środa, 16 listopada 2016

Oficjalnie się zaczęło

Jojczenie jojczeniem, ale samo się nic nie zrobi, tak więc po pracy pojechałam do taniego sklepu po farby. W pierwszym odruchu chciałam kupić Dulux, jak zwykle, ale przecież nie remontuję domu dla siebie tylko na sprzedaż, a to co innego. Zresztą, co to za remont, przemalowanie paru ścian, zaklejenie paru dziur i wymienienie paru rzeczy. Dom ma być przystojny na obrazkach, bo w internetach będzie i na ulotkach, to ma zrobić dobre pierwsze wrażenie. A i tak wiadomo że każdy potem robi wszystko po swojemu.
Zakupiłam roletę na wymianę, 2,5 litra farby białej na sufit i 10 litrów magnolii na ściany. Chciałam taki fajny neutralny kremowo-beżowy kolor, ale kosztował dwa razy tyle to zdecydowałam że będzie ponadczasowa nudna magnolia. W domu zarządziłam stan alarmowy, tak więc syn z dziewczyną sprzątali kuchnię, a Chłop przywiózł wszystkie potrzebne do remontu gadżety ze swojego domu. I skrzynkę z narzędziami, bo moje trochę zdekompletowane są. I sobie poszedł bo niestety ale miał zajęcia wieczorem. Za to ja rozpoczęłam oficjalnie proces sprzedaży domu.
Czyli najpierw umyłam okno w pokoju córki, wyczyściłam wszystkie dwa meble (reszta powędrowała na wysypisko już w weekend) i kąty myjką parową. Jakie to wspaniałe urządzenie! Pokój od razu wrobił się jaśniejszy i radośniejszy. Potem powyciągałam wszystkie gwoździe ze ścian i skonstruowałam sobie mazię do zalepiania dziur. Pierwszy raz w życiu zalepiałam dziury w ścianach, super zabawa. Zostało mi trochę mazi więc pozalepiałam jeszcze trochę dziur w korytarzu, a resztę sobie wysmarowałam na ścianach. Mazia ma zastygać sobie do dzisiaj.
Zostało mi trochę czasu do powrotu Chłopa, więc wymalowałam sufit na biało. Nie wiem czy farba tam była jakaś stuletnia, czy żółtawa, bo różnica od razu kolosalna. Pokój mały więc zeszło mi dość szybko. To był mój drugi w życiu pomalowany sufit. Przedtem przemalowywałam tylko sufit w łazience z fioletowego na biały. A potem przyszedł Chłop i powiedział że super pracę wykonałam, ale jest już dwudziesta trzecia czterdzieści, więc może czas na prysznic? Okazało się że dopiero dwudziesta trzecia dziesięć była, więc wykorzystaliśmy nadprogramowy czas na masaż moich obolałych stópek i różne takie....
No a dzisiaj przychodzi pierwszy agent od nieruchomości powiedzieć mi ile moja chałupa jest warta (dwóch kolejnych zamówiłam na jutro), a potem będę malować ściany w pokoiku magnolią. Sama bo Chłop ma znowu zajęty wieczór. Okazuje się że malowanie zupełne fajne jest, a ten remoncik przestał mnie przerażać, jak tylko się za niego zabrałam. Tym bardziej że Chłop sprowadza swojego rodziciela do pomocy na weekend. Albo dłużej jak będzie trzeba. A ja w tym czasie będę sobie na przykład myła okna. I przygotowywała chałupę do zdjęć. Super jest!



9 komentarzy:

  1. No, a nie mówiłam, że fajny, energetyczny czas! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny Gosiu, fajny. Byłam zmęczona fizycznie, ale głowa świeża jak skowronek. Wolę znój fizyczny od psychicznego. O wiele bardziej.

      Usuń
  2. Obudzilas w sobie uspionego malarza. :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie, jakbym to miała robić codziennie to bym nie wyrobiła. Ale raz na ileś lat i to w dodatku mały pokoik to tylko relaks :-)

      Usuń
  3. Fajnie mają te "chłopy"...mając zajęte wieczry...��������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak bywa. A ja mogę sobie spokojnie odpocząć w domu przy robocie :-)))

      Usuń
  4. ....a końcowy efekt jest najlepszy, prawda? ;)
    Siada się z filiżanką kawy i podziwia, podziwia, podziwia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mysmy ostatnio malowali lazienke w pracy, jak pierdylłam podlogę na czerwn ood razu róznica sie zrobila :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam malowanie. Relaksuje mnie ta czynność.

    OdpowiedzUsuń