środa, 21 grudnia 2011

A tort i tak będzie!

Bigos gotowy. Co prawda chłopaki stwierdziły że trochę pieprzu mu brakuje więc jutro im dopieprzę, jak po raz ostatni będę go podgrzewała, a potem poprzekładam do słoików i do lodówki.
Na jutro mam w planie pieczenie ciast, to znaczy makowca i sernika, bo nie ma dla mnie Świąt bez tych dwóch ciast. A pyszny makowiec nauczyłam się robić w zeszłym roku i tym roku go powtórzę. Trochę cyrku było z makiem bo za cholerę nie wiedziałam jak go zemleć, no wiem że najpierw się parzy a potem mieli, ale ja nie mam młynka do mięsa, a nie pamiętam jak to robiłam rok temu. Chyba robotem kuchennym, ale teraz nie wiedzieć czemu ten pomysł wydał mi się dziwny. Szperałam po internecie i szperałam, i wszędzie ludzie piszą że najpierw mak zaparzyć, potem zemleć lub utrzeć w makutrze. A ja makutry też nie mam. Makutra - makutra - nomen omen, ale jaja, właśnie odkryłam znaczenie tego słowa. Moja mama zawsze ciasto ucierała w makutrze, a tu proszę, mak-utra, czyli do ucierania maku!
No ale wracając do tematu czyli przygotowania maku na najlepszy na świecie makowiec, natknęłam się w internecie że można w Polsce (bo na pewno nie tutaj) kupić mak już zmielony. Więc jak w sklepach można to znaczy że może być najpierw zmielony a potem zaparzony, czyż nie? Młynek do kawy mam. Nawet długo mi nie zeszło, ale mieliłam trzy razy, tak na wszelki wypadek, i chyba wyszedł dobry. Zaparzyłam go i teraz postoi przez noc, zgodnie z przepisem.
Ostatnie zakupy zrobione, jeszcze tylko zostało zakupić chleb, ale to już przed samymi świętami. Chociaż teraz chleby mają jakiś dłuższy okres do spożycia, a poza tym to chleba za dużo u nas nie idzie. No ale jak przyjdą goście to chleb musi być. No i tak, jak już pisałam wcześniej, nie jestem zestresowana tymi świętami w ogóle. Za dużo jedzenia nie robię, bo dla kogo? Mąż jeszcze w pracy dostanie indyka, pewnie ze dwadzieścia kilo jak w zeszłym roku, no to się kawałek upiecze na pierwszy dzień. A na drugi przyjdą pewnie goście jak co roku i trzeba będzie poodgrzewać wszystko co zostało z dwóch dni. Ale gościnna jestem co nie? A bo ja mam w ten dzień urodziny i zawsze cholernie się wkurzam że w swoje własne urodziny muszę gotować, jedzenie przygotowywać i gości zabawiać. I tort piec. W tym roku będzie inaczej, bo mąż zapowiedział mi dzisiaj widząc listę zakupów (na której były artykuły "do torta"), że nie piekę żadnego torta bo mam urodziny i zawsze piekę dla wszystkich na ich urodziny więc w tym roku nie piekę. A tort będzie i tak. Powiedziałam "OK" i skreśliłam artykuły tortowe z listy, znacznie ją w ten sposób skracając. Fajnego mam męża, co nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz