poniedziałek, 21 października 2019

Corpus Christi

Przepis na sernik z jabłkami zapodam w innym terminie, natomiast teraz muszę przenieść Was w zupełnie inne klimaty, kultularne raczej. Kurtularne. Kulturalne. Kurturalne. Niepotrzebne skreślić :-)
Byłam ci ja bowiem w kinie. Nie żeby to jakaś nowina była, bo w kinie jestem conajmniej raz w tygodniu, a odkąd wykupiłam kartę zniżkową, to nawet trzy razy, tak jak w ubiegłym tygodniu, kiedy obejrzeliśmy w środę "Gemini Man", w czwartek "The Day Shall Come", a w piątek - polski film pod całkiem łacińskim ale wymownym tytułem "Corpus Christi", czyli "Boże ciało".
Wiedziałam, o czym jest ten film, wiedziałam, że jest polskim kandydatem do Oskara, czytałam i oglądałam recenzje, przypuszczałam więc, że będzie dobry. Ale nie przypuszczałam, że Chłop mi się aż tak zachwyci. Wczoraj, podczas rozmowy z ojcem, opowiedział mu dokładnie fabułę filmu wraz z obszernym komentarzem, na koniec gorąco rekomendując i wyrażając nadzieję, że pokażą go gdzieś na Netfliksie albo na Amazon Prime, tak jak "Zimna wojnę" w zeszłym roku, bo z chęcią obejrzałby jeszcze raz.
U mnie recenzji, jak zwykle, nie będzie. U mnie będzie plakat na zachętę:


i zwiastun, jakby jeszcze ktoś nie widział:



A co Wam moge opowiedzieć o filmie "Boże Ciało"? W zasadzie nie powinnam powiedzieć nic. Albo powiedzieć - idźcie i sami zobaczcie. Albo poczekajcie na emisję w telewizji. 
Ale Wam coś powiem. "Boże Ciało" wzbudził we mnie wiele emocji. Chciałoby się powiedzieć sprzecznych, ale nie, nie czułam żadnych sprzecznych emocji. One stały ze sobą w całkiem równym szeregu i składały się jak doskonale dopasowane puzzle. Miłość - Ból - Strata - Rozgoryczenie - Bunt -  Cierpienie - Frustracja - Żąrliwość - Niesprawiedliwość. I to uczucie, kiedy podnosisz brew w niedowierzaniu, a ona zamiast opaść, pozwala drugiej brwi zrobić to samo. 
Chciałabym powiedzieć, że jest to film trudny, że nie jest dla każdego. Ale nie, nie powiem, bo ten film jest absolutnie dla każdego. No może poza dziećmi, bo jest dozwolony od lat 15-tu. 
To nie jest film o kościele, to nie jest film o religii.  To jest film o emocjach, o przezwyciężaniu kryzysów, to jest film, który naprawdę skłania do refleksji. Jest bardzo uniwersalny, bardzo prawdziwy, dla mnie jest najlepszym polskim filmem, który widziałam w ostatnich latach. Lepszym od "Zimnej wojny". Bardzo, ale to bardzo polecam. 

P.S. To był jedenasty post pod rząd. Policzyłam. Czyli czalendż wykonany. Postaram się kontynuować trend, może nie codziennie :-)

9 komentarzy:

  1. Film musi byc dobry, bo Jan Komasa zlych filmow po prostu nie kreci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzialam zadnego z jego filmow, ale gdzie mialam widziec? W Polsce nie mieszkam.

      Usuń
  2. Pewnie znow musze czekac, az puszcza film w telewizji.

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba już wszyscy widieli..tak myślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie wszyscy. I nie wszyscy zobacza :-)

      Usuń
    2. Ja nie widzialam, nie chodzę do kina z powodu agorafobii.

      Usuń
    3. Naprawde masz agorafobie?
      Nie zebym sie smiala, tylko sie ciesze, ze nareszcie znam kogos z ta przypadloscia :-)

      Usuń
  4. Nie mogę się doczekać kiedy zaczną to puszczać w małomiasteczkowych kinach. W moim kinie w tygodniu leci dwa filmy wymiennie.

    OdpowiedzUsuń