środa, 14 grudnia 2011

Pierwsza noc z kotem.

Znowu wieje. Nie żeby jakoś strasznie, chociaż ogłosili "pomarańczowy alert", czyli mocne wichury. W dodatku padał wczoraj deszcz i nawet kot nie bardzo miał ochotę na wychodzenie z domu. No kilka razy mu się udało przezwyciężyć lenistwo, bo przecież natura wzywa, ale generalnie to raczej w domu, a zwłaszcza na parapecie. Szkoda że nie pomyślałam o zrobieniu zdjęcia, ale wyglądało to tak komicznie, że zamiast szukać aparatu, pokładaliśmy się wszyscy ze śmiechu, gdy kociul wgramolił dupsko na parapet, poleżał chwilę bez ruchu, po czym obie przednie łapy położył na kaloryferze i je sobie grzał. I patrzył zdziwiony na tę naszą radość, że jak to, to my sobie cztery litery grzejemy na kaloryferach a kotu łapek nawet nie wolno? Wyglądało to komicznie bo... tylko te miękkie części kocich łap dotykały kaloryfera, te z poduszeczkami, jak ludzkie dłonie.
W nocy kot zwykle siedzi na parapecie w "swoim" pokoju albo nie wiem gdzie, bo przecież staram się spać. W nocy kaloryfery nie grzeją. W nocy jeżeli kot chce spać, najczęściej zasypia na jednym ze swoich dwóch łóżek. Do naszej sypialni przychodzi tylko około 3-4 w nocy sprawdzić czy żyjemy, przed pójściem na łowy i zaraz po powrocie. A tu wczoraj wieczorem, zupełnie cichaczem i niezauważenie, bo już czytałam książkę przed snem a mąż był jeszcze w łazience, zakradł się na nasze łóżko i umieścił na miejscu, w którym zazwyczaj leżą nogi mojego męża. To jego ulubione miejsce, ale w dzień a nie w nocy, więc nikt się go tam nie spodziewał o 23. Mąż wrócił, popatrzył, spytał czy ON dzisiaj z nami śpi, potwierdziłam, więc nogi męża powędrowały na moją stronę i już tam zostały do mniej więcej trzeciej, kiedy natura wezwała kota. Spać się nie dało, bo chociaż łóżko mam tzw. kingsajz, czyli naprawdę wielkie, to te nogi mojego męża na mojej stronie... no coś nie było tak. A poza tym on się bał przewracać z boku na bok, żeby nie obudzić kota! Ha ha!
Kot poszedł, przyszedł, umył się i wskoczył z powrotem w to samo miejsce. Nogi męża znowu powędrowały w moją stronę. I tak już do rana. Tak minęła nam pierwsza noc z kotem w łóżku.

2 komentarze:

  1. Wyglada na to, ze nie bedzie to ostatnia noc z kotem w lozku. My dzielimy legowisko z trzema futrzakami i od czasu do czasu to ja sie wyprowadzam do salonu na kanape, bo koty we snie przybieraja niesamowite rozmiary i zajmuja coraz wiecej przestrzeni zyciowej lub sypialnej. Ale mruczando przed zasnieciem wynagradza wszelkie niewygody. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, bo była następna noc i następna. Zobaczymy co będzie jutro hehe :-)

    OdpowiedzUsuń