piątek, 16 grudnia 2011

Wigilijne rozterki

Hura, hura, hura! Dziś mój ostatni dzień w pracy! W tym roku oczywiście. Miałam wielkie plany posprzątać sobie biurko, to znaczy usunąć część bzdurnych papierów a część zamieść do archiwum. No i są jeszcze takie które odkładane przeze mnie na półkę przez pół roku, aż się proszą aby je powkładać do odpowiednich segregatorów. Ale mi się nie chce.
Postanowiłam więc pół dnia przeznaczyć na przyjemności, takich jak wypisywanie kartek świątecznych, pogaduszki przy herbatce, gry na facebooku czy śledzenie zamówionych przez internet prezentów. Za papiery zabiorę się po lanczu.
Mam dylemat natury moralnej. Otóż, ponieważ zarówno my jak i siostra mojego męża z rodziną, mieszkamy w sąsiednich miejscowościach,  w zasadzie blisko siebie ale nie chodzi tu o odległosć a raczej o to że za granicą to jedyna rodzina, wigilię zawsze wyprawiamy na zmianę. Czyli raz oni do nas, raz my do nich. I w tym roku wypadło że my do nich. Jakieś dwa dni temu, szwagierka zadzwoniła z zapytaniem co przynoszę na wigilię. Zatkało mnie. Oczywiście, nie wyobrażam sobie pójść do kogoś na wigilię i nie przynieść czegoś na stół, zawsze przynosimy sobie wzajemnie coś tam, zawsze uprzednio dzwoniąc i informując co to będzie, na przykład - przyniosę ryby czy uszka. Dla mnie osobiście nie ma znaczenia czy ktoś coś przyniesie czy nie, bo wigilia to wigilia i musi być na stole wszystko co było u mamy czy teściowej, kiedy wigilie spędzaliśmy w Polsce. I owszem, miałam zamiar przynieść jakieś śledzie, może pierogi z kapustą czy kluski z makiem. Ale odpowiedziałam że nie wiem, że niech się zastanowi i mi powie. Na to ona że daje mi wybór bo jestem gościem. Kurka wodna, jestem w końcu gościem tak czy nie? Jak zapraszam kogoś na obiad to najwyżej oczekuję butelki wina albo czekoladek, w podzięce. A jak nic nie ma to też dobrze. Ale tak? Urządzasz w domu wigilię to przygotowujesz wszystko od A do Zet a jak ktoś przyniesie więcej to będzie więcej na stole. Proste.
Zresztą, prawdopodobnie będzie na tej wigilii jeszcze kilka osób, ale raczej nie podejrzewam że zostały one poproszone o to samo. Bo są goście i GOŚCIE najwidoczniej. Jestem zła za takie postawienie sprawy. I co, w drugi dzień świąt mam urodziny, czy też mam kazać sobie coś przynieść do jedzenia?

2 komentarze:

  1. Bratowa i ja także przygotowujemy kolację wigilijną (i śniadanie wielkanocne) na zmianę, co drugi rok. Zawsze ta druga strona coś przynosi, także obie Mamy uczestniczące w kolacji, przynoszą coś od siebie.Zawsze też uzgadniałyśmy wcześniej, co to będzie, po prostu żeby się nie powielać. Potraw na Wigilię jet dużo, po co robić to samo? Zwykle każdy jest w czymś lepszy i z góry wiadomo, że to zrobi. Wydawało mi się to oczywiste i nigdy nie czułam się z tego powodu mniej gościem. Zresztą podobny system pamiętam ze swojego dzieciństwa, kiedy to moja mama przygotowywała Wigilię ze swoją bratową. Najzabawniejsze, że to działa tylko z okazji Wigilii, na Wielkanoc i przy innych świątecznych spotkaniach "zrzutki" nie organizujemy. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Widać, tak ma być!
    Pozdrawiam przedświątecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, skomplikowane to wszystko. Masz rację floska, ty chyba ja mam jakieś przedurodzinowe humory...

    OdpowiedzUsuń