poniedziałek, 14 marca 2011

Za żarcie...

Klarka, jezeli to czytasz, prosze cie, nie pozywaj mnie do sadu za plagiat tytulu twojego bloga. Oto co mi sie dzisiaj przytrafilo:

Gotuje zupe ogorkowa, kroje ostatnie ziemniaki w kostke, Tiggy jak zwykle asystuje, pozerajac wzrokiem te ziemniaki ktorych przeciez i tak nie zezre. Nagle, jak blysk w oku, przemknelo mi cos za oknem. Maz mowi: - O zobacz, kot na podworku, Tiggy, Tiggy, kot, zobacz, kot! - i pokazuje kotu palcem gdzie ten drugi kot za oknem, tak jakby kot byl w stanie popatrzec we wskazanym kierunku.

Tiggy, durna istota, albo kota nie zauwazyl albo postanowil go zupelnie zignorowac, bo moje ziemniaki nie przestaly go interesowac ani na moment.

Patrze uwazniej, a tam czarny kot, czarniutki, z malutkim bialym krawatem. Siedzi i miauczy. Mowie do meza: - Ty, ten kot jakies maly jest, zobacz, to malutki kotek...

Czarny kot po chwili byl juz na naszym progu, zawodzac i zagladajac przez przezroczyta klapke dla kotow ktora jest zamontowana w drzwiach dla wygody naszego Tigusia. Zrobilo mi sie go zal. Wydawal sie bardzo maly, prawie jak kociatko przez te klapke. Klapka jest magnetyczna wiec zaden obcy kot do domu nam nie wejdzie, Tiggy nosi na szyi specjalny kluczyk ktory tylko jemu pozwala klapke otworzyc. Nie ma wiec strachu. Czarny kot miauczy i miauczy, Tiggy w koncu uslyszal, czy tez postanowil sprawdzic intruza. usiadl przed klapka i siedzi. Czarny miauczy i bombarduje klapke. Maz w miedzyczasie opuscil plac boju czyli kuchnie, wiec postanowilam ze sprawdze co to za jeden tak miauczy. Uchylilam lekko klapke na zewnatrz, a ten (czarny) jak bomba wpadl do kuchni, w sekunde znalazl miski Tigusia i zaczal wyzerac to co zostalo z porannej uczty naszego kota tak lapczywie, ze myslalam ze sie zadlawi. Odruchowo dopadlam drzwi i zamknelam kuchnie zeby przybysz nie wlazl do domu, bo skad wiadomo co to za jeden. Wiele "mokrego" zarcia ze sniadania Tiggy nie zostawil, ale miska zostala oprozniona w trzy sekundy, po czym czarny zabral sie do suchej karmy, ktora jest zawsze w osobnej misce bo nasz kot ma pozywienie mieszane. I wciaz, tak szybko jak sie tylko da, rozsypujac kulki w promieniu pol metra, czarny kot zdazyl skonsumowac polowe zawartosci miski Tiggiego zanim zorientowalam sie, blyskawicznie wsypalam garsc kocich chrupkow do pierwszej lepszej miseczki (na platki :-)) i wynioslam na zewnatrz. Czarny za mna, dorwal sie do tych chrupek i jadl, i jadl, i jadl... A nasz Tiggy przez ten caly czas tylko patrzyl z odleglosci dwoch metrow, bo zaciekawiony owszem byl, zdumiony jak najbardziej, zaskoczony oczywiscie i chyba w szoku, ale o miske nie walczyl, bo przeciez nazarty byl do syta.

Przez ten czas (ktory w rzeczywistosci okazal sie byc tylko chwila) obejrzalam czarnego kota, byl maly, znacznie mniejszy od naszego, moze nawet nie dorosly, ale chyba juz nie dziecko, uszy czyte, siersc wytarta z jednej strony glowy, cos bylo z jego tylna lapka nie tak bo utykal. Futro wymierzwione i nastroszone, ale nie brudne. Chudy "jak pies", zebra mu sterczaly i kregoslup, ten biedny kot nie jadl chyba kilka dni. Zadnej obrozki. Nie za bardzo sie mnie boi, albo za bardzo glodny zeby sie bac. Co tu robic? CO TU ROBIC? Czarny kot nie opuszcza podworka, Tiggy nie ma zamiaru atakowac intruza.

Zadzwonilam do Rescue Centre (schronisko) z ktorego wzielismy naszego. Nie chcemy miec dwoch kotow, nie jestesmy przygotowani, boje sie ewentualnych chorob i dalszych wydatkow. Powiedzieli ze nie moga przyjechac, ale ze jak mam koszyk to niech go wsadze i przywioze. OK, znalazlam koszyk, ide po kota, a on... zniknal. Moze Tiggy go pogonil, moze przestraszyl sie bo sie jednak bal ludzi, a moze poszedl w dalsza droge szukac kogos kogo pokocha za wziecie... (Klarko wybacz!)

Kilka godzin pozniej kolejny kot, rownie maly jak czarny, ale rudy, slicznie wypaskowany, podobnie do naszego Tiggiego, znalazl sie na naszym podworku.

- "Czy my wydzielamy jakies kocie feromony?" - zapytalam meza.

Ten kot byl jednak na pewno nowy w sasiedztwie, nie przyszedl ani po wziecie ani po zarcie, przyszedl bo zwiedzal otoczenie i chcial sobie znalezc towarzystwo. Tiggy go chyba polubil, bo dzieki niemu nie jest juz na najnizszym szczeblu kociej drabiny spolecznej. A czarny kot? Nie moge cie wziac, ale prosze los zeby pozwolil ci znalezc kogos kto ci da kat do spania i miseczke zarcia. Albo zeby cie odnalezli ci ktorym sie zgubiles. A ci ktorzy cie wyrzucili na pastwe losu niech sie smaza w piekle. Jakiekolwiek ono jest.

Nie pamietam kiedy i gdzie napisalam ten wiersz, ale musialam byc w kiepskim nastroju. Zreszta, zaczelam wlasnie studia, a ktory student jest w dobrym nastroju???



X X X

Sznur czarnych perel
Okala moja szyje.

           Po twarzy
splywa gorace cierpienie.

           Ciemnosc,
ktora widze dookola -
           - boli.

Czarne ptaki usiadly.
Usiadly na obloku czarnych mysli.

           Spiew zamarl
na ustach spalonych.

I tylko tli sie gdzies w oddali,
w najczarniejszej otchlani
mojego zycia
            jasne swiatelko szczescia.
                                                    16/10/1990

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz