czwartek, 26 kwietnia 2018

Wszystko przez Avengers!

Siódma czterdzieści. Budzi mnie alarm w komórce. Naciskam drzemkę. I kolejną. I kolejną. Ósma zero dwa. Cholera, jeszcze chwilę... ósma czternaście, wylęgam się z kokonu, złażę na dół, automatycznie karmię koty, połykam tabletkę i wracam na górę. Zaglądam do sypialni - Chłopa nie ma. Znaczy jest, bo w łazience go nie ma, to gdzie ma być. Tylko go nie widać, tak się rozpłaszczył i nawet łeb zakrył kołdrą, bo słońce odsłoniłam. Odkrywam rąbek: "A ty do roboty nie wstajesz dzisiaj?" "O kurde, a która godzina?" "Ósma dwadzieścia" i pędzę do łazienki bo jak wstanie to wlezie i będę musiała makijaż kończyć w pokoju. I mówi to baba, która ma w domu trzy łazienki. Chociaż, w sumie to zawsze Chłop udaje się do alternatywnej kiedy mamy clash. No ale szybko, zrobiłam swoje, wracam do sypialni po kolczyki. Bo bez czego jak bez czego ale bez mascary i kolczyków to do pracy nie wychodzę. Chłop zdążył juz nałożyć majtki i siłuje się z dżinsami. Tu podniosła mi się lekko lewa brew. "Czyli jednak postanowiłeś nie iść do pracy dzisiaj?" "Co? Do pracy? Jasne że idę... (chwila konsternacji i widać że w końcu światełko się przebiło przez tunel) Dlaczego ja więc te dżinsy nakładam??..." - gada Chłop sam do siebie. Zawsze bowiem do pracy nakłada normalne czarne spodnie od garnituru, a dżinsy to tylko w weekendy i po pracy.
Uwinęłam się szybciutko ze śniadaniem, buziak na pożegnanie i w samochodzie byłam już za pięć dziewiąta. Do pracy spóźniłam się tylko dwadzieścia pięć minut. Zwaliłam na korki.
A wszystko przez Avengers!


Stare ludzie a głupie. No ale tradycji musiało stać się zadość. Ubiegłą noc spędziłam upojnie w kinie, na premierze najnowszego filmu z udziałem superbohaterów "Avengers Infinity War" (Avengers Wojna bez granic). Wyszliśmy z kina po trzeciej nad ranem, w łóżku byliśmy około czwartej. Jestem niewyspana, to prawda, ale na pewno nie żałuję.
Film wbił mnie w fotel i pozostawił... takie fajne słowo po angielsku speechless. Czyli oniemiałą. W sumie to działo się tyle, że muszę zobaczyć go jeszcze raz, na spokojnie.
Jak ktoś lubi a nie widział (co bardziej niż prawdopodobne, bo co za debil chodzi do kina o północy) to niech leci do kina raz dwa. Więcej nie powiem.

2 komentarze:

  1. Dziwne to z lazienkami, ale u nas dwie i z rana oboje pchamy sie do tej samej:)) Znaczy ja na kilka sekund tylko, bo tam jest waga, a potem to juz mam swoja lazienke:)
    Avengers to raczej nie z mojej polki, po za tym nie lubie chodzic do kina, wiec raczej nie skorzystam z polecenia. A dudnia o nim wszedzie gdzie sie tylko da.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm jakoś nigdy nie traktowałam poważnie tej filmowej serii... może powinnam zmienić zdanie;)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń