Faktycznie, teściowa jest już w czarnej dupie. Nie wiadomo, czy kogokolwiek rozpoznaje, wypełnia polecenia, typu "usiądź, zjedz, idziemy spać, idziemy tam i tam", czasami wykrzyknie "O, dobrze Cię znowu widzieć" do kogoś z nas, ale generalnie nie kojarzy już nic. Cały dzień chodzi po domu, otwiera drzwi, zamyka drzwi, i chodzi, otwiera, zamyka, albo i nie zamyka, a najgorsze że chodzi tak i rozmawia, nie wiemy z kim. Powtarza w kółko te same zdania jak mantrę, akcentując wyrazy jak dziecko akcentuje wierszyk. Przez ten weekend nasłuchaliśmy się tyle, że w niedzielę wieczorem w głowach powtarzały się nam te same sentencje, jak powracająca natrętnie zasłyszana piosenka:
"Doktor chce Cię widzieć o dwunastej, to jest mój dom, a nie twój, musisz stąd iść. Natychmiast." Coś tam innego się pojawia co jakiś czas, jak na przykład "śmierdzi w tej łazience, nie zostanę tu ani chwili dłużej" "już nie zniosę tych zapachów, cały dom jest przemoczony do nitki" "znów pali te papierosy, śmierdzi w całym domu, niech już idzie lepiej do domu". A potem znowu "Doktor chce Cię widzieć o dwunastej, to jest mój dom, a nie twój, musisz stąd iść. Natychmiast." I zmowu i znowu. A najgorsze jest, że ona tak chodzi pomiędzy pokojem a kuchnią, gada na cały regulator i na przykład patrzy na Ciebie i wygląda jakby mówiła do Ciebie, choć wiesz, że wcale tak nie jest.
Wieczorem, kiedy leżeliśmy już w łóżku, Chłop znienacka powiedział: "Wiesz co, jak kiedykolwiek będę w takim stanie jak matka, to proszę Cię żebyś wzięła poduszkę i mnie nią przydusiła. Obiecaj mi to". No kurwa. Jak mogę obiecać coś takiego??
Wczoraj obejrzałam w kinie film "The Leisure Seeker". W Polsce premiera będzie 25 maja i film nazywa się "Ella i John". Film uznałam za bardzo dobry, opowiada historię starszego małżeństwa, które wyrusza w niezaplanowaną podróż, aby odwiedzić dom Ernesta Hemingwaya, mieszczącego się w Key West na Florydzie. Podróż jest jednocześnie ucieczką od dorosłych, nadopiekuńczych dzieci i lekarzy. John (Donald Sutherland) cierpi na alzheimera, a jego żona, Ella (Helen Mirren), jest w ostatnim stadium raka. Postanawia wykorzystać wspólny czas, jaki im pozostał, na próbach przypomnienia swojemu mężowi, jakim kiedyś był człowiekiem. Tak nam się wydaje, ale koniec jest tak samo zaskakujący jak i przemyślany. Dlaczego o tym piszę? Bo po tym weekendzie spędzonym z teściami film nabrał innej treści, a prośba Chłopa okazała się nie taka znowu niezwykła.
Nie wiem jak odbędzie się ten ślub i spędza mi to sen z powiek.
Straszna jest ta choroba, szczególnie, gdy pamiętamy osobę sprzed niej. Nie wiem, czy chciałabym tak żyć, ale co człowiek może wiedzieć?
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żeby ślub się odbył jak trzeba i był dla Was pięknym przeżyciem!( żaden zajzajer niech tego nie zniszczy)
Z pewnoscia zadnych zajzajerow nie bedzie. Chociaz kto ich tam wie, polowa gosci to chemicy :-)))
UsuńŚlub się odbędzie i będzie wszystko normalnie. Spoksik na maksik.
OdpowiedzUsuńA obiecać Chłopu uduszenie możesz spokojnie - każdy z nich po jakimś czasie zaczyna na to zasługiwać.
O nie, zastrzelic moge, ale nie poduszka :-)
UsuńMoj ma obiecana zupe grzybowa jako ostatnie ziemski jadlo. Przynajmniej glodny nie umrze:)) i to tak w miare czysty proces, bo zastrzelic to trzeba gdzies na zewnatrz, zeby balaganu nie robic w chalupie.
UsuńTylko jakies grzybki porzadne musisz znalezc :-)))
UsuńGrzybki to niekoniecznie czysty proces - przed zgonem pacjent może zahaftować całe otoczenie. Albo łobesrać :)
UsuńTrochę bardziej znam te choroba, bo często znam samych chorych, gdy byli zdrowi i obserwuje postęp niszczenia ich organizmu. Rozmawiam też z rodzinami chorych, więc wiem przez co przechodzą...
OdpowiedzUsuńŚlub musi się udać! Jak nie, jak tak 🤗
Moja babcia miala alzheimera, temat nie jest mi obcy. Kazdy przypadek jest inny, a najgorsze ze tego sie nie da zatrzymac.
UsuńTa choroba ma to do siebie, że czasami bardziej męczy tych, którzy są dookoła chorego. Teść nie myślał o opcji live-in carers? Albo chociaz takich na godziny?
OdpowiedzUsuńA ślub musi być, no bo przecież brwi zrobiłaś!
Brwi to bym i tak zrobila, bo juz czas najwyzszy byl. Tesc jest zbyt dumny zeby sie przyznac jak go to meczy i zbyt samodzielny zeby pozwolic komus mieszkac w jego domu. Kiedys nie chcial zadnej pomocy, bo jej by sie to nie podobalo, ale teraz ona juz nie kuma, a jemu jest coraz ciezej. Mysle, ze zrobi tak jak mu rozum podpowiada, a on ma czesto dobre pomysly.
UsuńDlatego zmieniłam dietę i czytam Akademię Witalności i stosuję jej zasady, by na starość nie być w czarnej dupie jak piszesz...
OdpowiedzUsuńTego nie mozna byc nigdy pewnym, nie tylko jakosc zycia na to wplywa. Ale przynajmniej mozna robic cos. Lepiej niz nie robic nic.
UsuńTo straszna choroba i niestety tak jak ktos juz wyzej napisal cierpi na nia cala rodzina.
OdpowiedzUsuńA slub sie odbedzie, bo dlaczego nie? zycie przeciez jak zawsze mimo roznych zawirowan losowych toczy sie dalej.
Odbedzie sie z duza pewnoscia. Zal by mi bylo tylko Chlopa, dla ktorego to pierwszy i chcialby zeby jego rodzice tez w tym uczestniczyli. Przynajmniej jeden.
UsuńEch, tylko spokój Cię uratuje... tylko spokój:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Na czas slubu zalatwcie kogos, kto bedzie dyskretnie pilnowal tesciowej, musi to byc ktos, kogo slub nie bedzie interesowal :) , ma ja obserwowac i reagowac natychmiast, jakby sie cos dzialo.
OdpowiedzUsuń