piątek, 18 marca 2011

Sama chciałam / To juz tydzien

Czarny kot nie wrocil po zarcie. A ja zafundowalam sobie kolejna nieprzespana noc. Trudno mi to przyznac przed sama soba, ale jakas wrazliwa ostatnio jestem. Widok tego kota tak zachlannie pochlaniajacego zawartosc miski, a potem jego wytarganego, niepewnego oblicza do dzis stoi mi przed oczami. Nigdy, przenigdy nie widzialam czegos podobnego. Ale mam za swoje, sama chcialam, to ja go wpuscilam do domu!

Ja to w ogole potrafie sobie uprzyjemnic zycie. Nie tak dawno temu byly w prasie informacje o zboczencach ktorzy wlekli za samochodem przywiazanego psa az mu glowa odpadla. Nawet piszac to slabo mi sie robi. Ale sama chcialam - moglam tego nie czytac. Innym razem, znowu niedawno, przeczytalam informacje o malym degeneracie ktory pastwil sie nad kotem i o jego jeszcze bardziej zdegenerowanym pietnastoletnim bracie ktory to wszystko nagrywal i umiescil na YouTube. I co ja oczywiscie zrobilam? Tak dlugo szukalam az znalazlam ten filmik. Przezylam szok, znowu nie moglam spac, ale sama chcialam, sama sobie jestem winna!

Corka nazwala mnie osoba bez serca, ze wypuscilam tego kota, ze go nie zlapalam. A ja naprawde zamierzalam go zlapac i oddac do schroniska. Tam maja skanery, przeskanowaliby go, moze on byl czyjs tylko uciekl lub sie zgubil. Nie zlapalam, nie zdazylam, i teraz nie wiem co sie z nim stalo i mam wyrzuty sumienia. I spac nie moge.

A rudy maly kot byl widziany wczoraj na naszym plocie, kiedy razem z naszym kotem spacerowali sobie zgodnie raz w jedna raz w druga, raz na plocie raz pod plotem. Maz byl zdumiony - pierwszy raz Tiggy nie przyszedl sie z nim przywitac po pracy, zajety spacerami z rudym kotem. - "Przeciez nie bedzie sobie obciachu robil przed kumplem ze sie z ludzmi zadaje." - odpowiedzialam...

*******************************************************************

Codziennie z niepokojem obserwuje to co sie dzieje w Japonii, codziennie rozmawiamy o tym przy kolacji, kazdy przynosi jakies inne informacje. Czasami sprzeczne, czasami niedorzeczne ale zawsze zlowrogie i straszne. Na poczatku wydawalo mi sie ze co tam, tsunami, co jakis czas sie zdarza, trudno, Japonia to bogaty kraj, wylezie z tego. Ale potem, za kazdym razem przychodza inne refleksje. Mam kolezanke Japonke, ona co prawda jest z Osaki, jej miasto nie ucierpialo i nie ma zagrozenia katastrofa nuklearna, ale rozumiem doskonale co ona czuje, daleko od kraju w ktorym sie wychowala a ktory cierpi tak bardzo. Wiec na poczatku myslalam, co tam, tsunami... ale potem doszly banalne wiadomosci o pogodzie. Ludzie, tam jest przeciez zima, tak jak w Polsce, snieg i mroz. I nie dosc ze ludzie stracili dobytek i dach nad glowa to jeszcze marzna straszliwie, przeciez tam nie ma pradu.... Tak, tsunami zazwyczaj kojarzy nam sie z cieplym pacyfikiem i rownikowym klimatem, ale o tej porze roku wyglada to o wiele wiele straszniej. Nie chcialabym, nikt by nie chcial znalezc sie w sytuacji Japonczykow. Mieszkam niedaleko morza, mam do niego 10 minut rowerem a 5 samochodem, ale na szczescie moja miejscowosc lezy na wzniesieniu i nawet 20-metrowe fale do niej by nie doszly. Ale co gdybysmy byli poza domem????????

Pogrzebalam w moim stary tomiku i znalazlam cos co moglabym zadedykowac dzielnym Japonczykom. Krotki wiersz, moze im by sie spodobal...

WIECZNOSC

Jak trudno, jak trudno
zyc,
gdy wybucha wciaz i wciaz na nowo
wulkan cierpienia.

Gorzki jest smak tego,
na co czekam.

A przeciez ja mam serce,
ktore krwawi
i rany, ktore
nie zabliznia sie juz nigdy.
                                         4/01/1990

2 komentarze:

  1. Ja co prawda nie Agnieszką jestem, a Kasią, ale bardzo mi będzie miło, jak czasem wpadniesz hehehe :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisalam "Agnieszka"? Sorry Kasiu, wpadne wpadne...

    OdpowiedzUsuń