, nasze kocisko jeszcze nie wyrobiło sobie statusu tego najważniejszego w okolicy, więc obce koty albo przegania albo się z nimi bawi, przynajmniej tak to wygląda. Prawdziwe walki, takie na zęby i pazury, się nie zdarzają, wszystkie koty są kastrowane więc nie są za bardzo agresywne. Ale gonitwy, miałki, piski i inne kocie odgłosy czasami słychać.
Tak więc nasz kot nie ma za dużo powodów do strachu.
Ale wczoraj, stało się coś co zdziwiło nas niepomiernie. Kiedy wjeżdżałam po pracy do domu, automatyczne światło na podwórku jeszcze się paliło, czyli ktoś właśnie opuścił ogród. Weszłam do domu, zapytałam gdzie kot bo nie przyszedł jak zwykle. Kot pod naszym łóżkiem, dowiedziałam się. Zajrzałam, rzeczywiście, cały przestraszony, za cholerę nie wyjdzie. Z relacji rodziny wynika że kot siedział na parapecie, po czym zerwał się i jak szalony popędził na podwórko. Nie było go może z minutę, po czym wpadł jak burza przez swoją klapkę, ogon jak szczota do butelek, uszy spuszczone, i popędził... pod łóżko. Mąż wybiegł na podwórko sprawdzić co się stało, obszedł posesję dookoła, nic nie znalazł, i wtedy przyjechałam ja.
Kot siedział pod łóżkiem jakieś 10 minut, żadne nawoływania, żadne prośby i groźby nie pomogły (jakby pomagały w każdym innym przypadku, haha!), po czym cichaczem uciekł na górę do pokoju syna, w którym jest wbudowana szafa, a w szafie zerwane dwie deski podłogowe w celu wymienienia na nowe. Więc wlazł pod podłogę i tam siedział następne pół godziny. Dawno minęła pora jego karmienia, więc wpadłam na pomysł że może zgłodniał wreszcie, więc wsypałam mu ulubioną karmę do miseczki, postukałam łyżeczką, w ogóle zrobiłam tak dużo harmidru z tym jedzeniem jak tylko mogłam. Przyszedł, powąchał, jedzenia nie ruszył. Trochę spokojniejszy, nie łasił się jednak do nikogo, zaszył się gdzieś znowu i wyszedł dopiero po długim czasie, mocno głodny, bo zjadł wszystko za jednym posiedzeniem. Na dwór wyszedł dopiero przed jedenastą, na chwilę.
Dziś rano kot był znowu sobą, chyba trauma mu już minęła. Ale co go mogło tak wystraszyć? Może pies (o to trudno, bo psy raczej nie wychodzą tu same, a już na pewno nie po zmroku), może lis. Bo na pewno nie kot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz