czwartek, 1 grudnia 2011

Myszki i ptaszki czyli Sezon na polowanie

Czy pisałam już jak to raz w kuchni nad ranem znaleźliśmy zamemlanego na śmierć myszorka? Bo o nocnych horrorach i ścianach zabryzganych ptasią krwią to na pewno w poście "Kot polowniczy".
No więc niedawno w kuchni na ranem znaleźliśmy zamemlanego na śmierć myszorka. Piszę myszorka bo nie była to prawdziwa mysz, raczej maleńka ryjówka. Niemniej jednak sztywna, obśliniona i nieruchomo spoczywająca pod kuchennym stołem. Sprawcy nie było na miejscu zbrodni. Pomyślałam, Jezu, co by było gdyby on tę mysz żywą przyniósł i gdyby ona mu UCIEKŁA?
Nawiasem mówiąc, nigdy w życiu nie widziałam w całej okolicy ani jednej myszy. Może dziwne, prawda, powinno byc ich od groma, ale nie, nie widziałam. Znajomi w centrum Edynburga mieli myszy w mieszkaniu, ale ja mieszkam daleko od centrum, więc może to dlatego. No i nie ma u nas piwnic, a tam są. No i może dlatego że tyle tu kotów, prawda?
Dwa dni po myszorku na schodku przed domem znaleziono martwego szpaka. Sprawca znów oddalił się z miejsca mordu. Szpak śladem myszorka wylądował w koszu. W kilka dni później na tym samym schodku pojawiła się nieżyjąca już niestety myszka. Mała, podobna wielkością do poprzedniego myszorka, ale już na pewno prawdziwa mysz, co naocznie na zasadach porównawczych z internetem sprawdzono. Sprawcy przy niej nie znaleziono, chociaż kot bardzo zadowolony pojawił się w kuchni w celach otrzymania większej niż zwykle porcji głasków.
Ostatnia zbrodnia już zdemaskowała mordercę na całego. I okazała się najokrutniejsza z wszystkich, bo dotyczyła kosa. Być może był to ten sam, który złapany został wcześniej i któremu zostało darowane życie, być może był to ten który wyśpiewywał nam codziennie arie na płocie, ale nie, to chyba nie ten, bo ten to stary już jest i z niejednym kotem pakt zawierał. W każdym razie kosa szkoda. A ten łowca okrutny, czy też raczej polowniczy, z przeogromnym zadowoleniem pokazywał nam jakiego to dzielnego czynu dokonał. Za co oczywiście dostał całą porcję głasków. Bo kota należy pochwalić za udane polowanie. Bo on przynosi swą zdobycz nam, w nagrodę. On nie musi i najczęściej nie chce zjadać myszy, ptaków czy motyli. Taka jest jego natura, kot to zwierzę łowne i kto się z tym nie godzi, niech nie bierze kota do siebie.
I pomyśleć że jeszcze niedawno myślałam że z moim kotem jest coś nie tak...

A na zakończenie fotka pokazująca, co koty lubią najbardziej robić zimową porą:

  

2 komentarze:

  1. Jakbym miała mniejszy tyłek, to pewnie też wylegiwałabym się na kaloryferach... :D
    Tylko ja mam takie stare, żeberkowe, wbijały by się w ciało, auć! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem coś o tym, zawsze gdzie tylko mogę grzeje tyłek na koloryferze, ale wczoraj mąż podkręcił ogrzewanie bo zimno było i mi się rzeczony tyłek trochę przypiekł, haha. A temu tam na górze i tak wszystko jedno, jak się zgrzeje to wychodzi na podwórko i tak w kółko.

    OdpowiedzUsuń