czwartek, 12 stycznia 2012

Trzy opowieści

Jak to jest, że jeden bardzo chce a mieć nie może, a drugi nie chce a ma. I to w nadmiarze.

Gośkę zawsze mama upominała, jak lizała łyżkę do ucierania ciasta, nie liż łyżki bo będziesz miała łysego męża. Gośka się tylko śmiała, bo ani męża ani tym bardziej dzieci nie zamierzała mieć wcale. Była młoda, nie w głowie jej pieluchy, chciała się bawić, zażywać życia. Stało się że jak miała zaledwie dziewiętnaście lat, zachorowała na gardło, wstrętna choroba, mogło się skończyć brakiem głosu. Ale głosu nie straciła, za to pojechała do sanatorium nad morze, wyleczyć się do końca. I tam poznała Staszka. Staszek trochę od niej starszy ale nie za bardzo, jakieś dziesięć lat. Przywiozła go do domu, pokazać matce. Staszek był łysy. Lamentom matki nie było końca. Bo stary, bo łysy, bo góral. Nie góral, bo z Krakowa, ale dla starej matki kto z południa to góral.
Szybko wzięli ślub, skromny bo sami musieli płacić za siebie, ale wyglądali na szczęśliwych. Rodzina tylko po kątach gadała, że Gośka to chyba w ciąży bo tak szybko ten ślub. Zamieszkali u niego w Krakowie. Po kilku latach rodzina zaczęła gadać że on chyba nie może mieć dzieci bo Gośka taka młoda, ładna, zdrowa, to dlaczego jeszcze tych dzieci nie ma? A ona po prostu nie chciała mieć dzieci. Ale przyszedł czas, kiedy zegar biologiczny zatykał i Gośka zaczęła zaglądać ludziom do wózków, wchodzić do sklepów dziecięcych ot tak sobie, popatrzeć, i w ogóle, przyszedł czas. Leczyli się długo, wydali kupę kasy na lekarzy, lekarstwa, wizyty, niestety, oboje nie mogli zostać rodzicami. Gośka na początku płakała, ale przyzwyczaiła się już. O adppocji nie myśleli, ona ma już 46 lat, Staszek pod sześćdziesiątkę, nie chcieli żeby dziecko miało starych rodziców. Mieszkają sobie we dwoje w nowym krakowskim mieszkanku, takim akurat na ich potrzeby. I tam się pewnie zestarzeją i tam umrą.

Aśka rozstała się z Pawłem kiedy ich synek miał trzy latka. Planowali ślub, ale coś im nie wyszło. Aśka zamieszkała z synkiem w wynajętej kawalerce, rodzice pomagali jej jak mogli, jakoś im się żyło. Paweł na początku zabierał syna do siebie w każdy weekend, kupował mu drogie prezenty, ale poznał dziewczynę, ożenił się, urodziło im się dziecko więc na to nieślubne czasu pomału przestało wystarczać i czasu i pieniędzy. Aśka tymczasem też poznała kogoś, ale on był żonaty, miał dwójkę swoich dzieci. Żona go co prawda zostawiła i wyjechała za granicę, zabierając młodszego syna, a starszego, prawie pełnoletniego, zostawiła z ojcem. Jacek traktował Aśkę bardzo dobrze, a z braku żony nawet lepiej. Ale nie chcieli, nie mogli czy też coś innego przeszkadzało im jakoś sformalizować związek, Jacek rozwodu nigdy nie wziął, nigdy nie mieszkali razem. Stało się że Jacek musiał zamknąć firmę i stracił żródło dochodów. Wyjechał więc do żony, do Holandii. Po dwóch miesiącach Aśka zaczęła mieć podejrzenia, bo okresu nie dostała, źle się czuła, ponadto zwolnili ją z pracy i z dorastającym chłopcem zostali bez środków do życia. No prawie, bo przecież miała zasiłek. Nie zastanawiała się długo, a siostra w sekrecie zaczęła jej już szukać kliniki w której można usunąć ciążę. Pieniądze jakoś by się znalazły. Nie mogła sobie pozwolić na drugie dziecko, teraz, kiedy była bez pracy, niedokończony remont w mieszkaniu, dorastający syn i tatuś gdzieś w świecie.
W Święta Aśka dostała okres. Postanowiła że teraz to się już musi stuprocentowo zabezpieczyć.

Kamila była z Andrzejem bardzo długo, kochali się bardzo, beztrosko, jak to młodzi. On wyjechał za granicę "za chlebem", bo pracy nie było dla niego w rodzinnym maleńkim miasteczku. Ona dołączyła wkrótce do niego. Zamieszkali oczywiście razem, pomału zaczęło się wszystko układać, praca, mieszkanie, trochę grosza. Zaczęli mówić o ślubie, a choć oboje mieli tylko po 22 lata, nie chcieli czekać. Weselisko było wspaniałe, wszystko załatwione na odległość, bo w Szkocji przecież ślubu brać nie będą, musi być "po naszemu!". Minęły dwa lata, różne wzloty i upadki, zaczęli myśleć że może czas na dziecko. Wciąż byli młodzi, ale mieli wszystko, poza tym chcieli żeby ich dziecko miało młodych rodziców. Próbowali więc. Pół roku, rok, dwa lata i nic. Do jednej kliniki i do drugiej, wszystko niby OK, on płodny, ona też. W dokumentach wpisali im że powód niepłodności nieznany. Kamila miała już 29 lat i straciła nadzieję na normalne poczęcie, ale zostało jeszcze in vitro. Tuż przed Bożym Narodzeniem dostali list z wiadomością że termin zabiegu mają ustalony na luty. Kamila załatwiła sobie tydzień wolnego, bo to nigdy nie wiadomo co się przydaży i z niecierpliwością oczekiwała wyznaczonej daty. I nagle, tydzień przed planowanym in vitro, Kamila oznajmiła z niezwykłą radością całemu światu, dzwoniąc do kogo się da, wysyłając maile, sms-y: "Jestem w ciąży!"
Z radością odwołali zabieg. Ciąża przebiegła wzorowo, przy porodzie były małe komplikacje więc zrobiono jej cesarkę. Ale nic nie mogło zaćmić szczęścia, Kamila i Andrzej zostali rodzicami ślicznego chłopczyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz